Blogowanie na ekranie - Rooshoffy blogasek Martvuni
joe_cool - 18 Lipca 2012, 21:49
Martva napisał/a | Stanik sportowy w rozmiarach konfekcyjnych to w ogóle totalna pomyłka |
Ale laski to noszą, widzę po neofitkach biegowych w parku i strasznie mnie to boli...
A tak z innej beczki - zobaczyłam na fejsie i skojarzyło mi się z Tobą
Martva - 19 Lipca 2012, 10:33
ilcattivo13 napisał/a | Zależy, jaki kto ma stosunek do bułeczek |
Lubię bułeczki, pod warunkiem że mają coś wspólnego z jedzeniem, nie z bielizną.
joe_cool napisał/a | Ale laski to noszą, widzę po neofitkach biegowych w parku i strasznie mnie to boli... |
Cóż, widziałam wczoraj na obrzeżach mojego ulubionego krakowskiego placu dziewczynę mierzącą stanik na koszulkę (!!) i babkę która jej mówiła że tak, obwód jest dobry (!!!!) ale miska za mała (tyle dobrego).
Kolejna zaległego dawka emoprzynudzania
19.05, sobota, 46 dni do powrotu, 69 dni tu, wczesne popołudnie. Obudził mnie odblask wschodu słońca od ściany, ale zasnęłam z powrotem. Dzień zaczął się schizująco, bo cały dom śmierdział gazem. Prawdopodobnie sąsiad na dole ma coś nieszczelne, ale tu gaz do kuchenek idzie z butli, nie wiem jak jedną butlą można totalnie zasmrodzić dwa poziomy wyżej. Potem wyrywałam tulipany i żonkile. Ciocia ze dwa razy miała focha. Nie wiem o co. Na obiad był omlet porowo-ziemniaczany, a na trzecią ciocia jest zaproszona do cioci Cesi na kawę, mam nadzieję że w związku z tym nie pojedzie do Loches kupować kwiatków, bo ja też bym chciała (potrzebujemy kawę, ziemniaki i mleko, założę się że zrobi jakieś zakupy ale najważniejszych rzeczy zapomni). Kupa turystów przewala się przez naszą uliczkę, na zamku będzie masa ludu jak znam życie.
O, i to by było na tyle z moją dostępnością sieci, pochwaliłam się wujkowi R. że złapałam zasięg, to znów mi wypluwa hasła. Żeż *beep*.
Wieczór: tłumy ludzi na zamku, dobrze że wzięłam książkę. Bo stwierdziłam ze na kolię będzie za duży chaos i wzięłam sobie rurki z zamiarem plecenia kolczyków. Najpierw się okazało że rurki są wyjątkowo małodziurkowe, więc bazę się da zrobić (nitka 2x w środku), ale z frędzlami już idzie ciężko (nitka x4). Spróbowałam obejść ten problem i stworzyć nową formę, tak żeby frędzle wychodziły z drobnicy, nie z rurek, to nić się plątała, nie chciała dać się nawlec na igłę, jak pękł mi koralik przy ostatnim frędzlu to stwierdziłam że *beep*, mam ciekawsze zajęcia. Tylko że zostały mi dwa ostatnie opowiadania, jutro trzeba będzie robić coś odmiennego. W ogóle jestem megazajebiście szlachetna, jak ostatni ludzie chodzą w okolicach szóstej trzydzieści i zbierają się do wyjścia, to ja ich jeszcze zawracam i samobójczo pokazuję skarbiec. Kretynka.
Wróciłam zziębnięta, podgrzałam na kolację zupę i naleśniki na deser. Zrobiłam dyskretną listę na lodówce, mam nadzieję że ciocia zauważy jeśli wpadnie jej do głowy jechać na zakupy jutro. Zaoferowałam się że pójdę jutro do piekarni przed południem, ja się zaoferowałam, sama i pierwsza, pytając czy jest otwarta bo widzę że się chleb kończy i mogę skoczyć, to przy kolacji było demonstracyjne liczenie kromek bo to niedziela, poniedziałek i do wtorku rano aż. Czasem nie do końca rozumiem tę kobietę. Powtórzyłam jeszcze raz, głośno i wyraźnie, że pójdę. I zastanawiam się czy jutro jak zejdę to się nie okaże że poszła pierwsza (a najpierw by się musiała wtaszczyć na zamek i wyjechać).
Sieć nadal nie łyka haseł, strasznie mnie wkurza. Stwierdziłam ze po pierwsze nie mogę tu myśleć pozytywnie, bo jak się na coś nastawiam to nie wypala, po drugie nie mogę się cieszyć z tego co mam, bo się rozbeepuje, muszę stosować czarnowidztwo i pesymizm. Buhaha, dla odmiany. Tylko że to strasznie dołujące jak człowiek musi stosować czarnowidztwo w samotności i z daleka od wszystkiego.
ilcattivo13 - 19 Lipca 2012, 14:52
Martva napisał/a | Lubię bułeczki, pod warunkiem że mają coś wspólnego z jedzeniem, nie z bielizną. | miałabyś "dwie kulki i armatkę", to pisałabyś całkiem co innego. O!
Martva - 19 Lipca 2012, 18:11
Nie wiem czy wtedy bym w ogóle pisała
Zaskoczył mnie mój nowy bank, bo już zdążyłam się na niego wkurzyć że nie umiem sobie zamówić karty, a on wziął i mi ją przysłał. Teraz muszę pokombinować w internecie, ustawić jej pin, a potem moze się odważę na test wpłatomatu (mam w koszyku Toho i kryształków za 370zł i chciałabym je zapłacić zanim będzie następna dostawa i znajdę kolejne niezbędne kolory za następną stówę). I jutro muszę pójść się wypisać z WBK.
ilcattivo13 - 19 Lipca 2012, 19:34
Oj pisałabyś. W przerwach pomiędzy wyszukiwaniem stron w necie, a linkowaniem ich w "Różowej landrynce"
Martva - 19 Lipca 2012, 19:58
A tak piszę w przerwach między wyszukiwaniem stron, bo linkować się wstydzę
Dwie zaległe kolie, wczoraj kupiłam srebrne karabińczyki żeby wymienić zapięcia, mam zamiar je wystawić za straszliwie kwoty, a jeśli przez pół roku nie znajdą właścicielki to będę je nosić sama, a co
i uproszczona wersja:
shenra - 19 Lipca 2012, 20:00
Nie powtórzę swojego komentu z fejsa, bo mnie wybeepa
ilcattivo13 - 19 Lipca 2012, 20:07
Martva napisał/a | A tak piszę w przerwach między wyszukiwaniem stron, bo linkować się wstydzę | tia, oczywiście
I jakby co, trójeczka. Bo tak
Martva - 19 Lipca 2012, 20:14
shenra napisał/a | Nie powtórzę swojego komentu z fejsa, bo mnie wybeepa |
ilcattivo13 napisał/a | I jakby co, trójeczka. |
Ale nie mówisz teraz o żadnym rozmiarze...?
joe_cool - 19 Lipca 2012, 20:34
A co rozumiesz pod straszliwą kwotą? Bo ta druga ładna jest
Martva - 19 Lipca 2012, 20:36
Trzycyfrowa i niekoniecznie z jedynką na początku. To ponad piętnaście godzin pracy było.
ilcattivo13 - 19 Lipca 2012, 20:37
Martva napisał/a | Ale nie mówisz teraz o żadnym rozmiarze...? | eee, zmieniliśmy temat, czy jak?
May - 19 Lipca 2012, 22:13
Martva, slusznie! Nareszcie zaczynasz cenic swoja prace!
shenra - 19 Lipca 2012, 22:19
Zależy jak zdefiniowała pierwszą cyfrę.
merula - 19 Lipca 2012, 22:20
dwójka tez mi się podoba.
shenra - 19 Lipca 2012, 22:22
Z przodu?
ilcattivo13 - 19 Lipca 2012, 22:24
Ale dlaczego tylko dwójka?
Edit: Aaaa, już wiem, chyba rzeczywiście zmieniliśmy temat
merula - 19 Lipca 2012, 22:24
chwilowo mam na myśli rękodzieło, a nie cyferki
shenra - 19 Lipca 2012, 22:44
Wiem, tak się droczę
Martva - 21 Lipca 2012, 11:41
20.05, niedziela, 45 dni do powrotu, 70 dni tu. Szarość od rana. Obrzydliwość. Pierwszy raz od dość dawna obudził mnie budzik i miałam kwadrans na zebranie się. Byłam tak nieprzytomna, że aż nie wyciskałam soku z pomarańczów. Trochę padało i ciocia zapytała czy mam odwagę iść do tej piekarni, ale miałam, tylko chciałam pożyczyć parasol. Poszłam, w sumie bardziej mżyło niż padało, nabyłam chleb (trochę niepewnie się czułam, bo obsługiwała mnie jakaś młoda siksa, ale 'moja' pani była obok i nią kierowała) i trzy kisze, dwa dla cioci i jeden dla mnie (z kalafiorem i brokułem, jeden żeby sprawdzić czy jest bezpieczny i koszerny).
Wczesny wieczór: po kościele tradycyjnie wylądowaliśmy u wujostwa R, ale ciocia zaraz po tym jak usiadła to się zerwała i powiedziała że idziemy do domu (znaczy że ona idzie). Nie do końca wiem ocb. Przyjechała do nich młodzież, jacyś siostrzeńcy czy inne bratanki, dwie pary. Wyglądają miło. Ciocia tłumaczyła że jak oni są od wczoraj to się muszą zaaklimatyzować i w ogóle trzeba im dać czas i spokój, ale taka wymówka brzmi dziwnie. Podgrzałam na obiad kisze i ten z kalafiorem okazał się zupełnie koszerny, tylko lekko mdławy, ale sos barbecue po Mikusiu i Sam temu zaradził. Po zamku znów przewalały się tłumy, zrobiłam dwie pary niemal identycznych indiańców w złoto-benzynkowej tonacji. Wolę kolie. Była jedna francuska wycieczka dla której stałam się na chwilę główną atrakcją jako żen fij z Polski która jest z rodziny i robi biżuterię, a potem dwie duże polskie wycieczki, pierwszą oprowadzała ciocia M. i była fajna, zawierała panią grającą Chopina na fortepianie, grupę klepiącą siodło Kara Mustafy, na którą poszłam nawarczeć i zyskałam szacunek oraz pana który mi wmawiał że wyglądam jak Tymoszenko (z twarzy, nie tylko z fryzury, pomylił się zresztą frojdowsko i powiedział 'nie tylko z figur... ee, fryzury'); drugą oprowadzał wujek A. R., który przygotowywał się od rana i wkuwał malarzy, a wycieczka okazała się znudzona i marudna. Jednak było to dość uzasadnione, jako że podobno nie jedli nic od szóstej rano, chyba jakaś błędna organizacja. Oburzyłam się na panią która przeszła się po salonie, zmarszczyła nos i oświadczyła drugiej pani że tu wszystko śmierdzi. Pff. Potem wylądowaliśmy u cioci M. na szybkim kieliszku, ale ciocia K. marudziła że musi iść ugotować kolację dla tej młodzieży. Umówiłam się że wpadnę do nich po dziewiątej, dziewiąta jest za pięć minut. Sprawdzę jeszcze zasięg z okna wychodzącego na R., może będę od tego mądrzejsza.
Później: i *beep*, dzwoniłam trzy razy, samochód stoi, chyba wyszli do cioci M. Niemiło się czuję, bo pytałam czy mogę wpaść wtedy i powiedzieli że tak, mogli chociaż zajrzeć po drodze (a mieli po drodze!) i powiedzieć że idą. Niby nic, ale nawet nie wpadłam do cioci powiedzieć że wróciłam, bo się bałam że się rozryczę, a to chyba zły pomysł był, bo wydaje mi się że się fochnęła. Przed chwilą zamknęła drzwi wyjściowe a potem chyba jeszcze swój apartament od środka (to w sumie strasznie głupie, często mam schiza że coś się jej stanie i nikt nie będzie się mógł do niej dostać). Nie wiem czy się fochnęła że wychodzę gdzieś ogólnie czy że do R.
Właśnie mi wpadło do głowy że może nie do cioci M. tylko na spacer w drugą stronę, ale nie wiem czy wujek by poszedł z nimi, spacery nie sprawiają mu przyjemności. *beep* z tym. Może sobie odpalę serial.
Dżisas, przeżywałam wszystko jeszcze bardziej niz normalnie, co za straszne, straszne miejsce
joe_cool - 21 Lipca 2012, 12:51
Martva napisał/a | pomarańczów |
Martva - 21 Lipca 2012, 13:14
No co no, tych pomarańczów, tych jabłków, tych truskawków
Martva - 22 Lipca 2012, 09:55
21.05, poniedziałek, 44 dni do powrotu, 71 dni tu, wieczór. Jaaa, co za dzień. Przy sniadaniu ciocia stwierdziła że jeśli lodówkowe zapasy nam pozwolą, to ona by wolała jechać do Loches jutro. Stwierdziłam że spoko, jeszcze jeden dzień damy radę. Opowiedziała mi swój zamotany sen, w którym gdzieś szła, gubiła wszystkie rzeczy po kolei i działa jej się jakaś krzywda. Chciałam odkurzać ale mnie wypchnęła żebym rozsadziła cynie, i w sumie słusznie, bo pogoda odpowiednia (buro i lekko mżyło). Rozsadziłam cynie z miejsca nr 1 przy ulicy pod jedną i drugą różę i dosadziłam pod oknem Złego Lokatora, bo tam jest kiepska ziemia i słabo wzeszły. Potem odkurzałam, a ciocia pojechała zrobić fotokopie jakichś rzeczy. Chwilę później usłyszałam że ciocia mnie woła od drzwi, stała w przedpokoju i powiedziała że jej sen się spełnił i coś się stało, a potem zaczyna ściągać rajstopy. W pierwszej chwili pomyślałam że miała wypadek natury fizjologicznej, a potem się okazało że jest cała we krwi i stopa w bucie jej aż chlupocze. Bo się przewróciła na kamienie. Pomogłam jej zdjąć rajstopy, potem sukienkę, została w halce w tym nieszczęsnym przedsionku, boso, a ja tamowałam krew papierowymi ręcznikami, ledwo przytomna z nerwów. Mówiłam że może pogotowie, miałam odruch pobiegnięcia do R., ale mnie powstrzymała mówiąc że będą skakać i robić zamieszanie, a to najlepiej zostawić w spokoju i niech się goi. Opatrzyłyśmy jak się dało, przykleiłam plastrem jałowy gazowy opatrunek. Poszłam do łazienki zrobić porządek z jej ciuchami, przeprałam sukienkę, ona wróciła przebrana z halką w dłoni, wsadziła halkę pod wodę i wyszła. Skończyłam, a jej nie ma, wpadam w panikę i sprawdziłam czy nie leży na ziemi nigdzie, okazało się że poszła do samochodu po róże, które ścinała w ogrodzie cioci V. przed wypadkiem. Zabrałam jej te róże, wróciłyśmy, zadzwoniła do cioci C., która miewała przypadki rozwalenia sobie nogi przynajmniej kilka razy i powiedziała że przyjedzie po obiedzie. Zjadłyśmy ten obiad, potem zjawiła się ciocia K.R., zajrzała pod ten zasychający juz opatrunek i drugi raz zrobiło mi się słabo, bo okazało się ze to jednak całkiem spora dziura jest. Przypomniałam sobie że widziałam wodę utlenioną na strychu i po nią pobiegłam, ciocia odkleiła gazę, polała wodą utlenioną a potem siedziałyśmy na zmianę i ocierałyśmy krew, żeby to przyschło. Przyjechała ciocia C. i stanęło że pojadą do apteki, która miała się otworzyć po południu (Francja, dwugodzinna przerwa na obiad). Potem wpadła jeszcze A., członek młodzieży mieszkającej u wujostwa R., i coś pokombinowała przy tych opatrunkach. Chciałam pójść na zamek powiedzieć że nie przyjdę, ale ciocia Anna powiedziała że nic jej nie jest, a ciocia C. machnęła ręką że ją wszyscy obskoczą, więc poszłam na zamek siedzieć. Siedziałam od trzeciej, było pusto, wizytorzy niezbyt fajni, kolia mi się średnio podoba, zebrałam się za piętnaście szósta, postałam pod zamkiem parę minut a potem zobaczyłam z oddali jak wujek K. idzie z bramy do swoich schodów i poszłam za nim. Powiedział że właśnie miał zamiar mnie wypuścić (tya, już w to wierzę). Wróciłam do domu i zastałam tam samotną ciocię wybierającą się do kościoła(!). Umówiłyśmy się że kolacja będzie wczesna, poszłam nastawić cykorię i 10minut później ciocia wróciła że mszy nie ma. Kiedy cykoria była już prawie odpowiednio zrumieniona na maśle, wpadł D., mąż A., i przez dobre pół godziny opowiadał cioci o różnych rzeczach,między innymi ze strasznie tęsknił i że odwiedzą ją we czwórkę. W końcu poszedł, po drodze mówiąc że podłączą mi kompa do internetu jutro i nie ma problemu. To miłe, tylko nie wiem jak w dwie godziny ogarnąć i internet i telefony do rodziców i shenry. Bałam się że cykoria będzie niejadalna, ale na szczęście nie zdążyła bardzo wystygnąć a ciocia stwierdziła że w ogóle nie rozumie czemu D. z A. się do niej tak przylepili i że tej drugiej pary w ogóle nie zna i nie wie czy ma ochotę z nimi rozmawiać, a oni jej wszyscy będą zawracać głowę. Milusio.
Muszę przyznać że wystraszyłam się bardzo, ciocia trzymała fason i żartowała, a ja się mało nie rozryczałam z nerwów. A w trakcie byłam w takim szoku, że nawet nie wiedziałam co odpowiedzieć ja mnie ze dwa razy przepraszała (!!!) Przywykłam do widoku krwi, jeśli to moja krew. Jeśli komuś kapie z nogi tak że idzie na to pół rolki papierowego ręcznika, to już nie. A ciocia ma całkiem spore te dziury, nie wiem jak to zrobiła ale lekarz może ją przyjąć w czwartek, to chyba ciut późno. Niemniej, trzy inne osoby to widziały i żadna nie zrobiła paniki to może ja tez nie powinnam.
Umyłam głowę, chociaż mam w pokoju niewiele powyżej 16 stopni i wcale nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
Nie wiem co z zakupami jutro, ciocia niby uważa że nic jej nie jest, ale zobaczymy. Mam pastę do zębów na totalnym wykończeniu, a mycie zębów stało się tu moją nerwicą natręctw niemalże, prawie zawsze jak jestem w łazience to myję. Nastawiłam dziś jogurt, co oznacza że w ostatniej butelce mleka zostało nam jakieś 100ml, a w przedostatniej stojącej w lodówce - koło pół litra. Albo pojedziemy do Loches, albo będę jutro biegać do sklepu po kawę i mleko. Opcją supercool byłoby żeby ktoś mnie zawiózł do marketu i dał mi godzinę. Ale podejrzewam że to mało realna opcja.
Dzisiaj padało cały dzień (tak bardziej to od południa), teraz przestało. Jutro ma być ładniej, znaczy bez deszczu ale chłodno, a w czwartek bach, 26 stopni. Nie do końca jestem w stanie w to uwierzyć.
Martva - 23 Lipca 2012, 08:58
Ponad sto wyświetleń od wczoraj i nikt mi nie napisał jak przyspieszyć gojenie ran, jestem rozczarowana
Kurczę, przejrzałam wczoraj 30 stron ogłoszeń 'dam pracę' i znalazłam idealne dla mnie - ale po pierwsze miało półtora tysiąca wyświetleń, a po drugie w wymaganiach było że dla studentki. A kilka dni w tygodniu w sklepie z koralikami dla osoby która potrafi robić biżuterię i ją to cieszy, i jest cierpliwa, no w takim miejscu to nawet mogłabym lubić ludzi. Sniff.
Agi - 23 Lipca 2012, 09:11
Martva, mimo wszystko spróbuj się zgłosić. Napisz, że jako bonus otrzymają fachowe porady dla klientek.
Martva - 23 Lipca 2012, 09:27
Niestety to nie bonus, to jedno z wymagań
dalambert - 23 Lipca 2012, 09:50
Martva, ale dodatkowe warsztaty z 'koralikowania wszelakiego" tak dwa razy w tygodniu to już bonus
Martva - 23 Lipca 2012, 11:13
Ale dodatkowe składki to dodatkowe składki
Żmudnie dodaję francuskie prace do galerii (nienawidzę robić zdjęć i ich obrabiać, argh) i właściwie się okazało że nie bardzo mam coś wolnego 'na stanie', bo wszystko albo poszło do ludzi jak mnie nie było (musiałam usunąć sporo rzeczy z galerii internetowych jak wróciłam), albo leży gdzieś stacjonarnie, albo leży w szufladach i czeka na sieciowych klientów. Zostało mi kilka par niesfotografowanych kolczyków i kolia której nie lubię i chyba spróbuję przerobić.
I właśnie do mnie dotarło że do Avy zostało strasznie mało czasu, a ja nie wiem co na siebie włożyć i nie umiem chodzić w żadnych niepłaskich sandałach, aaaa
dalambert - 23 Lipca 2012, 11:35
Martva napisał/a | a ja nie wiem co na siebie włożyć i nie umiem chodzić w żadnych niepłaskich sandałach, aaaa |
Nie ma problemu, nic nie wkładaj i szpilkoglany zamiast sandałów
Martva - 23 Lipca 2012, 11:46
Moja mama mnie właśnie zobaczyła kuśtykającą na koturnach i rozwaliła tekstem żebym wzięła coś bardziej płaskiego na podróż, argh
|
|
|