Złomowisko - Nie dla idiotów - moffiss-log
jewgienij - 11 Października 2009, 19:27
Jak już podkradać, to nie z książek, które dopiero co wyszły
illianna - 11 Października 2009, 19:30
jewgienij, wstrzymajmy się, aż autor coś odpowie
MOFFISS - 11 Października 2009, 19:31
Nie mam bladego pojęcia. Książki nie czytałem. Może, gdzieś wbił się w pamięć jakiś spojler, diabli wiedzą. Kiedy piszę, myślę obrazami, słowa są wtórne, nie zawsze mi wychodzi opisanie tego, co widzę. A tu masz, wypisz wymaluj - stoi jak byk.
jewgienij napisał/a | Jak już podkradać, to nie z książek, które dopiero co wyszły |
opowiadanie napisałem na wiosnę, nie wiem kiedy wyszła powieść Harrisona.
edit> to pierwsza oficjalna odsłona, potem dopisałem resztę
http://www.fahrenheit.net...?t=2954&start=0
baranek - 11 Października 2009, 19:50
wiecie, ja jakoś nie mam przekonania do poprawiania przez lata tego samego tekstu. kiedy już coś napiszę i uważam, że jest niezłe, to próbuję kogoś tym zainteresować. wysyłam gdzieś. obecnie w jedno miejsce w sumie. a jeśli uznam, że jest do luftu, wyrzucam w pi.du. nie rozumiem, jak można latami dłubać w jednym opowiadaniu. no, może jeszcze w powieści... ale w opowiadaniu? to nudne przecież musi być. gdzie tu radość z pisania?
nie chcę nikomu przygadywać, MOFFISS nie bierz tego do siebie, po prostu nie rozumiem.
MOFFISS - 11 Października 2009, 19:55
baranek napisał/a | nie rozumiem, jak można latami dłubać w jednym opowiadaniu. no, może jeszcze w powieści... ale w opowiadaniu? to nudne przecież musi być. gdzie tu radość z pisania? . |
To miała być mini-powieść, a po drugie, lepiej jest ćwiczyć warsztat na czymś, co wcześniej się samemu napisało. W sumie jak podliczę, to wymęczyłem 5 opowiadań (ok 40-k znaków), może z 7 szortów, i trochę fanfików. Dzisiaj mogę spokojnie powiedzieć, że zrobiłem spory postęp. Warsztat już nie jest stricte kowalski.
Na początku wspominałem, że tekst jest stracony, ze względu na publikację, akurat na FF.
illianna - 11 Października 2009, 19:57
MOFFISS, skoro to nieświadome, to zwalamy na pamięciowe chochliki i zapominamy o sprawie
MOFFISS - 11 Października 2009, 19:59
illianna napisał/a | MOFFISS, skoro to nieświadome, to zwalamy na pamięciowe chochliki i zapominamy o sprawie |
albo może okładacie nowego polskiego Harrisona? Historia czasem płata figle....
Martva - 11 Października 2009, 20:01
illianna, a nie mówiłam?
MOFFISS, znalazłam na FF Twoją wypowiedź:
Cytat | w ogole ostatni, nie bede juz pisal |
I jak?
terebka - 11 Października 2009, 20:02
Zdanie rozpoczynające powieść "Crimen" Józefa Hena:
Cytat | Nadszedł ów człowiek od północnej strony, od wąskiej uliczki, co ją rymarze zajmowali. |
Zdanie rozpoczynające opowiadanie "Wiedźmin" Andrzeja Sapkowskiego:
Cytat | Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta
|
Czyli zamierzony trick AS-a. No, ale skoro MOFFISS twierdzi, że nie czytał, to wypada mu wierzyć.
illianna - 11 Października 2009, 20:04
terebka, też tak uważam
MOFFISS - 11 Października 2009, 20:05
Martva napisał/a | illianna, a nie mówiłam?
MOFFISS, znalazłam na FF Twoją wypowiedź:
Cytat | w ogole ostatni, nie bede juz pisal |
I jak? |
wiesz, co rajcuje w pisaniu? Nie miałem bladego pojęcia, że tak wciąga tworzenie światów. "Jonasz..." jest dobrą szkołą, gdy kreujesz fizykę świata masz szalony problem, by konsekwentnie zapanować nad wyobraźnią. Jutro wrzucę inne opowiadanie, gdzie fizyka jest zupełnie "poje...na", hyhy
jewgienij - 11 Października 2009, 20:09
"(...) mężczyzn, noszących płaszcze w kolorze mąki."
To u Harrisona
"Górna część muszli odskoczyła, ukazując proszek w kolorze mąki."
To u Ciebie.
To pryszcz, nie wart byłby może wzmianki, ale w kontekście tamtych fragmentów zaczyna rzecz cała wyglądać na całkiem świadome korzystanie z co fajniejszych myków Harrisona.
MOFFISS - 11 Października 2009, 20:23
jewgienij napisał/a | (...) mężczyzn, noszących płaszcze w kolorze mąki.
To u Harrisona
Górna część muszli odskoczyła, ukazując proszek w kolorze mąki.
To u Ciebie.
To pryszcz, nie wart byłby może wzmianki, ale w kontekście tamtych fragmentów zaczyna rzecz cała wyglądać na całkiem świadome korzystanie z co fajniejszych myków Harrisona. |
przeginasz jewgienij, równie dobrze można wyłapywać masę słów, czy zwrotów z innych książek. Akurat manna kojarzy się z chlebem, stąd mączny kolor, szczególnie, że całość opka odnosi się w jakimś sensie do religii chrześcijańskiej, skądinąd też można szukać podobnych insynuacji.
jewgienij - 11 Października 2009, 20:45
Z tej mąki chleba nie będzie.
Masz talent mimo wszystko, rób swoje.
Fidel-F2 - 12 Października 2009, 00:01
MOFFISS, he, he, he, he, pajacu
MOFFISS - 12 Października 2009, 06:55
Fidel-F2 napisał/a | MOFFISS, he, he, he, he, pajacu |
sikać każdy potrafi, byle jak i byle gdzie.
Obiecałem, że wrzucę cos z dziwną fizyką, niektórzy mieli okazję czytać mojego pierwszego szorta, dość nieporadnie napisanego. Oto, wersja poprawiona i rozszerzona. Czy dobra, sam nie wiem, patrząc z perspektywy półtora roku...hm.
Człowiek do kwadratu
Jak zwykle o siódmej trzydzieści rozległ się dźwięk budzika. Bezwładna dotąd ręka mężczyzny nabrała raptem samodzielności i z rozmachem uderzyła w nocną szafkę. Mężczyzna zaklął szpetnie. Zegar spadł na podłogę, pewnie tam zostanie, aż do następnej wizyty u zegarmistrza. Przemógł się i z wysiłkiem uniósł na łokciu. Kac jak cuchnący kloszard natrętnie żebrał o porządnego klina. Westchnął. Seta czystej byłaby w sam raz. Zmrużył oczy, łypnął bezmyślnie na oblaną porannym brzaskiem sypialnię. Odrzucił pierzynę jak niechcianą kochankę i z wysiłkiem zwlókł się z łóżka. Kołysząc ciałem dla złapania równowagi, ruszył na stronę by złożyć kanalizacji należny jej bursztynowy dar. Już był prawie u celu, gdy zupełnie niespodziewanie z czymś się zderzył. Kolejne przekleństwo wyleciało z ust razem z nieświeżym oddechem. Podrapał się, raz po głowie, raz po *beep*. Niczego, ani nikogo nie zauważył.
- No dobra, sezamie otwórz się, bo się zleje! - powiedział nad wyraz przekonywająco i gwałtownie naparł na tę nietaktowną zawalidrogę. Nie osiągnął jednak niczego ponad to, że pęcherz nie wytrzymał wzbierającego ciśnienia. Przekleństwa zabębniły sprośnym echem, jedno za drugim, odbijając się od ścian. Spojrzał na mokry dół piżamy, starając się trzymać fason.
Przeleciał jęzorem po spierzchniętych ustach. Ale, ani mokre slipy, ani stanie w kałuży własnego moczu nie miały szansy z suchym pyskiem. Dłonie zacisnęły się w pięści. Wściekłe ciosy poleciały w stronę niewidzialnego przeciwnika. Po chwili zmęczony, z obolałymi knykciami, pacnął na podłogę. Co za cholera jedna! – pomyślał. Suszyło go coraz dotkliwiej. Rozmarzył się, jak podchodzi do lodówki, wyjmuje zimne piwo i…
Zapadł w trans. Ciało bez udziału świadomości wykonało szereg czynności motorycznych i znalazło się w kuchni. Nieświadomie otworzył lodówkę. Upragnione piwo wlewało się szerokim strumieniem wprost do gardła.
Ocknął się. Dreszcz rozkoszy przebiegł mu od lędźwi aż po czubek głowy. Chyba nie powinienem tyle pić – wystraszył się nie na żarty i skierował do łazienki, myśląc w tej chwili tylko o prysznicu. Ale, znowu coś go zatrzymało w pół drogi. To niemożliwie! – przemknęło mu przez głowę - Czy ja nadal śnię?
Piwna kuracja dała pierwsze rezultaty, umysł wchodził we właściwe obroty. Odstawił pustą już butelkę po piwie i ostrożnie wysunął ręce przed siebie. Poczuł jedynie stanowczy opór, żadnych innych wrażeń jakby przeszkoda była z niczego. Przesuwał się wzdłuż niej, rysując w głowie kształt. Kwadratowe ściany. Kwadratowa podłoga. Kwadratowy sufit. Niewidzialne więzienie, ograniczone do mniej więcej dwumetrowego sześcianu. Czy jestem nadal normalny? - Samoocena wyraźnie go zabolała.
Teraz do niego dotarła wszechobecna cisza. Gdzie podział się gwar przechodniów, warkot przejeżdżających samochodów, czy nawet szczebiot ptaków…choćby bzyczenie much? Tknięty złym przeczuciem, wyjrzał przez otwarte okno.
Tam była ulica, ale...
Jak martwy może być cmentarz? Dziesiątki stojących samochodów, a w nich, lub obok, leżały zwłoki ludzi w różnych pozach. Gdzieniegdzie walały się nieżywe zwierzęta: ptaki, psy, koty…
To jakiś tandetny koszmar! - Musiał koniecznie z kimś podzielić się tym makabrycznym odkryciem, ale przypomniał sobie, że telefon zostawił w łazience, kilka metrów dalej. Ruszył w jego stronę, ale ponownie odbił się od niewidzialnej ściany. Zrozpaczony rozejrzał się dookoła.
Mam! - ta myśl wyraźnie poprawiła mu humor. Obok lodówki stało radio. O tej godzinie zawsze podawali wiadomości, ale urządzenie nie działało. Awaria zasilania?
Oparł się bezsilnie o ścianę. Ogarnęło go otępienie, z którego wyrwał go dopiero smród moczu. Pragnął się odświeżyć i zmyć z siebie cały ten koszmar. Wyobrażenie było wyraziste, jak wchodzi do łazienki i wskakuje pod prysznic. Wtem ponownie zapadł w trans.
Gdy zimna woda smagnęła jego skórę, wróciła świadomość. Teraz do niego dotarło. Jednak można się przemieszczać poza …tym kwadratem, sześcianem, tym czymś.
Przypomniał sobie o komórce. Dostrzegł ją na umywalce, podłączoną do gniazdka zasilającego. Z nadzieją złapał telefon i zamarł. Nie działał, bateria była wyczerpana.
Zaklął siarczyście. Zakręcił wodę. Poczochrał się po włochatym torsie i sięgnął po wiszący ręcznik. W głowie pojawił się plan.
***
Mężczyzna wydostał się z budynku. Nie wątpił, że napotka kogoś żywego. Ale teraz, po kilku miesiącach samotnej tułaczki, jego nadzieję grzebała wszechobecna roślinność, szczelnie zakrywająca wspomnienia o dawnych i znanych miejscach. Zaś wszędobylski wiatr żałobnik wył nieznośnie, targając na swym grzbiecie kurz i zapach życia po życiu. Ale, mężczyzna nie poddawał się i zawzięcie wędrował od miasta do miasta. Coraz częściej rozmawiał sam ze sobą, czasem mamrotał modlitwy, albo rzucał przekleństwa, patrząc z nienawiścią w niebo.
Przemieszczanie się po tym kwadratowym świecie, po uzyskaniu pewnej wprawy, okazało się proste. Wystarczyło znaleźć punkt odniesienia poza kwadratem, w którym aktualnie przebywał i oczami wyobraźni stworzyć obraz przyszłej sytuacji. Im większe emocje towarzyszyły wyobrażeniu, tym szybciej ciało samodzielnie przemieszczało się – pragnienie, wiara i oczekiwanie jak magiczne słowa-klucze otwierały niewidzialne drzwi do następnego kwadratu.
Niedawno zauważył, że czas w kwadratach płynie różnie. Każdy kwadrat, w którym przebywał, zwalniał bieg czasu tak jakby jego świadomość zakłócała istniejący stan rzeczy jak kamień rzucony w tryby wielkiego zegara. Jeden dzień wewnątrz odpowiadał mniej więcej dziesięciu dniom na zewnątrz. Czuł się intruzem, albo anomalią w tym kwadratowym świecie. Ta natarczywa myśl stale go prześladowała, stając się nieodłącznym kompanem w podróży.
***
Dzisiaj dotarł do małej mieściny. - O Boże, to już sto sześćdziesiąt trzy dni od tego…! - Bał się zakończyć zdanie, choć wiele słów cisnęło mu się na usta: kataklizmu, przemiany, inwazji, końca świata?
Idąc główną ulicą zauważył zardzewiały metalowy słup. Przymocowany billboard informował: "Wielki Cyrk...", dalej napis był nieczytelny. Za słupem stał porzucony samochód.
Rozejrzał się uważnie po okolicy. Część budynków zawaliła się, pozostawiając chude szkielety konstrukcji na pastwę pnącego się zielska. Tam, gdzie drapieżna przyroda nie odcisnęła jeszcze swojego piętna, dostrzegał trawione czasem zwłoki ludzi i zwierząt. Miasteczko, jak wiele innych napotkanych wcześniej, stało się milczącym grobowcem.
Po lewej stronie, tuż za rozpadającym się budynkiem stacji benzynowej, dostrzegł wielki cyrkowy namiot, podziurawiony jak sito - resztki szarego materiału trzepotały wściekle, chłostane uderzeniami wichury.
Dziwne! - rozejrzał się, w przylegających kwadratach wiatr wiał raczej umiarkowanie. Postanowił to sprawdzić. Kiedy mijał stację benzynową zauważył coś niezwykłego. Czas wyraźnie przyspieszał na zewnątrz jego kwadratu. Zieleń eksplodowała pąkami, pędami, liśćmi, drapieżnie zagarniając wolną do tej pory przestrzeń. Kompletnie zaskoczony wpadł w objęcia agresywnej dżungli.
Zmusił umysł do pracy na najwyższych obrotach. Wyobraźnia z trudem popychała ciało do przodu, emocje zaciekle walczyły o każdy kwadrat. Nie zauważył nawet, że czas już nie biegł tylko pędził jak wariat z włączonym dopalaczem. Dzień zlewał się z nocą. Słońce pojawiało się by zaraz zniknąć za horyzontem. Huragan targał i rzucał wszystkim wokół, dudniąc przeraźliwie, Drzewa pękały z trzaskiem. Świat wirował, zamazywał się.
Zlany potem, poharatany przedzierał się raz dołem, a raz górą. Strzępy ubrania wisiały na nim jak zakrwawione plastry z opatrunkiem. Jeszcze tylko ostatnie dwa metry.
Nie pamiętał jak dotarł do wejścia. Musiał spać długo, bo krew na ciele już zakrzepła. Ogarnął wzrokiem otoczenie. Dżungla zniknęła. Po cyrkowym namiocie nie było śladu. Znajdował się w pustej przestrzeni, wypełnionej jedynie bladym światłem, dochodzącym znikąd. Czyżby dotarł do końca swojej podróży?
Podniósł się, z trudem łapiąc równowagę. Nie mógł oprzeć oczu na niczym konkretnym, nie dostrzegał żadnych punktów odniesienia. Klnąc pod nosem, ruszył chwiejnym krokiem. W końcu odkrył, że jest w zamknięty w kwadratowej klatce, dwa na dwa metry. Tylko nie to, proszę! Boże, dlaczego mi robisz? Czym zgrzeszyłem? – zawył.
Nagle znieruchomiał. Serce skoczyło do gardła. Tuż przed nim pojawiła się postać starej kobiety - twarz z nieproporcjonalnie dużym nosem, pomalowanym na czerwono, przerysowane usta białą szminką; na głowie siwe włosy zakryte błyszczącą sylwestrową czapką, przekręconą na bakier. Za szerokie spodnie w zielono-niebieską kratę wisiały na grubych, parcianych szelkach. Różowa koszula z wielkim białym kołnierzykiem wyłaziła na wierzch spodni. Czarne jak smoła oczy nie wyrażały żadnych emocji. Bezduszne, nieludzkie spojrzenie przenikało go na wskroś.
- Udało ci się! – usłyszał chrapliwy głos nieznajomej. Uklękła przed nim, schylając nisko głowę.
- Kim ty jesteś, do cholery ? – ledwo wyszeptał. Ciarki przebiegły mu po plecach..
– Jestem twoim awatarem – usłyszał. Usta kobiety wykrzywiły się paskudnie, nadając twarzy diaboliczny wygląd.
- Awatarem stworzonym z jednego Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, przez którego wszystko się stało, co jest w niebie i co jest na ziemi, który dla ludzi i dla ich zbawienia zstąpił i przyjął ciało, stał się człowiekiem, cierpiał by ponownie wstąpić do nieba i sądzić żywych i umarłych!
Upadł na kolana. Ukrył twarz w dłoniach. Szloch wstrząsał całym ciałem. Łatwiej wierzyć w Boga niż uwierzyć w siebie samego. Stał się człowiekiem. Wiedział, co powinien zrobić. Obraz w jego umyśle stał się tak wielki jak tylko może być wszechpotężna wyobraźnia.
- Powstańcie z martwych. Wybaczam wam na wieki wieków!
MOFFISS - 12 Października 2009, 07:21
http://technowinki.onet.p...,wiadomosc.html
początek rewolucji e-booków. Masowy netbook, a nie tylko czytnik. Zakładam, że opowiadania będą sprzedawane po 0.5 zł od sztuki, zaś ksiązki, nie wiecej niż 5-10 zł. czyli im popularniejszy pisarz, tym więcej downloadów (kasy). Piratom nie powinno sie opłacać ripowac utworów literackich.
hrabek - 12 Października 2009, 08:37
Taa... tak jak i teraz sprzedają e-booki po tak dramatycznie niskich cenach.
Virgo C. - 12 Października 2009, 09:50
I tak w naszym kraju pewnie przyjmie to takie bzdurne formy jak poniższy serwis
http://www.libenter.pl/
MOFFISS - 12 Października 2009, 10:01
Virgo C. napisał/a | I tak w naszym kraju pewnie przyjmie to takie bzdurne formy jak poniższy serwis
http://www.libenter.pl/ |
stała opłata jak w bibliotece...hm
Virgo C. - 12 Października 2009, 10:06
Stała opłata także za książki, które mnie kompletnie nie interesują (poradniki).
MOFFISS - 12 Października 2009, 10:09
Virgo C. napisał/a | Stała opłata także za książki, które mnie kompletnie nie interesują (poradniki). |
tak masz w telewizji kablowej, ogladasz może kilka kanałów na kilkaset dostępnych
hrabek - 12 Października 2009, 10:45
Virgo: ale gdyby to przełożyć na beletrystykę, to miałbyś za 77zł rocznie, czyli za cenę 3 książek dostęp np. do 50 książek fantastycznych i nowych, które zostaną w ciągu roku dodane. A to już byłaby świetna sprawa.
Virgo C. - 12 Października 2009, 10:47
Niby tak, jednak biorę poprawkę na to, że jestem z tych co wolą mieć książkę na półce i czuć ją w dłoniach w czasie czytania. Czytanie z ekranu mnie nie pociąga. No i prawda jest taka, że dopóki się za to nie weźmie wydawnictwo mające przynajmniej kilka bestsellerów to tego typu oferty wiele warte nie będą.
hrabek - 12 Października 2009, 10:57
Możesz kupić czytnik i czytać z małego ekranu. Kindle z Amazona podobno jest świetny i bardzo dobrze się z niego czyta i nie męczy wzroku. Powiem szczerze, że już kupiłbym sobie czytnik, gdyby rzeczywiście książki do kupienia były tańsze, żeby mi się wydatek zwrócił. Problem w tym, że nie są i dopóki cena papierowej wersji będzie taka sama jak elektronicznej, to nie widzę powodu, żeby kupować elektroniczną.
gorbash - 12 Października 2009, 10:58
Jeszcze jeden powód do miejsce które papierowe książki zajmują. Coraz bardziej mnie to zaczyna boleć.
MOFFISS - 12 Października 2009, 11:04
będą tańsze w wersji elektronicznej. To kwestia czasu. Niezdrową politykę cenową uprawiają wydawnictwa, a nie pisarze. Ci ostatni sprzedają licencje i w sumie, mało ich interesuje statystyki sprzedaży. A, jak widac na czytelniczych słupkach, ilosć spzredanych dzieł papierowych gwałtowanie maleje. Wybór jest jeden, tani, masowy dostęp. Inaczej się nie da.
Pamiętacie może, przymierzałem się do uruchomienia przedsięwzięcia wydawniczego, ale w chwili obecnej nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Chyba, ze...autorzy sami będą decydowali o poziomie cen, ale nie zanosi się na taką rewolucję.
illianna - 12 Października 2009, 12:33
MOFFISS napisał/a | Przemógł się i z wysiłkiem uniósł na łokciu. | co uniósł na tym łokciu, brakuje się MOFFISS napisał/a | Przeleciał jęzorem po spierzchniętych ustach. Ale, ani mokre slipy, ani stanie w kałuży własnego moczu nie miały szansy z suchym pyskiem. | nie rozumiem sensu ostatniego zdania, on trzyma lodówkę w kiblu MOFFISS napisał/a | Kołysząc ciałem dla złapania równowagi, ruszył na stronę by złożyć kanalizacji należny jej bursztynowy dar. Już był prawie u celu, gdy zupełnie niespodziewanie z czymś się zderzył. | bo tak wynika z poprzednich zań, potem to się niby wyjaśnia, ale chyba jasność powinna być na bieżąco w tym wypadku MOFFISS napisał/a | Samoocena wyraźnie go zabolała. | o jakaś nowa choroba psychiczna, ból samooceny, muszę to bliżej zgłębić zwłaszcza u zapitych facetów MOFFISS napisał/a | a w nich, lub obok | trochę to niezręczne MOFFISS napisał/a | ale przypomniał sobie, że telefon zostawił w łazience, kilka metrów dalej. | a to spryciarz MOFFISS napisał/a | Nie wątpił, że napotka kogoś żywego. | no doprawdy niepoprawny idealista albo skrajny naiwniak, zwierzaki zdechły, ludzie zdechły, zasilanie, radio, telefon zdechły, a on nadal szuka żywych MOFFISS napisał/a | O Boże, to już sto sześćdziesiąt trzy dni od tego…! | a skąd ta dokładność skoro czas płatał figle, robił sobie sznyty na przedramionach? MOFFISS napisał/a | Część budynków zawaliła się, pozostawiając chude szkielety konstrukcji na pastwę pnącego się zielska. Tam, gdzie drapieżna przyroda nie odcisnęła jeszcze swojego piętna, dostrzegał trawione czasem zwłoki ludzi i zwierząt. | bo przyszła mechagodzilla i potrząsnęła domkami, to trochę dziwne te domy rozlatującesię szybciej niż gnijące zwłoki, mógłby się chociaż zdziwić MOFFISS napisał/a | pędził jak wariat z włączonym dopalaczem. | znaczy wariat cyborg? MOFFISS napisał/a | Świat wirował, zamazywał się.
Zlany potem, poharatany przedzierał się raz dołem, a raz górą. | gubisz osobę, zdanie odnosi się do świata, MOFFISS napisał/a | Musiał spać długo, bo krew na ciele już zakrzepła. | krew na ciele krzepnie dość szybko o ile mi wiadomo z doświadczeń młodości jak biegałam z krwawiącymi kolanami, chyba chodziło ci o to, że rany przestały krwawić, zastrupiły się MOFFISS napisał/a | Klnąc pod nosem, ruszył chwiejnym krokiem. W końcu odkrył, że jest w zamknięty w kwadratowej klatce, dwa na dwa metry. | jak coś ma 2 na 2 metry to chyba nie trzeba aż tyle wysiłku żeby dojść do ściany, jak myślisz ile trzeba zrobić kroków nawet chwiejnych, ja myślę że 2 do 4 MOFFISS napisał/a | przerysowane usta białą szminką | chyb lepiej: usta przerysowane białą szminką
a poza tym przed lub nie stawiamy przecinka, chyba że przy drugim powtórzeniu, czyli lub...,lub... Jest trochę źle postawionych przecinków oprócz tego, w jednym miejscu jest przecinek zamiast kropki, tyle na tematy konkretne.
Wrażania estetyczne tym razem średnie, zakończenie mnie zabiło, ale nie pozytywnie, wyskoczyło jak diabeł z pudełka, do tego miejsca jakbym czytała opis pożądanej delirki , zwłaszcza ból samooceny na to wskazywał, chociaż on jest bardziej charakterystyczny dla mega kaca myślę, że całość po poprawieniu licznych nieścisłości fabularnych, które wcale nie wynikają z nietypowej fizyki, można uratować tylko po przez całkowitą zmianę zakończenia
MOFFISS - 12 Października 2009, 12:39
zgadzam sie.
illianna - 12 Października 2009, 12:48
MOFFISS, ale tak ze wszystkim
|
|
|