Blogowanie na ekranie - Rooshoffy blogasek Martvuni
Martva - 21 Października 2007, 19:33
Głupio mi...
mawete - 21 Października 2007, 19:37
Martva: luzik, no problem
elam - 21 Października 2007, 19:41
jeszcze Tomcich sie zna ...
Martva - 21 Października 2007, 19:46
| elam napisał/a | ja wyhodowalam kiedys sosny srodziemnomorskie i cedry - normalnie, w malej doniczce z dobra ziemia, na parapecie |
A jak już wyhodowałaś, to przeżyły?
Cedry kojarzą mi się wyłącznie z Pendereckim, który przyjechał raz do centrum ogrodniczego gdzie odbywałam praktykę i zrobił zakupy za takie pieniądze, że aż mi sie słabo zrobiło Między innymi nabył właśnie 4 cedry (nie pamiętam, po 250 czy 500zł, ale dla mnie to mała różnica była... i w zasadzie nad jest) i rzucił wesoło: 'a, tak na próbę, może wytrzymają zimę'.
A jedyne doświadczenia z rozmnażaniem iglaków mam takie, że w moim bezwzględnie antyiglakowym ogrodzie wyrosły 3 cisy, pod klonami, prawdopodobnie ptaszki im pomogły Jeden się dał przesadzić, rośnie w doniczce zadołowanej w warzywniku i żywcem nie wiem co z nim zrobić, pozostałe rosną między korzeniami wielkich drzew i przesadzenie mało wchodzi w grę...
elam - 21 Października 2007, 19:54
3 sosny przez kilka lat rosly w donicach, w koncu wysadzilismy je w ogrodzie. 2 rosly niezle, ale drugiej zimy jakos przemarzly (przyszedl mroz straszny a byly nieokryte )
cedry nadal sa w doniczkach, dopiero roczek maja. jest ich kilkanascie.
mawete - 21 Października 2007, 19:56
elam: daj jednego cedra, nie bądź wiśnia
elam - 21 Października 2007, 20:01
problem z takimi drzewami jest,
no wlasnie, jak z tymi sosnami - w donicach rosly pare lat, ale ilez mozna trzymac drzewo w donicy, a w zimie na polu niestety przemarzna.
mawete - 21 Października 2007, 20:05
Jest ryzyko jest zabawa... trochę słomy jeszcze znajdę (w butach ), żeby okręcić... kasztan rośnie.
Martva - 21 Października 2007, 20:14
A jak rosły w donicach, to gdzie stały zimą? na zewnątrz? opatulone czymś?
mawete, kasztanowiec w naszym klimacie czuje sie świetnie, sosna limba takoż (w końcu rodzima jest), a z cedrami i sosnami typu pinia może być problem. To co jest u nas w sprzedaży przyjeżdża przede wszystkim z Holandii, gdzie klimat jest jednak zdecydowanie inny (ach, te strzyżone, kilkumetrowe żywopłoty z laurowiśni i różaneczników!)
Gdzieś widziałam wątek na temat przechowywania egzot, facet trzymał na przykład araukarię w gruncie. Mnie by sie nie chciało kombinować, wolę gatunki rodzime, albo przynajmniej znoszące nasz klimat
mawete - 21 Października 2007, 20:17
Martva: ale mi sie limba podoba... chyba bedę musiał sie douczyć... a jak rośnie w Tatrach to da radę i w lublinie... Przy cedrze tez trzeba by chyba pokombinować, ale od czego nam Bozia rozym dała?
elam - 21 Października 2007, 20:18
Martva: w donicach, oczywiscie w domu staly w zimie, a w lecie - na zewnatrz.
do takich drzew trzeba oranzerie....
Martva - 21 Października 2007, 20:26
| mawete napisał/a | | a jak rośnie w Tatrach to da radę i w lublinie... |
Limba tak, nie powinna mieć problemów. A jak nie wzejdzie (chociaż trzymam kciuki), to chyba da się upolować sadzonkę w centrum ogrodniczym
| mawete napisał/a | | Przy cedrze tez trzeba by chyba pokombinować, ale od czego nam Bozia rozym dała? |
Tu już niekoniecznie, to jednak jest roślinka z innej strefy klimatycznej
| Cytat | | Martva: w donicach, oczywiscie w domu staly w zimie, a w lecie - na zewnatrz. |
No niestety śródziemnomorskie gatunki wszelakie tak trzeba zimować, przy czym dla niektórych temperatury w mieszkaniu są za wysokie i rzeczywiście by sie przydała oranżeria.
Ja mam ok. 20-letniego cytrusa (gatunek nieznany) - ogromniasty, straszny problem z wnoszeniem i wynoszeniem, z przerażeniem myślimy o przesadzaniu, a tej jesieni został przycięty. Bo się nie mieścił miedzy kanapą a oknem Na wiosnę trochę protestuje i zrzuca liście, poza tym rośnie jak głupi, chociaż nie kwitnie (wyhodowany z pestki i właśnie za ciepło ma zimą).
Z sosnami nie wiem jak jest, ale kobieca intuicja mi mówi że ok. 19 stopni zimą to zdecydowanie za dużo dla nich
merula - 21 Października 2007, 21:57
A moze ktos chce świerka albo sosenkę? Mogę oddać.
elam - 21 Października 2007, 22:00
ale jak? juz pisalas w watku powitalnym, ze oddasz to pomaranczowe... tylko nie wiem nawet, gdzie mieszkasz?
mawete - 21 Października 2007, 22:04
merula: duże jest? Sosenka? Jak bdę na jakimś szkoleniu to num Ci zabral... ale pora roku raczej też powinna byc odpowiednia...
merula - 21 Października 2007, 23:02
W doniczkach. Niedużych. Roślinki mają może po 30 centymetrów. Te większe. Mam ich do oddanie cztery.
Elam, jak to mawia Rodion, z Bizancjum jestem, prawie.
Moge Ci to wysłać , albo poczekac na jakąś okazję. Cebule w garażu wytrzymają do wiosny.
Martva - 22 Października 2007, 21:21
Czy jak zwlekałam dobre 4 minuty z wpuszczeniem głodnego, zmarzniętego kotka do domu i zamiast tego robiłam mu zdjęcia, to to sie już kwalifikuje na znęcanie się nad zwierzętami?
gorat - 22 Października 2007, 21:26
Kot zawsze może się zrewanżować
Iscariote - 22 Października 2007, 21:26
Zdjęcie nr. 1 i nr. 2 są dowodami ewidentnego znęcania się...
Spójrzcie jak na zdjęciu nr. 1 patrzy błagalnie i prosi żeby go wpuścić...
A na zdjęciu nr. 2 kot jest ewidentnie niezadowolony kiepską sesją zdjęciową na mrozie zamiast w cieplutkim i przytulnym wnętrzu... Martva, okrutna jesteś. A kot piękny
dzejes - 22 Października 2007, 21:31
| Martva napisał/a | Czy jak zwlekałam dobre 4 minuty z wpuszczeniem głodnego, zmarzniętego kotka do domu i zamiast tego robiłam mu zdjęcia, to to sie już kwalifikuje na znęcanie się nad zwierzętami?
|
Sam nie wiem, ale takie zdjęcia siękwalifikują jako znęcanie się nad aparatem
Martva - 22 Października 2007, 21:36
| Cytat | Kot zawsze może się zrewanżować |
Włażenie na kolana i wściekłe pazurkowanie można uznać za rewanż? To jestem mu winna jeszcze mnóstwo takich sesji
| Iscariote napisał/a | Martva, okrutna jesteś. |
Wybaczył mi natychmiast po wpuszczeniu, więc chyba nie było aż tak fatalnie
W sumie to zrobiłam fotki dla mojej siostry, co by mogła pokwiczeć jaki to kotek bez niej jest biedny i nieszczęśliwy
| dzejes napisał/a |
Sam nie wiem, ale takie zdjęcia siękwalifikują jako znęcanie się nad aparatem |
Mój aparat kwalifikuje się do wyrzucenia na śmietnik A jak jest ciemnawo, to wolę nieostrość niż lampą po ślepiach, znęcanie sie ma swoje granice.
corpse bride - 22 Października 2007, 22:33
wrzuciłabym podobne tematycznie zdjęcie cothu, ale nie jestem u siebie... tzn nie na swoim kompie.
Martva - 23 Października 2007, 09:34
Obudziłam się o 9.30 i nawet nie musiałam wkładać okularów żeby wiedzieć ze jest maksymalnie obrzydliwie.
Leżałam w mroku, głaszcząc kota, aż tu o 9.50 zadzwonił telefon. No to pobiegłam odebrac, boso i kuląc się z z zimna, bo może to coś ważnego:
Kobiecy głos: Halo? Czy jest Maja?
Ja: Pojechała do Anglii...
KG: Jak to pojechała do Anglii? A miała do mnie przyjść dzisiaj! Do pracy pewnie? Na długo?
J: No tak, do pracy, pewnie na kilka lat przynajmniej...
KG: nieartykułowany jęk
J (odzyskując przytomność): Ale jak to miała do pani przyjść dzisiaj, czemu?
KG: Bo ona u mnie pracuje po 3 godziny dziennie przecież...
J: a to przypadkiem nie jest pomyłka? Bo moja siostra Maja pojechała do Anglii, ale to było ponad rok temu!
KG: No ja szukam Mai ze Śląska, co u was mieszka! A czy to nr (...)?
J: No tak, numer się zgadza, ale moja siostra nie jest ze Śląska.
KG: Na pewno nie?
J: Na pewno.
KG: a, to może rzeczywiście pomyłka, przepraszam.
Już się przyzwyczaiłam do dziwnych rozmów o dziwnych przedmiotach, zakończonych pytaniem 'Jak to, to nie Castorama?' oraz jeszcze dziwniejszych o rożnych rzeczach, tym razem z pytaniem o hotel, ale to było naprawdę niezłe chociaż o 8.00 rano pewnie bym się wściekła. Mam nadzieję że Mai nic nie jest i nie zostanie wywalona z pracy...
Tequilla - 23 Października 2007, 10:46
Ja bym się nie obraził an telefon o 9 coś tam, ani nawet o 8. To by znaczyło, że jestem jeszcze w domu i nie musiałem się zrywać w środku nocy ( znaczy o 6, ale na dworze jeszcze ciemno ), żeby isc do roboty.
Ech, jakie ciężkie jest to zycie...
Martva - 23 Października 2007, 10:52
| Tequilla napisał/a | | To by znaczyło, że jestem jeszcze w domu i nie musiałem się zrywać w środku nocy |
No taaaak, wiem, inni maja gorzej.
Ale gdybym nie jęczała o różne rzeczy, to ten blog nie miał by racji bytu, prawda? I nie miałabym co robić z moim ekshibicjonizmem
Tequilla - 23 Października 2007, 10:57
Za to marudzenie właśnie cię lubię... bratnia duszo
edit: albo może siostrzana duszo?
Martva - 23 Października 2007, 18:45
| Tequilla napisał/a | | Za to marudzenie właśnie cię lubię... |
Nie wiem czy powinnam sie cieszyć że lubisz, czy martvić ze za marudzenie (a mam tyle innych zalet!)
| Cytat | edit: albo może siostrzana duszo? |
Chyba siostrzana ale nie wiem.
Nie zdobyłam się dziś na wyjście z domu, nie licząc krótkiego spaceru z psem do kiosku po gazetę.
Żadnej randki (quasi-mój facet jest chory), żadnych zakupów (bo pogoda obrzydliwa), musiałam się zrealizować w gotowaniu i jedzeniu. Usmażyłam i częściowo pożarłam górę placków ziemniaczano-oliwkowych, i do teraz ledwo mogę się ruszać. A potem się będę wściekać, że tyję...
Wczoraj byłam dzielna i odebrałam z przychodni wyniki badań (wybitnie babskich). Trochę miałam stresa, ale bardzo dobre są. Z tej jednej okazji nie będę narzekać
Poza tym zabrałam sie za plecenie listkowych broszek, jestem w 3/4 trzeciej albo czwartej z kolei, jak dobrze pójdzie to dziś skończę i będę mogła zacząć następną (formę z drutu już mam). Obserwuje liście, żeby sprawdzić rozkład kolorów - i one wcale nie są symetryczne, ani subtelnie cieniowane, są kontrastowe jak jasna cholera i ciapciaste bez sensu. Tylko ze w naturze to wygląda pięknie, a na biżuterii nie będzie
Słowik - 24 Października 2007, 16:06
Ha, a ja, to znaczy ja z żoną wyszliśmy w tę mgiełko-mżawkę. Między innymi zaowocowało to zakupem wściekle żółtego (kanarkowego? ścierwnikowego? hehe) dresiku z napisem Jamaica na plecach
W ciuchach rzecz jasna. Zdjęcia tym razem nie będzie
Martva - 24 Października 2007, 18:29
Też wyszłam.
Oblazłam mnóstwo lumpeksów, skończyło się wizytą w Rossmanie i nabyciem jedzenia (dla kotów) i odżywki do sierści (dla mnie, wybitnie na pocieszenie).
Znalazłam jeden gorset, ale gabarytowo tak, ze gdybym go włożyła na gorsetowe miejsce to miałby sporą szanse znaleźć się w okolicach kostek I w ogóle kicha, już pal sześć że nic nie krzyczało do mnie z wieszaka 'kup mnie, kup mnie!' to nawet nie znalazłam nic nad czym mogłabym się zastanowić albo chcieć przymierzyć. Żałość pełna.
Nie mam co na siebie włożyć, uhhhh.
mawete - 24 Października 2007, 18:45
Kręcicie się jak.... po przeręblu...
|
|
|