To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Summa Technologiae - przepraszam, kto mi powie...?

ilcattivo13 - 10 Lipca 2010, 18:38

Ech, ta dzisiejsza młodzież... :roll:

"laptop", to taki "komputr", który nie jest przenośny, a przynajmniej nie dalej, niż kablem sięgnie gniazdka. A jak "laptop" "dostaje" baterię, to wtedy już nie jest "laptop", tylko "notebook".

Ergo - laptopów już się nie produkuje od dobrych 10 czy więcej lat.

Z nazewnictwem notebook/laptop, jest jak z hackerem/crackerem czy pojęciem wirusa komputerowego. Gdyby nie lamerzy w mediach, może dziś by zwykli (nie informatycy) ludzie wiedzieli "o co kaman", ale jak się w każdej gazecie czyta, albo w każdych wiadomościach słyszy o "hakerze", który się włamał do banku z "laptopa" przez hotspot w parku miejskim i wpuścił "wirusa", który skradł ileś tam haseł i loginów...

Do niedawna jeszcze tylko jedna z sieci sklepów z elektroniką używała poprawnej nazwy "notebook", ale od jakiegoś roku przestali i oni.

Adon - 10 Lipca 2010, 19:06

Widzisz, mi weszło w krew przez miejsce gdzie mieszkam. Wierz mi, że śmiali by się tu równie bardzo, gdybyś używał słów "highway" albo "cell phone", a jak byś powiedział "SMS" to część w ogóle nie wiedziałaby o co chodzi.

Polecam zajrzeć np. tu

Edek: i tak aż z ciekawości zajrzałem sobie do historii laptopów. Dostały one baterie jeszcze początkiem lat osiemdziesiątych. SJP też po lamersku nie wyróżnia, czy laptop to jednostka z, czy bez baterii, bo to po prostu "przenośny komputer". Trochęś na wyrost wyjechał ilcattivo13. Bo o ile haker/cracker jest rzeczywiście zabawne to tu rozróżnienie zgubiło się bardzo dawno.

nureczka - 11 Lipca 2010, 08:44

ilcattivo13, wiesz, właśnie starsze pokolenie mówi "lapotop". Bo się przyzwyczaiło.
dzejes - 11 Lipca 2010, 17:39

No i po formacie. Oczywiście kolejny problem :x

Wczoraj przeinstalowałem XP w jednym komputerze, który po tej operacji bez problemu połączył się z siecią (przez router). Mój komp niestety już się nie łączy po formacie i zainstalowaniu XP, co eliminuje uszkodzony router, kabel, czy usterkę po stronie providera.

System nie wykrywa karty sieciowej, zintegrowanej z płytą główną (MSI K9N Platinum). ściągnąłem ze strony nVidii sterowniki do tej płyty, niestety podczas próby zainstalowania sterowników do Ethernetu wyskakuje komunikat mówiący, że nie mam odpowiedniego sprzętu.

Zamiast tego w zakładce "Moje połączenia" mam "połączenie 1394".

No i dlaczego po formacie i przeinstalowaniu systemu komp nie widzi karty sieciowej na płycie głównej, a połączenie z Netem próbuje nawiązać przy użyciu FireWire?

EDIT: Może sterowniki ze strony MSI pomogą.

Ziuta - 11 Lipca 2010, 18:45

nureczka napisał/a
ilcattivo13, wiesz, właśnie starsze pokolenie mówi lapotop. Bo się przyzwyczaiło.

Młodsze też. I nie jakieś lamery, tylko elektronicy & telekomuniści. Za wyjątkiem posiadaczy jabłuszka, bo oni mówią: mam Makbuka. Ale to fanboje, w kółko puszczają sobie filmiki, w których Steve Jobs bawi się kolejnym nowym gadżetem.

dzejes, miałem coś takiego, jak ty, ale za cholerę nie pamiętam, co było kaman. Poszukam po necie, ale niczego nie obiecuję.

dzejes - 11 Lipca 2010, 19:04

po zainstalowaniu sterowników MSI nastąpiła znacząca zmiana. Otóż system już widzi moją kartę sieciową, jednakże dodaje jej "Błąd 39". :| Spróbuję odinstalować te sterowniki, może tym razem system już zobaczy kartę sam i sam też ją zainstaluje.

EDIT: Problem rozwiązany. Co prawda odinstalować karty się nie dało (to urządzenie jest niezbedne do rozruchu komputera - WTF?!?), ale jakoś w końcu aktualizowałem sterowniki ręcznie wskazując ich lokalizację na dysku.

hrabek - 12 Lipca 2010, 14:56

ilcattivo13 napisał/a
Z nazewnictwem notebook/laptop, jest jak z hackerem/crackerem czy pojęciem wirusa komputerowego. Gdyby nie lamerzy w mediach, może dziś by zwykli (nie informatycy) ludzie wiedzieli o co kaman, ale jak się w każdej gazecie czyta, albo w każdych wiadomościach słyszy o hakerze, który się włamał do banku z laptopa przez hotspot w parku miejskim i wpuścił wirusa, który skradł ileś tam haseł i loginów...


W latach dziewięćdziesiątych, w początkach internetu, nie było określenia cracker. Każdy włamujący się do czyjegoś komputera był hackerem. Później pojawili się tacy, co to włamywali się, ale nic nie kradli, tylko zostawiali info, co należy załatać. Wtedy też pojawiła się konieczność stworzenia nowego określenia, dla odróżnienia gościa z misją od gościa bez misji.

Co do laptop/notebook, to genezy słów nie znałem, ale w tej chwili oba określenia używane są zamiennie i oba oznaczają to samo, bo tak jak mówisz - nie można kupić laptopa bez baterii. Kiedyś odróżnianie miało sens, w tej chwili nie ma, ale to nie znaczy, że określenie laptop na komputer przenośny jest niepoprawne.

xan4 - 12 Lipca 2010, 16:46

Z tej racji, że mało techniczny jestem więc:

Po remoncie pokoju wymieniamy cały sprzęt, do kupienia telewizor i kino domowe.
Właściwie żadnych wymagać, oprócz tego, aby to dobre było i trochę wytrzymało.

Macie jakieś rady?

PS: Odległość od kanapy do ściany, naktórej ma być telewizor to około 4 metrów.

merula - 12 Lipca 2010, 16:51

Mój domowy konsultant d/s elektroniki mówi, że telewizor raczej LCD niż plazma i do tego Sharp lub Samsung. 50-52 cale.
Kruk Siwy - 12 Lipca 2010, 17:05

Też nie jestem fachowcem, ale ta odległość sugerowałaby telewizor około 40" Można tu zajrzeć: http://www.samsung.com/pl...type=subtype_p2
xan4 - 12 Lipca 2010, 18:40

merula, podziękuj domowemu konsultantowi :)

Kruku, dzięki, żebym jeszcze coś zrozumiał z tej strony :P ,
ale potwierdzasz opinię, że 50" może być za duże na taką odległość.

merula - 12 Lipca 2010, 19:46

niby tak, ale miałam okazję oglądania "50" z mniejszej odległości i daje radę, jak mawia średnia młodzież, a odpada problem pogarszającego się wzroku i braku okularów :wink:

50 to max i lekkie wyuzdanie, ale 46 cali powinno być bardzo OK.

Kruk Siwy - 12 Lipca 2010, 19:49

Tu bym się zgodził. Oglądamy 55" z odległości pięciu metrów i w sumie cieszę się żeśmy nie wzięli 60" (były ale plazmy tośmy nie chcieli). Teraz tylko powiesimy sprzęcior na ścianie i będzie gites.
ilcattivo13 - 13 Lipca 2010, 00:23

xan4 - moja mama sobie kupiła 42 cale "zledowanego" Sharpa i to chyba pierwszy elektroniczny zakup mojej mamy, do którego przyczepić się nie mogę :)
Porównywałem w sklepie tego Sharpa i jakiegoś 600 hercowego leda Sony'ego (za dwa razy taką kasę, bo te kosztował wtedy prawie 8000 pln) i nie widziałem różnicy ani przy filmach puszczanych z BR, ani przy satelitarnych kanałach w HD.

*******************
nureczka napisał/a
ilcattivo13, wiesz, właśnie starsze pokolenie mówi lapotop.
nikt z moich esgiehowych wykładowców nigdy notebooka laptopem nie nazwał. A i mój promotor, prof. Goliński, jak i kilka innych osób minęło już pewnie 70-tkę. W liceum też zawsze się mówiło "notebook", a nigdy "laptop". Nie wiem, może to "wyższa kultura zawodu", albo co.

Ziuta - nie zgodzę się. Z moich bliskich znajomych, zwłaszcza spośród tych o informatycznym wykształceniu (czy choćby "zacięciu"), mało kto używa słowa "laptop". Jedynie rodziny ze wsi nie mogę tego oduczyć, ale oni są bardzo oporni na przyswajanie wiedzy :|

hrabek napisał/a
W latach dziewięćdziesiątych, w początkach internetu, nie było określenia cracker. Każdy włamujący się do czyjegoś komputera był hackerem...


A wcale bo nie. Po raz pierwszy słowo "cracker" użyte zostało w 1984 roku, po procesie Billa Landretha (ps. "Cracker" - swoją drogą, facet żyje jak bohaterowie książek Gibsona) i od tamtej pory, w liczących się w USA czasopismach, słowem "cracker" określano włamywacza-przestępcę. Sam Landreth później napisał książkę (wydana 1985 albo 1986 rok, do której odwoływały się chyba wszystkie pozycje z bibliografii mojej pracy licencjackiej), w której oprócz rozróżnienia "hacker"/"cracker" wprowadził jeszcze coś takiego jak "turysta", "nowicjusz" i "złodziej" (nie chce mi się szukać, jak to było w oryginale), przy czym "hacker" był rodzajem "badacza systemów", a "cracker" to był zwykły wandal (w odróżnieniu od "złodzieja", zajmującego się szpiegostwem lub sabotażem przemysłowym/politycznym/wojskowym/itp.). Na tym nazewnictwie oparte zostały i przepisy prawa amerykańskiego i angielskiego, jak i kilku innych europejskich państw (Francja i Niemcy chyba na pewno mają podobną klasyfikację) + plus te wszystkie "księgi" ("Orange", "Purple" itp.), czyli zbiory zasad, reguł i algorytmów postępowania opracowywane w latach osiemdziesiątych przez krajowe i międzynarodowe organizacje informatyczne (zwłaszcza przy okazji sympozjów poświęconych przestępczości komputerowej).

Niestety, nie tylko nasi dziennikarze (może gdzieś są jakieś "rodzynki", ale ja na takich nie trafiłem) nie mają bladego pojęcia o prawidłowym nazewnictwie. Sam jeszcze ze dwa czy trzy lata temu (bo potem już nie chciało mi się wywalać kasy na kupno) znajdywałem takie "baboły" w "The Economist" albo w nawet w fajfoklokowym "Timesie".

EDIT: "kłotacja" :oops:

Adon - 13 Lipca 2010, 01:46

illactivo13, nie wiem, też studia takie skończyłem, a jakoś profesorowie w nosie mieli rozróżnienie laptop/notebook. Za dawno laptopy dostały baterii. A poza tym co powiesz np. na to? Jeden z największych producentów się nie zna! :wink:

Co do cracker/hacker są jeszcze demoscenowe pojęcia - odrobinkę odbiegają od tego, co napisałeś. Słyszał o nich, a? :wink:

ilcattivo13 napisał/a
chyba na pewno

Zdecyduj się. Chyba, czy na pewno? ;P:

ilcattivo13 - 13 Lipca 2010, 09:55

Adon - pewnie dlatego ostatni procesor intela jaki siedział u mnie w kompie był celeron 300 :wink:

demosceną się nie zajmowałem - pojęcia hacker/cracker wywodzą się z tematyki przestępczości komputerowej i dlatego pod tym kątem je zawsze rozpatruję.

a te "chyba na pewno" bierze się na przykład stąd, że Francmany są popierdzieleni informatycznie (nie dość, że wszystko nazywają po swojemu, to jeszcze co parę lat robią legislacyjny "rozpierdziel"). A Niemcy.. z nimi nigdy nic nie wiadomo. Choćby z tego powodu, że mają co najmniej dwie odrębne organizacje niepaństwowe, plus te związane z organami ścigania i one wszystkie wydają swoje "księgi" ze standardami. I żeby jeszcze te opracowania były kompatybilne jedne z drugimi, jak to ma miejsce w USA... Dlatego pisząc prace dyplomowe z przestępczości komputerowej, zawsze miałem problem z przytoczeniem niemieckich przepisów/standardów...

Kai - 13 Lipca 2010, 10:05

hrabek napisał/a
Co do laptop/notebook, to genezy słów nie znałem, ale w tej chwili oba określenia używane są zamiennie i oba oznaczają to samo, bo tak jak mówisz - nie można kupić laptopa bez baterii. Kiedyś odróżnianie miało sens, w tej chwili nie ma, ale to nie znaczy, że określenie laptop na komputer przenośny jest niepoprawne.

Według mnie (o ile pamiętam kolejne etapy) pierwszy był "portable", potem "laptop" a potem "notebook" i mam wrażenie, że nie ma wielkiego rozróżnienia, po prostu kolejne etapy rozwoju przenośnego komputera na zasadzie "jeszcze lepszy, jeszcze lżejszy, jeszcze mniejszy, jak notesik". Kto się do jakiej nazwy przyzwyczaił, takiej używa i tyle.

hrabek - 13 Lipca 2010, 10:29

xan4 napisał/a
Kruku, dzięki, żebym jeszcze coś zrozumiał z tej strony :P ,
ale potwierdzasz opinię, że 50 może być za duże na taką odległość.


Nie istnieje coś takiego jak za duży telewizor. Może być za duży zadaniowo, czyli jest szerszy niż ściana w pokoju, albo dostępna wnęka. Ja mam pokój 3,5m szerokości, oglądam TV z odległości 3m, TV ma 46 cali i jakby miał 10 więcej to w niczym by to nie przeszkadzało, a na pewno nie miałoby negatywnego wpływu na odbiór. Z takiej odległości spokojnie ogarniasz wzrokiem cały ekran i żaden szczegół ci nie umyka.

Ja osobiście mam w domu Toshibę i jestem bardzo zadowolony. Ale generalnie to podejrzewam, że modele z jednej półki obojętnie jakiego producenta będą działać bardzo podobnie. Nie jest tak, że będzie jakiś, który będzie tak bardzo odstawał od innych pod względem obrazu, że powiesz "wow" i weźmiesz właśnie ten.

Co do kina domowego to zależy ile masz kasy. Jak chcesz zmieścić się w 2000zł lub mniej, to kup gotowy zestaw wzmacniacz z pięcioma głośnikami. Jak masz więcej kasy, to już można pomyśleć o zestawie kolumn i amplitunera złożonych niezależnie.

Piech - 13 Lipca 2010, 11:59

Nie znalazłem wątku poświęconego dyskusji o różnych kierunkach studiów, więc pytam tutaj.
Mój syn ma na razie taki wybór studiów filologicznych, 3-letnich, na UAMie:

1. etnolingwistyka
2. językoznawstwo i nauka o informacji
3. lingwistyka stosowana

Czego pożytecznego można się nauczyć (syn już jest biegły w językach angielskim i niemieckim) oraz co można robić po takich studiach?
Ja nie mam pojęcia i byłbym wdzięczny na wszelkie informacje.

xan4 - 13 Lipca 2010, 12:00

Dzięki hrabek, właśnie dochodzę do wniosku, po pooglądaniu dziesiątek telewizorów i kilkunastu stron, że na poziomie, na którym ja chcę odbierać i oglądać, to chyba bez różnicy co kupię. To znaczy, że większość ze średniej półki, w którą celuję, bo wyższa mnie nie bawi (stosunek ceny do jakości niezauważalnej dla mnie) jest podobna, zarówno w cenie jak i parametrach.

Więc po prostu trzeba iść do sklepu, wybrać to co się wizualnie podoba, sprawdzić czy spełnia podstawowe założenia (jakościowe i cenowe) i kupić. Tylko tyle i aż tyle.

hrabek - 13 Lipca 2010, 12:06

xan4: dokładnie. Polecam MediaMarkt, który w opinii wielu zbójecki, ale daje raty 0% i tanie przedłużenie gwarancji do 5 lat. A z kolei RTV Euro AGD ma możliwość sprowadzenia bardzo wielu modeli telewizorów. Możesz zamówić w internecie i poprosić o dostarczenie do najbliższego sklepu w Twojej okolicy. Opłaca się zajrzeć na ich stronę, bo mają często taniej w internecie niż w samym sklepie, a po zamówieniu odbioru na miejscu, oczywiście cena pozostaje internetowa. Do tego też dają przedłużenie gwarancji na 5 lat, co prawda droższe, ale za to z ubezpieczeniem od uszkodzeń mechanicznych. Czyli jak Ci (nie daj Boże) małe muminki strącą telewizor, to po upewnieniu się, że nic im się nie stało, możesz zadzwonić do ubezpieczyciela i odzyskać kasę, mimo że było to uszkodzenie z Twojej winy (w sensie nie wada produkcyjna). Negocjować cen się nie da, więc pewnie ogólnie w internecie znajdziesz taniej, ale ja jednak jestem jakoś bardziej przekonany do zakupu w miejscu, w którym możesz dotknąć i powąchać ten egzemplarz, który pojedzie do ciebie do domu.

Btw.: pisałem jakiś czas temu w tym wątku: http://www.science-fictio...opic.php?t=1293 odnośnie telewizorów. Możesz poczytać, może Cię to w jakiś sposób naprowadzi na lepszy zakup. Lepsze to niż przeklikiwanie się przez gigabajty recenzji w internecie :)

ketyow - 13 Lipca 2010, 12:31

hrabek, ojciec kupował aparat fotograficzny w Euro, przy odbiorze utargował 300 zł w dół (pracownik dzwonił do kogoś "na górze" i z nim skonsultował), więc jak się człowiek uprze to się da. Tylko na właściwą osobę trzeba trafić. Może sam będę w Euro pracował wkrótce, to się od środka zorientuję jak to działa.
Anonymous - 13 Lipca 2010, 12:34

Piech napisał/a
3. lingwistyka stosowana

Oczywiście zależy od uczelni, ale z mojego doświadczenia - sporo historii i kultury krajów anglosaskich, tłumaczenia wszelkiego rodzaju (specjalistyczne - prawnicze, techniczne, ekonomiczne, literackie, tłumaczenia ustne i pisemne), ja miałam też metodykę nauczania i pokrewne a poza tym sporo mało przydatnych rzeczy typu gramatyka porównawcza, analiza dyskursu, semantyka i takie tam. Zajęć rozwijających umiejętności językowe jako takich jest raczej niewiele. Podejrzewam, że na dziennych jest więcej tych mało przydatnych rzeczy. Moim zdaniem takie studia dają niezłe wyobrażenie o pracy tłumacza i pozwalają się ukierunkować na najbardziej odpowiadającą dziedzinę (dzięki nim porzuciłam złudzenia i stwierdziłam, że tłumaczem nie będę :wink: ). Można też oczywiście uczyć języka. Lub też zostać na uczelni i katować studentów swoimi mądrymi przemyśleniami w temacie językoznawstwa. :twisted:

hrabek - 13 Lipca 2010, 12:34

To się zorientuj i daj znać. Ja rozmawiałem ostatnio z pracownikiem, też kupowałem aparat fotograficzny. Mówię mu, że na ich stronie jest 100zł taniej, niech mi spuści cenę, nie będę musiał czekać na zamówienie z internetu, ale powiedział, że się nie da. A aparat kosztował ponad 2000, więc nie było tak, że te 100zł to było np. 30% ceny, czy coś takiego. Ale mimo to się nie dało. A jeszcze pytałem go, czy mają prowizję, jak zamówię w internecie do nich do sklepu i wtedy mi to sprzedadzą, ale powiedział, że nie. Może akurat Twój ojciec trafił na kierownika sklepu, który miał większe uprawnienia (albo przynajmniej wiedział do kogo dzwonić), albo też po prostu pracownik był bardziej ogarnięty.
nureczka - 13 Lipca 2010, 13:41

ilcattivo13 napisał/a
nikt z moich esgiehowych wykładowców nigdy notebooka laptopem nie nazwał.

Środowisko akademickie jest specyficzne. Oni mówią "złączenie", "wyzwalacz" i "kwerenda". Zasadniczo mają rację.
To samo jest na mechanice. Nikt nie nazwał wkrętu "śrubką" :)

PS. Na zasadzie swobodnych skojarzeń przypominał mi się wykładowca z kursów doszkalających dla tłumaczy. Też walczył o czystość języka (co uważam za chwalebne). Typowy przykład walki z wiatrakami. Oto cytat, który wytłumaczy, o co mi chodzi:
Cytat

Posiąść można co najwyżej kobietę. Majątek się ma.

hrabek - 13 Lipca 2010, 13:50

Język ewoluuje. Znaczenie słów się zmienia. Myślę, że teraz można posiadać nie tylko żony.
baranek - 13 Lipca 2010, 13:55

hrabek, ale to już kwestia obyczajowości jest, nie ewolucji języka. chociaż, są pewne ewolucje... dość.

e: dopiero zajarzyłem... żony? a ile niby tych żon? no chyba, że niekoniecznie własne.

hrabek - 13 Lipca 2010, 14:03

A widzisz, interpretuj jak chcesz. A jakbym powiedział, że je mam, to by było jednoznaczne. I w dodatku nielegalne. Piękny ten język :)
baranek - 13 Lipca 2010, 14:35

nie mogę znaleźć... czy wielożeństwo w Polsce jest zabronione bez względu na wyznanie? czy gościu, który ma kilka żon, bo w jego kraju jest to dozwolone, może się starać o polskie obywatelstwo?
Kai - 13 Lipca 2010, 15:11

nureczka napisał/a
To samo jest na mechanice. Nikt nie nazwał wkrętu śrubką :)


Cytat z mojego majstra (na szczęście nie do mnie :evil: ) "Dziurę to ma pan w d... to jest otwór".



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group