Słoneczna loteria - Coś na mole... książkowe
Czarny - 27 Listopada 2005, 18:08
Nie.
Adon - 27 Listopada 2005, 18:19
Czarny, nie trzymaj nas w niepewności, powiedzże, co to jest, bo znam na pewno.
Grendel
Czarny - 27 Listopada 2005, 18:27
Główna bohaterka ma na Eddi. Może teraz ?
Pako - 27 Listopada 2005, 18:28
Hmm.. teraz to się Jordan i jego "Oko świata" skojarzyło, mimo iż ejstem pewien, że to nie to Nie takie opisy tam były
Podaj odpowiedź, jakoś nikt nie umie zgadnąć.. ale wrażenie, że to znam ciągle mnie nie opuszcza...
Edit:
Określenie czasu "teraz" zstało użyte, znim dopisano posta powyżej
Po imieniu bohaterki stwierdzam, że książki raczej nie znam. Tylko czemu mi się kojarzy?
Czarny - 27 Listopada 2005, 18:31
Idziecie na łatwiznę
Emma Bull - "Wojna o dąb"
Następnej nie zadaję, bo znowu nikt nie zgadnie
NURS - 27 Listopada 2005, 19:48
Czarny kasuje konkurencję. Zatem alaister Reynolds jest jego!
A w nadchodzacym tygodniu gramy o Krótki szczęśliwy zywot brązowego Oxforda, Philipa K. Dicka.
Adon - 27 Listopada 2005, 20:09
Czarny, rządzisz.
Dobra, to ja i tutaj zadam kolejną zagadkę, mam nadzieję łatwą:
- Mów naturalnym głosem, synu głupca - rzekł czarnoksiężnik. Jego słowa były tym bardziej przerażające, że wypowiedział je tym samym, monotonnym głosem. - Może przynajmniej rozbawi cię wiadomość, jakie to wszystko było łatwe i od jak dawna składał mi sprawozdania Herado bar Gianno?
Z tymi słowami zapadła noc.
Czarna chmura udręki i przerażenia, przed którą Tomasso rozpaczliwie się dotąd bronił. Och, ojcze, pomyślał przeszyty do głębi wiadomością, że zgubiła ich rodzina. Własna rodzina!
- Panie! - piskliwym ze strachu głosem zawołał nagle Herado. - Obiecałeś! Powiedziałeś, że się nie dowiedzą! Powiedziałeś mi...
Nie skończył. Trudno jest robić wymówki ze sztyletem wbitym w gardło.
- Sandreni sami czyszczą sobie brud pod paznokciami - powiedział jego wuj Taeri. Sztylet miał w cholewie buta. Teraz wyrwał go z gardła Herado i tym samym płynnym ruchem zatopił we własnym sercu.
GAndrel - 27 Listopada 2005, 20:39
"Tigana". Guy Gavriel Kay.
Adon - 27 Listopada 2005, 20:44
Krótka piłka.
Zadajesz GAndrel.
GAndrel - 27 Listopada 2005, 21:00
To powinno być proste.
Cytat | Chyba się wczoraj urżnąłem w trupa. Nie pamiętam, żebym pił, ale - Boże, co za kac...! Nic nie pomaga, nawet stupak. Rzygam do fontanny. Co uniosę głowę, Madeleine zaświeci mi w oczy, znowu eksplozja pod czaszką, nie mogę patrzeć, jakież ona ma albedo, może w międzyczasie zaskoczyła i zaczęła spalać wodór, przecież ten blask jest nie do wytrzymania. Zwłaszcza gdy Salamandra po tej stronie. Schować się gdzieś.
|
Czarny - 27 Listopada 2005, 21:01
Dzięki za uznanie i nagrodę (adresu chyba już znany)
Miło jest jednak jak ludzie zgadną, bo wychodzi na to, że jakieś dziwadła czytam
Czarny - 28 Listopada 2005, 11:40
Ten fragment mówi mi tylko jedno - ja tego nie czytałem.
Haletha - 28 Listopada 2005, 14:21
Właściwie nie powinno, ale zalatuje słabo znanym przeze mnie Dukajem. Mylę się i to bardzo, prawda?:))
Adon - 28 Listopada 2005, 16:15
Pas.
Też nie czytałem...
...chyba.
GAndrel - 28 Listopada 2005, 21:02
Haletha napisał/a | Właściwie nie powinno, ale zalatuje słabo znanym przeze mnie Dukajem. Mylę się i to bardzo, prawda?:)) |
Nie mylisz się. :-) To "Katedra".
Podałaś autora. Zadajesz.
Haletha - 29 Listopada 2005, 10:25
No suuper; wiedziałam, że to Katedra, tylko się bałam:)
Co to jest:
- Khar as-Suz!
Robaczy pomiot!
Mushrik! Sozo! Mozo! Escalvao! Marrano! Hijo de puta! Zabalkan! Merde!
Co do tych tłumaczy, istniała z obu stron milcząca umowa, że się ich nie będzie zabijało. Zresztą umykali szybko, a w tym zamęcie, gdzie niełatwo było trafić nawet ciężkiego woja na potężnym koniu, który z wielkim trudem unosił nogi, tak bardzo miał je obciążone żelastwem, cóż dopiero mówić o tych linoskoczkach. Ale cóż, wiadomo: wojna jest wojną, zdarzao się wiec, że i któryś z nich zostawał na polu. Zresztą za to, że umieli powiedzieć *beep* w kilku językach i że ostatecznie ryzykowali też trochę swoją skórę, mieli niemały udział w zyskach. Na polu bitwy ten, kto jest szybki w rękach, może dobrze się obłowić; zdąży na najlepszą chwilę, zanim sypnie się mrowie piechurów, łasych na wszystko, co zobaczą.
Czarny - 29 Listopada 2005, 11:15
Te przekleństwa to jakaś hiszpańszczyzna czy inna włoszczyzna, to strzelam w "Inne okręty"
Haletha - 29 Listopada 2005, 11:18
Nie są to "Inne okręty", ale z włoszczyzną miałeś nieco racji;)
Czarny - 29 Listopada 2005, 11:39
Nie czytałem jeszcze (jest taki plan), ale może to "Łzy Nemezis" ?
Haletha - 29 Listopada 2005, 11:54
Już powiedziałam, to włoszczyzna, w dodatku klasyka:)
Może jeszcze jeden fragment. Kto czytał, chyba na pewno zgadnie;)
- A zatem chcesz pomścić swojego ojca, margrabiego Russilionu, w randze generała! Popatrzmyż: dla pomszczenia generała najprostsze proceduralnie jest zlikwidowanie trzech majorów. Możemy przydzielić ci trzech łatwych i będziesz w porządku.
- Chyba nie dość dobrze wyjaśniłem o co mi chodzi: musze zabić Issoara, argalifa. Jego we własnej osobie, gdyż to on zabił mojego szlachetnego ojca!
- Tak, tak, rozumiemy, ale zabić argalifa to wcale nie jest takie proste... Zgadzasz się na czterech kapitanów? Możemy ci zagwarantować czterech niewiernych kapitanów w ciągu ranka. Zrozum, czterech kapitanów liczy sę za generała broni, a twój ojciec był generałem bgyrady zaledwie.
- Znajdę Issoara i wypruję mu flaki! Jego, tylko jego!(...)
- Co ty? Jeszcześ niezadowolony?
koval - 29 Listopada 2005, 12:47
strzelam:
Marcin Wolski "Pies w studni"
i pewnie chybię
bo jakos nie idzie mi z cytatami ksiązkowymi a ww. ksiązke pamietam baaaardzo słabo
chyba ze włoszczyzna oznacza włoskiego pisarza
to wtedy sie zbłażniłem
koval - 29 Listopada 2005, 12:58
chyba że to
"Rycerz nieistniejący" Italo Calvino???
Haletha - 29 Listopada 2005, 13:08
Do dwóch razy sztuka, zadajesz:)
koval - 29 Listopada 2005, 13:13
ojej, udało się!
ale ze wstydem sie przyznam ze nie czytałem ale dużo ćwiczyłem wyszukiwanie w necie
(mam nadzieje ze i tak sie liczy)
moja zagadka
( mam dwa cytaty ale najpierw dam trudnieszy - choć i tak powinno to być proste)
Cytat |
- Słyszałeś kiedy o Avalonie? - zapytał w końcu.
- Tak - odrzekłem. - Był taki wiersz... usłyszałem go wiele lat temu od wędrownego barda: Za rzeką Błogosławionych usiedliśmy wszyscy tak, i zapłakaliśmy wspomniawszy Avalon. Strzaskane były miecze w naszych rękach, a tarcze zawiesiliśmy na dębie. Srebrzyste wieże runęły w morze krwi. Wiele stąd mil do Avalonu? Ani jedna, odpowiem, i wszystkie. Srebrzyste wieże runęły.
- Avalon upadł..? - zapytał.
|
Haletha - 29 Listopada 2005, 13:18
No to teraz ja strzelę, bez żadnej pomocy. Karabiny Avalonu? Nie rozpoznam stylu, bo czytałam nic Zelaznego, choć od paru lat się przymierzam;)
koval - 29 Listopada 2005, 13:23
oczywiście
myślałem ze bedzie trudniej bo Avalon to zany i ograny motyw
Haletho: twoja kolej
Haletha - 29 Listopada 2005, 13:32
Poważnie? Trafiłam??? Juhu!
No to teraz coś prostego:
Ku pewnemu zaskoczeniu X Y zaprowadził go na płaski dach gospody, gdzie leżały sfatygowane maty. Tutaj pito wieczorami, gdy palące słońce już się schowało za widnokręgiem, a nocą zapewne baraszkowały rozpustne pary. Na razie jednak było pusto, a upalnie.
- Usmażymy się. Glaczego tutaj? - burczał X.
- Tu możemy swobodnie pogadać - odparł Y. Wyciągnął zębami zatyczkę i powąchał zawartość butelki.
- Jaki rocznik?
- Trzecia nad ranem. Pokrój cytryny.
- Po co?
- Zobaczysz.
Y rozlał trunek do kubków. Nieufny X czekał, aż towarzysz spróbuje pierwszy. Y przełknął sprawnie i zagryzł kawałkiem cytryny umaczanym w soli.
- To musi być obrzydliwe - rzekł X krzywiąc się niemiłosiernie.
- Podobne leczysz podobnym. Na co czekasz? Chcesz się demoralizować, czy nie?
Czarny - 29 Listopada 2005, 13:43
Jak spożywanie to mnie się kojarzy z Wędrowyczem
eta - 29 Listopada 2005, 13:48
jak to!
Wędrowycz i tequila
I to jeszcze z cytryną być nie może
Haletha - 29 Listopada 2005, 13:49
No tak, bohaterowie są akurat w trakcie wędrówki;)
Inny cytat:
- A-haaaa... - powiedział wolno Z obrzucając go krytycznym spojrzeniem od stóp do głów i nagle X z całą wyrazistością zdał sobie sprawę z własnego wyglądu. Przez mgnienie widział samego siebie oczyma towarzysza - chudego, spalonego słońcem, o rękach wygarbowanych na rzemień, w znoszonych łachach, połatanych na kolanach i łokciach kawałkami skóry. Cóż - to nie szata czyni króla, ale żebraka na pewno. X wyobraził sobie księcia ojca, jak własnymi rękami wyciera chustką podłogę skalaną jego - X - obuwiem i wybuchnął histerycznym śmiechem. Z również zaczął się śmiać.
|
|
|