To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Autostopem przez galaktykę - Największy obciach w naszym życiu;)

Pako - 10 Października 2006, 17:48

Cóż.. nie uznawalem nigdy czegoś takeigo jak bojkot sprawdzianu. Jak był zapowiedziany to się człowiek uczył i pisał. Że było ich ipęć, a nie 4 jak wg regulaminu/ Trudno, to jest liceum. Na studiach też mają to w De i robią co chcą :P
Aga - 10 Października 2006, 18:29

Bojkotowanie sprawdzianów to wg mnie dziecinada. Nigdy tego nie robiłam i robić nie zamierzam. Nauczyciele są jacy są i ich się nie zmieni. Z niektórymi można porozmawiać i ich przekonać. Ale czymś takim można ich tylko do siebie zrazić.
Przepraszam za ten mentorski ton ciotki klotki, ale to mój czuły punkt ;)

Alatar - 10 Października 2006, 19:10

To my też mieliśmy bojkot. Nowego (fresh meat) nauczyciela chemii mieliśmy. Był łagdny i taki niewyrobiony. Mieliśmy na półrocze pierwszej klasy nawet po 3 np chociaż nie były potrzebne nigdy. Gdzieś w drugiej klasie (uczył nas od pierwszej), podobno skonsultował się z naszym wychowawcą (jedna z trzech żylet szkolnych, dzisiejsza perspektywa to dla mnie zmienia) i zostrzał, co nam (jeszcze młodym i głupim) się nie spodobało. Niezapowiedziane kartkówki (do tej pory zapowiadane) przelały gorycz w pucharze i na lekcji się do pana nauczyciela nie odzywaliśmy w ogóle. Ale były momenta. Nauczyciel tłumaczy coś przy tablicy i odwraca się do nas z pytaniem jakimś typu jaka jest liczba atomowa tlenu a tu cisza. Ze złością pewnie, odwraca się i tłumaczy dalej. To tylko przykład momenta. Cóż, głupi byliśmy, ale przynajmniej zabawnie było.
dzejes - 10 Października 2006, 19:42

Ja bojkot miałem jeden. I to prywatny. Na studiach.

Ćwiczenia z PPM (prawa prywatnego międzynarodowego), kilka tygodni prowadziła "świeżutka" magister, zestresowana sytuacją potwornie. Po kilkunastu minutach pierwszych zajęć kazała mi się przesiąść! do pierwszego rzędu!

Czas na małe wyjaśnienia - ćwiczenia te były generalnie dość nudne i to ja wraz ze znajomym czyniliśmy ke znośnymi dzięki naszej ogromnej błyskotliwości oraz poczuciu humoru :)
Jednak nasze uwagi oraz dyskusje były na tyle merytoryczne, że prowadzący doktor nie tylko nie miał nic naprzeciw, ale niejednokrotnie się włączał. Dodam, że egzamin cała grupa zdała bez problemów, duża część na "5".

Wracając do wstrząsającej historii - zamurowało mnie. To był czwarty rok studiów, a tu przychodzi dziewczyna starsza o dwa lata i mnie będzie przesadzać?! Ponieważ kłócić się zamiaru nie miałem, wychodzić też (bo i tak musiałbym czekać na znajomych, zawsze po tych zajęciach szliśmy na pi$%^ szliśmy omawiać najnowsze zmiany w ustawodawstwie międzynarodowym) - przesiadłem się. Jednocześnie zapowiedziałem, że skoro mój głos pani prowadzącej przeszkadza, to ja się odzywać nie będę w ogóle. Dodałem jeszcze, że to nie ja będę tego żałował. Jak powiedziałem tak zrobiłem.
Prowadząca "pękła" na trzecich ćwiczeniach. Zezwoliła mi usiąść tam gdzie chcę, zajęcia od razu na tym zyskały :)

Potem zresztą okazało się, że prowadząca w cywilu jest bardzo sympatyczną osobą, a wina leży po stronie doktora, który ją uprzedził o specyficznej atmosferze na zajęciach, jednak nie powiedział, że ta afmosfera jest jak najbardziej "w temacie" :)

A bojkoty? Jeśli są to szczeniackie wygłupy -to jak najbardziej nie. Jednak wszyscy doskonale wiemy, że w szkołach dziejasię rózne rzeczy i odgórne odrzucanie protestu jako formy obrony jest hmm.. nieprzemyślane?

savikol - 11 Października 2006, 06:25

To ja was przebiję. Brałem udział w głupim, szczeniackim bojkocie nie w liceum, ani na studiach, ale później – w wojsku. Załapałem się na jeden z ostatnich turnusów SPRu (szkoły podchorążych rezerwy), półroczne szkolenie w armii, dla absolwentów uczelni. Prócz zwyczajowego, wojskowego szkolenia mieliśmy też specjalistyczne wykłady, w zależności od profilu plutonu. I w czasie lekcji z mechaniki, pan major kazał wyciągnąć karteczki i podyktował pytania. Na nic zdały się prośby o przełożenie tej farsy, bo nikt o zdrowych zmysłach się nie uczył, w dodatku mieliśmy w nocy ćwiczenia na poligonie, czy coś takiego. Pan major się uparł i my też. Wszyscy zatem oddali puste kartki i wyszli. Oficjer tak się wkurzył, że aż mu się wąsy wyprostowały. Groził nam żandarmerią, surowymi karami za dezercję łącznie z aresztem, wieczną służą w wojsku, a kto wie, może nawet plutonem egzekucyjnym!
Nasz bunt był głupi i bez sensu, bo właściwie wystarczyło powypisywać jakieś bzdury i pan major byłby szczęśliwy. Szkoda nam się zrobiło, w sumie niegroźnego i całkiem sympatycznego grubasa i następnego dnia specjalna delegacja szczerze i ze skruchą go przeprosiła.

Pako - 11 Października 2006, 13:51

Dzejes - odrzucenie protestu jako takiego - nie. Ale odrzucenie protestu takiego, jaki przedstawił kolega: bo to już czwarty sprawdzian - jak najbardziej. I osobiście uznaję za głupotę zapis w regulaminie, żę jeśli 60% osób dostranie pały, to ocen się nie pisze. Ale to w ogóle moje podejście do świata, nigdy nie potrafiłem olać obowiązków, ile by ich nie było. Durne, bo w lo zamiast kuć matmę czy fizykę, ryłem do biologi i dopiero pod sam koniec stwierdziłem, żę dość dobrego, zacząłem sprawdziany przepisywać z książki - bo sie dało. Głupie to trochę..
ZłomiarzUmysłów - 17 Wrzeœśnia 2007, 09:57

Może nie był to do końca obciach, ale sytuacja dość kłopotliwa. Na drugim semestrze miałam wykłady z botaniki z dwoma profesorkami, na zmianę. Oczywiście nie poszłam na żaden. Pech chciał, że na egzaminie prócz nich były jeszcze analogiczne dwie profesorki wykładające dla roku B oraz kilku równie starych asystentów, i z tego wszystkiego nie udało mi się właściwie zorientować, które z pań były "moje".

Prawie zapomniałam o tym niemałym kłopocie, kiedy nadszedł czas udania się po wpis. Przegapiłam moment kolektywnego oddawania indeksów i musiałam iść do władzy osobiście. Odnalazłam drzwi z wywieszką z odpowiednim nazwiskiem (wymagany był wpis dowolnego z prowadzących, więc wybrałam tego, do którego miałam bliżej) i pełna nadziei weszłam do środka. Niestety, w gabinecie były dwie kobiety, i to obie równie znane-nieznane z pyska. Wybąkałam, że chodzi mi o wpis i skąd jestem, i zastygłam, z wyciągniętą ręką z indeksem wycelowaną gdzieś pomiędzy profesorki. Zamurowało mnie, gdy zaczęły obrzucać mnie nazwiskami i wypytywać, kto dokładnie ma mi się wpisać. Po chwili zorientowałam się, że obie były właśnie moimi wykładowczyniami. Nie muszę chyba wyjaśniać, że od razu zorientowały się, jaka była moja frekwencja.

Haletha - 17 Wrzeœśnia 2007, 11:34

Kolega kolegi szedł w strachu na egzamin. Po drodze musiał skorzystać z bankomatu, a że nie miał przy sobie portfela, pieniądze włożył między karty indeksu. Na miejscu podał tenże profesorowi, zapominając o cennej zawartości. Egamin był poprawkowy, czy nawet komisyjny. Profesor otwiera indeks, a ze środka zaczynają wysypywać się stówy...
Pako - 17 Wrzeœśnia 2007, 12:29

Zdał :> ?
mawete - 17 Wrzeœśnia 2007, 12:32

Pako: a Ty byś nie zdał? :shock: :mrgreen: Tylko kilka złotych w plecy :mrgreen:
Haletha - 17 Wrzeœśnia 2007, 12:34

Podobno zaczerwienił się i szybko pozbierał stówy, po czym zdał:)
Haletha - 1 Listopada 2007, 15:14

W zeszłym tygodniu kolega usnął na wykładzie. Śniło mu się, że koleżanka wchodząc na klatkę schodową zamyka za sobą drzwi, on zaś również chce się dostać do środka. Pobiegł więc w jej kierunku krzycząc "nie!".
I obudził się. Z wrzaskiem:-P

ihan - 1 Listopada 2007, 18:43

Haletha napisał/a
I obudził się. Z wrzaskiem:-P

A wraz z nim pewnie reszta sali obudzona wrzaskiem ;)

Kostucha Drang - 19 Listopada 2007, 10:56

Największy obciach w życiu zdarzył mi się na imprezie w I klasie liceum. Pora roku była późna i wszyscy przyszli w kurtkach, płaszczach itp. Z braku wolnego miejsca goście kładli te ciuchy na jednym tapczanie... Ponieważ nie wylewałem za kołenierz po północy poczułem się słabo i poszedłem znaleźć sobie jakis spokojny kąt, żeby się zdrzemnąć. Położyłem się na tym tapczanie gdzie leżały ubrania i zasnąłem.
Po jakimś czasie chwyciły mnie mdłości i cały zjedzony przeze mnie objad , kolacja i wszytskie wypite napoje ( było tego naprawdę dużo ) znalazły się na ubraniach gości. Nigdy nie zapommne tamtej awantury i płaczu dziewcząt. Niektórzy bali sie wracać z tymi ubraniami do domu.. Obciach był straszszszszliwy. Tym większy, że impreza miała charakter zapoznawczy.

Anonymous - 19 Listopada 2007, 11:14

Oooo, to mamy bardzo podobne doświadczenia, tyle, że ja byłam o wiele starsza. :oops: No i mam dobrą siostrę, która urządziła pranie o czwartej nad ranem. ;P:
Kostucha Drang - 19 Listopada 2007, 13:54

faktycznie BARDZO dobra :mrgreen:
Haletha - 21 Listopada 2007, 20:42

Moje najokrutniejsze doświadczenie w tej dziedzinie wiąże się z piwem wylanym w pociągu między nogi. Nie wiedząc, czy wolno spożywać alkohol w miejscach komunikacji, schowałam otwartą puszkę do torby oczywiście po chwili zapominając o niej. Woń, jaką potem wokół siebie roztaczałam, zapomnieć już nie dawała.
A panika była niepotrzebna. Konduktor życzył odważniejszym kolegom smacznego i poszedł dalej:)

Piech - 21 Listopada 2007, 21:30

Haletho, to bardzo umiarkowany obciach. Na pewno były gorsze, ale Twój umysł nie mogąc sobie poradzić z traumą zepchnął złe wspomnienia do podświadomości
Albion - 21 Listopada 2007, 21:41

Siedziałem kiedyś w pracy (pracowałem w CallCenter, dla dobra firmy nie powiem w jakim, coby im klientów nie wystraszyć) po ostrej imprezie, makabrycznie skacowany i przeziębiony. Znajomi namawiali mnie żebym poszedł do szefa i albo wziął wolne, albo zakomunikował że idę na L4. Na co ja odparłem, że nie ma co iść bo ten ch... mnie nie puści.
Szef stał akurat za mną....

Gwoli wytłumaczenia - był z niego kawał skur..., więc nie mam wyrzutów sumienia, że użyłem słów niecenzuralnych. :mrgreen:

Skończyło się tak, że mnie zwolnił z pracy i wysłał do lekarza - musiał mieć wtedy super humor.

elam - 21 Listopada 2007, 21:43

czy normalnym jest, ze po jakims czasie zaczyna sie mowic o swoim obciachu?
tzn, raz zaliczylam obciach przed znajomymi. przez rok nikomu nawet o tym nie wspominalam, a znajomych prosilam, zeby mi nie przypominali. a teraz ostatnio juz dwa razy zdazylo mi sie to komus opowiedziec.. chyba czuje potrzebe wytlumaczenia sie i rozgrzeszenia przed sama soba :oops:

Albion - 21 Listopada 2007, 21:46

Albo przekształcenia obciachu w zabawne wspomnienie. Z zasady dlatego ludzie sobie o tym opowiadają :mrgreen:

Anegdotka taka :wink:

elam - 21 Listopada 2007, 21:55

ech, zabawne toto nie bylo :(
Agi - 21 Listopada 2007, 21:57

elam, wszystko może być zabawne, to tylko kwestia sposobu opowiedzenia
Albion - 21 Listopada 2007, 21:58

Dokuadnie :mrgreen:
Anonymous - 22 Listopada 2007, 00:46

Jak przyjechałem do Belfastu, na drugi dzień urządziliśmy imprezę w domu u kolegi mojego kolegi do którego przyjechałem. Impreza skończyła się pękniętym żebrem mojego przyjaciela, tak się goście ściskali na pożegnanie. Ale ja miałem jeszcze flaszkę z Polski. No więc wróciliśmy do domu i wypiłem ją z domownikami. Następnie zwymiotowałem do kosza na śmieci, odtańczyłem jakiś taniec wojenny krzycząc "Manchester United". Następnie totalnie zalany nie mogąc zasnąć założyłem plecak i poszedłem na miasto (godzina ok. 3.00). Zgubiłem się gdzieś po drodze. Poszedłem do chałupy z jakimś Irolem, bo mało mi jeszcze było. Wypiliśmy piwo i postanowiłem wrócić. Ale nie wiedziałem gdzie jestem (5.00). Błąkałem się jeszcze ze dwie godziny dzwoniąc do różnych drzwi żeby zapytać gdzie jestem. Około 7.00 w końcu dotarłem, a raczej kumpel zadzwonił i mnie znalazł, bo na szczęście zabrałem telefon. Gość u którego mieszkaliśmy powiedział tylko, że to cud, że mu chałupy nie spalili za te śpiewy :mrgreen: i że ten Irol u którego byłem mi nic nie zrobił. Potem wstyd mi było po dzielnicy chodzić jeszcze ze dwa dni.Ale to jeszcze nie koniec.Irola spotkałem następnego wieczora w jednym pubie i okazał się naprawdę wporzo. Na moje szczęście.
Kostucha Drang - 22 Listopada 2007, 10:19

elam napisał/a
raz zaliczylam obciach przed znajomymi. przez rok nikomu nawet o tym nie wspominalam, a znajomych prosilam, zeby mi nie przypominali. a teraz ostatnio juz dwa razy zdazylo mi sie to komus opowiedziec..


No to nie daj się prosić - do trzech razy sztuka :P

Albion - 22 Listopada 2007, 14:14

Czy mi się tylko wydaje, czy większość największych obciachów ma miejsce po alkoholiku? :mrgreen:

To tak na marginesie...

elam dawaj!!!

Piech - 22 Listopada 2007, 15:42

Albion napisał/a
zy mi się tylko wydaje, czy większość największych obciachów ma miejsce po alkoholiku?

Tak, bo wtedy najłatwiej puszczają zwieracze.

Sirroco - 27 Stycznia 2008, 19:49

Swego czasu nie do końca wierzyłem że coś takiego jak "urwany film" naprawde istnieje.
Niestety istnieje.Tylko domyślać się moge co się ze mną działo przez około 2-3 godziny.
Po drodze do domu pogubiłem pare rzeczy i na szczęście świadomość do mnie wróciła na czas dzięki czemu wiedziałem gdzie pójść żeby je pozbierać,skończyło się tylko na utracie portfela i troche gotówki.

elam - 27 Stycznia 2008, 20:29

no, moj najwiekszy obciach, o ktorym wspominalam powyzej, polega na urwanym filmie...
znajomi nie do konca sie zgadzaja, czy trwalo to 15 czy 30 minut, ale podobno mowilam do nich jezykami ludzi i aniolow :) tzn wszystkimi jakie w zyciu poznalam - albo i nie ;) - mieszalam w jednym zdaniu slowa po polsku, francusku, angielsku, rosyjsku i hiszpansku, wymyslajac przy tym jeszcze jakas lacine, zanim nie padlam na pyszczek na podloge i mozna mnie bylo ulozyc w lozeczku :lol:



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group