To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - POWIEŚĆ W ODCINKACH!

Tomcich - 6 Stycznia 2007, 10:46

TOM CICH – OSTATNIA MISJA.

Oczywiście fakt uwolnienia z rąk Czarnych Lordów zakończył się ogólną popijawą w kantynie Holery. Co prawda brak było Studni, jednak dręczona pragnieniem załoga zdołała poradzić sobie z tym problemem. W trakcie trwania imprezy jedna z osób wymknęła się po cichu z sali i udała do kabiny łączności, która była wolna. Podeszła do konsoli łączności, nastawiła odpowiednią częstotliwość i w eter popłynął krótki meldunek:

<TRANSMISION ON>
- Halo Nurs, agent Paskud posłusznie melduje, że wykonywane zadanie idzie zgodnie z planem. Udało mi się dostać na pokład okrętu wykorzystując jako pretekst sklonowane ciało jednego z martwych członków załogi. Nasze kabiny przyspieszonego wzrostu in vitro działają bez zarzutu. Co prawda po próbkę DNA musiałem udać się do wnętrza czarnej dziury, co omal nie przypłaciłem życiem, ale opłacało się. Nikt mnie nie podejrzewa, jestem traktowany na pokładzie jako bohater. Dodatkowo przeprowadziłem klonowi małe pranie mózgu, co przy odpowiedniej aktywacji sprawi, że stanie po naszej stronie. W umówionym czasie proszę o przekazanie ewentualnych, dodatkowych instrukcji na częstotliwości Beta 145.
<TRANSMISION OFF>

Logan nie spodziewał się jednak, że zza wpół otwartych drzwi obserwują go czujne oczy jednego z członków załogi. Tak, przeczucia gremlinka nigdy go nie zawiodły.
Agent Nursa po skończeniu składania sprawozdania powrócił do kantyny, a po chwili w głośnikach rozległ się głos:
- Latająca Holera, tu Studnia, jestem na kursie 35, 22, 10, 01 i zbliżam się do was z 2 podświetlną, proszę o ścieżkę dokowania.

Haletha szybko wbiegła do kabiny łączności...
..................................................................................................................................................................................

Tymczasem ciało Tom Cicha wędrowało powoli w głąb czarnej dziury. Spokojnie leciało w przeraźliwie lodowatej i bezczasowej przestrzeni. Ponieważ jednak w przyrodzie nic nie ginie i wszystko co gdzieś wleciało musi i wylecieć, to po pewnym czasie w odległej galaktyce innego wszechświata otworzyła się biała dziura i ciało z niej wyleciało. Wędrowało dalej pośród obcych, dziwnych gwiazd i światów, aż w końcu zostało pochwycone przez pole grawitacyjne trzeciej planety i zostało jego satelitą, powoli jednak zbliżając się do jej powierzchni.
W czasie gdy Tom Cich swobodnie krążył nad planetą zdążyło powstać na niej życie, z organizmów jednokomórkowych wyewoluowały wielokomórkowe, a z tych z kolei bardziej skomplikowane. W końcu wykształciły się małpiopodobne stwory żyjące w niewielkich grupkach. Jedna z takich grup była właśnie na łowach, gdy ciało Tom Cicha zbliżyło się na tyle do powierzchni, że szybko zaczęło przyspieszać i mocno pikować w kierunku powierzchni. Wielowiekowa podróż w lodowatej próżni zakonserwowało je lepiej niż wędliny ze słynnej planety Constar, tak więc nawet potworne tarcie powietrza nie zdołało go spopielić. W tym czasie gromadka małpoludów z myśliwych stawała się obiadem, albowiem zza skały wyskoczył na nich tygrys z długimi zębami. Już szykował się do śmiertelnego skoku przeciwko przewodzącemu grupą, gdy....
SRUUU..
Na łeb spadł mu z nieba Tom Cich zabijając go na miejscu. Przerażone małpoludy padły na twarz przed nowym przybyszem i zaczęły bić pokłony. Po chwili jednak do ich nozdrzy dotarł smakowity zapach dobrze przypieczonego mięsa.
- Da’ar Yyy, glup ga gy? (- Da’ar Co tak zaje...ście pachnie?) – zapytał jeden z nich przywódcę
- U ga gy gy (- Nie wiem, ale trzeba spróbować.) – odrzekł ten i powoli zbliżył się do wciąż dymiącego się Tom Cicha. Podszedł do niego bliżej i oderwał dobrze przypieczone udko, po czym wbił w nie zęby. Na jego twarzy pojawił się wyraz ekstazy.
- Yyy mniam, mniam (- Dobre to jest).
Na te słowa podeszła reszta grupy i wzięła przykład ze swojego przewodnika.
- Mniam, mniam ślurp. (-Dobre, nawet bardzo dobre)
- Mniam gul, gul (- Lepsze niż gollum)
Wtem, spoza skał, z głośnym wrzaskiem wyskoczyła konkurencyjna grupa. Ich przywódca zaczął skakać przed Da’arem wydając dzikie okrzyki i marszcząc groźnie twarz. Ten popatrzył na niego, potem przeniósł wzrok na obgryzioną kość udową trzymaną w ręku i jakby iskierka myśli przeskoczyła po jego małpim obliczu. Podniósł szybko kość do góry, a potem zdzielił nią przeciwnika.
Ten najpierw popatrzył na Da’ara zdziwiony, a potem z okrzykiem:
_ Auć, auć, auć (Auć, auć, boli) – zaczął uciekać, a z nim reszta jego stada.
Uga, buga, bum, bum – (Jestem Panem świata) zakrzyknął Da’ar i rzucił trzymaną kość w górę.
Ta powoli wzleciała i zaczęła z wdziękiem wirować w powietrzu.


A potem spadła i rąbnęła go boleśnie w czoło (co nauczyło Da’ara, że co wzleci do góry - spaść kiedyś musi)

W ten oto sposób mogliśmy się przekonać, że Tom Cich był dobrym (a nawet bardzo dobrym człowiekiem-lepszym od golluma) i przyczynił się do zrozumienia praw rządzących wszechświatem, przez skromną grupkę stworzeń. :wink:

Adanedhel - 6 Stycznia 2007, 10:57

POLOWANIE NA UCIEKAJĄCĄ HOLERĘ - POCZĄTEK

Tymczasem w kwaterze Nursa.
Do zagryzającego orzeszki Lorda Nursa zbliżył się mężczyzna w obszernej białej szacie z kapturem na głowie.
- Ach, Adanedhel, nareszcie wróciłeś. Gdzie żeś się podziewał? - Nurs był wyraźnie zadowolony z życia. Zostawił piratów w lochach dręczonych przez straszliwą hiszpańską inkwizycję. Hehe, pewnie doszli już do ubijaczki...
- Szpiegowałem, jak mi szpiegować kazałeś. Słuchałem, jak mi słuchać kazałeś. Podszeptywałem, jak mi...
- Tak tak - zniecierpliwiony Nurs machnał ręką. - Wydarzyło się coś?
- Więźniowie uciekli - spokój Adanedhela był podziwu godzien, zwłaszcza wobec spodziewanej furii jego seniora.
- Co? I dopiero teraz mi o tym mówisz?!?
Agent pokiwał głową. Spod kaptura widać było tylko jego błyszczące oczy. Wyraźnie przeczekiwał złość Nursa, który kręcił się po sali, rozbijając rożne przedmioty, postawione mu na drodze najwyraźniej jedynie w celu rozbicia.
- A gdzie jest hiszpańska inkwizycja?
Drzwi komnaty otworzyły się z hukiem, zagrały fanfary. Wpadło trzech biskupów, nieco zadyszanych, przewracając się o własne nogi.
- Nikt się nie spodziewa hiszpa... - zaczął Biskup Ximenez, ale nie dokończył pod groźnym spojrzeniem Nursa. Spojrzenie było z rodzaju obiecujących męki piekielne, jeśli piśnie się choćby jeszcze jedno słowo.
- No więc, gdzie się podziewaliście, bracia w Bogu? - ton Nursa był niebezpiecznie słodki.
Biskupi popatrzyli po sobie zmieszani. Wyraźnie zdenerwowani szurali nogami.
- Jak przejdzie do liczenia do dziesięciu to ja się zmywam - szepnał do towarzyszy Biskup Kieł. Liczenie do dziesięciu było znanym i sprawdzonym sposobem pielęgnowania złości i przygotowania jej do nagłego, a groźnego wybuchu.
- Co tam szepczecie biskupie Kieł? - Nurs wyraźnie zbliżał się do etapu liczenia do dziesięciu.
- Ach, co?, ja?, nie nic. To wiatr szumiał na zewnątrz. Prawda bracia?
- Tak tak, to wiatr. Nie ma to jak jesienny wiaterek - zapewnili gorliwie Ximenez i Francisco. - Tak ze sto na godzinę. Porwie parę drzewek, zrzuci jakiś samolot. Tak tak.
Biskupi zaczęli kiwać głowami i potakiwać. Ich słowa stanowiły chaos sam w sobie.
- Co robiliście? - głos coraz bardziej niecierpliwego Nursa zaczynał przypominać warczenie.
- Ach, no, tego... - zaczął Ximenez.
- Rano zjedliśmy śniadanie - wtrącił Kieł. - Było bardzo pyszne...
- Tak, grzanki z dżemem - to był Francisco.
- Malinowym - Kieł.
- Potem... - Ximenez zmieszał się na chwilę.
- Tak tak, potem poszliśmy do miejsca o którym dżentelmeni nie rozmawiają publicznie - Francisco.
- Mają tam takie białe kafle na ścianach, a wewnątrz krzesła jest dużo wody - dodał gorliwie Kieł.
- Wushshsh - odgłos spuszczania wody wydał z siebie Francisco.
- A potem poszliśmy zwiedzić miasto - biskupi wyraźnie rozkręcali się. Opowieść przyspieszała i nabierała rozmachu z każdą chwilą.
- Jeden... - jedynie stojący tuż obok lorda Adanedhel usłyszał początek odliczania. Przezornie odsunął się na bezpieczną odległość.
- ...Wówczas postanowiliśmy pójść na obiad - kontynuował Ximenez. - Był pyszny...
- Tak tak. Schabowy z kapustą i kompotem z truskawek... - uzupełnił Francisco.
- Mniam - dodał Kieł.
- Dwa... Trzy...
- A potem...
- Siedem... Osiem...
- Wróciliśmy do zwiedzania. Chcieliśmy zobaczyć nowe narzędzia tortur.
- Tak tak. Tyle ich tu mają.
- Pełen asortyment. W sam raz dla takich inkwizytorów... - Ximenez przerwał, zastanawiając się czy właśnie usłyszał wyszeptane dziesięć.
Nurs zakończył odliczanie. Był w naprawdę podłym nastroju.
- Panowie - jego głos natychmiast urwał rozmowę inkwizytorów. - Nie spisaliście się należycie. Nie wyciągnęliście wiadomości z więźniów - z każdym słowem Nurs mówił głośniej. Biskupi zaczęli cofać się pod drzwi. - A teraz więźniowie uciekli! UCIEKLI! Co macie do powiedzenia?!?
- Eee...
- Noo...
- Jeśli chcesz, panie, możemy potorturować kogoś innego - odważnym okazał się Ximenez. - Sądzimy, że nowy kotek jest całkowicie sprawny. Stary chyba nam zniknął. Sądzimy, że piraci go zabrali...
[przeskok kamery na pokład Holery, gdzie załoga głaszcze ku zazdrości Elam kiciusia]
[powrót do komnaty Nursa]
- Tak tak. Masz może kogoś nowego? Z przyjemnością...
- Won! I nie pokazywać mi się na oczy, póki was nie wezwę!
Przeciskając się jeden przez drugiego biskupi dopadli drzwi i po krótkich przepychankach zniknęli w korytarzu. Nurs odwrócił się do Adanedhela.
- A gdzie Czarni Lordowie?
- Poszli na piwo.
- Aha.
Nurs usiadł na krześle i zaczął rozmyślać. Nie można było im pozwolić uciec ot tak. Musieli mieć ze sobą pierścień. Gdzieś ukrywali Agę. No i nie mógł pozwolić sobie na utratę reputacji w środowisku. Odwrócił się do agenta.
- Gdzie jest Ba'al?
- Leży naćpany w swojej komnacie - odparł Adanedhel jak zawsze dobrze poinformowany.
- A...
- Jest wycieńczony po starciu ze starożytnymi Metalami.
- A...
- Zabił go Studnia. Android właśnie ucieka z planety.
Nurs nie chciał nawet pytać skąd Adanedhel wie to wszystko.
- Więc ty musisz lecieć za nimi. Mam na pokładzie Holery agenta, ma nadawać wiadomości. Ale nadajnik ma za mały zasięg. Leć za Studnią, wbudowaliśmy mu nadajnik. Zaprowadzi cię do Holery.
Adanedhel skłonił się głęboko i wyszedł z komnaty. Po chwili jednak w drzwiach ukazała się jego głowa.
- Jeszcze jedno, panie. Mogę przestać używać oficjalnie tej dziwacznej składni? Jest męcząca i mało efektywna.
Nurs skinął głową i odwrócił się do okna. Po jakimś czasie z pobliskiego tajnego lądowiska wystartował Nuerssegg-Interceptor, najnowszy kosmiczny ścigacz nursowskich uczonych. Najszybszy statek we wszechświecie. Nic mu nie ucieknie...

Studnia - 6 Stycznia 2007, 11:06

Adanedhel
Cytat
Leć za Studnią, wbudowaliśmy mu nadajnik.


Normalnie w myślach mi czytasz... :mrgreen:

czytałeś "Ostatni Rozkaz" Timothego Zahna? :twisted:
Jeśli tak to wiesz o co biega, jak nie to... Trudno :wink:

Adanedhel - 6 Stycznia 2007, 11:07

Studnia - takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego :mrgreen:

EDIT: Czy "Ostatni Rozkaz" jest może częścią jego trylogii w Star Warsach? Z jego książek jak dotąd czytałem tylko "Dziedzica Imperium".

Studnia - 6 Stycznia 2007, 11:13

Ano zgadza się, to jego wkład w SW...
Aga - 6 Stycznia 2007, 13:34

Studnia, bracie, to rodzeństwo to takie bardziej przyrodnie ;)
Studnia - 6 Stycznia 2007, 14:24

No ale jaki to może mieć wpływ na fabułę... Patrząc na to w taki sposób to Luke Skywalker i C3PO byli braćmi... :mrgreen:
Aga - 6 Stycznia 2007, 15:28

:lol: Ano, prawda :D
Fearfol - 6 Stycznia 2007, 17:23
Temat postu: POWIEŚĆ W ODCINKACH!
Cześć 9


Fearfol minął Metalowców i pobiegł w górę

Na jego nieszczęście przypomniałem sobie, że przecież został ranny w udo przez gremlinka. W pewniej chwili Fearfol zachwiał się i z krzykiem runął na ziemię.

Niech to szlag, dlaczego właśnie teraz? – Krzyczał ściskając miejsce, w które wbito mu sztylet.

Metalowcy tym czasem najwyżej otrzęśli się i zobaczyli w oddali uciekającą zdobycz, rozpoczęli gonitwę, jednak perkusja i gitary strasznie im ciążyły, więc nie można powiedzieć by biegli. C.G.J miał jeszcze chwilę czasu, wstał i pomimo ogromnego bólu poczłapał w stronę światełka w tunelu. Wyjścia na powierzchnię bronił jednak Zerowiec strażnik Epopei Tragiczno – Komicznej.

Ale ty już byłeś na dole, odpowiedzieliśmy na twoje pytanie – C.G.J poznał Zerowca i już z daleka począł przekonywać go, aby ten puścił go wolno.

To, co, teraz jestem tu, a tu ludzi tłum – odparł Zerowiec, po czym, dodał – musisz omówić dla mnie dowolną powieść wielkiego i szanowanego pisarza, uwzględniając w szczególności kwestie polityczno-społeczne, filozoficzne, teologiczne czy etyczne, oraz naukowe, świadczące o głębi utworu. Jeśli uczynisz to zgodnie z kluczem, puszczę cię wolno, nie pytając skąd przychodzisz, kim jesteś i dokąd zmierzasz.

No eee... To ja może spróbuję z „Przesiadką w piekle” Andrzeja Ziemiańskiego – Jeździec zaczął recytować zapamiętane formuły

Nie dobrze – Zerowiec był nieugięty

No zlituj się pan, widzisz te długowłose diabły, co mnie gonią, ani „Kaliber” ani „50 Cent” ich nie rusza – nazgul był coraz bliższy załamania, widział już siebie zamęczanego na wieczność przez Metalowców.

No dobra uznam ci to, lecz dopiero jak odpowiesz na moją zagadkę – Zerowca bawiła cała ta sytuacja –
Dla tych, którzy są w podziemiach jestem radością. Lecz dla tych, na których zawsze pada mój wzrok, mogę być piekłem.

Hmm – Fearfol próbował się skupić, lecz jego uwagę rozpraszała groźba powtórnego spotkania z metalowcami, którym na szczęście kable od gitar się poplątały i bębny pospadały na ziemię – Wiem, co, to wiem, odpowiedź to SŁOŃCE.

Dobra odpowiedź, po za tym opowiedziałeś mi, choć niedokładnie kwestie naukowe dotyczące „wstrzelania” się w ludzi, które jak wiadomo występuje w książce Ziemiańskiego.

Zerowiec odstąpił drogę nazgulowi, który wyskoczył na powierzchnię, było jednak już za późno....



Nad planetę Omacha przyleciała eskadra Migów 117 i ciężkich krążowników. To imperialne wojska wytoczyły właśnie wojnę Czarnym Lordom. Po początkowych klęskach w końcu zjednoczyły siły i po kilku znamiennych bitwach przeszły do kontrofensywy. Przymierze zostało zawarte, czy więc miał nadejść kres monopolu na rynkach wydawniczych?

Poruczniku, dotarliśmy właśnie nad cel – w pomieszczeniu, w którym zebrała się grupa dowodzenia zapadła kompletna cisza – melduję również, że ku nam poderwała się bardzo silna grupa F-2.

Jak przedstawia się sytuacja na planecie? – głos zabrał człowiek oparty na mapie z papierosem w ustach.

Dużo jednostek nie przyjaciela, wywiad donosi, że na „dole” przebywa sam Ba’al, Dzejes, Fidel i Nurs, jednak nie są to sprawdzone wiadomości. Siły rozlokowane są w następujących pozycjach – w tym momencie żołnierz podszedł do mapy i wskazał położenie i przypuszczalną liczebność wrogich jednostek.

Nie mamy wyjścia, spuszczamy „atomicę” z orbity – odparł porucznik.

Fearfol zatrzymał się. Nad głową ujrzał jasną łunę, wiedział doskonale, co się szykuje, nie miał wyboru nie zdążyłby już uciec z planety. Wrócił z powrotem do lochu, Zerowca już tam nie było, stanął przed swoimi oprawcami. Demoniczni Metale nie spodziewali się jego powrotu, chcieli rozłożyć już sprzęt.

Goodbye for Now – powiedział tylko C.G.J i rzucił się na ziemię.

W tym momencie do podziemi dostało się przeraźliwe światło, demony nie mogły tego znieść i z dzikim wrzaskiem rozpłynęły się. Dla C.G.J światło było również bolesne, fala uderzeniowa zepchnęła go w głąb podziemi. Pokiereszowany i ledwo żywy, otoczony zupełną ciemnością zemdlał leżąc na zimnych kamieniach.

I jaki efekt? – Nie wiadomo było, kto zadał to pytanie, bo w pomieszczeniu panował mrok i w powietrzu unosił się dym papierosowy.

Niestety lord Ba’al i Nurs z pewnością uciekli, informatorzy nie podają, co stał się z pozostałymi – odpowiedział zapytany – nie przeszukaliśmy jeszcze lochów, reszta planety jest zniszczona razem z pałacem – dokończył

Schodzimy na powierzchnię – z mroku wyłonił się porucznik, kulejąc na lekko udał się w kierunku śluz, prawa ręka wyglądała nienaturalnie, zupełnie jak sztuczna, twarz była pokiereszowana. Z pewnością ten człowiek był weteranem wielu bitew.


No mniej więcej, może jeszcze to przeedytuję, może. Nie długo kończymy, czy nie?

Lu - 6 Stycznia 2007, 18:08

Jejku, jesteście niesamowici :lol: :bravo
Zaczęłam czytać wątek kilka dni temu (trochę mi to czasu zajęło ;) ) i stwierdzam że robi się z tego niezła Space Opera* :lol:


*jakby co, mogę coś zaśpiewać :mrgreen:

Adanedhel - 6 Stycznia 2007, 18:15

Nurs, Ba'al, oraz inni Czarni Lordowie z pewnością zwiali z planety, bądź na niej zostali i przetrwali.
I będą bardzo, ale to BARDZO, źli :evil: :evil: :evil:

dzejes - 6 Stycznia 2007, 22:09

Oj będą - proszę mnie nie ruszać, albowiem już dla siebie przewidziałem przyszłość, a to com ujrzał - skrzętnie zapisuję.
Fearfol - 7 Stycznia 2007, 15:28

Kiedy kończymy ? Chyba nie chcecie żeby powieść w odcinkach przerodziła się w "Modę na Sukces" ? Czy końcem opowieści będzie pozbycie Lorda Nursa?
elam - 7 Stycznia 2007, 15:30

co ci sie tak spieszy z tym konczeniem ;) daj szanse wyprodukowac tez cos innym, dzejesowi chociazby
Ixolite - 7 Stycznia 2007, 15:33

Jak się skończy pierwszy tom powieści, to będzie można kolejne potem zacząć. Starowe Warsy też nie wszystkie na raz zostały sfilmowane :wink:
gorat - 7 Stycznia 2007, 15:35

A po co kończyć? :shock: Ludzie (i inni), przed nami kilkadziesiąt lat życia co najmniej!
Fearfol - 7 Stycznia 2007, 15:40

No tak ale sama spójrz, pamiętasz jeszcze tępo pisania opowieści jeszcze trzy dni temu ? Wtedy to były święta i trochę wolnego a teraz stare obowiązki : praca, szkoła itd Po za tym mi się na przykład kończą pomysły, ( póki się jeszcze podoba to można zakończyć pierwszy sezon, a później będzie drugi )
Pako - 7 Stycznia 2007, 15:52

A ja nie narzekam. Tempo jest ok, jeden, dwa odcinki co jakiś czas, w sam raz. Nie muszę poświęcać pół godziny na czytanie tego, tylko chwilę i mogę wracać do pracy. Jest ok. :)
elam - 7 Stycznia 2007, 16:16

poza tym, nikt ci przeciez nie kaze pisac - nie masz pomyslu, przekazujesz paleczke komu innemu. nie musimy tu pisac 3 tekstow dziennie, czasem lepiej jest napisac mniej , a ciekawiej :)
Fearfol - 7 Stycznia 2007, 16:23

wiem, okej zdziwiła mnie jednak ta różnica z początku ( 1-6 strona ) a teraz, ale teraz jest lepiej.

Mi się w tym wszystkim najbardziej podoba nieprzewidywalność kolejnego odcinka ( nie wiadomo co komu w głowie siedzi) i nawiązania do rzeczy Nam ogólnie znanych.

mawete - 7 Stycznia 2007, 18:01

Dobre! :mrgreen: Zrobiłem sobie czarną listę piszących M... - Haletha, Featfol... - możecie to uwzględnić w opowiadankach :mrgreen:
Ciekawe czy znajdzie sie redaktor kóty by to posklejał do kupy i wydawca... :D
Zagladajcie so słowniczka, czasami gubicie się kto jest kto.

dzejes - 7 Stycznia 2007, 20:20


Mała kapsuła ratunkowa mknęła w kosmicznej pustce.
- Nigdy więcej! Przenigdy! -wrzeszczał lord Dżejes. - Już nigdy więcej nie dam się namówić na drinki Fidela! Człowiek pije sobie kulturalnie, a tu jak coś nie dupnie! - krzyczał wężowiec. Od kilku godzin próbował sie skontaktować z Fidelem, NURSem, wiernymi oddziałami, w zasadzie z kimkolwiek.
Cisza.
Sytuacja pogarszała się z każdą sekundą i Dżejes doskonale sobie zdawał z tego sprawę. Zapasy spirytusu były żałośnie małe, żelazne racje Alka-Primu dawno zużyte, zbiorniki z sokiem pomidorowym niemal puste. Straszliwe widmo kosmicznego kaca ścigało małą łupinę zagubioną w próżni. Czarny Lord zerkał od czasu do czasu w pancerne okno, jakby oczekiwał, że prześladowca zmaterializuje się pod postacią gigantycznego romulusa, którego z łatwością zanihiluje swoją wolą. Niestety ten wróg był nieuchwytny niczym parrutański kurz.
- Odbiór! Odbiór! - kolejna próba nawiązania kontaktu zakończyła się niepowodzeniem Czarny lord z wściekłością roztrzaskał pulpit sterowniczy.
- Uwaga. Wprowadzono sekwencję losowego skoku w nadprzestrzeń. - powiedziała kapsuła miłym głosem jednej z kurtyzan Babilonu. - Start za trzydzieści sekund.
- Co? Jaki start, jaki losowy skok? dwadzieścia pięć Przestań! Rozkazuję ci przestań! dwadzieścia NATYCHMIAST PRZESTAŃ! piętnaście Ej! Za szybko liczysz! dziesięć No dobrze, przepraszam, na pewno pięć dojdziemy do jakiegoś porozumieniOdpalanieaaaaaaaaaaaaaaaa...

Mały pojazd lecący kursem kolizyjnym na Greenta – gwiazdę trzeciej kategorii - zniknął nagle z cichym trzaskiem. Obserwująca kapsułę inteligentna asteroida miała ochotę przetrzeć oczy ze zdumienia. Niestety nie miała oczu, więc nie mogła ich przetrzeć.
Następne dwieście trzynaście tysięcy lat spędziła na rozmyślaniach nad tym jak mogła usłyszeć ów trzask, skoro nie ma uszu. Ani innych organów. W zasadzie ponieważ nie ma oczu technicznie nie mogła obserwować kapsuły.
Po dwustu trzynastu tysiącach lat asteroida spotkała przedstawiciela niezwykle rozwiniętej cywilizacji wywodzącej się hen hen z zadupia Galaktyki, który zlitował się nad jej niedolą i rozwiązał ten logiczny węzeł gordyjski. Zachwycona asteroida podziękowała, a wędrowiec odleciał ku gwiezdnym szlakom. Po kilku minutach asteroida przypomniała sobie, że w próżni panuje cisza ze względu na brak ośrodka, w którym mogłaby się rozchodzić fala dźwiękowa. Jak więc mogła usłyszeć owo >pyk<?

- ...aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa – wrzeszczał Czarny Lord w zamknięty w swej kapsule.
- Przeskok zakończony.
- ...aaaaaaaaaaa... aaa.a..a.a.aaa – Dżejes w końcu opanował się na tyle, by przestać wrzeszczeć. - G..g.gdzie..jeesteśmyy..?
- Tryb losowego przeskoku generuje podprzestrzenny tunel do miejsca we Wszechświecie określonego na podstawie zapisu fal Beta/Gamma osoby przebywającej w kabinie.
- Eee... Czyli to ja kierowałem tym statkiem? Świetnie! Więc wylądowaliśmy w mojej sekretnej kryjówce, skąd będę mógł zorganizować błyskawiczny pościg za...
- Nie do końca. Emisja fal Beta/Gamma jest niekontrolowana, tym samym...
- ... stanowi emanację podświadomości. - dokończył Lord gwałtownie siniejąc na twarzy. Gdzie mnie zabrałaś? - cicho spytał mając przed oczami sen, który prześladował go od dzieciństwa. Oto on Czarny Lord, przed którym trzęsie się 1/3 Galaktyki siedzi na zielonej łące, głaszcze białego, puchatego króliczka i śmieje się do małych owieczek biegających wkoło. Rodzice obiecywali, że to przejdzie, że niedługo zacznie śnić to, co inne dzieci Czarnych Lordów – sny o grabieżach, o ćwiartowaniu, nabijaniu na pal, łamaniu kołem. Jednak nic takiego się stało i Lord po dziś dzień budzi się z krzykiem mając przed oczami szczęśliwych ludzi.
- Więc gdzie mnie zabrałaś? - powtórzył pytanie zaciskając zęby.
- Nieoznakowany układ 73 tysiące lat świetlnych od jądra galaktyki. Gwiazda typu drugiego, planeta jedna, wielkość dwa koma szesnaście standardowej jednostki.
- Czy są na niej jakieś... łąki?
- Łąk brak, cała powierzchnia...
- Nieważne! - wykrzyknął Lord – Nie ma łąk! Jestem naprawdę zły! Mwahahahaha! - złowrogi śmiech był dumą Dżejesa. Ćwiczył go codziennie pilnie studiując mistrzów gatunku. - Lądujemy!
Silniczki manewrowe kapsuły naprowadziły pojazd na odpowiedni kurs.
Kilkanaście minut później, po przedarciu się przez gęstą powłokę chmur oczom Lorda ukazała się powierzchnia.
- Och... - jęknął cicho obserwując bezkresne morze. Gigantyczne fale srebrzystości przelewały się po horyzont co chwilę przeszywane niby elektrycznymi skurczami. Błękitne iskry wyładowań nieustannie rozświetlały półmrok.
- Niżej... - Kapsuła opadła i zatrzymała się kilkadziesiąt metrów nad falującą powierzchnią. - Mapowanie powierzchni.
- Dawno zrobione – AI kapsuły prychnęła pogardliwie. - Nie znajdziesz tu skrawka ziemi, wszystko zalane.
- Dawaj na ekr...
Nagłe szarpnięcie wywróciło pojazd do góry nogami. Poszycie statku zatrzeszczało pod naporem ogromnej siły.
- Nie! - krzyczeli razem Dżejes i AI.
Jakby w odpowiedzi na ich wrzask świat wrócił do normy. Silniczki manewrowe przywróciły pion, nacisk na zewnętrzną powłokę ustał.
Czarny Lord kątem oka uchwycił kilka gigantycznych macek stworzonych z cieczy oblewającej planetę wolno znikających w przestworze wód i poczuł jak kolejny element układanki wpada na miejsce.
- Szybko! Analiza chemiczna oceanu! - wykrzyknął polecenie. Czekając na wynik przypomniał sobie jednego z wariatów żebrzących o fundusze na wyprawy w poszukiwaniu legend kosmosu. Setki jemu podobnych próbowały uzyskać choćby nędzny bilion kredytów obiecując kolosalne zyski. Ten był inny. Opowiedział historię prastarej istoty o nieprzeniknionym umyśle, istniejącej od prawieka, dla której świty i zmierzchy cywilizacji mijały niepostrzeżenie niczym chwile. Podróżnik chciał jedynie statek, nie obiecywał nic w zamian. Wylądował w kopalni soli na Urrtusie, obok innych pomyleńców.
Wynik analizy wyświetlił się na ekranie. Nie było już wątpliwości
Malutka kapsuła z Lordem Dżejesem unosiła się kilkanaście metrów nad powierzchnią ORBITa – gigantycznego, myślącego oceanu spirytusu.

To be continued.



elam - 7 Stycznia 2007, 20:22

ojejej, nowa postac - Orbit ... :mrgreen:
:bravo :bravo :bravo :bravo

Anonymous - 7 Stycznia 2007, 20:25

:mrgreen: :bravo

Czekam na następne części z utęsknieniem. :twisted:

Tomcich - 7 Stycznia 2007, 20:37

:bravo dzejes :mrgreen:
No to teraz ja, trzeba wyjaśnić wreszcie parę spraw, a parę zaciemnić. :wink:

Ixolite - 7 Stycznia 2007, 20:45

Choroba, słowniczek trzeba uzupełniać :wink:
Agi - 7 Stycznia 2007, 21:13

dzejes, :bravo podoba mi się skojarzenie :mrgreen:
Aga - 7 Stycznia 2007, 21:24

:bravo Spirytus :lol: Niech ktoś sprowadzi Orbita, może coś dopisze :mrgreen:
Fearfol - 7 Stycznia 2007, 21:32

No tak przecież to chodzi chyba o SOLARIS Lema, jak ja lubię ten temat. Wycofuje się z tego co pisałem o kończeniu. Hahaha wow, :D

mawete - jestem na liście ludzi do zlikwidowania ?

Kruk Siwy - 7 Stycznia 2007, 21:34

Fearfol, obawiam się, że CIACH!


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group