To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Rooshoffy blogasek Martvuni

dalambert - 2 Października 2014, 12:33

Agi napisał/a
A pudełko i butelka czyimi są narządami?
Z ciekawości pytam.
jak to czyimi Matvuni, on narząda ma przeliczne :wink: :!:
No i oczywiście Martva, dawaj fotę tego ważka :!: :D

Martva - 2 Października 2014, 14:31

Agi, no moimi przecież, cudzych narządów bez pozwolenia nie używam.

A zdjęcie... zobaczymy co się da zrobić, dziś jest ciemno.

EDIT:
Ważek tradycyjny:


Ważek nowy:


Znaczy technika jest nowa jak na ważki, bo w umie plotłam tak już od lat listkowe broszki, ale skrzydełek dotąd nie. Siedzi się nad tym trochę dłużej, ale łiiii, można cieniować! :omg:

Agi - 2 Października 2014, 15:43

Martva, bardzo udana ta nowa ważka.
Martva - 2 Października 2014, 15:49

Dziękuję, nieskromnie przyznam że też mi się podoba i już za mną łazi kolejna wersja kolorystyczna, a tu konwent...
Witchma - 2 Października 2014, 17:13

Wyjątkowo prześliczniasta ta ważka :)
Goria - 3 Października 2014, 07:25

Martva napisał/a

A potem wracałam do domu dwoma autobusami, tuląc do siebie dorodny, słonecznie żółty egzemplarz owocu jednej z form Cucurbita pepo, czyli dyni zwyczajnej, powszechnie zwanej cukinią lub kabaczkiem, i uderzyło mnie, jacy ludzie są strasznie smutni i sztywni. Wytrzeszczali oczy, a potem odwracali twarze do okien, zaciskając usta w wąskie kreski. Jak już dojeżdżałam do domu, sama zrobiłam się smutna i sztywna. Brrr.


Ja bym do tego podeszła z odrobiną humoru - brak mimiki twarzy to najlepsza profilaktyka przeciwzmarszczkowa. :) Poza tym może są fanami powieści o Indianach, którzy musieli być twardzi i nie okazywać emocji?

dynię lubię :) A podobny efekt z patrzeniem się uzyskałam kiedy założyłam tutaj sukienkę w zebrę i róże, w Londynie sukienkę w truskawki i jagody. W tej jagodowej kilka razy proszono mnie o to, czy mogą zrobić zdjęcie, bo chcieli przesłać krewnym "co to chodzi po ulicach". Zdziwiłam się, bo zwykła sukienka etui tylko w jagody. No ale co naród, to trochę inne "dziwa".

a tak w ogóle, to koniec weekendu weselnego i września, są trzy powody by móc być smutnym i zmęczonym:
1 - kac
2 - jutro poniedziałek
3 - początek semestru.

May napisał/a
Bo mieszkasz w kraju, w ktorym ludzie sa smutni, sztywni i nie usmiechaja sie do siebie.


kłamstwo wielokroć powtarzane staje się prawdą. Nie wiem o co biega z tych uśmiechem. Uwzględniając, ze osoba to pisząca mieszka poza granicami, tam ma być niby lepiej?

Z moich obserwacji wynika, że ludzie się do ciebie uśmiechają, jak jesteś czysty, w miarę schludnie ubrany, nie wyglądasz na wariata i się do nich uśmiechniesz. Wyszła mi taka wypadkowa niezależnie od kraju. Jak wygląda się na skacowanego albo cygana (nie mylić z modnie ubranym hipisem), to mało osób się odśmiechne, bo pomyślą, ze chcesz je zaczepić i poprosić o kasę.
Ludzie często jadą za granicę na urlop, są zrelaksowani, uśmiechają się to tuziemcy zbijających na nich kasę też się uśmiechną. Przecież wiadomo, ze uśmiech pozytwanie wypływa na wysokość napiwku.

Innym powodem dlaczego obcy ludzie się uśmiechają poza dobrym humorem i chęcią podbicia rachunku poprzez wzbudzenie sympatii jest chęć podlizania się. Osoby niepewne w nowym kraju chcą pokazać jakie są cool i miłe wiec się uśmiechają, bo ponoć za granicą wszyscy się uśmiechają. Ciekawe czy Brytyjczycy-brytyjczycy mają jakieś wewnętrzne żarty na temat niewiadomo czemu szczerzących się imigrantów?

Edit
I jeszcze się uśmiechają na wyspach i w Berlinie jak chcą ci sprzedać zioło, albo inne. Teraz już na szczęście to mnie prawie nie spotyka, ale kilka lat temu co szłam ulicą w Menchesterze odwiedzając znajomą, albo w Berlinie to uśmiechali sie do mnie dziwni ludzie i oferowali dragi. Pewnie bez makeupu mam fizjonomię ćpuna :mrgreen:

Za to w Polsce spotkało mnie kilka bardzo pozytywnych społecznie reakcji. Kiedy umarł nasz pierwszy pies i miała spuchnięte oczy od płaczu ludzie w autobusie pytali czy wszystko w porządku. Jeden pan mi nawet powiedział, ze " nie trzeba płakać i być smutnym, bo będzie dobrze".
Innym razem wracałyśmy z siostrzycą metrem. Uczyłyśmy się wtedy blokowania i kopania, więc całe przedramiona i piszczele miałyśmy w siniakach. Siostra się uparła, że nie będzie tego zasłaniała długim rękawem czy spodniami. W metrze ludzie się na nią dziwnie patrzyli, po czym podeszła do niej pani i powiedziała, że jeżeli w domu spotyka ja przemoc, albo ktoś inny ją bije to musi skontaktować się z ośrodkiem pomocy dla kobiet. I że są linie zaufania itd...


A tu fragment analizy dotyczącej zwiększania napiwków, za stroną o hotelach i restauracjach. Wiec nic dziwnego, że ludzie w sklepach, restauracjach i innych miejscach transakcji są mili i chcą nawiązać z tobą kontakt (kupowałyśmy kiedyś z siostrzycą dywany na podłogę i nie mogłyśmy się od takie opędzić w sklepie (Londyn) ciągle chciała doradzać, uśmiechała się i wypytywała o życie. Uśmiechniesz się do klienta to kupi droższe zamiast tańszego, bo na pewno mu dobrze doradzasz, bo jesteś miły. Tak jakby klient nie umiał myśleć)

1. Dotknięcie ramienia lub dłoni klienta zwiększa wartość napiwku odpowiednio o 12 i 17 procent (badanie z 1984, April Crusco and Christopher Wetzel)

2. Włosy blond – okazuje się, że blondynki (badanie dotyczyło wyłącznie kobiet) otrzymywały zawsze znacznie większe napiwki od kelnerek o innym kolorze włosów (Lynd, badanie na grupie 432 osób)

3. Uśmiech przy wręczaniu rachunku – uwaga, działa na plus tylko gdy wręcza go kobieta (badanie z 1995, autor Bruce Rind) – wtedy napiwki rosną o 33 proc. Gdy wręczającym rachunek jest uśmiechający się mężczyzna – napiwki spadają od 21 do 18 proc. wobec tych kelnerów którzy wręczają rachunki z poważną miną.

Kruk Siwy - 3 Października 2014, 08:00

Czaga napisał/a
umarł nasz pierwszy piec


Wiem, że zdarzenie nie było śmieszne, ale TO zdanie jest. Hihi. (Jestem umyty, nie wyglądam na cygana i nie mam trawki na zbyciu)

Goria - 3 Października 2014, 08:05

Kruk Siwy napisał/a
Czaga napisał/a
umarł nasz pierwszy piec


Wiem, że zdarzenie nie było śmieszne, ale TO zdanie jest. Hihi. (Jestem umyty, nie wyglądam na cygana i nie mam trawki na zbyciu)


O dzięki :) już poprawiłam.
Moja dysortografia zawsze znajdzie drogę by się ujawnić. Najzabawniejsze było jak napisałam jakoś dziwnie "lower" i program mi zmienił na "lover", w związku z czym moja zawartość siarki miała kochanka :) . Moja szefowa się wtedy tak śmiała, że o mało nie spadła z krzesła :)

hrabek - 3 Października 2014, 08:13

Szwagier jak przysłał mi kiedyś oficjalne zaproszenie do Stanów, żeby pokazać w ambasadzie (że jadę do rodziny, a nie na nielegalne roboty), to napisał o mnie "brother in lawn".
Goria - 3 Października 2014, 08:30

hrabek napisał/a
Szwagier jak przysłał mi kiedyś oficjalne zaproszenie do Stanów, żeby pokazać w ambasadzie (że jadę do rodziny, a nie na nielegalne roboty), to napisał o mnie brother in lawn.


słodkie :)

Na wszelki wypadek, kiedy piszę coś poważnego, daje teraz do sprawdzenia mojemu facetowi. Całkiem często wkurzam się na swój debilizm, jak znajdzie taki "kwiatek", ale on mi wtedy zawsze mówi, że ja przynajmniej znam jego język, a on po polsku umie się tylko przywitać i powiedzieć "piwo". Więc z nas dwojga to on jest ten głupszy. Za trudny język dla niego.

joe_cool - 3 Października 2014, 22:29

Czaga napisał/a
I jeszcze się uśmiechają na wyspach i w Berlinie jak chcą ci sprzedać zioło, albo inne. Teraz już na szczęście to mnie prawie nie spotyka, ale kilka lat temu co szłam ulicą w Menchesterze odwiedzając znajomą, albo w Berlinie to uśmiechali sie do mnie dziwni ludzie i oferowali dragi. Pewnie bez makeupu mam fizjonomię ćpuna

E tam, w Berlinie to default. W moim ulubionym parku dilerzy zagadywali mnie nawet kiedy biegałam (w sportowych ciuchach, żeby nie było).

Goria - 4 Października 2014, 09:35

Nie biegam od ponad 18 lat i biegałam o 5.30 (spotykałam głównie półprzytomnych, badz mocno niewyspanych ludzi) więc nie mam takich doświadczeń. Mnie zaczepiali tylko na ulicach, placach i oczywiście koło dworców, to było 10-7 lat temu. Jak jest teraz nie wiem- ale mogę tylko pogratulować miastu uśmiechu :) Swoją drogą moi wiecznie uśmiechnięci znajomi tutaj i w Heidelebergu czy Monachium prawie zawsze są na lekkim haju, albo pod wpływem, bądź zaraz będą, bo inaczej życie nie jest takie fajne (i to nie ludzie z marginesu). Czy jest czego zazdrościć. Mi się wydaje, że nie. Jakoś wolę jednak nienaćpanych, i mniej uśmiechających się na ulicy (częściej spośród ludzi których znam - polskich) znajomych. Ale to kwestia gustu.

Edit

May - 4 Października 2014, 21:21

Dobra, mieszkam w malym miescie, 7 mil od Avalonu, srednia wieku wysoka, mniejszosci niewiele, narkomanow tez, bezdomnych - podobnie. Ale co mnie zauroczylo w tym miejscu od pierwszego dnia - ludzie sa do siebie zyczliwie nastawieni i usmiechaja sie do siebie. A jak biegam rano to wszyscy napotkani mowia mi czesc (z czym w Krakowie sie nie spotkalam - a biegalam i w te w i w poprzednie wakacje).
To samo z usmiechaniem, nie daj boziu usmiechniesz sie, nawet nie do kogos, tylko do siebie to w Pl w najlepszym wypadku udaja, ze Cie nie zauwazaja (aczkolwiek pamietam do dzis klientke w mojej krakowskiej ksiegarni, ktora zrobila mi o usmiech awanture!!!!) a tu w 99% usmiech odwzajemniaja...[
I jeszcze jedno - akceptacja. Tu nikt nie mial problemu jak chodzilam do kosciola w fioletowych glanach i dziwnych ciuchach, w Krakowie dziwne spojrzenia byly na porzadku dziennym.
b]Martva, nowy owad cacy, chociaz nie wiem czy nie bardziej motyl niz wazka.

Ziuta - 5 Października 2014, 00:13

May napisał/a
A jak biegam rano to wszyscy napotkani mowia mi czesc (z czym w Krakowie sie nie spotkalam - a biegalam i w te w i w poprzednie wakacje).

Jak to w małych miasteczkach.

May napisał/a
I jeszcze jedno - akceptacja. Tu nikt nie mial problemu jak chodzilam do kosciola w fioletowych glanach i dziwnych ciuchach, w Krakowie dziwne spojrzenia byly na porzadku dziennym.
b]Martva, nowy owad cacy, chociaz nie wiem czy nie bardziej motyl niz wazka.

Widzisz, walczymy teraz w Polsce o lepszy ubiór w społeczeństwie. Jakbyśmy przymknęli oko na fioletowe glany, to zaraz ktoś w skarpetach frotte do sandałów i siatkowanym podkoszulku mógłby zapytać, jak to jest, ze tamtej się wybacza, a jego tępi. Bo, pomijając uprzedzenia, fioletowe glany i sandały ze skarpetami to ten sam rodzaj przewinienia przeciwko estetyce. Nie czas żałować glanów, gdy płoną sandały, czy jakoś tak.

Fidel-F2 - 5 Października 2014, 02:26

Sandały bez skarpet to drobnomieszczaństwo.
dalambert - 5 Października 2014, 09:11

A skarpety bez sandałów to bida :wink:
Agi - 5 Października 2014, 09:20

May napisał/a
Dobra, mieszkam w malym miescie, 7 mil od Avalonu, srednia wieku wysoka, mniejszosci niewiele, narkomanow tez, bezdomnych - podobnie. Ale co mnie zauroczylo w tym miejscu od pierwszego dnia - ludzie sa do siebie zyczliwie nastawieni i usmiechaja sie do siebie.

Mieszkam na wsi, pracuję w małym miasteczku.
Uśmiecham się do ludzi a oni odwzajemniają uśmiech bez zdziwienia.
Na wsi wszyscy mówią sobie dzień dobry, nawet pijący piwo w ogródku przed sklepem grzecznie pozdrawiają.
Może to wyjątek, ale sądzę że w większości polskich wsi i miasteczek jest podobnie.

Goria - 5 Października 2014, 10:22

Agi napisał/a
May napisał/a
Dobra, mieszkam w malym miescie, 7 mil od Avalonu, srednia wieku wysoka, mniejszosci niewiele, narkomanow tez, bezdomnych - podobnie. Ale co mnie zauroczylo w tym miejscu od pierwszego dnia - ludzie sa do siebie zyczliwie nastawieni i usmiechaja sie do siebie.

Mieszkam na wsi, pracuję w małym miasteczku.
Uśmiecham się do ludzi a oni odwzajemniają uśmiech bez zdziwienia.
Na wsi wszyscy mówią sobie dzień dobry, nawet pijący piwo w ogródku przed sklepem grzecznie pozdrawiają.
Może to wyjątek, ale sądzę że w większości polskich wsi i miasteczek jest podobnie.


Mam także pozytywne wspomnienia. Jedynie raz patrzyli się dziwnie, jak kiedyś przyjechaliśmy ekipą we wrześniu z jedną nową dziewczyną i ona wyskoczyła w niedzielę (pogoda nie była jakaś super ciepła, raczej padało, chodziliśmy w swetrach i kurtkach przeciwdeszczowych) w szortach pokazujących pośladki i klapkach. Ludzie się wtedy na nią dziwnie patrzyli i nie dziwię się, bo dla nas to także było dziwne, nawet kumpela się jej zapytała, czy laska szuka sobie męża. Ale poza tym przypadkiem to luz był. Kiedyś się zgubiłam w lesie, spotkałam miejscowego jadącego na rowerze, zatrzymał się, zapytał czy wszystko w porządku i podwiózł mnie na bagażniku do wioski. A wcześniej jak byliśmy w harcerstwie i lataliśmy w mundurkach, to starsi ludzie zapraszali do domu na mleko od krowy, bo w miastach takiego nie ma. Nie to, że jakaś idylla, tylko normalni ludzie.

W te wakacje byłam z moim facetem w Krakowie na kilka dni. To był jego pierwszy raz w tym mieście i powiedział mi, że bardzo mu się podobało. Zarówno miasto jak i ludzie. Ludzie mili, przeważnie mówią po angielsku, a jak nie za bardzo im to idzie, to jakoś starają się dogadać inaczej. Mój facet kupił sobie tam kilka koszul, bo a) bardzo kompetentni sprzedawcy nie traktujący go jak idioty ze Stanów (takie traktowanie z góry Amerykanów jest tutaj bardziej popularne niż myślałam, np. próbowano go naciągnąć na za małe koszule, bo przecież on głupi Amerykanin się nie zna, moi niemieccy znajomi z dyplomami pytali się po co mi Amerykanin, który na pewno jest głupi, albo dawali mi to odczuć w inny sposób, np. nie rozmawiając z nim na imprezach, albo mówiąc mu, żeby się zajął grillem (bo tylko na tym się zna?)) b) nie zawyżają cen specjalnie dla niego, co zdarza się tutaj, szczególnie w sklepach, w których sprzedawcy wyglądają na mających tureckie korzenie, c) są konkretni i punktualni, niestety tutaj to nie aż tak częste jakby się mogło wydawać. O różnicy w traktowaniu decyduje kraj twojego pochodzenia oraz to czy umiesz się dogadać w ich języku. Teraz jak mój facet chce sobie coś kupić w sklepie tutaj, to prosi mnie abym poszła z nim, bo sprzedawcy traktują go inaczej.

W te wakacje pojechaliśmy na ślub znajomych do Włoch. Zatrzymaliśmy się na noc w gospodarstwie agroturystycznym i właściciele byli fantastyczni. Ciepli, mili pomocni - no do rany przyłóż. Natomiast znajomi lecieli na ten ślub ze Stanów. To był ich pierwszy raz we Włoszech, więc przylecieli wcześniej, by zwiedzić Rzym. Kiedy się z nimi wreszcie spotkaliśmy powiedzieli nam, ze Włosi są straszni. Naciągali ich, próbowali okraść, ciągle trzeba było uważać na bagaże i torby, no horror po prostu nie wakacje. Jeden kraj, a dwa zupełnie inne oblicza.

Edit
May - przeczytaj to. To nie jest polski wynalazek
http://natemat.pl/118785,...akze-psychopata

Kruk Siwy - 5 Października 2014, 11:19

Agi napisał/a
Może to wyjątek, ale sądzę że w większości polskich wsi i miasteczek jest podobnie.


Dobrze sądzisz. Byliśmy na wakacjach w Dąbrównie (Warmia) większość dzieci (z wyglądu łobuziaków) mówiła nam "dzień dobry". Obcym ludziom. Po anonimowości Warszawy przyprawiło to nas o ciężkie zdziwienie.

Witchma - 5 Października 2014, 11:44

W Zawoi też tak jest. Za pierwszym, trzecim i siódmym razem jeszcze człowiek myśli, że pewnie go z kimś mylą...
hrabek - 6 Października 2014, 09:33

May napisał/a
A jak biegam rano to wszyscy napotkani mowia mi czesc (z czym w Krakowie sie nie spotkalam - a biegalam i w te w i w poprzednie wakacje).

A mi się zdarza coraz częściej. Co prawda powitanie jest przez uniesienie ręki i ewentualnie uśmiech, ale i też szkoda się wysilać na słowne powitanie, gdy mijający się biegacze mają słuchawki w uszach.
Także i u nas takie rzeczy się zdarzają. I to nie tylko w małych miasteczkach.

Martva - 6 Października 2014, 12:38

Wczoraj wracałam z Imladrisu i chyba mam pecha do autobusów. Trafiłam na wyraźną świruskę, dla odmiany, fakt że byłam w wianku (element stylizacji konwentowej, już nijak mi się nie mieścił do torby), ale nie wiem czy to miało jakiś wpływ. Siedziała od okna, trochę tyłem do mnie, i cały czas coś mówiła, nie słyszałam co - myślałam że do osoby, obok której siedziała, potem odwróciła się bardziej do mnie - i nadal myślałam, że mówi do dziewczyny obok, może córki? coś że chyba zdurniała kompletnie i czy ma zadzwonić gdzieśtam - wyciągnęła komórkę i zadzwoniła rzeczywiście, strzępy które dosłyszałam brzmiały trochę absurdalnie. Odwróciła się znów i teraz uznałam, że pewnie ktoś jej znajomy stoi za mną. Ale jak wysiadła, sama, mówiąc do dziewczyny z siedzenia obok 'może byś się tak ruszyła, debilko', a potem stanęła na przystanku, przytknęła twarz niemal do szyby i stukała się w czoło, to zrozumiałam, że jednak patrzyła na mnie i przynajmniej część jej tyrady była skierowana do mnie. Łaaał.

A na konwencie wymarzłam dziko i strasznie, bo świetlica, w której umieszczono wystawców, była większość czasu otwarta na przestrzał (na tarasie za drzwiami był grill i kawa). W piątek znów rozbolało mnie gardło, w sobotę ubrałam się ciepło, a po paru godzinach ktoś wreszcie zamknął te cholerne drzwi, umieszczając na nich tabliczkę. Niestety w niedzielę znów były otwarte i znów zmarzłam (lżejsze ciuchy zabrałam i odstawiłam się na MySłowiankę).
Sprzedałam więcej niż myślałam (bo myślałam że nie sprzedam nic), odłożyłam sobie kasę na USG. Teraz dzień odpoczynku (spałam 12h z czterema przerwami na kota. Żeby nie było, po konwencie wracałam do domu, żadnych knajp ani nic takiego, natomiast mój gupi facet w niedzielę o czwartej rano wyrwał mnie ze snu tak skutecznie, że nie zmrużyłam oka aż do rana) a od jutra zaległe zamówienia i takie tam :)

Martva - 8 Października 2014, 22:11

Wczoraj obserwowałam sesję zdjęciową. Głaskałam łysego kota (jakie toto dziiiiwne!), bawiłam się chwilę hantlami po 5kg (chyba przesadziłam, mam dziś zakwasy w łapkach), nasłuchałam się od jednego megafotogenicznego dziewczęcia jak bardzo nie lubi pozować, patrzyłam jak drugie dziewczę, dość nijaka blondynka, dosłownie rozkwita przed obiektywem - nawet kiedy robiła głupią minę, wychodziła fantastycznie. Zazdrość mnie zżarła podwójnie :D
Goria - 9 Października 2014, 08:46

Mądrość ludowa na dzisiaj: jak nie urok to sraczka. :) Może jednak lepsi ci ludzie mniej skłonni do interakcji?

Dasz zdjęcia w wianku? A ta sesja to z twoimi rzeczami? :)

Martva - 9 Października 2014, 14:20

Czaga napisał/a
Dasz zdjęcia w wianku?


Jak dostanę ;)

Czaga napisał/a
A ta sesja to z twoimi rzeczami?


E nie nie, to zaprzyjaźniona firma koszulkowa :) Próbowałam być rezerwową modelką w ramach rozgrzewki dla fotografa, ale było ciężko ;P:

Czaga napisał/a
Ale grypa to jeszcze pikuś. Gorzej jak będzie ebola.


Czytałam ostatnio jakiś artykuł z tezą, że ebola to pikuś, za to szczep grypy co wytłucze pół kontynentu to jest kwestia czasu, a nie możliwości ;P:

Martva - 11 Października 2014, 18:18

Kurde, chyba rzeczywiście warto by wydzielić temat, będzie ciężko bo posty są pomieszane, pomyślę o tym jutro, jak wrócę do domu ;P: Na razie będzie stricte na różowo.

Dziś byłam na rudej amatorskiej sesji zdjęciowej, wielomodelkowej i wielofotografowej. Wysmarowałam sobie pyszczek makijażem, włożyłam wściekle błękitną spódnicę, zakładając że reszta dziewcząt będzie w bardziej jesiennych barwach, uplotłam sobie wianek z pędów winobluszczu. Potem było łażenie między drzewami i mnóstwo pozowania. Potem jeszcze J. cyknął mi parę fotek jak wracaliśmy do domu, przez las, budząc zachwyt u spacerowiczów (najbardziej mnie ujął rowerzysta, który się zatrzymał i zapytał, czy może mi zrobić zdjęcie).
Właśnie przejrzeliśmy efekty i na 99% zdjęć wyglądam oczywiście tak jak zwykle wychodzę, czyli jak naćpany muł, tylko z makijażem ;P: Najbardziej mi się podobają takie, które są nieostre albo prześwietlone, wiadomo. Ale kolorystykę miałam ładną.

dalambert - 11 Października 2014, 18:39

Martva, dasz FOTY :D :?:
Goria - 11 Października 2014, 18:43

dalambert napisał/a
Martva, dasz FOTY :D :?:


Podpisuję się pod tą prośbą :)

dalambert - 11 Października 2014, 19:00

Martva, a jeżeli już o naćpanym mule mowa to przymnij do wiadomości że jesteś ŚLICZYN NAĆPANY MUŁ :D :!:
Martva - 11 Października 2014, 20:24

Ależ tak, jestem ogólnie przepiękna, tylko te złośliwe chochliki, co siedzą w aparatach fotograficznych wyjątkowo mnie nie lubią ;P:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group