To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Rooshoffy blogasek Martvuni

fealoce - 18 Maj 2012, 14:53

dalambercie, może naraziłeś się jakoś Poczcie Polskiej? :wink:
dalambert - 18 Maj 2012, 14:55

Co się odwlecze to nie uciecze - poślemy następne liście :mrgreen:

Nasze małe zmartviałe biedactwo przelewa w samotności bół duszy i zakwasów na laptopka , Chomik serwuje co tam ma , z półtoramiesiecznyą obsuwą , to i trzeba bidulkę na wygnaniu jakoś wspierać :mrgreen:

ilcattivo13 - 18 Maj 2012, 23:05

Martva napisał/a
ilcattivo13, thnx za kartkę ;)
jorłelkom :wink:
shenra - 19 Maj 2012, 13:47

ODCINEK DWUDZIESTY CZWARTY

Cytat
3.04, wtorek, wieczorem. OMG, myślałam że mnie trafi dzisiaj. Siedziałam ostatnią godzinę przed wyjściem jak na szpilkach, w końcu zostawiłam śpiącej przed telewizorem cioci kartkę, złapałam klucz do kaplicy i długo szukałam w rozmówkach jak by można wydukać ewentualnemu Francuzowi na bramie że to jest klucz do kaplicy i chcę go odłożyć. BTW jedyne odłożenie jakie było w minisłowniku to odłożenie słuchawki, ciekawe czy to ten sam zwrot. Na bramie nie było nikogo, spotkałam wujka K przelotem i mu powiedziałam że idę odnieść. Naprawdę nie wiem co z nim jest nie tak, że odnosi się do mnie raczej dość uprzejmie, a mimo to za nim nie przepadam. Dziś mam taki dzień że spróbuję się przekonać do nich wszystkich. Spróbuję. Zobaczymy jak będzie w święta, jak zwali się masa ludzi i będą interakcje.
Zadzwoniłam do drzwi Z akurat jak jedli obiad, ale pokazała mi kompa i wróciła do kuchni. Odpaliłam forum, przeczytałam kilka stron radosnego spamu w moim temacie (wzruszyłam się parę razy, naprawdę!), odpaliłam FB a tam z kolei głucha cisza, stwierdziłam ponuro że gdybym umarła to nikt by nie zauważył. K. skomentował moją niemoralną propozycję sprzed wyjazdu tylko uśmiechem (kurde, pierwszy raz w życiu złożyłam komuś taką propozycję a ten się uśmiecha, pff), ale potem wypytywał czy jest ok i co się dzieje, to musiało być zanim się do niego odezwałam komórką. W ogóle godzinę walczyłam z gmailem, martvą.naturę przełknął od razu, z martą.komornicką był problem – wszystko przez francuską klawiaturę. Pal sześć że ma wszystkie literki inaczej, ale w ogóle ma odwrotnie wszystko a ja mam cyferki w haśle – i dwa razy te cyferki wpisałam bez shifta, czyli maja (ładnie się nazywa). I zaczął się cyrk, kazał mi wpisywać jeszcze raz hasło i kod ze zniekształconymi literkami (nienawidzę tego bo są tak zniekształcone że nie mogę ich odczytać), a potem oznajmił że próbuję się włamać i trzeba zweryfikować wpisując dodatkowy adres e-mail (tak stary że zapomniałam że go mam, od dobrych trzech lat robi mi się forward na inne konto) albo odpowiedzieć na pytanie pomocnicze (za cholerę nie wiem co wpisałam jako odpowiedź, ale zaszyfrowałam bardzo sprytnie bo nie mogłam na to wpaść). W końcu mnie olśniło z tym starym mailem. Przyszła Z i powiedziała że istnieje cień szansy że się zjawią Czartoryscy, że mówiła że nie będzie jej w domu ale kto wie. I że jakby co, to mam ich wpuścić do pokoju na górze, pokazała mi którego. Potem pojechała do cioci C, zostawiając mnie z psami, zapewniłam że się nie ruszę póki nie wróci więc nie musi mówić jak zamykać dom. Radośnie buszowałam po necie, sprawdziłam co z kajmakiem (masło się dodaje do lekko ochłodzonego i ubija, jednak), dowiedziałam się że manna to semulę, czyli semolina, a moja inteligentna siostra uświadomiła mi że zamiast wafla pod mazurek można użyć prostokątnych herbatników. Banalnie proste, ale chyba bym nie wpadła na ten pomysł i próbowałabym je dzielnie kruszyć na proszek i zagniatać z masłem. Telefon dzwonił co chwilę, ale go ignorowałam. Strasznie wymarzłam, po godzinie trzęsienia się włożyłam kurtkę i minetki, znaczy mitenki :P Byłam w połowie wrzucania pierwszej partii zdjęć na Picasę, kiedy psy zaczęły szczekać i rozległ się niepewny dzwonek. Wyszłam, znalazłam dwoje dość wystraszonych ludzi, Czartoryskich znaczy, wyjaśniłam że cioci nie ma ale mogę im pokazać, pomyliłam klatki schodowe, uświadomiłam sobie że wypadałoby się przedstawić, w ogóle byłam tak rozkojarzona że omg, aż mi wstyd. Ale powiedziałam też że miałam post internetowy trzy tygodnie i byli dość wyrozumiali. W ogóle zaskakująco sympatyczni, nawet pogadałam z panią o polowaniach, że nie lubię, a jej męża wpuściłam na gmaila wspaniałomyślnie jak Picasa skończyła ładować. Zostawili rzeczy i pojechali jeść i zwiedzać Loche. A ja siedziałam w sieci, w której bywało momentami dość nudno, bo jakoś nikt ze mną nie rozmawiał, K. był i poszedł. Wysłałam maila do wszystkich znajomych jacy przyszli mi do głowy, potem klikałam 'prześlij dalej' jeszcze z sześć razy. Wysłałam też do czterech osób poprzednią część pamiętnika. I rozpaczliwego maila do taty. Oczywiście zapomniałam o Kłębuszku, ale następnym razem.
Starałam się napisać na forum parę słów, ale ta klawiatura była straszna. Ale głupi ci Francuzi. Ciocia Z. się zjawiła chwile przed siódmą, w sumie miałam wszystko skończone, skopiowane na pena dwa opowiadania Istvana i parę przepisów na wszelki wypadek. Podziękowałam jej z sześć razy i zaproponowałam pomoc przed świętami, a ona powiedziała że ogólnie mam wpadać kiedy tylko chcę a klucz jest najwyżej o tu, i pokazała mi gdzie. No to pewnie będę wpadać, po świętach bo teraz ma zajob i milion ludzi na głowie, spróbuję się ograniczyć do dwóch razy w tygodniu. Jeszcze zaproponowała że mnie odwiezie, ale odmówiłam, nie padało, byłam jak uskrzydlona i w ogóle nie rozumiem tej manii jeżdżenia samochodem wszędzie. Moja sympatia do Z wzrosła o milion procent, w każdym razie, nie żebym jej od początku nie lubiła, ale teraz lubię zdecydowanie.
Byłam w domu może kwadrans później. Poszłam najpierw do siebie i zeschizowałam się na wstępie, bo widać było że ciocia odwiedziła moje pięterko, harmonijkowe drzwi na schodach zasunięte prawie do końca, drzwi do pokoju przejściowego/kuchni przymknięte, do mojej sypialni też. A oczywiście burdel miałam radosny, wszędzie porozwalane ciuchy, stanik na komodzie, niepościelone łóżko, koraliki rozwleczone na stoliku w sypialni i na stole w kuchni, trochę prania wiszącego w łazience, dobrze że podłogę odkurzyłam wczoraj :P Czułam się dość nieswojo. Zeszłam na dół, przeczekałam dwa jej telefony, znalazłam opakowanie po kurczaku w zlewie (czyli ciocia jadła kolację, a była coś 19:30, czyli przynajmniej godzinę przed zwykłym terminem). Stwierdziłam że może się obraziła, ale nawet nie, jak przyszła do kuchni to wyrecytowałam jej o kajmaku i ciasteczkach jako podkładzie, mówiła że to samo usłyszała od cioci M (z masłem w chłodnym kajmaku) i odnosiła się do mnie jak zwykle. Powiedziała że jadła kolację ale żebym pamiętała o śmieciach i mleku (jogurcie) więc wyniosłam, nastawiłam, zjadłam jogurt z muesli i mandarynką. I wtedy powiedziała że wuj Jan następnym razem przyjedzie z żoną i nie jest pewna gdzie będą spać i czy ja nie pójdę na dół i nie zwolnię im 'mojego' pokoju. Czy muszę wspominać że nie jestem zachwycona? Jedynym potencjalnym plusem byłoby to że może by kazali naprawić prysznic :P Ale generalnie słabo.
Teraz siedzę w łóżeczku i trochę marznę. May napisała że mama właśnie czyta Kasi mój pamiętnik, a przecież tam jest pełno świństw i wulgaryzmów. Mam nadzieję że cenzuruje na bieżąco. I znalazła mi TGV o dziewiątej rano, byłby dość idealny. I zieeew. Chyba się położę. 1,5 strony *beep* o kilku godzinach, może to wystarczy ;)

ilcattivo13 - 19 Maj 2012, 15:28

Martva napisał/a
...odpaliłam FB a tam z kolei głucha cisza, stwierdziłam ponuro że gdybym umarła to nikt by nie zauważył.
jak to szło... Nie masz fejszbuka, więc nie istniejesz? ;P:

Martva napisał/a
Starałam się napisać na forum parę słów, ale ta klawiatura była straszna. Ale głupi ci Francuzi.
Ano, dlatego moi Francmani mają w domu kompy z polskojęzycznymi systemami :wink:
shenra - 20 Maj 2012, 19:54

ODCINEK DWUDZIESTY PIĄTY

Cytat
4.04, środa, 91 dni do powrotu (i 24 dzień pobytu tutaj, wychodziłoby). Pobudka koło piątej, potem drzemka – czuwanie – drzemka. Oparzony palec boli bardziej niż wczoraj i jest ciepły, chyba się wdał jakiś stan zapalny. Czad. Liczyłam dzwony o siódmej: siedem pojedynczych uderzeń, błoga cisza, trzy potrójne i 55 napierdalań (czasem pojedyncze, czasem podwójne, zależy chyba jak wyjdzie). Oczywiście dzwony budzą ostatecznie gołębie i kawki, które mi potem tupią i szurają nad głową. Zapowiada się ponury dzień, przed chwilą było jakieś słońce ale się schowało, teraz niebo jest jednolicie szare. Brrr. I zapomniałam sobie skopiować na pendrajwa szorty o białym proszku i sprawdzić jaki jest nowy temat edycji, sniff. Muszę się zmobilizować do zlezienia na dół, nie wiem jak. Nawet myśl o ciepłym kakao mnie nie ciągnie.
Po południu: ciocia kazała mi podlać kwiatki, co uczyniłam dla świętego spokoju bo deszcz wisiał w powietrzu (przestał wisieć przynajmniej chwilowo, słońce świeci i znów jest +15) a potem zasugerowała żebym zrobiła coś na lunch. No to zrobiłam zupę, podsmażając cebulę, pora i czosnek, dorzucając drobno pociętą (nie chciało mi się miksować) marchefkę i przedwieczne (było w lodówce jak przyjechałam) warzywo które być może jest rzepą. I liście z selera naciowego, które potem wyciągnęłam bo oddają smak i są totalnie pozbawione własnego (co nie przeszkodziło mi ich zjeść już po wyciągnięciu:P). Doprawiłam jedną wegańską kostką bulionową i jedną jakąś typowo przyprawową, bo pierwotnie całość była słodka jakbym tam wsypała pół szklanki cukru, i jeszcze trochę pieprzu, i jeszcze troszkę cayenne bo stwierdziłam że jak są trzy słoiczki to ciocia ich używa. Wody było niedużo, wrzuciłam jeszcze dwie garście makaronu typu cienkie krótkie nitki (nie należy patrzeć w otwarte opakowanie, ruszają się same z siebie i wyglądają jak robale, fuj!) i całość wyszła dość gęsta, jak gulasz. Spróbowałam, przyjemnie pikantne, fajnie szczypie w podniebienie, przed ciocią postawiłam śmietanę której sobie sporo wzięła, ale jak się nie rozkaszlała, aż mi było głupio :( została resztka zupy, do której dodałam chyba dwie szklanki wody, żeby już na pewno na pewno nie była ostra. Mam nadzieję że mi się nie zmieni smak od tutejszego jedzenia i nie będę reagować kaszlem na potrawy o moim normalnym stopniu ostrości. Może się powinnam rozejrzeć za gotowym ostrym wegetariańskim żarciem, jak jest risotto z kurem to może jakieś hot curry z rzepą też jest?
Nowy szortowy temat jest jakiś gupi, o wampirach i czarownikach i nie bardzo mi się chyba, jakoś nie sądzę żebym miała zdążyć do niedzieli nawet jeśli mnie olśni. Za to mój palec, o. Jak skończyłam podlewać to postanowiłam go wsadzić pod ciepłą wodę i nakłuć, ale sam się nakłuł i teraz co jakiś czas coś z niego wypływa. Odkaziłam go olejkiem z drzewa herbacianego i mam nadzieję że nie odpadnie, niby jest u lewej ręki ale jednak mam do niego sentyment, piszę nim czasem i w ogóle przeżyliśmy razem trochę miłych chwil. Stefan mi przysłał sms z potencjalnie pozytywnym loginem i hasłem jakby mi się zjawiła ta dziwna francuska sieć, ale ona się zjawia i tak na kilka minut na ogół. Powiedział że idzie z czyjegoś domu więc powinnam zabrać lapka na spacer, co mnie ubawiło, bo musiałabym mieć bardzo długi przedłużacz ;) <po chwili> przesunęłam się na brzeżek łóżka, trzymając lapka na kolanach żeby był wyżej, złapałam sieć ale ani login, ani mail nie łapią. I jeszcze po kilku próbach mi wyskoczył komunikat że error identyfikacji. Ale spróbowałam jeszcze jeden przysłany zestaw i jeee, udało się. Na chwilę, bo potem wzięło i padło. Ale kiedyś wróci...
W ogóle zwariowałam. Od dwóch godzin siedzę w różnych dziwnych pozycjach i łapię internet.
Później: a żeby ich szlag, było tak dobrze, to mnie wywaliło i nie pozwala się znów logować bo wyskakuje ERREUR DAUTHENTIFICATION !
A zdążyłam odkryć że moje jaszczury to prawdopodobnie jaszczurki murowe, w ogóle jakaś straszna rzadkość i pod ścisłą ochroną jeśli dobrze zrozumiałam. Szok. Na zamku, chyba jeszcze nie napisałam, żyją nietoperze, strasznie ogromne i stanowiące podobno ewenement przyrodniczy. Aż zamiotłam parapet, żeby jaszczury miały ładnie.
Stefan mówi że podobno jak sieć jest obciążona to wtedy ten myk z loginem nie działa i może rzeczywiście tak jest, spróbuję później. A mogło być tak pięknie... Stwierdziłam że porobię brzuszki jak nie mam co robić, ale najpierw zeszłam na dół żeby dołożyć do tej nieszczęsnej zupy surową cukinię, może moc osłabnie. I w kuchni aż mnie zgięło, koszmarny, tępy, pulsujący ból w lewym jajniku. Niefajnie. Pobolewał ostatnio ale nie aż tak. Myślę że to jednak chyba jest nerwowe, normalnych ludzi boli żołądek, mnie jajnik. Albo za karę, bo za dużo myślałam o świństwach ostatnio i moje ciało postanowiło mi przypomnieć że nic z tego i zamknęliśmy już tę sferę w życiu? W każdym razie boli jak szlag. Nie wiem co zrobić.
Wieczorem: im dłużej gotowałam tę cholerną zupę i im więcej rzeczy jej dokładałam, tym – jak mi się wydawało – robiła się ostrzejsza. Zrobiłam alternatywny makaron z cukinią oraz pieczarkami z puszki. Pieczarki z puszki to dziwny wynalazek i nie jestem pewna czy je lubię. Ciocia wzięła małą porcyjkę i... zażądała zupy, do której dowaliła tonę śmietany i stwierdziła że super, ciepła i wcale nie ostra. Uroczo. Opowiadała mi trochę o swoim pobycie w Afryce, jak skończę z Działyńską to muszę się zabrać za jej książkę. Zadzwoniła Maja, podekscytowana swoją maszyną do chleba pytając czy zastępuje czymś mleko w proszku jak nie mam a jest w przepisie. Wytłumaczyłam że to mało istotne i się pomija. Wczorajszy mail zbiorczy jaki wysłałam do wszystkich znajomych którzy wpadli mi do głowy wywołał niewielką burzę, bo moja ulubiona sąsiadka z naprzeciwka podobno wpadła do ojca we łzach przerażenia niemalże, że źle ze mną i chcę się zabić. Z jednej strony mnie to wzruszyło, z drugiej rozbawiło.
Wkurza mnie brak sieci, jak już była i działała, czuję się trochę jak dziecko któremu zabrano cukierka. No. Zastanawiam się czy ten foch to jedna z tych rzeczy na które pomaga ponowne uruchomienie systemu, czy to by było za łatwe.
Otóż jest za łatwe. Piszę w notatniku mail do Kłębuszka. Ciekawe kiedy mi się go uda wysłać, huhu. Obawiam się btw że z tego wszystkiego mój drugi już pakiet 30 smsów za 9zeta poszedł w dwa dni :( Czekam aż ciocia wróci z kościoła (naprawdę nie wiem co tam się odbywa od 20:30 czyli już godzinę!) i idę spać, a co. Bo jak patrzę na tę kłamliwą ikonkę że internet connected jak wcale nie jest connected, to mnie szlag trafia. Ale widzę i słyszę że staruszki już odjeżdżają samochodami z przykościelnego parkingu, więc może już nie będzie długo. O, już. Myśl o zdjęciu ubrania w łazience przed wlezieniem do wanny przepełnia mnie głębokim obrzydzeniem i dreszczami, brrrr. I znów będę mieć lodowate stopy jak już wpełznę pod kołdrę. Chyba jednak wzięłam za mało skarpetek. Wolałam pogodę z zeszłego tygodnia, zdecydowanie.

shenra - 23 Maj 2012, 22:13

ODCINEK DWUDZIESTY SZÓSTY

Cytat
5.04, czwartek, 90 dni do powrotu, 25 dni na miejscu. Śnił mi się jakiś konwent i przygotowania do niego. I że Sarkozy ogłosił że przechodzi na emeryturę. Pobudka przed szóstą, chwila bezsenności, a potem dobrze że miałam budzik, bo w sumie dzwony wybudzały mnie na moment. Ciocia przy śniadaniu powiedziała że jedzie po chleb i zobaczyć gdzie może w nocy zaparkować na czuwanie w kościele w sąsiedniej wsi i czy mnie to bawi, zgodziłam się chętnie i to był dobry pomysł, bo już wiem jak się dostać na tę górę nad miasteczkiem. Bogini, przepiękny widok, oczywiście się jedzie krętą wąską drogą bez poboczy i jak mnie coś nie rozjedzie na placuszek to się zdziwię, ale muszę tam wleźć z aparatem. Ta sąsiednia wieś też jest niczego sobie, ale na piechotę mi się tam chyba nie chce leźć. Ale połacie kwitnącego rzepaku, fragment starej platanowej alei i fantastyczna perspektywa na zamek wystarczą mi na początek. Trochę mnie martvi fakt że chyba po południu to wszystko będzie pod światło. To wszystko, znaczy zamek. Ciocia mnie wysadziła pod domem i oświadczyła że jedzie jeszcze gdzieś na chwilę, dziwnie. Podlałam kwiatki, bo poprosiła, powiesiłam pranie (dwukrotnie wyprane bo za pierwszym razem zapomniałam o płynie, baaardzo nieprzytomna byłam), okazało się że moje 'nowe' (kupione w lumpeksie parę dni przed wyjazdem) dżinsy zaczynają być dziurawe na tyłku przy kieszeniach i nie wiem co zrobić. Znaczy istnieje opcja zostawienia ich tu, wyrzucenia albo przerobienia na krótkie spodenki, bo nie mogę powiedzieć żebym je uwielbiała, są rozmiar za za duże i nieco bezkształtne, ale mam nadzieję że wytrzymają jeszcze trochę, aż się zrobi ciepło i spódniczkowo.
Ciocia znów zaczęła lamentować że nie wie kiedy wuj J z żoną przyjadą i co ze mną wtedy i czy się przeprowadzę na dół. Panując nad głosem zaproponowałam żeby wzięła telefon, zadzwoniła i zapytała kiedy przyjadą i gdzie chcą mieszkać, bo to sporo ułatwi. Jeeezu, nie chcę się przeprowadzać, boję się że potem się skończy tym że zostanę na dole, ta młodzież co przyjedzie w maju dostanie mój pokój i w ogóle nie będę mieć jakiegokolwiek minimum intymności.
Później: jeeej, dziwnie się czuję jak jest 13:00 a ja już po obiedzie. W ogóle czasem nie wiem po co gotuję, jak ciocia sobie kupuje kartoniki, dzisiaj miała paellę z owocami morza, zawierającą głównie kurczaka i kiełbasę ;) za to ostrzejszą niż mój wczorajszy popis, zjadła pół i resztę zostawiła na kolację. To nie jest dobre, bo na kolację planowałam francuskie grzanki. Wchłonęłam resztę zupy. Wcześniej cierpliwie polerowałam meble szmatką i sprayem do drewna. Ciocia jest umówiona na 15:00, nie udało mi się dojść do tego z kim jest umówiona ale ma ich oprowadzić po zamku. Nie wiem czy mam iść z nimi czy też nie. Coraz bardziej mnie kusi położenie farby na odrosty, bo już są wyraźne i szare, tylko nie wiem kiedy, chyba wieczór będzie najbezpieczniejszy (w sensie nagle nie będę musiała gdzieś iść), pytanie czy mi zdążą wyschnąć przed snem.
Nieśmiało ustawiam lapka pod różnymi kątami, bo chciałam sprawdzić czy wczorajszy login nadal nie wchodzi, ale sieć dziś ma wyraźnie gorszy dzień i nie widać jej wcale i nigdzie. EDIT: jest, czytam sobie bardzo zakręcone opowiadanie o snach i próbuje loginu czasem, ale nie wchodzi :(
Wczesny wieczór: och, się pozmieniało. O wpół do trzeciej zeszłam na dół zrobić sobie kawę, i wpadł wujek K. Tym swoim egzaltowanym tonem stwierdził że on już nie może, w zamku jest złodziej i żebym poszła popilnować, to da mi 20 euro. No to poszłam. Tłumaczył że złodziei poznaje po twarzy bo mają w minie coś charakterystycznego. Otworzył skarbiec i mnie zostawił. Potem się zjawił znów że złodziej poszedł i żebym wypiła tę kawę i wróciła. Po drodze do domu okazało się że tajemniczymi onymi do oprowadzenia przez ciocię byli Czartoryscy i ich synowie (całkiem, całkiem, ale z narzeczonymi). Wypiłam kawę szybko i wróciłam, posiedziałam przy skarbcu, pogadałam, umówiłam się że posiedzę też w któreś dni świąteczne i potem właściwie też mogę do końca pobytu, za 200euro, tylko nie chcę codziennie. Wujek mówi że robi to od 15 lat i ma dość. Nie dziwię się bo to nudne, ale w sumie wszystko mi jedno gdzie czytam i robię koraliki. Dostałam dwie dychy, wdzięczne spojrzenie i dwa buziaki w policzek. Wróciłam do domu, policzyłam ile bym mogła przywieźć po dodaniu pensji cerbera i nie powiem, poprawił mi się humor. Podstawowe problemy są dwa: temperatura (upiornie, upiornie zimno), i, nieco związany: nie wiem co z łazienką, a jak marznę to mi się pęcherz kurczy.
Postanowiłam farbnąć odrost dziś, zdecydowanie przy następnych dużych zakupach muszę nabyć inny szampon i odżywkę, pal sześć że mam końcówki jak szczoteczki od tuszu do rzęs, ale ta szorstkość przy spłukiwaniu szamponu jest obrzydliwa. Nie wiem czy to ma jakiś związek z wodą w końcu, w nowym czajniku po dwóch tygodniach jest masa kamienia, wokół wapienie więc woda chyba jest bogata w wapń. Wygooglałabym związek między wapniem w wodzie a szorstkością sierści, ale za cholerę nie mam jak. Nałożyłam sobie w każdym razie olej słonecznikowy na pozostałe kudły, a zaraz dołożę jeszcze odżywkę i potrzymam kolejne pół godziny, może to im coś da.
Muszę się dowiedzieć co z niedzielą, kościołem i śniadaniem u Z bo wypadałoby umyć włosy przed, tak żeby zdążyły wyschnąć. Mam szczerą nadzieję że nie ma tu tradycji rezurekcji i chodzenia na siódmą rano. Napisałam krzepiącego smsa do taty, bo się boję że jednak przesadziłam z mailem, był mocno straszny i pisany chyba w największym dole, a ciut się podniosłam od tego czasu. Chociaż nadal nie sądzę żebym nie chciała stąd wracać, kiedykolwiek, nawet gdyby mi dwukrotnie zwiększyli stawkę w obu 'pracach'.
W ogóle stwierdziłam że chyba mi zmienili limit długości smsów bo na początku musiałam się straasznie pilnować żeby nie szły w dwóch częściach, a teraz piszę i piszę i nic, nadal jeden. A wcale nie są krótsze. Nie wiem czy to kwestia tego pakietu, czy kichuj. Za pięć minut powinnam zacząć powoli płukać sierść, cholera jasna psiakrew. Chyba widać jaki entuzjazm to we mnie budzi? ;)
Spłukałam. Ta odżywka to w sumie mi się kończy, widać dno w słoiku. Ale fakt że dziś pod ten czepek wpakowałam podwójną porcję. Trzeba się będzie jeszcze dobrać do jakichś ostrych nożyczek i popodcinać wybiórczo końcówki. W sumie mogę zainwestować kilkanaście eurasów, jak już mam z czego. I zastanawiam się czy dałoby się gdzieś w Loches kupić olej migdałowy albo kokosowy. Mleczko kokosowe, i to za mniej niż 1e mieli w supermarkecie na półce obok przypraw, z takimi bardziej egzotycznymi rzeczami. I taki kokosowy rafinowany do smażenia może też by był tam, a jak nie to nie wiem, tutejsza pharmacie? To chyba jest taka drogerio-apteka. Nie wiem jak powszechne jest tutaj olejowanie włosów i skóry. Może chociaż rycynowy by mieli nie na receptę, mogłabym sobie od razu wmasowywać w pazury, też by im dobrze zrobiło, bo za zmywaniem nie przepadają.
Późniejszym wieczorem: moje włosy przypominają suche strąki. Wilgotne suche strąki zresztą. Wydaje się że to wszystko razem się wyklucza, prawda? Cóż, mnie też się wydawało. Mam też wrażenie że cholerny odrost nadal jest uroczo popielaty. Zobaczymy jutro, na razie mam ochotę nie rozczesywać włosów ale wtedy rano wydrę sobie połowę, może pójdę na kompromis i zaplotę wilgotne nierozczesane, żeby się nie splątały bardziej.
Skończyłam 'Słoneczną dolinę' Dardy, gdyby się ktoś zastanawiał albo znał kogoś kto się zastanawia, bardzo serdecznie odradzam. Poziom szczegółowości ma zbliżony do tego pamiętnika. Tylko zdania dłuższe i więcej kawy i kanapek. I dialogów. Za to bohaterowie mniej zaje.biści. Jutro sobie puszczę Kinga albo Christie, rzucę kostką. Ciekawe czy ktoś tu ma jakieś normalne polskie książki, normalne czyli nie wspomnienia, pamiętniki, opracowania historyczne, łotewer, tylko normalne książki z fabułą. Póki co przygotowałam sobie robótkę na zamek, przykleiłam brązowy kaboszon do brązowego filcu, narysowałam ołówkiem zarys liścia i wycięłam nożyczkami prostokąt. A potem zrobiłam trzy rządki peyotem naokoło kaboszona, jeszcze 2-3 na oko. Mam plan to jutro zanieść na zamek i szyć, tylko muszę wymyślić gdzie będę zostawiać idąc na obchód. Nie pamiętam czy okna mają parapety i firanki. SFFH zostawiłam na stole, bo stwierdziłam że mi nikt nie ukradnie, ale z koralikami nigdy nic nie wiadomo. W sumie tak sobie myślę że tam jest całkiem zaje.biste światło, nie to co moja nora na pięterku – stolik przy skarbcu jest pod wielkim oknem wychodzącym chyba na zachód, czyli tak jak moja kuchnia, ale moja kuchnia ma okienko maleńkie i wychodzące na dach domku naprzeciwko, błyskawicznie się tam robi ciemno.

ilcattivo13 - 23 Maj 2012, 22:42

Martva napisał/a
...połacie kwitnącego rzepaku...
Uch, jak tam musi (musiało) przyjemnie śmierdzieć. Jak w hurtowni z chińskimi pachnidełkami ;P:
Kasiek - 24 Maj 2012, 09:12

Martva, może Ci wysłać jakąś książczynę do poczytania? Albo ebooków spróbuj?
shenra - 24 Maj 2012, 11:56

Kasiek, Martva dostała płytkę z mnóstwem ebooków od illianny i wczoraj jak z nią rozmawiałam to stwierdziła, że i tak pewnie połowa wróci z nią do Kraka :mrgreen: W ogóle jaaaa, Martvica dorwała się do stacjonarki i wreszcie pogadałyśmy tak dłużej dłużej. Rozplanowywałyśmy nawet Avę :mrgreen:
fealoce - 24 Maj 2012, 13:11

Jak to rozplanowałyście? skąd wzięłyście program? :mrgreen:
merula - 24 Maj 2012, 13:16

myślę, że rozplanowywały kwestie dojazdów, pożądanych atrakcji i inne takie.
illianna - 24 Maj 2012, 13:20

shenra, i audiobooków, filmów ;P:
dalambert - 24 Maj 2012, 13:36

illianna, i tam,
Martva pewnie szykuje prelekcję
: - " Ja w Montresorze, czyli jak żyć z jaszczurem na parapecie" :!:

illianna - 24 Maj 2012, 13:39

dalambert napisał/a
illianna, i tam,
hę?
dalambert - 24 Maj 2012, 13:46

illianna, biegało mi o adioboki, co do filmów to może ilustruje swe przygody. Choćby foto :wink:
Kasiek - 24 Maj 2012, 14:51

Kartka ode mnie poszła raz jeszcze, może tym razem dotrze :)
ilcattivo13 - 24 Maj 2012, 19:02

merula napisał/a
...pożądanych atrakcji...
znaczy się, była i o mła mowa :D
illianna - 24 Maj 2012, 19:16

dalambert napisał/a
Martva, Ja byłem pierwszy, O !, i poszło do mademoiselle Marta comtese Komornicka / na zamek oczywiscie/
kolejna leci na rue Potocki,
kochaniutki, pierwsza to byłam ja, alem siem nie lubiem przechwalać :mrgreen: ;P: :wink:
shenra - 25 Maj 2012, 10:59

illianna napisał/a
kochaniutki, pierwsza to byłam ja, alem siem nie lubiem przechwalać
Potwierdzam :mrgreen:
Kruk Siwy - 25 Maj 2012, 11:17

Że nie lubi się przechwalać?
shenra - 25 Maj 2012, 11:53

No ba :mrgreen:

ODCINEK DWUDZIESTY SIÓDMY

Cytat
6.04, piątek, 89 dni do powrotu, 26 dni na miejscu. Jest 8:15, a ja obudzona i dość przytomna już ze dwie godziny. Za oknem nieciekawa szarość. Strasznie strasznie strasznie nie chce mi się wstawać, ale chyba trzeba. I zrobić plan. Nastawiłam się na kajmak na spodzie z herbatników, K R. zaproponowała wczoraj że nam zrobi kruchy spód, ciocia kręci nosem że przecież ona ma na głowie mnóstwo rzeczy i można by zamówić spód w piekarni, i trzeba się w końcu zdecydować na jakiś konkret. W ogóle boję się że ona ten kajmak będzie robić dziś po południu/wieczorem, bo coś mówiła że w sobotę będą spotkania towarzyskie i nie będzie czasu. Ja bym zrobiła w sobotę rano, tylko czy będzie na co go wylać, oto jest pytanie.
Muszę rozczesać kudły, czuję niezachwianą pewność że połowa mi się złamie. Przeliczyłam filmy, seriale i godziny audiobooków i stwierdziłam że przy opcji zajętych popołudni rozrywek na wieczór wystarczy mi spokojnie.
Później: jeeezu, nie dopłukał mi się olej z jednej strony, nie mogę rozpuszczać warkocza przy ludziach. Kosmos. Strasznie mam biedne te włosy tutaj, w ogóle nie błyszczą i wyglądają jak siano. Niech mi ktoś powie że w krk jest kiepska woda :(
Ciocia stosuje czynny opór w ustalaniu planów, stwierdziła że trzeba zrobić kajmak dziś i zacznie jak będę na zamku (boję się że znów będzie go gotować na największym gazie) i że nie zadzwoni do Rybińskich w temacie spodu bo oni długo śpią. Oczywiście zanim ona wyszła, ich samochód zniknął. Wysłała mnie do sklepu po prostokątne herbatniki, ależ będę mieć wkur.wa jeśli nie dogada spodu i wylejemy na herbatniki, a K przyniesie ciasto. W ogóle powiedziałam że mogę iść do sklepu teraz, a ona że ona może pojechać później. Spacer szybkim marszem zajął mi sześć minut, nie sprawdzałam w drugą stronę inną trasą. Komentarz 'no ale chyba biegiem?' ;) cioci niestety tyle zajmuje dojście do samochodu, więc uważam że to bez sensu jakby miała jeździć do sklepu po drobiażdżki.
Później: tutejsze ziemniaki są mutantami. Po 40 minutach od włożenia do wrzątku są miękkie i nie mają surowych ziaren skrobi. Na ogół. Zjadłyśmy je, ciocia ze śledziem, ja z burakiem. Przyszła dziewczyna która chyba wychodzi mi kuzynką, w nieokreślonym ale chyba zbliżonym wieku, sympatyczna na oko, powiedziała że mam fajny kolor dżinsów. Do końca pobytu będę się zastanawiać czy naprawdę tak myśli :P Jestem ogólnie wkurzona, bo moje włosy są tłuste i fuj. Niby nie jest tak źle, bo od połowy długości w dół, a nie przy skórze, ale jednak. Zrobiłam sobie koka z warkocza i mam nadzieję że się do szóstej utrzyma. Byle do jutra/pojutrza. Ciocia coś wspominała że by trzeba było zrobić zakupy ale tu dużo zależy czy ciocię C wypuszczą, czyli pewnie chciała jechać do marketu przy okazji odwiedzin. Kurde, a ja bym chętnie pojechała jakoś rano (Odżywka! Odżywka! Odżywka! Tu w sklepie mają tylko szampony!). Teraz poważnie rozważam włożenie rajstop pod spodnie, bo jeśli na zewnątrz jest zimno i mało ciekawie, to w zamku będzie gorzej. Nie pomyślałam czy da się haftować w mitenkach.
Login i hasło nadal nie działają. Muszę dorwać ciocię K, ona tu uchodzi za ekspertkę od internetu. Na razie idę się ubrać i pakować książkę i koraliki.
Wieczorem: posiedziałam na zamku cztery godziny, zrobiłam kawałek liścia, dostałam dwie dychy, kilka osób próbowało mnie zagadywać ale albo tylko się uśmiechałam, albo mówiłam że nie parlam. Raz się wkurzyłam jak przyszły jakieś bachory, dziewczynka na oko 5 i ciut starszy chłopiec, zaczęli siadać na meblach (z butami!) a potem macać jakieś wrzeciono czy inną rzecz do przędzenia i w końcu podeszłam i warknęłam na nich w dwóch językach żeby nie dotykali. Spojrzeli na mnie jakbym ich ciężko obraziła. Nie mam pojęcia skąd mogli być, na pewno nie Francja, Anglia, Włochy ani Niemcy, język dziwny. Staram się polubić wujka K, w czym udatnie pomaga mi dzisiejsze skojarzenie, szukałam na niego określenia i przyszło mi do głowy że jest smętny, co przeszło w Błotosmętka, a mam sentyment do tej postaci. W sumie jak nie mówi o polowaniach i nie ma wujka Jana obok, to nawet się nie nadyma za bardzo.
W domu zastałam ciocię zabierającą się do kajmaku. Mieszałam, mieszałam, mieszałam, zadzwonił tata. Nastąpiło lekkie spięcie na tle pilnowania zamku i oprowadzania wycieczek, bo on uważa że powinnam oprowadzać wycieczki, ja mówię że nie chcę bo nie, on że powinnam przełamywać tą dzikość, ja mówię że jak chce przełamywać dzikość i oprowadzać wycieczki to niech przełamuje i oprowadza, proszę bardzo, ja nie mam zamiaru. Nie wiem dlaczego mu się wydaje że to tak łatwo, wziąć i się przełamać. Równie łatwo jak zerwanie z alkoholem, pfff. Ta sprzedajna suka Ginger sypia z tatą, rozmawia z nim, wyleguje się w jego łóżku, przybiera lubieżne pozy, wydaje nieprzyzwoite dźwięki i każe się pieścić. Jestem zniesmaczona, nie ma mnie niecały miesiąc, zdradzanie mnie z matką jeszcze bym przebolała, ale z ojcem? Foch.
Wróciłam, mieszałam, zadzwonił Toudi. Znów mieszałam. Ciocia stwierdziła że chyba jest ok, poucierałam jeszcze trochę, bez masła, z masłem, w resztce rozpuściłyśmy kajmakowy kamień próbny i zrobiłyśmy minipółmiseczek dla siebie. Zasłodziłam się na amen, usmażyłam ziemniaki, ciocia pojechała do kościoła w sąsiedniej wsi a ja zaczęłam myć gary. Myślę że powinno się zabronić jedzenia śledzi. Masakra.
Ciocię C wypuścili ze szpitala, już jest w domu.
Nie ma mszy w niedzielę, jest jutro wieczorem. To plus, chyba, nie wiem o której ma być to śniadanie u Z i kiedy mam myć sierść. No ale chyba w niedzielę rano, bo po 22 w sobotę marnie to widzę. Z plusów jest jeszcze to że jedziemy do marketu jutro rano, znaczy niezupełnie rano, bo ciocia zapowiedziała że będzie długo spać – pojechała na mszę o 20:30, a w nocy się zrywała na jakieś czuwanie o piątej. Też w sąsiedniej wsi. Supermarket brzmi jak odżywka do sierści, muszę sprawdzić w słowniku jak są suche włosy. Siedziałam dzisiaj z wielkimi nożycami i podcinałam sobie końcówki po jednej. Fascynujące zajęcie w sumie.
Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam księżyc, wielki, czerwony i ledwie wzejdziętny. No więc spędziłam dobry kwadrans kucając na parapecie jak miękkawy gargulec w koszuli nocnej, bo przez szybę się flesz odbijał. Jak nie będę chora, to się zdziwię. A tak mi było miło i ciepło po wylezieniu z wanny, sniff. A zdjęcia wcale nie wyszły aż tak zajeczadowe jak myślałam że wyjdą. Może sobie obejrzę House'a w nagrodę.

fealoce - 25 Maj 2012, 12:26

Cytat
Myślę że powinno się zabronić jedzenia śledzi. Masakra.


popieram :mrgreen:

ilcattivo13 - 25 Maj 2012, 20:43

Martva napisał/a
...Spacer szybkim marszem...
"szybkim marszem" najn, "martvym tempem" ja ;P:
Martva - 25 Maj 2012, 22:26

Kurde, przestało mi działa trzecie z kolei hasło do sieci SFR. I przypadkiem odkryłam że w sąsiednim pokoju odbieram inną sieć, Bouygues Telecom Wi-Fi, ale chyba działa na tej samej zasadzie, laptop mówi że to sieć bez zabezpieczeń i udaje że się łączy, a trzeba mieć hasło. Uch, nie lubię.
ilcattivo13 - 25 Maj 2012, 22:29

A niech mnie szczur popieści - Martva! :D
dalambert - 25 Maj 2012, 22:29

Martva, :?: znaczy żyjesz ?
ilcattivo13 - 25 Maj 2012, 22:30

dalambert - to ździebko podchwytliwe pytanie :wink:
dalambert - 25 Maj 2012, 22:32

ilcattivo13, i tam, takie bardziej życiowe :wink:
ilcattivo13 - 25 Maj 2012, 22:33

ino coby odpowiedź nas nie zmartviła :wink:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group