To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Pociąg do pasmanterii

Ozzborn - 29 Lipca 2010, 13:25

Ja tam też wyję do nagrań - a słucham non stop i znam praktycznie wszystkie teksty tego czego słucham :mrgreen: - wyobraźcie sobie sobie co ma moja rodzina i biedna matka nauczycielka. :twisted:

standardowy tekst:
Cytat
Michał nie wyj!

Nieskromnie powiem, że chociaż tyle szczęścia mają, że umiem nie najgorzej śpiewać 8)

Kai - 29 Lipca 2010, 13:25

Muszę przyznać, że skoro tylko moje dziecię zaczęło wydawać zrozumiałe dźwięki, pierwszą reakcją na mój śpiew było zawsze NIEEEE! :oops: I stąd wiem, że przez co najmniej rok znęcałam się nad własnym potomkiem :mrgreen:

I tak śpiewam, jak nikt nie słyszy :D

Piech, w domu mam klawiszowca, gitarzystę, basistę (w sensie gitary basowej) no i harmonijkę w jednej osobie. Podobno uczy się wokalu, podobno mu nieźle idzie, ale jeszcze nie słyszałam. Za to na wszelkie "próby", "sesje", czy co to oni tam mają jestem uodporniona. Złazi się paru oryginalnie wyglądających, pogłaszczą kota, zamkną się w pokoju i... nawet ich nie słyszę, bo się wyłączam.

Uczulona jestem za to na wszelkiego rodzaju programy informacyjne i błazenady w stylu Wojewódzkiego,

Godzilla - 29 Lipca 2010, 16:07

Kai, ja uczulona nie jestem, ja po prostu nie mam telewizora. Wojewódzkiego facjatę widziałam chyba raz dawno temu. To co o tej osobie słyszę bynajmniej nie zachęca mnie do przeproszenia się z telewizją.
Piech - 29 Lipca 2010, 17:32

Skoro Godzilla pozwala na dygresje, powiem jeszcze coś o śpiewaniu. W szkole muzycznej migałem się z chóru, nie chciało mi się, nie widziałem sensu, miałem chyba najdłuższą mutację głosu na świecie. Dzisiaj żałuję. Dla starszego pokolenia śpiew był jeszcze czymś naturalnym. Śpiewało się dla własnej przyjemności, przy okazjach towarzyskich, lepiej lub gorzej, ale było to częścią kultury. Dla mojego pokolenia już nie bardzo. A z młodymi dzisiaj jest już tragedia. Niby tacy muzykalni, że bez słuchawek w uszach nie wyjdą z domu, jednak jest to pokolenie muzycznie nieme. Z wyjątkami. To jest strata, chyba nieodwracalna, dla kultury narodu.

Nawet mój syn, który w życiu najbardziej pragnie być muzykiem, miał jakieś opory. Najpierw długo tylko grał na gitarze, potem zaczął coś przy tym nieśmiało popiskiwać, dopiero z czasem się rozkręcił. Najmłodsze dziecko jest w szkole muzycznej i ma chór. Nie ma zmiłuj, nauczyli ją śpiewać śmiało, szeroko otwierać dzioba, choćby przed widownią. To jest rzadkość i duży plus szkoły muzycznej, nawet jeżeli większość z tych dzieci nie zostanie później zawodowymi muzykami.

Kai - 29 Lipca 2010, 17:44

Młody też szaleje za karierą muzyczną - gra w kapeli metalowej, drugiej "dżemowej", a z wokalem to chyba jest tak, że zaśpiewa przed publicznością (śpiewał już na zasadzie rozkręcania imprezy) ale nie przede mną :) Ale na wokal sam się zapisał, miał szczerą rozmowę z prowadzącą, czy warto - nie brałam w tym w ogóle udziału, więc wiem jedynie z opowiadań.

Nie nazwałabym tego szkołą muzyczną, ale doskonała dla tak niepewnych rodziców jak ja są szkoły muzyki rozrywkowej, czy też gry na instrumentach. No, ale tu jeszcze dzieciak musi chcieć. Mnie słoń nadepnął na ucho, czy też po prostu nie umiem powtórzyć żadnej melodii, ale kocham scenę i cieszę się, że Młody występuje. Pozwoliłam mu "popłynąć", usamodzielnić się. Dobra szkoła dla jedynaka, bardzo dobra.

Godzilla, pochwal się, napisz coś więcej o swoich muzykach :)

Godzilla - 29 Lipca 2010, 23:04

Kai, znalazłam w necie jakąś Valhallę, czy to ta?
http://www.valhallaband.pl/index.html

Moi muzycy są niesforni, słuch owszem mają i to niezły, z zapałem do pracy różnie bywa. Synek oswoił się ze szkolnymi występami na scenie, i to jest ekstra - comiesięczne audycje, ze dwa razy w roku większe przedstawienie szkolne, plus egzaminy, i okazało się, że bez problemu dał się zaciągnąć do przedstawienia w przedszkolu. Bardzo ładnie mu tam poszło. Duży plus dla szkoły, bo rzadko gdzie dzieci tak się oswajają z publicznością. Za to żeby w domu pograć, to jest walka straszna. Może jeszcze spoważnieje. Jak nie, to ciężko mu w tej szkole będzie, choć w sumie ją lubi. A mała jest jeszcze w przedszkolu, że ma słuch to wiem, bo słyszę jak śpiewa w chórze z bratem. Przeważnie jakieś zupełnie idiotyczne piosenki zresztą.

Szkoda w sumie, że mnie rodzice do szkoły muzycznej nie puścili. W szkole był chór, mieliśmy całkiem fajnego nauczyciela, niezłego pianistę, tyle że nie za bardzo zajmował się kształceniem głosu, byle byśmy głośno śpiewali. Braki mam do teraz. W liceum i na studiach pograłam sobie na pianinie w ognisku muzycznym i to mi bardzo dużo dało. Po jakimś czasie okazało się na przykład, że umiem przeczytać melodię z nut bez instrumentu, albo ją zapisać. Parę razy zszokowałam kolegów ("Jeeej, to ty nuty pisać umiesz?"). Teraz widzę, że tego samego dzieci uczą się na rytmice i mają boja przed nauczycielkami. Jeszcze przez jakiś czas to ja będę młodego zaginać z czytania nut. Zobaczymy jak długo.

Dygresje są fajne :)

Godzilla - 29 Lipca 2010, 23:18

Piechu, od bardzo smarkatego dzieciństwa pamiętam, jak moi rodzice odwiedzali się z całą gromadą znajomych żeby pośpiewać. Głównie piosenki turystyczne, ale w okresie Bożego Narodzenia kolędy. Trochę się to po latach rozeszło - wiadomo, dzieci, praca - ale kolędy przetrwały. Teraz to są już starsi ludzie, a zwyczaj pozostał. Miałam w to swój wkład, bo w końcu zrobiłam dla nich śpiewniki, jeden kolędowy, drugi turystyczny, i jeszcze jeden na 11 listopada. Pozbierałam różności z mnóstwa źródeł. To było coś, bo przedtem na kolędowaniu mieli do dyspozycji jakieś mikre śpiewniczki czy książeczki do nabożeństwa, gdzie po drugiej zwrotce tekst się kończył albo zaczynały się różne wersje. Żeby pozbierać teksty turystyczne, też musiałam się przekopać przez śpiewniki studenckie z dawnych lat. Jakich ja cudów tam naznajdowałam!

No i wylądowałam z tą znajomością piosenek sama, bo poza starszym pokoleniem mało kto chce usta otwierać. Jakimś powodzeniem cieszą się jeszcze teksty żeglarskie, których za wielu nie znam. Ten stary śpiewnik powinnam jeszcze chyba opatrzyć nutami, bo jak ja zapomnę melodii, nikt już tego nie odtworzy.

Włóczenie się po mieście ze słuchawkami na uszach to głupota - tak się słuchu nie zyska, a straci. Raz że duża część słuchawek jest szkodliwa dla uszu, zwłaszcza że ludzie słuchają za głośno. Dwa, że nie ma czasu na własną wyobraźnię. Wszystko jest podane na tacy. Nie umiem tak.

Ozzborn - 29 Lipca 2010, 23:18

Ja bardzo żałuję, że moi rodzice zmuszali mnie do ćwiczenia na klawiszu i zmuszali do rodzinnych występów, zamiast jakoś fajnie zachęcać - to mi skutecznie obrzydziło klawiszowanie... a szkoda, bo zacząwszy w 1 klasie podstawówki dziś byłbym już niezłym kozakiem. rozważam powrót, ale brak czasu i wykoślawiony po złamaniu palec skutecznie mi przeszkadzają. Natomiast do ćwiczenia na basie jakoś nigdy nie miałem zapału. Pozostaje śpiew... choć i tu wada wymowy ma swoje do powiedzenia... :roll:

Co oczywiście nie przeszkadza mi radośnie muzykować na wszelkiego rodzaju imprezach :mrgreen:

Godzilla - 29 Lipca 2010, 23:22

Ozzborn, jak byś się uparł, mógłbyś i z wadą wymowy powalczyć. Gadałeś kiedyś z logopedą? Ja tam się nie znam, ale ci ludzie zajmują się takimi sprawami, może podrzuciliby Ci jakieś ćwiczenia. Łatwiej jest pewnie zrobić to u małego dziecka, ale dorosły ma rozum i motywację. Uprze się i da radę.
Ozzborn - 29 Lipca 2010, 23:32

gadałem gadałem... poza tym jak dobrze pójdzie to za jakieś 2 lata będę zupełnie innym Ozim :D ale o tym na razie szaa
Kai - 30 Lipca 2010, 07:04

Godzilla, tak, ta, strona jest nie całkiem aktualna, bo robią zupełnie nową, już z Młodym. Ale na jego kanale chyba już są utwory w jego opracowaniu klawisza.

Godzilla napisał/a
Ten stary śpiewnik powinnam jeszcze chyba opatrzyć nutami

Szybciej chyba będzie chwytami do gitary. Chyba, że masz nuty.

Godzilla napisał/a
Włóczenie się po mieście ze słuchawkami na uszach to głupota

Przede wszystkim jest to niebezpieczne. Raz tylko miałam na uszach słuchawki na ulicy - omal nie wpadłam pod tramwaj, człowiek sobie nie zdaje sprawy, ile dźwięków do niego dociera mimowolnie i kieruje jego działaniami. Ale już w autobusie nie wyobrażam sobie bez słuchawek lub książki, taka rasa jeździ, że w przeciwnym przypadku musiałabym słuchać ich muzyki (a raczej nie jest to dobry metal :P ), albo zwierzeń łóżkowych pań w różnym wieku bądź dźwięków wydawanych przez osoby dementywne (ostatnio były ty wywrzaskiwane na cały głos harcerskie przeboje, miło, że nie mięso).

Ozzborn, ja też sepleniłam, zwalczyłam to sama, może Tobie też się uda?

Jak ja nienawidziłam występów przed rodziną i znajomymi (głównie recytacja), gotowa byłam wiać z domu. Młodemu wszystko jedno, byle się do instrumentu dorwać. Czy kto słucha, czy nie, oczywiście repertuar sam dobiera. Dzisiaj jedzie na Festiwal Ryśka Riedla. Chcą w przyszłym roku sami startować, ale nie z Valhallą, tylko z Detoxem. Ciekawe, co im wyjdzie.

Godzilla - 30 Lipca 2010, 09:57

Kai napisał/a
Szybciej chyba będzie chwytami do gitary. Chyba, że masz nuty.
Nie mam, muszę napisać. To proste melodie. Chwyty od razu można dać, zwykle nie piszę bo sama wymyślam, albo piszę jakiej tonacji się trzymać. Jeśli to pomylę, nie wyrabiamy się ze śpiewaniem, jest za wysoko albo za nisko.

Brawo dla Młodego, że się zajmuje tą muzyką na poważnie i na całkiem profesjonalnym poziomie. Ja się na metalu nie znam, ale nazwa gdzieś już mi się o uszy obiła. Czy im się zdarzyło występować w Warszawie?

Kiedyś próbowałam słuchać muzyki jadąc do pracy, ale zarzuciłam to. Słuchawki przeszkadzały, a hałas był taki, że i tak nic nie słyszałam, a to co do mnie docierało, było z jakimiś fałszami. A już w metrze to tragedia.

Kai - 30 Lipca 2010, 10:16

Godzilla, nie wiem, ale w nowym składzie występowali we Wrocławiu i w Chorzowie. Teraz, przez wakacje, ostro przerabiają stare utwory, bo chcą nagrać nową płytę. Ja się też cieszę, to ma mnóstwo zalet dla mnie, jako dla matki - znane towarzystwo, wiem co robi kiedy go nie widzę, a i posłuchać miło.

Zazdroszczę Ci, że potrafisz tak zapisywać i czytać nuty. Ja czytać wprawdzie potrafię, ale to chyba wszystko w tej dziedzinie :)

Godzilla - 30 Lipca 2010, 10:32

Od lat na tym myślę i jak dotąd na myśleniu się kończy. Śpiewniki mam w Wordzie. Nuty by trzeba chyba napisać w Finale, ale nie mam pojęcia jak to wpasować w Worda. Zrobić dwa odrębne śpiewniki i ten z nutami w druku dokleić do wordowskiego? No, może.

Ja jestem zołza przy czytaniu nut. Jak młody rozczytuje nowy utwór, od razu słyszę: nieprawda, to nie tak, długości się nie zgadzają, z liczeniem proszę, 1 i 2 i 3 i 4 i :twisted: W ognisku muzycznym siedziałam jeszcze dwa-trzy lata po zrobieniu ogniskowego dyplomu, grałam co chciałam i pomagałam nauczycielce przy uczeniu dzieci. Wracają belferskie nawyki. Może dlatego mały tak nie lubi przy mnie grać?

Kai - 30 Lipca 2010, 11:22

Możliwe, dzieci są bardzo wrażliwe na krytykę rodziców, o wiele za bardzo :) Ja też nie lubiłam recytować przy rodzicach.

A nie da się tak - z Finale do pdf, a potem wklejać do Worda? Jeśli tylko można drukować, jest taki emulatorek drukarki do pdf, CutePDF. Obsługujesz jak drukarkę, wychodzi Ci pdf, a to można ciąć, kroić, kopiować jak chcesz.

Godzilla - 30 Lipca 2010, 11:36

Musiałabym spróbować. Wiem co to jest CutePDF. Mam mało doświadczenia z Finale. Synek traktował go jak zabawkę - wrzucał dużo bezsensownych nut i zaśmiewał się odtwarzając te "melodie". Zawsze to pierwszy krok do napisania czegoś z sensem. Ja miałam inne zajęcia, nie brałam się za te śpiewniki.

Tego rodzaju doświadczenia ma już z Wordem. Jak był mały, nazywał Worda "Kolorowe literki". Utworzyłam mu specjalny styl, duże litery boldem, komiksowa czcionka, i pisał sobie co chciał. Po jakimś czasie okazało się, że umie zmieniać kolory, wielkości liter, i dodawać obrazki. Mój brat zastawszy go przy tej zabawie zrobił wielkie oczy i mruknął: "on jest lepszy od Iksińskiej" - to była koleżanka niezbyt kumata z obsługi komputera ;P:

Kai - 30 Lipca 2010, 11:54

Mój Młody też się uczył komputera na Wordzie, zanim dopadł te programiki, które pozwalają na tworzenie muzyki z sampli. W gry nawet ja go nie zdołałam wciągnąć :)

A że dzieciaki są w obsłudze komputera lepsze od niejednego dorosłego, to fakt. Na szczęście tylko w obsłudze, jeszcze mam tę przewagę, że coś niecoś zainstaluję i poskładam :twisted: No i odwirusuję :twisted:

Ale jak patrzę, jak moje dwuleworęczne dziecko samo sobie serwisuje harmonijkę ustną, to też robię tak :shock: bo on w ogóle śrubokręta nie umie trzymać... :D

Godzilla - 31 Lipca 2010, 10:29

Zabrałam się za jeszcze jeden wzorek, chcę na nim potrenować wrabianie koralików na różne sposoby.

Kai - 31 Lipca 2010, 11:58

Mrau, chyba sobie coś u Ciebie zamówię :)
Godzilla - 23 Sierpnia 2010, 14:26

Tyle tego narobiłam, że się przerobiłam. Przeżywam obecnie szok aklimatyzacyjny po powrocie z gór, na czółenko nie mogę patrzeć (na razie), ciągnę obrazek krzyżykowy:

Naszyjnikom i innym takim porobię zdjęcia później, jak mi się będzie bardziej chciało :mrgreen: Grunt że powrabiałam trochę koralików i nawet fajnie powychodziło.

A w górach jest rzecz jasna pięknie, przeszliśmy kilka niezłych szlaków, mamy nadzieję że jeszcze zdążymy zobaczyć parę takich miejsc, do których nie udało się dotrzeć, zyskałam bardzo fajną znajomą i popiłam sobie góralskiej herbatki, a pogoda była ekstra. Choć jak już raz i drugi przylało, to niech się schowają nasze "miastowe" oberwania chmur. Za to jakie tęcze potem widzieliśmy! Jeśli ra66it wrzuci w sieć trochę zdjęć, podrzucę link, bo widoki były nieziemskie.

Kai - 24 Sierpnia 2010, 07:21

Jak fajnie, że już jesteś. Brakowało Cię. Fotorelacja bardzo mile widziana, krzyżykowania zazdroszczę :)
Godzilla - 24 Sierpnia 2010, 10:49

Kai, nawet stamtąd zaglądałam, ale dostęp był mizerniutki, rwał się co chwila. Obrabianie zdjęć jeszcze nie skończone, ale to nie moja domena. Ja coś czasem pstryknę komórką. Może kiedyś dorobię się małpakamery, żebym tylko pamiętała żeby ją ze sobą zabierać. Tak naprawdę różne urządzenia i gadżety nie bardzo mnie interesują. Gdzieś tam mam urządzonko do MP3, i chyba nawet wiem, w której szafce, tylko żebym jeszcze pamiętała jak działa i czy na baterie czy na akumulatory... Od czasu do czasu odkrywam jakąś funkcję w telefonie, która jako żywo wcześniej nie przyszła mi do głowy, a mam ten aparat chyba już od trzech lat. Za to wyjeżdżając bardzo dokładnie spakowałam zapas nici i koralików, oraz wszystkich niezbędnych przydasiów, oprócz ubrań, butów i innych takich dla siebie i dzieci. Ra66it za to pieczołowicie spakował swoją "szklarnię" :wink: Dla każdego coś miłego!

Jeden gadżet nabyłam osobiście i lubię go: scyzoryk. Jakby tu zajrzał mawete to by się pewnie obśmiał, jego scyzoryki jak sądzę mają tak ze 20-30 cm i są ostre jak brzytwa ;P: Mój mieści się w poprzek dłoni, ma różne otwieracze i duperelki, część nie wiem do czego służy, ale z paru już korzystałam:
- rzecz jasna nóż,
- śrubokręt, bo na wyjeździe trzeba było skręcić zawias w szafce,
- piłka, z którą związana jest historyjka z zeszłorocznego wyjazdu w Tatry,
- nożyczki, o dziwo ostre, przydatne do paznokci i zwisających nitek.
Mój tata szczerze pogardzał takimi kombajnami, dla niego musiała być solidna "finka".

A scyzio okazał się niezastąpiony, kiedy Pluszaki zapragnęły zbudować w strumyku port i puszczać w nim z prądem łódki. Z wielkim trudem znalazłam jako-tako nadający się kawałek świerkowej kory i im te łódki wystrugałam. Radość była, i to jaka! Teraz Pluszak Starszy też jest zaopatrzony w scyzoryk, trochę większy od mojego. A co.

Jedno w Tatrach widać gołym okiem: lasy na potęgę chorują. Całe połacie stoją martwe, łamane przez wiatr i od czasu do czasu zwożone przez drwali. Mnóstwo drzew jest wycinanych. Te co zdrowe, idą na domy, meble i inne takie. Te co chore, nadają się najwyżej na opał, stoczone przez robactwo. Większość znajdowanej kory jest zgryziona przez korniki. Smutne widoki.


Właściwie kora świerkowa słabo się nadaje na łódki. Jest za cienka, nawet z grubych drzew. W większości przypadków zresztą w ogóle była kompletnie zrobaczywiała. Znam dwa rodzaje kory doskonałe do strugania zwykłym nożykiem: sosnowa - gruba, bardzo miękka, niestety rozłazi się w warstwy i trzeba dobrze poszukać ładnego kawałka, i lipowa. Kiedyś zrobiłam zapasik lipowej kory. Jak w Warszawie przygotowywali grunt pod budowę Trasy Toruńskiej, przebijali się przez stary park na Marymoncie. Powycinali stare, grube drzewa. Żal było... Ale kora doskonała, nazbierałam sobie. Potem już takiej okazji nie było. Porzeźbiłam sobie, miałam frajdę. Jeszcze gdzieś leżą te moje struganki. Tata nawet komplet dłutek mi kupił, jak pojechał do ZSRR do instytutu w 1982 (u nas nie do dostania), ale nigdy nie nauczyłam się jak się takie dłutko trzyma w ręku. Ktoś musiałby mi pokazać. W drewnie nie rzeźbiłam, scyzoryk się do tego nie nadaje.

Kai - 24 Sierpnia 2010, 11:05

Godzilla napisał/a
Może kiedyś dorobię się małpakamery, żebym tylko pamiętała żeby ją ze sobą zabierać. T
ja się właśnie dorobiłam i tylko czasu brak, żeby się zorientować, jak działa. A scyzoryki - miałam całą kolekcję różnych, od kombajnów po maleństwa, ale wpuścić chłopa do mieszkania... :evil: Potem przed inną rozdzielnością była rozdzielność narzędziowa, bo ja moje narzędzia lubię trzymać w porządku i dobrym stanie, a nie szukać ich po pięciu szafkach, których otwarcie grozi śmiercią lub kalectwem.

A łódeczki się robiło, robiło... a potem samolociki z patyczków po lodach Bambino, tatuś malował srebrną farbą i stały sobie :D cała flotylla. Niestety, na dalsze pokolenia się nie przeniosło, Młode zainteresowania puszczaniem łódeczek nie okazywało, raczej przeciwnie, zawsze z dala od tzw "łona natury" i na szczęście do gadżetów oboje mamy zdrowie i nerwy, zaużywaliśmy na śmierć wspólnie nie powiem ile empetrójek, telefonów, aparatów, organizatorów itp... a nawet jeden monitor do upadku się doprowadziło, a co :D

Godzilla - 24 Sierpnia 2010, 12:15

Historia z piłką od scyzoryka jest taka: w zeszłym roku zrobiliśmy sobie wycieczkę na Rusinową Polanę. Samochód zostawiliśmy chyba koło wejścia na szlak przy Zazadniej Polanie. Na Rusinowej popatrzyliśmy na okolicę, spróbowaliśmy wdrapać się na Gęsią Szyję, ale tam się fatalnie idzie bo schodki zrobili zupełnie bez wyobraźni, więc wróciliśmy, nabyliśmy oscypka i stwierdziliśmy że kompletnie nieudany i błe, po czym wróciliśmy szlakiem i tu nas spotkała niespodzianka. Cała droga była zamknięta, opasana taśmami, ruch zablokowany, bo się odbywał Tour de Pologne. Jechali, jak się okazało, przez Murzasichle, a potem właśnie drogą Oskara Balzera do Bukowiny. No i mieliśmy u wyjścia ze szlaku przymusowy dwugodzinny postój.

"Jak to państwo nie wiedzieli? Przecież były ogłoszenia". "Gdzie?" - pytamy. "No wszędzie. Na pewno na remizie". Guzik, nic na remizie nie wisiało, po powrocie specjalnie sprawdzaliśmy jadąc przez wieś. Zresztą od remizy do naszego lokum jest parę kilometrów. Murzasichle jest długie.

Na szosie od czasu do czasu coś się działo. Przejechał jeden łazik, potem drugi. Potem pokazał się bardzo głośny śmigłowiec i zaraz się schował. Wreszcie zaczęli jechać kolarze, a z nimi reporterzy, obsługa techniczna i cała ta menażeria. Trwało to bardzo długo, bo byli rozciągnięci. Śmigłowiec latał nad głową bez przerwy, bardzo nisko. Był wyposażony w kamerę i czort wie co jeszcze. Co było robić? Dzieciaki zabrały się za budowanie jaskini na ławce. Budulca było dosyć, mnóstwo fajnych płaskich kamieni. Potem poprzynosiły różne kijki, no i zaczęłam im te kijki piłować na kawałki, też do budowy. Piłka w scyzoryku okazała się całkiem ostra. Jaskinia rosła.

Wreszcie co miało przejechać to przejechało, policjanci zaczęli zwijać taśmy, którymi pogrodzili samochody, a zgromadzona gawiedź zaiwaniała kawałki tej taśmy na pamiątkę. My też zdobyliśmy dwa metry :P A co, fajna była, z pięknym napisem "Tour de Pologne". "Kurde Poloń", jak to od razu nazwały dzieci.

W tym roku specjalnie rozglądaliśmy się, czy będą jakieś ogłoszenia, że znowu jadą tam gdzie my. Ogłoszeń nie było, bo po co. Zresztą i tak jechali przez Bukowinę, a o naszą wieś nie zahaczyli.

Godzilla - 27 Sierpnia 2010, 10:13

Jeszcze jedno UFO skończone:

Nareszcie dorobiłam kontury, będzie obrazek na ścianę.

Godzilla - 27 Sierpnia 2010, 21:49

Godzilla ma pojechać autobusem. Godzilla wie, że droga potrwa dobre pół godziny w każdą stronę. Godzilla nie lubi na próżno tracić czasu w autobusie, a że akurat zwolnił się tamborek po kotku i kaczuszce, wyciąga kanwę, muliny i wzór na kwadracik kołderkowy (tym razem z karetką pogotowia - w planach jest jeszcze policja i straż pożarna). Idzie sobie Godzilla do autobusu i już na przystanku stwierdza, że z roboty chyba nici, bo zapomniała nożyczek, a na domiar złego nie ma przy sobie nawet scyzoryka. Co ma robić biedna Godzilla - targać cały ten kram bez sensu tam i z powrotem, czy wracać do domu po nożyczki? Godzilla rozgląda się po przystanku, znajduje odpowiednio paskudny kawałek szkła i na miejscu upitala odpowiedni kawałek muliny. I już.
Martva - 28 Sierpnia 2010, 08:29

Podoba mi sie, trza mieć kreatywne podejście :)
ihan - 28 Sierpnia 2010, 08:44

Stwarzacie sobie sztuczne problemy. Zawsze można przegryźć.
Godzilla - 30 Sierpnia 2010, 17:29



Ten obrazek skończyłam dzielnie w bardzo deszczowy dzień, kiedy nie dało się nigdzie wybrać. Leżał na dnie szuflady od bardzo wielu lat, źle się go haftowało, ale jest. Gdyby nie Potwór Młodszy, który robił do mnie słodkie oczy i chciał go mieć dla siebie, pewnie bym go wyrzuciła. Nie kupię więcej drukowanej kanwy.

Martva - 30 Sierpnia 2010, 17:30

Jaaa, niesamowite że Ci się chce robić takie rzeczy :)


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group