Powrót z gwiazd - Etyka w sieci i żeglowanie pod piracką flaga.
reginald - 27 Marca 2006, 11:23
NURS napisał/a | lavojtek napisał/a | NURS napisał/a | Jesli sciagasz sobie z sieci odcinki serialu emitowanego przez dostepne kanały TV (a płacisz za nie), to według prawa nie popelniasz żadnego wykroczenia. Nie ma bowiem poszkodowanego - abonament to opłata za cała zawartośc emisji. |
Czy to oznacza ze mam racje?
lavojtek napisał/a | Jak to jest? Producenci dostaja za emisje serialu forse od telewizji a my placimy abonament (w Anglii tez to cos istnieje ) wiec moim zdanie to tak jakbysmy sobie kupowali kazdy odcinek. Sciagajac z internetu robie to samo co nagrywajac bezposrednio z telewizji. |
|
Jesli ściągasz coś, co leci w TV, to nie ma problemu. to tak, jakbyś nagrywał na video, ale przy serialach które dopiero maja byc kupione sprawa sie komplikuje, aczkolwiek, na zdrowy rozsądek, jeśli je kupia to i tak za nie zaplacisz. Dziwne to wszystko, jak się zastanowic, to i filmy już emitowane w tv mogą się na taka interpretacje łapać. i teledyski, czyli muza, będąca składową częścia takiego tworu.
Nie podejmuję się tego oceniać. |
To, że dany odcinek serialu został wyemitowany na ogólnodostępnym kanale nie powoduje automatycznego przejścia praw do ewentualnej reemisji na widzów. Abonament ma się tutaj nijak do opłat za wyświetlanie danego serialu, mimo iż w pewnej części je pokrywa. Nie chodzi w ogóle o ekwiwalentność kosztów jakie przebiegają na lini producent serialu - stacja TV - widz tj. że jak płacisz za abonament to masz prawo skopiować i zachować na jakimkolwiek nośniku wszystko co zostanie wyemitowane, a jeśli stacja utrzymuje się tylko z reklam, a zatem nie masz w tym (prawie - pomijam audiotele) żadnego udziału to tylko wtedy nie wolno ci nagrywac z TV. Nie tędy droga. Nie będę rozwijał za bardzo tematu, ale zauważcie, że nie łączy was i producenta serialu żadna umowa odnośnie praw autorskich, tym bardziej stacja telewizyjna nie jest tu pośrednikiem. Telewizja nawet jako specyficzny podmiot uprawniony do danego utworu audiowizualnego, też jest ograniczona przy wyświetlaniu jakichkolwiek filmów, czy seriali i nie może ich emitować ile jej sie podoba. Tym bardziej w sprzeczności z prawem do dysponowania danym utworem przez producenta stałoby dozwolenie na kopiowanie tego utworu przez osoby trzecie, nieuwzględnione chociażby jako potencjalny adresat umowy. Ogólnie w prawie autorskim nie ma możliwości nabycia praw do eksploatacji jakiegokolwiek utworu audiowizualnego tą drogą. Nie mieści się to także w pojęcieu "dozwolnego użytku", bo już na wstępie nie dysponujecie prawami do użytkowania utworu w jakikolwiek polu eksploatacji, a co dopiero mówić o przechowywaniu i odtwarzaniu kopii.
[nie wiem czy to moja wina, czy coś tak się skopsało, ale zeby było jasne mój post nawiązuje do postu NURSA znajdującego się stronę wcześniej i dotyczy wspomnianych wątpliwości co do legalności zgrywania seriali. Przy okazji - to tylko stanowisko prezentowane przez niektórych prawników (tych "złych ) a zatem nie macie się co załamywać ]
Rafał - 6 Maj 2009, 07:27
Cytat | Rzeczpospolita: Polscy autorzy są zaskoczeni i zirytowani zgodą amerykańskiego sądu, by Google skanował ich książki - donosi Rzeczpospolita. Komputerowy gigant tworzy bibliotekę, w której pojawią się również polskie tytuły. | I co wy na to?
http://wiadomosci.onet.pl/1965154,11,item.html
Szczególnie w kontekście słynnego juz wyroku szwedzkiego sądu na twórców pirate bay.
Gustaw G.Garuga - 6 Maj 2009, 09:03
Bardzo skrótowo, po onetowemu. Gdzieś indziej przeczytałem o 63% zysków dla autorów. Ale w jaki sposób te zyski będą generowane (opłata za dostęp do skanów książek? reklamy umieszczane obok?), to nie mam pojęcia. I czy się opłacą autorom i wydawcom.
Rafał - 6 Maj 2009, 11:28
Cały widz polega na tym, ze wcale twojej zgody jako autora nie muszą mieć na skanowanie i umieszczanie w sieci. Ba, nazajutrz po rozwiezieniu po kioskach, będziesz mógł sobie legalnie z sieci SFF&H w pdf-ie przeczytać.
Ixolite - 6 Maj 2009, 11:33
To zdaje się jakaś plota tudzież kaczka, żadnych konkretów nie podali... Być może chodzi o fragmenty? Bo żeby całość udostępniać, to muszą mieć zgody, pozwolenia i umowy, bo praw autorskich ot tak sobie nie przeskoczą.
hrabek - 6 Maj 2009, 11:42
Google skanuje książki i pisma od dawna. Ale ktoś wie, gdzie to jest dostępne? Bo to że skanują, wcale nie znaczy, że udostępniają. Kilka pism co prawda można poczytać, ale jakiejś wyjątkowej biblioteki aż kipiącej od najlepszej literatury nie znalazłem. Ale może nie wiedziałem jak szukać...
Gustaw G.Garuga - 6 Maj 2009, 11:49
Chodzi chyba o to? http://books.google.com/books?id=kc4GAAAAQAAJ Nowsze książki są zwykle dostępne w mniej lub bardziej ograniczonej formie.
Ixolite - 6 Maj 2009, 14:46
W pełni dostępne są te, na których udostępnianie Google ma pozwolenie i te, do których prawa autorskie już wygasły.
Navajero - 6 Maj 2009, 15:22
Książki takiej Fabryki Słów ( oczywiście nie tylko, ale na te zwróciłem uwagę) piracone są od dawna. Nikt nie jest w stanie ukrócić tego procederu. Jakieś zyski dla autorów z podobnej akcji, byłyby mile widziane
hrabek - 7 Maj 2009, 08:05
To akurat nie jest chyba albo-albo. To że google zdigitalizuje książkę i będzie udostępniać za kasę, nie wpłynie raczej na zmniejszenie piractwa. Chyba, że dawaliby za darmo, a autorom odpalali kasę z wyświetlania reklam, czy coś takiego.
madhavendra - 5 Marca 2010, 09:59
Orson Scott Card o ebookach
Pytanie:
Czy możliwość cyfrowego kopiowania książek oznacza, jak obawiają się niektórzy, śmierć praw autorskich? Czy ebooki zastąpią tradycyjną książkę?
Odpowiedź:
Nie postrzegam tego, jako problemu dla przemysłu wydawniczego. Ludzie byli w stanie ściągać rękopisy, czy kopiować je w jakiś sposób przez lata. Ale ludzie, którzy ściągają, ciągle chcą książkę. Nie istnieje elektroniczny czytnik, który równałby się książce. (...)
Ludzie zawsze będą woleli mieć książkę. Może są to „słynne ostatnie słowa” i nie można nie doceniać zdolności przemysłu do samodestrukcji – np. przez przedwczesne zatrzymanie drukowania książek <grin>. (...)
Dla czytelnika ebooki w żaden sposób nie są wygodniejsze niż książki. Obecnie, biorąc pod uwagę idiotyczny sposób w jaki przemysł wydawniczy podchodzi do ebooków, nie polepszają również sytuacji wydawnictw i autorów.
Jeśli chodzi o kwestię dzielenia się z przyjaciółmi – robią to przecież teraz, z drukowaną książką. Nazywa się to „pożyczaniem”. Spotykam wiele osób, które mówią mi z dumą: „Ten egzemplarz „Gry Endera” czytało piętnaście osób. Niektórzy autorzy odpowiadają: „Powinni sobie kupić własny”, ale ja nie mam z tym żadnego problemu. Każdy pożyczony egzemplarz oznacza szansę, że zyskam kolejnego czytelnika, który będzie niecierpliwie czekał na moją kolejną książkę.
Pamiętaj, że taka sama panika powstała w sprawie stacji radiowych nadających muzykę. „Dlaczego ktoś miałby kupić płytę, skoro może słuchać muzyki za darmo?” - lamentował przemysł muzyczny, próbując zakazać nadawania nagrań w radiu. Odpowiedź brzmi: Nadawanie nagrań muzycznych przez radio wzniosło sprzedaż płyt do niewyobrażalnie wysokiego poziomu.
Można spokojnie założyć, że łatwy dostęp do cyfrowego tekstu zwiększy sprzedaż tradycyjnej książki, dając czytelnikowi możliwość „spróbowania” przed kupnem. Pomyśl, jak wiele osób kupuje DVD z filmem i później go nie ogląda. Kupują DVD, ponieważ podobał im się film i teraz chcą go mieć w swojej filmotece. Ludzie robią to samo z książkami. Kupują książkę, ponieważ czytali egzemplarz pożyczony od znajomego i teraz chcą go mieć w swojej biblioteczce. Niekoniecznie będą czytać to jeszcze raz, ale po prostu chcą posiadać tą książkę.
Nie uważam, że cyfrowe kopiowanie będzie miało negatywny wpływ na publikowanie. Dlatego wrzucałem moje rękopisy w sieć, dostępne za darmo, kilka miesięcy przed publikacją. Czasami było setki ściągnięć, ale z tego co wiem, większość, albo nawet wszyscy ludzie, którzy ściągali ebooka, kupili książkę, gdy pojawiła się na rynku. Przez wszystkie te miesiące, kiedy darmowa kopia była dostępna w sieci, i którzy ją przeczytali, tak naprawdę pomagali w sprzedaży, kiedy książka wyszła. Jak? Mówiąc o niej swoim znajomym!
hrabek - 5 Marca 2010, 10:13
Nie zgadzam się z Cardem w sprawie ebooków. Powstają czytniki ebooków, które są lekkie, łatwe w użyciu, można z nimi iść do wanny. W tym kierunku będzie się rozwijał rynek.
Tylko najpierw wydawcy i sprzedawcy muszą obrać jakąś wspólną strategię, bo to co się teraz dzieje, to tak naprawdę sondowanie rynku. No i czekam na pierwszego odważnego, który wystawi do sprzedaży książkę tylko w wersji elektronicznej, bez papierowego druku. Owszem, był kiedyś Stephen King, który publikował kolejne rozdziały powieści na swojej stronie, ale wtedy nie było takich czytników, więc trzeba było albo patrzeć w ekran komputera, albo drukować. Teraz jest trzecia opcja, a czytniki intensywnie się rozwijają.
Co do pożyczania to zgadzam się z Cardem, że pożyczona książka to zdobyty, a nie stracony czytelnik. Jak się komuś nie podobała to i tak następnej nie kupi. A jak się spodobała, to kupi następną, a może i nawet tę co już przeczytał w celu uzupełnienia kolekcji.
dalambert - 5 Marca 2010, 10:21
hrabek napisał/a | Powstają czytniki ebooków, które są lekkie, łatwe w użyciu, można z nimi iść do wanny. W tym kierunku będzie się rozwijał rynek. |
No jak wolę książki- książki od tych elektronicznych cudeniek , to jednak sobie pomyślałem, że na wygodnym ręcznym ekraniku znacznie lepiej by się czytało np. : 990 stronnicowe opowieści o Hopnor Harrington
hrabek - 5 Marca 2010, 10:27
Dokładnie. A jeszcze masz elektroniczne zakładki, możliwość robienia/kasowania notatek, wyszukiwania fragmentów. Generalnie wszystko to, co dają media elektroniczne. A przy tym jest to lekkie, zawsze waży tyle samo, a jak jedziesz na wyjazd i zamarzyłeś sobie na kempingu zrobić sobie maraton z Dukajem, to nie ma obawy, że każą ci za nadbagaż płacić.
Coraz bardziej się przekonuję do czytników elektronicznych, ale czekam aż oferta książek w Polsce po pierwsze powstanie, a po drugie ustabilizuje, żeby nie było, że albo tylko piraty będę mógł czytać, albo tylko na Amazonie kupować po angielsku.
dalambert - 5 Marca 2010, 10:30
hrabek napisał/a | ale czekam aż oferta książek w Polsce po pierwsze powstanie |
Fajnie ale obawiam sie, że to jeszcze z 10 lat + poprawka na prawny bajzel
hrabek - 5 Marca 2010, 10:36
Myślę, że w Polsce poczekają, aż najpierw ustabilizuje się sytuacja w USA i dopiero wtedy przejmą ich gotowe rozwiązania, przystosowując je tylko i ewentualnie modyfikując do naszych realiów.
Ale też warto chyba poczekać, aż same czytniki stanieją, bo w tej chwili koszt jednego to około 1000zł, a elektroniczne wydania książek wcale nie chcą być tańsze niż papierowe. Więc poza oszczędnością półek, to koszt czytnika raczej się nie zwróci.
dalambert - 5 Marca 2010, 10:42
Hmm to jest melodia przyszłości, ale tak sobie myślę , ze jak to to zacznie szeroko działać to wcale nie musi tradycyjnej książki wykończyć.
Ostatnio obsrwowałem na Targach Książki Historycznej sporo małych wydawnictw z bardzo ekskluzywnymi propozycjami - reprinty, wydania specjalno ozdobne czy albumy / choćby mundurowe/ a tego nie da się na czytnikach pooglądać - mam nadzieję , że dobry snobizm na piękną książke dalej pozostanie w ludziach.
hrabek - 5 Marca 2010, 10:59
Masz rację. Też tak przewiduję - rola książki zostanie sprowadzona do ekskluzywnych wydań, w twardych oprawach, na super papierze, z ilustracjami, być może opatrzonych jakimś ciekawym posłowiem. Natomiast chodzi o to, żeby książki dla mas były wydawane w okresie przejściowym i na papierze i elektronicznie, a w formie docelowej tylko elektronicznie, żeby odeszły koszty druku.
Problem w tym, z tego co widzę, że póki co w Ameryce sprzedawcy niechętnie rozgraniczają cenowo wersję elektroniczną od papierowej. Niby jest taniej w porównaniu z wydaniem w twardej oprawie, ale już różnicy między "paperbackiem" nie ma (dla wyjaśnienia: w USA książka wychodzi najpierw w twardej oprawie za 30-35 dolarów, a po jakimś czasie w oprawie miękkiej i zmniejszonym formacie za 10-12 dolarów). Z tego punktu widzenia, co prawda czytelnik może mieć książkę premierowo i za 10 dolarów, a nie za 30, więc dla niego to oszczędność. Ale jak próbuję to przełożyć na Polskę, gdzie i tak wszystko wychodzi w miękkiej oprawie, a twarda jest "na doczepkę" dla kolekcjonerów, to w przypadku tej samej ceny (np. 30zł za papier i wydanie elektroniczne), oczywistym jest, że wybiorę papier.
Pytanie brzmi: o ile tańsze powinno być wydanie elektroniczne, żeby opłacało się je kupić? Przy obecnej cenie książki fabrykowej na poziomie 35zł, myślę, że cena 15-20zł byłaby ok. Ale czy to jest możliwe? Odchodzi koszt druku, ale też magazynowania i transportu. Dochodzi koszt przerobienia (albo założenia) sklepu internetowego, ale to koszt jednorazowy, a podpisując umowy z np. empikiem, czy merlinem, nie trzeba zakładać sklepu samemu, a koszt dostosowania ich systemów do nowego typu zakupu (bo po zapłacie powinien pojawić się link do książki, albo wysyłka książki w żądanym formacie na maila). Plusem jest to, że książka mało zajmuje, więc nie przypuszczam, żeby wprowadzenie sprzedaży elektronicznej niosło za sobą konieczność zwiększenia przepustowości łącz sprzedawcy, jak to np. musiałoby mieć miejsce w przypadku sprzedaży empetrójek.
Minusem za to, co się okazało podczas wczorajszej rozmowy na kanapach u państwa psychologów, że sporo osób kupuje książki przecenione, niemalże nowe. Tutaj takiej możliwości by nie było.
No i czy mój pułap cenowy jest do przyjęcia także dla innych? A może inni wręcz mogliby zapłacić jeszcze więcej? Ja niekoniecznie, bo tak jak napisałem wcześniej - w przypadku mniejszej różnicy, po prostu kupię wydanie papierowe, bo 5zł nie jest dla mnie żadną różnicą. 50% ceny książki już jest.
Witchma - 5 Marca 2010, 11:31
Hmmm... dla mnie problemem jest to, że absolutnie nie potrafię czytać niczego z monitora (dużego, o małych - takich jak w czytnikach - nie wspominając). Pracuję przy komputerze, po ośmiu (a czasami i 10+) godzinach dziennie o niczym innym nie marzę, jak tylko o tym, żeby go wyłączyć. Książka papierowa jest dla mnie bezcenna.
Jedyną poważną zaletą e-booków jest to, że nie zajmują miejsca.
hrabek - 5 Marca 2010, 11:37
No ale miałaś do czynienia z ebookiem? To nie jest zwykły ekran, jak w monitorze. Nie świeci się, nie emituje światła, więc nie męczy tak wzroku jak monitor. Taki czytnik to naprawdę co innego niż czytanie z laptopa. Ja z lapka/monitora czytać nie potrafię, z takim czytnikiem nie mam problemu, przynajmniej na tyle, na ile mogłem go potestować. Nie było to długo, więc nie wiem, co w przypadku sesji kilkugodzinnej. Z drugiej strony - ile mam takich kilkugodzinnych sesji? Jak uda mi się poczytać bez ingerencji z zewnątrz przez godzinę to i tak jest już dużo.
Witchma - 5 Marca 2010, 11:38
hrabek, widziałam takie czytniki. Są małe, nie szeleszczą i nie pachną książką
Adanedhel - 5 Marca 2010, 11:40
Proponuję poczytać wstęp Cory'ego Doctorowa do "Małego brata". Na razie jest chyba tylko po angielsku, ale pisze dokładnie to samo, co Card. Słowo w słowo.
I zapominacie o jednej rzeczy, przez którą e-booki mogą nigdy nie zastąpić papieru (poza tym, o czym wspomniała Witchma). Nowoczesne czytniki to raczej kombajny, dzięki którym można robić wiele rzeczy, nie tylko czytać. A jak się ma dostęp do internetu, to ciężko przeczytać tekst dłuższy niż - powiedzmy - 10 tys. znaków, nie przerywając choć na chwilę, żeby coś tam sprawdzić/zrobić/wysłać.
hrabek - 5 Marca 2010, 11:46
Taa... Następne modele będą miały syntetyczny zapach książki, który będzie uwalniał się samoczynnie, bądź przyciskiem na życzenie. Doładowania zapachu będzie można kupić w każdym hipermarkecie.
A zamiast szeleszczenia jest klikanie
A tak bardziej poważnie: czytniki są małe, ale ekrany nie odbiegają zasadniczo wielkością od wielkości książki. Na pewno ogromnym plusem jest możliwość ustawienia wielkości czcionki, co dla wielu osób będzie kluczową przewagą nad papierowym wydaniem. Wreszcie interlinia, wielkość czionki, itd. przestają mieć znaczenie.
A co do pachnięcia książki, to mam jeszcze takie spostrzeżenie: na drogę do Krakowa wziąłem sobie powieść Steve'a Martini, którą siostra mi przysłała. Jak się okazało (bo był dowód zakupu w książce), było to 5 lat temu. 5 lat leżenia na półce spowodował, że książka nabrała kurzu i pachniała bynajmniej nie świeżością. Zapewniła mi, alergikowi, dodatkowe, acz niepożądane wrażenia z lektury - spuchnięty nos i podkrążone oczy.
To oczywiście nie jest reguła, bo na półce mam książki starsze, które w ten sposób nie nasiąknęły, ale kolejny malutki kamyczek, który wpadł do ogródka na kopczyk i nieco go zwiększył. W pewnym momencie wyrośnie na taką wysokość, że nie będzie go można zignorować i wtedy pewnie czytnik zakupię.
Adanedhel: no nie wiem, ja nie mam z tym problemu. I tak jak czytam książkę, to mam laptopa w zasięgu ręki, ale jak czytam, to mnie nie ciągnie do sprawdzania. A jak ciągnie, to bez różnicy, czy zrobię to na czytniku, czy na ekranie monitora. No ale ja mam podobnie jak Witchma - po godzinach w pracy przy kompie, niekoniecznie mam ochotę na dalsze siedzenie przy komputerze.
Adanedhel - 5 Marca 2010, 11:55
Wiem, że nie tylko ja tak mam Natomiast gdy mam w ręku stary dobry papier to, choć obok mnie stoją dwa komputery, jakoś nie mam ochoty z nich korzystać.
Witchma - 5 Marca 2010, 12:03
hrabek, kurz to jeszcze nic. Kiedyś kupiłam książkę na Allegro w jakimś antykwariacie i tak była przesiąknięta smrodem papierosów, że jeszcze po roku leżenia u mnie było go czuć.
hrabek - 5 Marca 2010, 12:06
Generalnie jestem pewien, że książka cyfrowa wyprze papierową. Podobnie jak muzyka i filmy w postaci cyfrowej wyprą standardowe nośniki. Rozmawiałem kiedyś z kolegą na temat tego, jaki będzie następny format zapisu po Blue-Rayu i dość szybko przekonał mnie, że... żaden. A przynajmniej nie do dystrybucji filmów. Po prostu filmy będą przesyłane cyfrowo do odbiorcy, tak jak to już się dzieje w USA dzięki Netflixowi i innym podobnym firmom.
W przypadku książki pewnie nie będzie to tak szybko, ale też do tego dojdzie. Nagły postęp i wysyp e-czytników to zwiastuje. Do tej pory był to temat traktowany po macoszemu, ale mam wrażenie, że odkąd Amazon zaczął promować Kindle'a, wiele się zmieniło.
rybieudka - 5 Marca 2010, 12:09
Kiedyś przeczytałem kilka e-booków na starym, dobry monitorze CRT... a jak potem oczy bolały i głowa... masakra... też wolę papier
Rafał - 5 Marca 2010, 13:55
hrabek napisał/a | Nie zgadzam się z Cardem w sprawie ebooków. Powstają czytniki ebooków, które są lekkie, łatwe w użyciu, można z nimi iść do wanny. W tym kierunku będzie się rozwijał rynek. | Zgodzę się z tobą dopiero jak powstanie czytnik, po którym można będzie skakać, przeczytać go jak się go wykopie ze strychu po 150 latach, obrócić okładką na drugą stronę, a w ekstremalnych sytuacjach rozpalić ognisko i wykorzystać w ustronnym miejscu. hrabek napisał/a | czekam na pierwszego odważnego, który wystawi do sprzedaży książkę tylko w wersji elektronicznej, bez papierowego druku. | Ale Card nie o tym, lepiej poczekaj, na pierwszego odważnego, który zakaże reklamowania i sprzedaży swojej książki w sieci hrabek napisał/a | Generalnie jestem pewien, że książka cyfrowa wyprze papierową. Podobnie jak muzyka i filmy w postaci cyfrowej wyprą standardowe nośniki. | A nie wydaje mi się, prędzej czytnik się wypali jak kasety wideo beta, albo płyty DVD wielkości płyt gramofonowych. Widzę to jak taki gadżet, coś na kształt gwizdka do telefonu albo montowania GPS do zegarka. Nie sądzę, aby poza snobami miało to jakieś większe wzięcie.
Duke - 9 Marca 2010, 11:30
Pamietam jak dawno, dawno temu panowie Kamiński i Kurek w niezapomnianej Sondzie pokazywali płytę CD - mówili o niej jako o ciekawostce
Adanedhel - 9 Marca 2010, 11:50
Ja z kolei pamiętam, jak nie tak dawno temu Sony prezentowało MiniDisc jako następcę CD i kaset.
|
|
|