To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mechaniczna pomarańcza [film] - Ostatnio oglądane filmy

Virgo C. - 20 Czerwca 2008, 16:28

Zabawne, jak ja chce oglądać dużo sexu w filmie to włączam porno... Widocznie jakiś dziwny jestem :P
Rommie - 20 Czerwca 2008, 19:11

Jak ogladam filmy porno to strasznie sie denerwuje...
Akcja jest tak zawzieta ze do samego konca nie wiadomo kiedy i jak strzeli ... i czy strzeli.
Nie moge to nie na moje nerwy ... ;P:

Hubert - 20 Czerwca 2008, 20:01

Virgo C. napisał/a
Zabawne, jak ja chce oglądać dużo sexu w filmie to włączam porno... Widocznie jakiś dziwny jestem :P



Wiesz, ja się w ogóle nie nastawiałem, że w tym filmie będzie dużo seksu (no i w sumie tak dużo nie było - Nagi instynkt to to nie jest, ale...)

Jaden Kast - 20 Czerwca 2008, 22:34

Ja jestem świeżo po obejrzeniu Cube.

Po wielu wspaniałych opiniach na temat tego filmu i zaliczaniu go do klasyki, muszę powiedzieć, że trochę się zawiodłem, głównie za sprawą braku nastroju grozy, czy budowy napięcia. Jednak film broni się pomysłowością (chyba w końcu obejrzę pierwszą Piłę, żeby zobaczyć, ile twórcy tego film zaczerpnęli z 'Kostki'), dobrze oddanym uczuciem ciasnoty, pewnymi zwrotami akcji (a przynajmniej niespodziewanymi zachowaniami 6 wybrańców, oraz tajemniczością zachowaną do samego końca (kto, w jakim celu, czy jest wyjście z sześcianu, czym jest on zasilany itd.).

Film otrzymuje więc solidne 7+/10 i polecam go wszystkim, choć na pewno będą osoby, którym nie przypadnie do gustu.

ilcattivo13 - 20 Czerwca 2008, 23:34

"Night of the Comet", czyli post-apokalipsa na wesoło, a nawet można odnieść wrażenie, że to parodia kina post-apo. Film trochę wzorowany na "Omega Man" - ujęcia z przejazdów przez puste miasto, zombi, niedoszłe zombie w przeciwsłonecznych okularach, zakupy w centrum handlowym.
Na plus można zaliczyć: klimat wyludnionego miasta, Catherine Mary Stewart (znana z klasycznego post-apo "World Gone Wild") i fajną muzykę z początku lat 80-tych.
Na minus można by było zaliczyć masę rzeczy, ale... Film należy traktować z przymrużeniem oka - wtedy ogląda się go całkiem przyjemnie.
Daję 6/10

Gwynhwar - 21 Czerwca 2008, 14:04

Frontiere(s) nie polecam. Ten film nie ma sensu... Nawet dla flaków nie warto.

Dogma (at last!) mega film! Cieszę się, że w końcu dane mi go było obejrzeć!

ilcattivo13 - 21 Czerwca 2008, 23:51

"Vexille" - niby anime, ale jako że robione w nieco podobnym stylu do "A scanner darkly" lub animowanego "Władcy pierścieni" (czyli z udziałem normalnych aktorów), więc moje "czy" grosze wrzucę tutaj.
Film jest super. Już na samym początku widok oświetlanego reflektorami śniegu pozwala nam odczuć klasę rysowników. I do samego końca jakość animacji się nie zmienia. Od strony fabularnej film stoi na równie wysokim poziomie. Trzyma w napięciu nawet gdy akcja zwalnia.
Jak dla mnie, "Vexille" dorównuje jakością cyklowi "Ghost in the Shell", zostawiając w tyle (przynajmniej o dwie długości głowy robota) "Appleseed".
Daję 9/10

Fearfol - 22 Czerwca 2008, 15:16

Cube , mocny film - nie epatował tak przesadnie przemocą, ale budował nastrój przerażenia. Do tego jeszcze informacja , że wystarczyło tylko pozostać w początkowym pomieszczeniu.

No i końcowa kpina , jedynym który ocalał był półgłówek , ludzie w pełni sił umysłowych sami się pozabijali.

Sirroco - 22 Czerwca 2008, 17:26

ilcattivo13 napisał/a
Projekt: Monster - film całkiem niezły. Plus za aktorów, efekty specjalne, fabułę, zakończenie. Minusem nie mam za co przywalić. Szkoda, że nie mogłem go oglądnąć w kinie, bo na pewno wrażenia byłyby lepsze.

Świetny.Główny monster w kinie wyglądałb naprawde nieźle.
Są oczywiście też narzekania że jak na stylizacje "amatorskiej" kamery zawsze wszystko co powinno być pokazane jest pokazane.Ale dobrze się ogląda.

Ja ostatnio oglądałem Pan życia i śmierci a po angielsku Lord of War.
Film jest o losach sprzedawcy broni,jego własne słowa mówią wszystko."Po świecie krąży 550 mln sztuk bron,1 sztuka na 12 mieszkańców Ziemi.Mnie interesuje jedno:jak uzbroić pozostałych jedenastu."I to żaden spojler bo mówi to jasno już na samym początku.
Nastrój w filmie to taki śmiech przez łzy znaczy głowny bohater żartuje sobie z różnych rzeczy ale równie dobrze mógłby usiąść i płakać.Niektóre sceny i komentarze naprawdę zapadają w pamieć.
Tylko czemu Nicolas Cage ciągle gra zakochanych facetów???

gorbash - 22 Czerwca 2008, 17:47

Sirroco napisał/a
Tylko czemu Nicolas Cage ciągle gra zakochanych facetów???

Jak dla mnie to raczej gra skopanego spaniela...
A film jest niezły - ostatnio złapali chyba tego kolesia na którym oparty był Juri Orlov - czy jak on sie tam nazywał...

Sirroco - 22 Czerwca 2008, 19:23

Ja czytałem że "oparty" był na losach kilku handlarzy a nie jednego.
feralny por. - 22 Czerwca 2008, 22:40

Skusiłem się na „King Konga” w wersji Jacksona (DVD z kolekcji Tele świata), robi wrażenie. Ktoś tu, wcześniej pisał, że mało widowiskowy, nie zgadzam się, Kong jest bardzo widowiskowy, bieganie z dinozaurami jest widowiskowe, nietoperze ludojady są widowiskowe i małe godzille też są widowiskowe i wielkie robale też i rozróba w NY także. Czego, jak czego, ale widowiskowości temu filmowi odmówić nie można, nawet w porównaniu z LOTRem (może bitwy w Helmowym Jarze i nazguli nie było, ale jak wsadzić nazgule do King Konga, nie wspominając o bitwie?).
Nie to jednak podobało mi się najbardziej, najlepsze było to, że uśmiałem się na tym filmie jak norka, bo to w zasadzie był pastisz kina przygodowego. Wszystko w tym filmie było przerysowane, aż do granicy śmieszności, aczkolwiek i tu brawa dla Pitera nie było irytujące, ale właśnie zabawne (wkurzająca była tylko główna bohaterka z jej patologicznym zanikiem instynktu samozachowawczego). Zabawnie przerysowane są postacie, w zasadzie archetypy kina przygodowego: chciwy organizator wyprawy, prowadzący wszystkich ku zgubie i w końcu za chciwość ukarany, niewinna, wplątana w historię para, która ma się ku sobie od początku, ale pada sobie w ramiona dopiero przed napisami końcowymi, kapitan statku, oczywiście przemytnik, ale jednocześnie szlachetny człowiek, Murzyn, który obrywa najgorzej, młody, którego wszyscy próbują uratować, ekscentryczny kucharz, który schodzi na ląd w kucharskiej czapce, fartuchu i z patelnią u boku, najbardziej anonimowy członek ekipy, który po zejściu na ląd ginie pierwszy. Wszystko to już było, wszystko to już znamy i jest to zabawne w tej przerysowanej formie i w oprawie coraz bardziej groteskowych potyczek z coraz bardziej wydumanymi potworami.
Ktoś tu wcześniej pisał, że mało Jackson’owskie, nie zgadzam się, ten film jest bardzo Jackson’owski, w scenie walki z robactwem na dnie kanionu brakowało mi już tylko faceta z kosiarką znanego z „Martwicy mózgu”. W „Martwicy...” Jackson obśmiał filmy o zombie, a w „Kongu” kino przygodowe, tylko, że trochę inteligentniej i w bardziej zawoalowany sposób, lecz mechanizm i styl pozostał ten sam.
O efektach specjalnych nie ma co pisać, wiadomo, że doskonałe. Osobna pochwała należy się za to, za dbałość o szczegóły. Akcja toczy się w dobie wielkiego kryzysu i nie udało mi się wychwycić żadnego detalu, który nie wyglądałby jak z epoki. Nie było nawet tradycyjnych dla kina baboli związanych z bronią. Takich jak, np. w „Indianie Jonesie” – po napisie „Tybet 1936” pojawiają się Niemcy z MP 40. Ja rozumiem, że Niemiec składa się ze „Szmajsera” i Niemca właściwego (abstrahując zupełnie od tego czy MP 40 wypada nazywać „Szmajserem”), ale bez przesady. Tymczasem w „Kongu” wszystko jest jak trzeba, marynarze na przemytniczym statku mają mausery „garbusy” (z pierwszowojennego demobilu?), a w skrytce pod łóżkiem kapitana trzymają Thompsony M1921 lub M1928, kapitan nosi w kaburze „artyleryjską parabelkę” (świetnie do niego pasuje), a pierwszy oficer Colta M1911. Wszystko w to istniało w okresie, w którym toczy się akcja, a w dodatku było stosunkowo łatwo dostępne. W sumie to nie istotne szczegóły, ale taka dbałość o drobiazgi cieszy.

Jaden Kast - 22 Czerwca 2008, 23:55

Red Eye

Długie wakacje, więc nadrabiam pewne swoje zaległości.

Dobrze nakręcony thriller, może nie jest wybitny, ale pomysł był dobry. Bardzo dobrze i konsekwentnie jest też budowany nastrój, a Cillian Murphy znów genialny.

8/10 chociaż o jedno oczko wyżej ze względu na aktora grającego Bad Guya.

NURS - 22 Czerwca 2008, 23:57

A widział ktoś Zdarzenie?
Jest aż tak tragiczne, jak to opisują recenzenci?

mBiko - 23 Czerwca 2008, 09:29

Miałem sie wybrać wczoraj, ale jednak padło na "Kung Fu Pandę" i mam wrażenie, że wyszedłem na tym lepiej. Dawno się nie uśmiałem w kinie tak bardzo. "Zdarzenie" musi jeszcze poczekać.
Kruk Siwy - 23 Czerwca 2008, 09:38

mBiko, coś więcej o tem pandzie? Jakieś porównania?
feralny por. - 23 Czerwca 2008, 11:06

Korzystając z okazji, że miałem niedaleko do multikina, a nie często mi się to zdarza, poszedłem na „Indianę Jonesa i królestwo kryształowej czaszki”. Jestem z tych, co to wiadomo, że i tak pójdą. Niestety filmem się zawiodłem, moim zdaniem jest to jeden z tych filmów, które nie powinny były powstać, tak jak „Złoto dezerterów” albo „Parszywa dwunastka 3 i 4”. No może „Indiana” nie był, aż tak zły, ale dobry też nie był. Na pewno był gorszy od innej dokrętki na siłę – „Szklanej pułapki 4”. Chyba każdy, kto widział wszystkie części, zgodzi się z tym, że tak naprawdę są trzy filmy o doktorze Jonesie i ten czwarty, jak potwór Frankensteina pozszywany z kawałków, które już widzieliśmy w poprzednich częściach. No, bo tak: bohaterowie dobrze znany duet dr. Jones i Marian – było, kobieta fatalna – znamy z „Ostatniej krucjaty”, magazyn z różnościami, w którym wojsko zamknęło Arkę – było, pościg forda GPA z GAZe’m – prawie jak „rolercoaster” ze „Świątyni śmierci”, skakanie po ciężarówkach – było, robactwo w astronomicznych ilościach – było, pościg na motocyklu – było, grobowce ze śmiercionośnymi mechanizmami – było, strzelaniny - było. Wracanie po kapelusz kiedy jest mnóstwo ważniejszych spraw na głowie – było. Nie to jest jednak najgorsze, w końcu w filmie Indym muszą być grobowce, pościgi, strzelanie z bicza i wracanie po kapelusz, niech on sobie będzie wtórny, w końcu, jak powiedział klasyk, „Jak może mi się podobać coś, co słyszę pierwszy raz, podoba mi się to, co już znam.”. Najgorsze jest to, że ten film jest zwyczajnie głupi, ja wiem, że to z założenia nie miało być kino szczególnie wyrafinowane, ale w tym filmie to, co widzimy nie dzieje się, o to, żeby popchnąć akcje do przodu, tylko po to, żeby się działo i to tak szybko, że trudno nadążyć, jak w teledysku. Tak się teraz robi filmy? Chłopak, który udaje Jamesa Deana jest zupełnie nieprzekonujący, Harison też bardziej nadaje się do bawienia wnuków niż do biegania po dżungli, ufoki to kompletne przegięcie, tak jak latająca lodówka w roli schronu atomowego, a sowieci tańczący kazaczoka i grający na harmoszce przy ognisku to jakiś szczyt groteski. Do tego mamy jeszcze jakieś dziwne wtręty polityczne, nie wiem, co to miało być, synteza polityki zimnowojennej? Najpierw siedzą chłopy i biadolą jak to ich FBI prześladuje, a rząd wszystkich oszukuje, że po USA grasuje KGB, a w następnej scenie do baru wchodzą dwaj smutni panowie z KGB. Kto się poczuł dziwnie, niech podniesie rękę.

W dodatku w tym filmie jest pełno baboli i to już od pierwszej sceny. W konwoju wojskowych ciężarówek są za małe odstępy pomiędzy pojazdami. Wojsko tak nie jeździ, jak zobaczycie konwój wojskowych ciężarówek, jadących 50 km/h zderzak w zderzak, to możecie być pewni, że to przebierańcy. Dalej jest jeszcze gorzej Indy szuka namagnesowanego pojemnika, przy pomocy prochu wysypanego z granatu. Po pierwsze nie da się wysypać prochu z granatu, bo go tam nie ma. Proch jest materiałem miotającym, a w granatach i wszelkich pociskach znajduje się materiał kruszący (zwykle trotyl, heksogen, oktogen, mieszanina powyższych lub jakiś zamiennik np. kwas pikrynowy). Po drugie proch strzelniczy (nieważne czarny, czy bez bezdymny) jest diamagnetykiem, więc cała akacja jest bez sensu. Potem Indy używa w tym samym celu śrutu, również bez sensu. O ile dziś spotyka się naboje z śrutem stalowym, o tyle w latach ’50 nikt się w takie fanaberie nie bawił i śrut był ołowiany. Upuszczony na bok karabinek M1 wypala, żeby tak się stało, musiałby być zepsuty, albo specjalnie przerobiony. Chłopaki szorujące Jonesa, po wybuch bomby atomowej mają na sobie współczesne maski przeciwgazowe (takie samie zobaczycie w „Jarhead’zie”). Ale to wszystko nic w porównaniu z tym, że w paru miejscach widzimy diody LED, w epoce przedtranzystorowej, szkoda gadać.

Na szczęście film miał też dobre strony. Miło było zobaczyć ulubionych bohaterów w akcji, zwłaszcza szelmowski uśmiech partnerki Harisona. Świetnie wypadła Kate Blanchett w roli kobiety złej. W umundurowanych kobietach w ogóle jest coś chorobliwie fascynującego (wszystkim zainteresowanym z góry odradzam). Było kilka znakomitych kwestii, np.
- Your last word?
- I like Ike.
Były też sceny warte zobaczenia, np. pościg GAZ’a i GPA zakończony skokiem na drzewo.

Mimo wszystko film ten nie powinien był powstać, nie tylko dlatego, że się nie udał, ale także dlatego, że uświadomił mi i chyba nie tylko mi ile lat mam naprawdę. Patrząc na Harisona w wieku nad wyraz nobliwym poczułem się staro. Psia kość gwizdać motyw z „Poszukiwaczy...” uczyłem się dwadzieścia lat temu.



Kumpel przywlókł skądś „Rysia”. O matko i córko, już dawno takiej padliny nie oglądałem, Bareja w grobie się przewraca. Ten film jest tak zły, że aż trudno to opisać. Zastanawiam się jakim cudem zebrano pieniądze na nakręcenie takiego gniota, producent nie widział scenariusza?

Virgo C. - 23 Czerwca 2008, 12:33

Rommie napisał/a
Jak ogladam filmy porno to strasznie sie denerwuje...

Ja się czuje porażony. Poziomem całości na ogół ;)

@Sosnechristo
Ja się zastanawiałem przed seansem na ile sobie raczej pozwolą. W końcu film miał taką, a nie inną tematykę i mogli pójść w jedną z dwóch skrajności. Na szczęście udało im się znaleźć złoty środek :)

@Gwyn
Wielkie dzięki za ostrzeżenie. Przyznam, że czytając hasło na plakacie reklamowym miałem ochotę się wybrać i sprawdzić na ile jestem normalnym człowiekiem. Ale potem przeczytałem opis dystrybutora i jakoś zapał mi odszedł. Neonaziści kanibale ? Heh, obrzydliwych komedii nie lubie ;)


A co się u mnie przed oczyma przewineło ?

The Incredible Hulk
Mam jak najgorsze odczucia po tym seansie. Jedyna w zasadzie warta obejrzenia sekwencja to pojedynek Hulka z Blonskym (jeszcze jako człowiekiem). Poza tym przez ok. 3/4 seansu miałem wrażenie, że oglądam nowa wersję "pięknej" i bestii. Nie wiem kto grał Betty w Hulku Anga Lee, ale chyba wolałbym ją ponownie. Liv Tayler nie jest dla mnie ideałem piękna, ale nikt mnie nie uprzedził, że ją dodatkowo oszpecą okropną grzywką. Skutek taki, że kiedy pojawiała się na ekranie ja miałem ochotę zejść. Podobnie Norton, świetny aktor, który coraz bardziej się kończy (w moim odczuciu). W tym filmie zaprezentował taki poziom gry aktorskiej, że gdyby zastąpić go którymś z braci Mroczków to nie byłoby widać różnicy. W zasadzie z głównej obsady dobrze wypadł tylko Roth oraz, mimo wszystko, Hurt.
Pozostałe zaś 1/4 filmu powinien być klejnotem w koronie i tym, dla czego się chodzi na takie filmy. A nie było. Starcie dwóch behemotów nie ruszyło mnie ani trochę. Oglądałem to i powstrzymywałem się przed ziewaniem. I jeszcze ten cliffhanger, który nakazuje spodziewać się kontynuacji. Swoją drogą ciekaw jestem ile Robert Downey Jr. wziął za te 2-3 minuty w filmie ? Zastanawia mnie też czy scenarzyście się coś nie pomyliło jeśli chodzi o kwestie Hulka. Na początku mówi całkiem z sensem (Leave me alone!), żeby później (zdaje się już nieco kontrolowany przez Bannera) rzucić nieśmiertelnym Hulk smash. Nie powinno być jakoś na odwrót ?
Jedyne w sumie co wyniosłem z tego filmu to frustracje spowodaną koniecznością obejrzenia 15 minut reklam (co mi przypomniało dlaczego nie lubię multipleksów) oraz próbki nowych płatków (i batona) Nesttle Fit. Niestety nie mam się z czego wyszczuplać ale przynajmniej smaczne były ;)

Lęk
Horror - nie horror. Pomysł świetny, tunele metra pod Londynem to faktycznie niezła sceneria dla slashera. Także dialogi momentami mają niezłe przebłyski (Wygląda jak penis... tylko że znacznie mniejszy). Gorzej niestety z wykonaniem oraz samym pochodzeniem mordercy. Chociaż tutaj dzięki niech będą scenarzyście, że nie robił filmu pod amerykanów i nie postanowił łopatologicznie przedstawić jego historii. Ale i tak jest kilka scen naprawdę wartych obejrzenia (cała scena rozgrywająca się w starym szpitalu - miód). Film warto obejrzenia, o ile oczywiście nikt nie nastawi się na to, że jest to horror i będzie strasznie.

Wierny ogrodnik
Film wydany w Dziennikowej serii Zdobywcy Statuetek. Nagrody te dostał chyba tylko jako swoisty wyrzut sumienia ze strony zachodnich krytyków, którzy chcieli pokazać że los ludności afrykańskiej coś dla nich znaczy (obrodziło potem podobnymi filmami, oj obrodziło). Bo scenariuszowo to on leży i woła o pomstę do nieba. Jeśli dodać do tego, że Rechel Weisz też znajduje się na liście aktorek, których nie lubię/nie podobają mi się to sam się dziwie, że obejrzałem go do końca. Jeśli miałbym wymienić jakaś zaletę to byłyby to z pewnością zdjęcia - świetnie dobrano plenery, a operator znał się na rzeczy.

Nic śmiesznego
Skoro obejrzałem Dzień Świra to postanowiłem pójść za ciosem i spróbować w końcu obejrzeć w całości ten film. Udało mi się. I zaiste - nic śmiesznego.

Stormbringer - 23 Czerwca 2008, 13:31

Virgo C., moim zdaniem "Wierny ogrodnik" to dobry film. Początek ma, przyznaję, mocno chaotyczny, ale gdy już wskoczy na właściwe tory, to jest z tego całkiem przyzwoite i nieszablonowe kino.

Nowy "Hulk" też całkiem oglądalny. "Iron Man" to to nie jest, ale ma niezłe tempo i Tima Rotha. :) Ot, popcornowe widowisko, ale dość sprawnie zrobione.

PS. Dziewczynę w poprzednim "Hulku" grała Jennifer Connelly. :)

Virgo C. - 23 Czerwca 2008, 13:39

No to w takim razie film ma już u mnie kolejnego minusa, za zmianę głównej bohaterki kobiecej na gorszy model. Ale przynajmniej Norton jako Banner pasuje lepiej niż Bana.

A niezłe tempo to może było w ciągu tych kilku minut, kiedy musiałem opuścić salę kinową. Poza tym to wspomniana w poprzednim poście scena i może pościg w brazylijskiej fawelli warte uwagi. Reszta to albo melodramatyczne dłużyzny albo sceny, które mogą się podobać ale mi do gustu nie przypadły.

Natomiast nie zgadzam się z twierdzeniem, że Wierny ogrodnik to kino nieszablonowe. Podobnych produkcji było wiele przed nim, a kilka utrzymanych w podobnej stylistyce po nim (że wspomnę tylko Krwawy diament)

Kostucha Drang - 23 Czerwca 2008, 14:08

W weekend wypozyczyłem sobie LEJDIS. Co za porażka. Całe sczęście, że oglądałem na dvd a nie w kinie. Dzieki temu mogłem robic sobie przerwy niczym podczas picia jakiegos wstrętnego bełta. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tym filmem i stanowczo odradzam wszytskim którzy jeszcze nie widzieli ( jesli jeszcze tacy są :)
Dunadan - 23 Czerwca 2008, 14:09

Niektórym nie trzeba odradzać :mrgreen: nie oglądałem i nie mam zamiaru, za to dziś idę na Indy'ego ;-)
Stormbringer - 23 Czerwca 2008, 14:29

Virgo C. napisał/a
No to w takim razie film ma już u mnie kolejnego minusa, za zmianę głównej bohaterki kobiecej na gorszy model.


No wiadomo, co Jennifer to Jennifer. ;)

Virgo C. napisał/a
Natomiast nie zgadzam się z twierdzeniem, że Wierny ogrodnik to kino nieszablonowe. Podobnych produkcji było wiele przed nim, a kilka utrzymanych w podobnej stylistyce po nim (że wspomnę tylko Krwawy diament)


Dla mnie było w tym filmie coś świeżego, jakieś spojrzenie pod innym kątem na stare problemy. No i ta przewrotna gra konwencją, jak choćby w - kapitalnie spuentowanej - scenie samochodowego pościgu. :)

A "Krwawy diament" to po prostu wejście do tej samej rzeki - uciskana Afryka, bogacący się Zachód itp. Tylko wszystko w bardziej mainstreamowym sosie. Szkoda tylko tej pompatycznej końcówki. Za to na osłodę - ponownie Jennifer. ;)

Virgo C. - 23 Czerwca 2008, 14:35

Stormbringer napisał/a
No i ta przewrotna gra konwencją, jak choćby w - kapitalnie spuentowanej - scenie samochodowego pościgu. :)

Ja przez całą tą scenę robiłem wielkie oczy na widok miejskiego auta, które jadąc ze sporą prędkością się nie rozkraczyło na afrykańskich bezdrożach. Zboczenie zawodowe widać ;)

W sumie jak się tak głębiej zastanowiłem to jeszcze jedna rzecz mi się podobała - przewrotna końcówka. Żaden tam klasyczny happy end ale i tak jakoś się przyjemniej mi wtedy zrobiło :)

Stormbringer - 23 Czerwca 2008, 14:46

Virgo C. napisał/a
Ja przez całą tą scenę robiłem wielkie oczy na widok miejskiego auta, które jadąc ze sporą prędkością się nie rozkraczyło na afrykańskich bezdrożach.


Bo to była ubita, spalona słońcem, afrykańska gleba - równiejsza od polskiej autostrady. ;)

Chal-Chenet - 23 Czerwca 2008, 21:32

Mission: Impossible, czyli "W poszukiwaniu Kreta".
Bardzo dawno temu widziałem ten film ostatni raz, nadeszła więc pora na odświeżenie. I, o dziwo, bardzo pozytywne wrażenia! Jest przede wszystkim wciągający, intryga poprowadzona jest w taki sposób, że cały czas zastanawiałem się kto zdradził, kto jest dobry, i kto ma z kim jakie powiązania. Dobrze zagrali aktorzy, zwłaszcza Cruise i Voight.
Także efekty specjalne na przyzwoitym poziomie, nie widać, żeby się specjalnie zestarzały, mimo faktu, że upłynęło już ponad 10 lat od nakręcenia tego obrazu. 7/10
Chyba obejrzę dalej tę serię, aczkolwiek mocno zastanawiam się nad dwójką, bo ile mnie pamięć nie myli, jest to tylko pusta nawalanka z efektami. I do tego jeszcze w reżyserii pana "łubudubu - Woo". A część trzecia, ma nawet na IMDB wyższą średnią niż jedynka. Jestem więc ciekawy co tam wykombinowali, i że klimatem jest podobnie.

mBiko - 23 Czerwca 2008, 22:04

Kruku z jednej strony nic nadzwyczajnego, przyjemne kino familijne z morałem, aczkolwiek podanym dosyć zjadliwie. Z drugiej, naprawdę pięknie i wyraziście narysowany, a zwłaszcza niezwykle (jak na film kung-fu przystało) dynamicznie. Oczywiście pełno jest nawiązań do całego gatunku, więc jednym z elementów zabawy jest wypatrywanie cytatów. Dużymi plusami jest dobry dubbing i poczucie humoru. Oczywiście to drugie nie każdemu będzie pasować.
Virgo C. - 23 Czerwca 2008, 23:13

Przed chwilką wróciłem z seansu Sierocińca. I pytanie moje - czy jeśli stanę na krześlę i zacznę skakać, krzycząc "jeszcze, jeszcze", to będzie to wystarczająco entuzjastyczna recenzja ? :D

@Stormbringer
Obejrzałem ten fragment i faktycznie, masz racje. To teraz zaczynam się zastanawiam skąd na tych pustkowiach takie wyraźne ślady pozostawione przez opony ;)

@Chal
Dwójkę sobie odpuść, naprawdę nie warto.

NURS - 24 Czerwca 2008, 11:02

No to obejrzałem Zdarzenie...
może nie jest to aż tak wielka tragedia, jak piszą krytycy, ale kicha niemożebna. Naprawdę fajny poczatek, ale potem wszystko sypie się jak wióry przy robocie dzięcioła. Ktoś chyba zapomniał przynieść scenariusz na plan.

Virgo C. - 26 Czerwca 2008, 10:53

Superhero
Pośmiałem się, więc jako rozbawiacz sprawdza się nieźle. Szkoda tylko, że dość często poziom gagów był dość niskich lotów, z pierdzeniem włącznie. Zresztą w tym momencie przeraziło mnie to, że na całej sali kinowej byłem jedyną osobą, którą owa "symfonia" dźwięków nie rozbawiła.
Poza tym nie wiem zbytnio po co wprowadzono do filmu elementy z X-man i Fantastic 4. Jeśli po to, żeby móc powiedzieć "Patrzcie, parodiujemy nie tylko Spidermana" to jednak ta część filmu powinna trwać dłużej niż te 5-10 minut.



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group