To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Wnimanje! Gawra wirtualnego suwalskiego niedźwiedzia!

ilcattivo13 - 8 Maj 2010, 00:15

Stało się... WOJNA!

Jeden z moich wujaszków, wyjątkowy dowcipniś i wieloletni meliorant (co się zdecydowanie przekłada na "jakość" procesu "robienia komuś na ch*ja"), zaczął dziś działania zaczepne w moim kierunku (łaził mi po magazynie i specjalnie sypał popiół z papierosa na towary, choć wie, że u nas palić nie wolno). To zmusiło mnie do akcji odwetowej (zapowiedziałem mu od razu, że tak tego nie zostawię) w postaci wysmarowania mu smarem klamki w samochodzie, przy drzwiach od strony kierowcy (miał boską minę :lol: ). Z normalnym człowiekiem byłoby o.k., ale to jest (jak już wspominałem) były meliorant i jako taki uważa, że musi mieć ostatnie słowo...
Na szczęście, jest przewidywalny jak "czypindzisiont" i zabezpieczyłem się chowając rower i zamykając szatnię. W związku z tym i faktem, że biega wolniej ode mnie, wysmarował mi smarem kierownicę i siedzenie w widlaku :| No to teraz jak to mówią - "Let's immortal wombat begin" :twisted: Jutro (a właściwie to już dziś) idę na miasto po petardki-zapałki. Bo jakież to szczęście, gdy ma się wujka, nałogowego palacza i wieczorem wesele, na którym się z tym wujkiem i jego papierosami spotkamy i wtedy zobaczymy, kto z "There can be only one" wyjdzie zwycięsko :twisted: <szatański śmiech>

Ozzborn - 8 Maj 2010, 00:33

A myślałem, że takie rzeczy to tylko i filmach... i w erze oczywiście :mrgreen:
Martva - 8 Maj 2010, 09:49

Ufff, ilcattivo13, mam nadzieję że Ci się nie narażę nigdy...
Kai - 9 Maj 2010, 11:32

ilcattivo13, istoty pewnego gatunku zwyczajnie są przewidywalne podobnie jak niektórzy pseudoinformatycy, przewidywalni do granic absurdu, aż człowiekowi żal im dokuczać, tak dokładnie jest w stanie przewidzieć ich reakcję i się przygotować... :D
Godzilla - 9 Maj 2010, 11:36

Kiedyś do papierosów pakowało się siarkę z zapałek (to z opowieści taty, dawniej były zapałki, które się zapalały o podeszwę buta, siarka była nieco inna niż dziś), albo delikatnie faszerowało się tytoń obciętymi paznokciami.

Obecnie istnieje klej Kropelka z mnóstwem zastosowań.

Kai - 9 Maj 2010, 12:13

kulkę z balsamu do ust można łątwo wyjąć...
nimfa bagienna - 9 Maj 2010, 12:22

Podobnie jak kulkę z myszy (jeśli mysz ma kulkę).
Zgaga - 9 Maj 2010, 12:40

ilcattivo13, no nie... Niczym Kargul i Pawlak.
ilcattivo13 - 9 Maj 2010, 19:54

Ozzborn - nie no, weź nie gadaj. We W-szwie też czasami się pojawiam :mrgreen:

Martva napisał/a
Ufff, ilcattivo13, mam nadzieję że Ci się nie narażę nigdy...


jak do tej pory, to raczej ja Ci się cały czas narażam ;P:

Kai - melioranci, nawet ci "byli" to nie są żadne "istoty", nawet "pewnego gatunku". To są melioranci :D Co do balsamu - melioranci tego typu wynalazków nie używają.

Godzilla - bo tamte zapałki miały więcej fosforu. Zresztą jakie "tamte", teraz też można kupić takie zapałki (tylko fosfor zastąpiono innymi składnikami), głównie w sklepach turystycznych. A petardki-zapałki już zakupiłem :mrgreen:
Co do "kropelki", to już nie raz była w użyciu. Najlepiej zdaje egzamin, gdy się czyjeś sznurowadła zawiąże na kilka supłów i te supły "zakropelkuje". A jak jeszcze ofiara ma wtedy buty na nogach, to jest pełnia szczęścia :mrgreen:

nimfa bagienna - to zbyt mało "treściwy" dowcip jeśli jego ofiarą ma być meliorant :wink:

Zgaga - raczej jak Struś i Kojot, albo Sylwester i Ptasiek :D

*********************************

wczorajsze wesele... hm... było. Jedzenie, wbrew moim obawom o jakość "kateringów", dopisało, choć nie było flaczków :( Wódka... no cóż, wspominałem o niej w "Co NURS pije..." i słowa "No more polish vodka" powinny wystarczyć. Muzyka - tradycyjny polski zespół DP, bo młodzi raczej z tego "nurtu kultury" się wywodzą. Choć bardziej pasowałoby "wyłaniają" - jak Paskuda z Zegrzyńskiego Zalewu :twisted: . Ale jak na zespół DP nie było aż tak tragicznie, umieli zrobić dobre i ciekawe oczepiny, umieli zabawić ludzi przy stołach, a w czasie przerw puszczali sensowną muzykę (a nie jakieś tombakowe przeboje DP). Sami zagrali nawet taki hardkor jak "Flames of Love" Fancy'ego :mrgreen: Towarzystwo było super, jakoś tak dobrze usiedliśmy, że w naszej części stołu była sama młodzież, więc cały czas było wesoło. Może aż za bardzo, bo facet z kamerą i dwójka wynajętych fotografów prawie nas nie opuszczali :mrgreen:

Dwie rzeczy były zdecydowanie złe. Klimatyzacja, która sprawiła, że od 22:00 zacząłem się czuć, jakbym rodził zatoki.

I mój urodzinowy "prezent". Punktualnie o 2:00, zespół zagrał mi "utwór" z dedykacją. I już dziesięć minut później, po pożegnaniu się z młodymi i resztą gości, siedziałem w taksówce. Bo kto jak kto, ale cała moja rodzina bardzo dobrze wie, że "ich k*rwa troje" to mój najbardziej znienawidzony "zespół". A tu jeszcze zrobili mi kółeczko i "zaprosili" do tańca w jego środku :|
Za jakiś czas sprawdzę na filmie, jaką miałem wtedy minę, ale sądząc po twarzach ludzi tańczących dookoła mnie, raczej nieszczególną i zdecydowanie niewesołą...
Minie kilka dni i mi pewnie przejdzie, ale dziś się cieszyłem, że klima rozwaliła mi zatoki i miałem dobre alibi, żeby nie iść na poprawiny :|
A jeśli to miał być dowcip, to zdecydowanie przesadzili z "kalibrem". Bym się tak nie wk*rwił, nawet gdyby mi gajerek psim goownem wysmarowali.

Ech... :(

dzejes - 10 Maj 2010, 16:05

:shock:
ihan - 10 Maj 2010, 19:25

Ekhem, ekhem [cichutki szepcik] czy emotkowe posty nie są zabronione?[/cichutki szepcik i szybka ucieczka].
ilcattivo13 - 10 Maj 2010, 21:39

ihan - organy władzy widocznie mogą wszystko ;P:

***********************************

Niesamowicie dobrze mi się tydzień zaczyna. Rano, psuje mi się mp3... Skasowało mi wszystko, co miałem w pamięci, a że oprócz muzyki, trzymałem tam też sporo innych rzeczy, np. zdjęcia, podręczne kopie Master of Magic i ADOMa, więc trochę się "wknerwowałem"... Teraz niby chodzi, ale nie zapamiętuje ustawień i każde włączenie zaczyna się od czerwonego ekranu i dźwięków "Paranoid" :| Chyba przestanę lubić ten kawałek.

Potem zachodzę do roboty, kolejny dzień sam, przy drzwiach klientów kolejka jak za Gierka, idę na magazyn, otwieram główne wrota, odwracam się i... Allah damn it!? :shock:
Ani chybi ostatni Sowiecki partyzant, który ukrywał się w styropianie od samiusieńkiej wojny ojczyźnianej, a teraz wylazł i chce mnie moją własną służbową łopatą zaciukać... Padłem na kolana, głowę rękami zasłoniłem, "Towariszcz, prosti'" krzyknąłem, rachunek sumienia zrobiłem, życie mi przed oczami przeleciało... raz, potem drugi i trzeci... w połowie czwartego zaryzykowałem zerknięcie z poziomu gruntu na ewentualnego oprawcę...

Tiaa... ten się śmieje, komu się ucho (jeszcze) nie urwało... Nu, pogodi Michałku, już ja ci się odwdzięczę... Nie ma to jak toczyć wojnę na dwóch frontach... Jakby nie było, łatwiej trafić wroga w słabiznę, gdy jest ich więcej niż jeden :twisted: A poza tym, zawsze daję fory przegranym :mrgreen:

Ale to nie koniec, w środku pracy musiałem się zwolnic, żeby przepisać umowę z zakładem energetycznym z byłego najemcy na mnie. Wszystko w biegu, moja biedna koszulina mojej boskiej pupci nie dogania, a tu kolejny ZONG. Nie mogę znaleźć decyzji z PINB... ARGH! Szybki telefon, aha... dokumenty są gdzieś na stercie pod parapetem, w sypialni mojej mamy :? Trochę potrwało, ale znalazłem. Umowa przepisana, wszystko już o.k. Pierwsza dzisiejszego dnia rzecz na plus, choć taki z małym minusem, bo nerwów i przysłowiowego biegania jak przysłowiowy kot z przysłowiowym pęcherzem przysłowiowe było...

Ali to jeszcze nie koniec... Wracam do domu, mama wprowadza furę do garażu, a fura jedzie na flaku. Mój argument był, jak zwykle, bezapelacyjnie nie do zbicia - dlaczhego to mła ma zmieniać khoło, skhoro ani to moja fhura, ani ja nią nie jeżdżhę? No dlaczhego??
Jednak mama miała mocniejszy argument... "A (jak to mówią) "męski organ rozrodczy"" sobie pomyślałem, "co mi tam, najwyżej korona spadnie mi z głowy..." No i zmieniłem...

I dalszy ciąg jakże przyjemnego dnia. Rano małe preludium - wychodząc do roboty, schodzę na parter i widzę jak mój 13-letni bratanek na schodach na podwórku w pośpiechu zawiązuje buty. Jeszcze mnie trochę zatoki trzymają po weselnej klimatyzacji, więc nie od razu do mnie "dotarło". Że *beep* cały kibel zasrał (inaczej się tego określić nie da, bo muszla była obryzgana po samą deskę) i słysząc, że idę do roboty, tak wszystko zostawił (nawet wody nie spuścił) i wybiegł z domu. Troszeczkę mną to zatrzęsło, ale że akurat mi się bratowa napatoczyła, to poprosiłem grzecznie, żeby sprzątnęła po swoim synu.
A po południu, po skończonym obiedzie, poprosiłem wszystkich z brata rodziny do ich kuchni na małą rozmowę. I bardzo grzecznie i cicho spytałem się, od kiedy robią mi łaskę, ze u mnie mieszkają. Spytałem się, czy zostawianie obesranych kibli w całym domu (bo to absolutnie nie pierwszy i nie drugi raz było), wiecznie otwarte na oścież drzwi wejściowe do domu (zwłaszcza kiedy w domu nikogo nie ma, albo gdy siedzą zamknięci u siebie, po drugiej stronie domu, na 2 piętrze i się kłócą lub głośno muzyki słuchają), zostawianie burdelu w domu przed świętami i łykendami (kiedy wyjeżdżają na wieś), walenie drzwiami w czasie kłótni i ignorowanie absolutnie wszystkich moich próśb, jednym słowem, czy to wszystko to u nich normalne traktowanie kogoś z rodziny, kto do nich wyciąga pomocną dłoń? Po czym podziękowałem im za to wszystko i poszedłem sobie na spacer.

*beep* mać, czy człowiek zawsze się musi najgorzej zawieść na rodzinie? :(

A tu jeszcze w mp3 "Gaeta's Lament" poszedł na pierwszy (po przewiniętym "Paranoid") ogień. Dobrze, że nic ostrego ze sobą nie miałem, bo bym się chyba pochlastał... :|

Nawet kupienie sobie porządnych szortów do pływania, na które polowałem już od kilku lat, nie poprawiło mi humoru... Ech...

dzejes - 10 Maj 2010, 22:52

ihan napisał/a
Ekhem, ekhem [cichutki szepcik] czy emotkowe posty nie są zabronione?[/cichutki szepcik i szybka ucieczka].


Nic takiego nie kojarzę. Poza tym nie podpuszczaj.

ketyow - 11 Maj 2010, 10:15

ilcattivo13, a wesele w Suwałkach? To "Flames of Love" coś mi przypomniało ;P: Byłem na weselu w Suwałkach w wakacje, też taki od 7 boleści zespół to grał, a nie wiem jaką wam dali wódkę, bo mi się nie chce szukać po drugim wątku, ale nam trafiło na jakąś nalewaną do butelek po Bolsie ;P: Zdaje się nawet akcyzy były. Chyba, że w Bolsach nie ma tych plastikowych stoperów pod nakrętką, to może rzeczywiście to było to. A przypuszczam, że pewnie nie ma u was za wielu miejsc na wesela, więc to pewnie to samo?
ilcattivo13 - 14 Maj 2010, 19:57

ketyow napisał/a
ilcattivo13, a wesele w Suwałkach? To Flames of Love coś mi przypomniało ;P: Byłem na weselu w Suwałkach w wakacje, też taki od 7 boleści zespół to grał, a nie wiem jaką wam dali wódkę, bo mi się nie chce szukać po drugim wątku, ale nam trafiło na jakąś nalewaną do butelek po Bolsie ;P: Zdaje się nawet akcyzy były. Chyba, że w Bolsach nie ma tych plastikowych stoperów pod nakrętką, to może rzeczywiście to było to. A przypuszczam, że pewnie nie ma u was za wielu miejsc na wesela, więc to pewnie to samo?


z tego co wiem, to w Suwałkach i okolicach (w promieniu 10 km) jest koło 30 - 40 sal weselnych, z czego tylko przez ostatnie pół roku doszło ze 6. Musiałbyś mi podać dokładną datę i ulicę, na której było wesele... Moje było w "Na Starówce", a zespół to "Victoria" z Wasilkowa.

Co do zespołu, to na szczęście nie jest u mnie w rodzinie ani standard, ani tradycja. Na weselu brata (który teraz u mnie mieszka), które było robione na biebrzańskich bagnach, grał zespół zdecydowanie rockowy (kawałki Scorpionsów, Deep Purple czy Metalliki nie były rzadkością). A na weselu jego (i w sumie też mojej) siostry, grał zespół preferujący polskiego rocka i poprock z lat 80/90-tych (Roxette itp.). Oba wesela uznałem zdecydowanie za "zajedwabiste" (zwłaszcza te brata, gdy w nocy z 12 na 13 kwietnia, przy temperaturach spadających leciuchno poniżej zera, ze 6 razy chodziłem do studni, żeby trochę otrzeźwieć - i przez następne pół roku zatoki mnie ani razu nie bolały ;P: ).
Niestety, teraz za taki zespół trzeba wybulić lekką rączką koło 5000 peelenów (przynajmniej o takich kwotach wiem), a ostatnio nikogo w rodzinie stać na taki luksus nie było.

************************************************

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Wynalazłem super-duper skuteczną metodę odchudzania:

1. Kuracja trwa dwa dni.
2. Przez pierwsze 24h wyłącznie wymiotujemy i mamy biegunkę-wodolejkę - oczywiście nic nie jemy, no bo co to za sens wys*ywać jabłko zjedzone 15 minut wcześniej, albo tyle samo minut wcześniej wypitą herbatę.
3. W ciągu następnej doby też nic nie jemy, za to możemy wypić jakieś pół litra płynów łącznie (mój konwentowy kubeczek wystarczył na cały dzień), ale żeby rozruszać trochę mięśnie, w pojedynkę obsługujemy magazyn budowlano-drzewny w szczycie sezonu budowlanego.

Ja zacząłem (dzięki mojej mamie) swoją kurację we wtorek, około 1:00 w nocy (pierwszy etap trwał do 2:30am w środę), natomiast drugi etap trwał do czwartkowego popołudnia (ale w czwartek rano zjadłem 1 jabłko i garść "błonnikowych robaczków").

Efekt? Ponad 3 kg w ciągu pierwszych 24h i kolejne niecałe 2 kg do czwartku wieczorem. Razem 5 kg w 48 h.
Skutki uboczne - omdlenia, skurcze mięśni, gorączka, bolące stawy itp. Ale czego się nie robi dla urody... :wink:

Najpierw myślałem, że "katalizatorem" był kawałek tortu weselnego, który spożyłem wieczorem w poniedziałek. Ale nikt inny nie zachorował, a nie byłem ostatnim jedzącym. A potem, dowiedziałem się, że moja własna matka, zrobiła mi do obiadu sałatę z ogórkiem i łaciatą śmietaną, która od co najmniej dwóch tygodni była przeterminowana i stała sobie otwarta w lodówce (schowana za słoikiem z konfiturami)...

*********************************
Ale jeszcze wracając do sobotniego wesela. Cały czas jojczę, ale tak w sumie, to w czasie jednego z konkursów, spotkała mnie jedna wyjątkowo miła rzecz. Poznałem DŻABĘ :D

DŻABA, to pierwsza niewiasta w moim życiu, która, po pierwsze, umie zachować milczenie kiedy trzeba (czyli zawsze), a po drugie...łel... powiedzmy, że w 15 sekund doprowadzam ją jednym nieuzbrojonym palcem do temperatury 50'C ;P: I nigdy nie boli jej głowa :mrgreen:
Niezła też z niej przylipa... Zwłaszcza, jak się jej przyssawki poliże :mrgreen: Do tego można dodać "Nie żre, nie pali, nie pije, nie chodzi i mordę nie bije" :mrgreen:

A dla mniej kumatych (hłe, hłe, że tak se dzisiaj "pokalamburzę"), dowcip-podpowiedź:

Przechodzi sobie wilk przez mostek nad rzeczką. Nagle patrzy w dół i widzi żabę. Przystaje i się jej pyta:
- Murwo! Ciepła woda?!
Na to żaba:
- Może ja i "murwa", ale nie termometr...

No więc, co do tej "murwy" raczej pewny nie jestem, ale że jednak termometr, to chyba raczej wątpliwości żadnych niet :mrgreen:

Martva - 15 Maj 2010, 10:05

ilcattivo13 napisał/a
Wynalazłem super-duper skuteczną metodę odchudzania


Eee, to odwodnienie, nie odchudzanie, a juz nadstawiłam uszu ;P:

ilcattivo13 napisał/a
łaciatą śmietaną, która od co najmniej dwóch tygodni była przeterminowana i stała sobie otwarta w lodówce


Ha, zdarzyło mi się parę razy zjeść jogurt zachomikowany w lodówce o 2-3 tygodnie za długo bez żadnych przykrych efektów, ale fakt że nie były wcześniej otwarte. czyli sprawdziła się moja teoria że śmietana w sałacie jest zua :D

ilcattivo13 napisał/a
Poznałem DŻABĘ :D


Piekna! ^^

Pucek - 15 Maj 2010, 14:21

ilcattivo13, była kiedyś wersja w brzmieniu: siedzi panienka na brzegu basenu, majta w wodzie nogami. Przechodzi gość, pyta - Ciepła woda?
Dziewczę uśmiechnięte - Ciepła!
Drugi za chwilę zaczepia -Ciepła?
- Ciepła!
Trzeci, czwarty, kolejny - panience humor kiśnie, ale odpowiada. Wreszcie za którymś razem nie zdzierżyła - Panie, k*** jestem nie termometr!

Dowcip był opowiedziany na jakiejś imprezce, a że się spodobał - co jakiś czas ktoś pytał: - Opowiedzieć wam dowcip? No i ku ogólnej uciesze opowiadał. Z wariacjami.
W końcu ktoś rzucił - Panie, termometr jestem, nie...
Dopieroż się towarzystwo zrolowało...

ilcattivo13 - 15 Maj 2010, 21:32

Martva napisał/a
Eee, to odwodnienie, nie odchudzanie, a juz nadstawiłam uszu ;P:


ale jeszcze nie wróciłem do wagi "sprzed", więc chyba jednak nie do końca odwodnienie :wink: co Ci szkodzi spróbować :mrgreen:

Martva napisał/a
Ha, zdarzyło mi się parę razy zjeść jogurt zachomikowany w lodówce o 2-3 tygodnie za długo bez żadnych przykrych efektów, ale fakt że nie były wcześniej otwarte. czyli sprawdziła się moja teoria że śmietana w sałacie jest zua :D


no i jogurty, kefiry i zsiadłe mleko mają taką główną cechę, że są zrobione z mleka poddanego procesowi starzenia lub zanieczyszczenia bakteriami ;P:

a sałata tylko ze śmietaną. Chyba, że się ma taką francmańską posypkę do sałat (napisane na kartonie jest coś jak "superleuve" czy siakoś tak - skończyła się, a ja do francmańskich nazw głowy nie mam), wtedy sałatę się posypuje tą posypką, dodaje olej i ciut octu, przyprawia i wpiernicza z bułką i serem-ekstra-mocno-pleśniowym (im bardziej śmierdzi i szczypie w jęzor, tym lepszy) i popija butelką czy dwoma wytrawnego wina. Ale to nie na nasz klimat :|

Martva napisał/a
Piekna! ^^
no ba :D

Pucek - tej wersji nie znałem :D

jak brat mi przypomniał na weselu ten dowcip z żabą-termometrem, to po chwili facet z kamerą przybiegł, żeby zobaczyć, dlaczego ćwierć sali dostało ataku śmiechawki :D

Martva - 15 Maj 2010, 21:42

ilcattivo13 napisał/a
co Ci szkodzi spróbować :mrgreen:


Musiałabym zjeść śmietanę, a nie lubię ;P:

ilcattivo13 napisał/a
a sałata tylko ze śmietaną.


No nieee. Oliwa, ocet winny, balsamico najlepiej, nie zaszkodzi troche musztardy - najbardziej lubię ziarnistą, ale taki krem z gorczycy z miodem też by w sumie pasował... do tego pieprz, łyżeczka i ucieranie. I jest dobrze. Wersjom serowym dobrze robią orzechy, a juz pleśniak, orzechy i gruszka to jest orgia smaku :)

Sałata ze śmietaną, i jeszcze nie daj Bogini jajkiem na twardo, budzi we mnie niezdrowe fizjologiczne odruchy. Na pewno muszę mieć jakieś niepolskie geny (inna rzecz że nie wiem jakie, angielska babcia sałatę 'po polskiemu' chyba jadała).

ilcattivo13 - 15 Maj 2010, 21:50

sałata ze śmietaną, to zajedwabisty dodatek do pieczonego cikina i brązowego ryżu. Z kaszą gryczaną też się bardzo lubią. Może po prostu chodzi o to, że sałata ze śmietaną genialnie pasuje do smażonych/pieczonych mięs - jak się sosiki (ten od mięsa i śmietana z sałaty) wymieszają, to niebo w gębie. A jeszcze do sałaty można rzodkiewki wkroić. Albo ogórka. Albo pomidora. Za to o jajku do sałaty ze śmietaną nigdy nie słyszałem - mnie to zakrawa na herezję.
Agi - 15 Maj 2010, 23:02

Sałatę mogę jeść niemal do wszystkiego. Dodaję szczypior, koperek, pokrojoną w plasterki rzodkiewkę do tego szczypta soli i kwaśna śmietana wymieszana z kefirem, albo jogurtem żeby nie była taka tłusta.
ilcattivo13 - 15 Maj 2010, 23:12

a mnie właśnie ani z kefirem, ani z jogurtem za specjalnie nie smakuje... Z panem koperkiem też raczej się nie lubimy, za to szczypior może być, nawet w ilościach większych niż "normalne" :D Zwłaszcza, jak to taki wioskowy, polny szczypior, a nie jakiś doniczkowy anemik :wink: A jak jeszcze się ma świeżą śmietanę zebraną prosto z kany... Mmmm :D
Kai - 16 Maj 2010, 17:57

Martva napisał/a
Ha, zdarzyło mi się parę razy zjeść jogurt zachomikowany w lodówce o 2-3 tygodnie za długo bez żadnych przykrych efektów,


Dopóki nie wie, że jest przeterminowany (czyli nie jest otwarty) jest stosunkowo bezpiecznie delikatnie go otworzyć - jeśli smak jest normalny i nie ma zielonych placków, prawdopodobnie zawartość jeszcze się nie zorientowała w upływie czasu... ale otwarty? Żeby sobie mógł wyjść, spojrzeć w kalendarz i powiedzieć "Kur... jak już muszę to się zemszczę!". :)

ilcattivo13 - 17 Maj 2010, 20:12

Kai - jogurtom nie szprycowanym chemikaliami zdarza się często gęsto plamka pleśni... Kiedyś zawsze kupowałem jogurty z Augustowa (dopóki ich "łaciatek" wykupił) i tam pleśń mogła pojawić się nawet tydzień po wyprodukowaniu. Ale to były jedyne jogurty, po których nie miałem zgagi, sraczki czy też mnie nie wysyfiało na całym ciele. A odkąd zmienił się właściciel, jogurtów nie jem w ogóle, bo nikomu nie dowierzam. Może jeszcze bym zjadł coś z Sokółki, ale tam też zmieniali "tieknologie" produkcji na nowocześniejszą i teraz mam stracha...

********************************************

to chyba już tradycja, że calutką niedzielę przesypiam :D
Wczoraj wstałem o 12:40, zamówiłem pizzę (Da Grasso nr 13 z dodatkowymi pieczarkami, dużą - a co se będę żałował ;P: ), zjadłem pizzę, popiłem dwoma litrami soku malinowego, potem jeszcze literkiem, bo to była ostra pizza :mrgreen: i znowu walnąłem się do wyrka... Nie wiem, czy to te odchudzanie tak męczy czy co... :mrgreen: Enyłej, wstałem ponownie po 19:15, na kolację owoce i kolejne dwa półtoralitrowe dzbanki soku malinowego, poczytałem sobie i siusiu-paciorek-i-lulu :D
To był właściwie i "bezstratnie" wykorzystany wolny dzień :D

A może bym tak sobie jaki mały urlopik wziął... :roll:

Martva - 17 Maj 2010, 20:51

Dżisas, gdybym wypiła połowę z Twojej dziennej dawki płynów musiałabym zamieszkać w toalecie.
ilcattivo13 - 17 Maj 2010, 21:17

Martva - zjedz dużą Mafiosso z Da Grasso i sama też tyle wypijesz. A poza tym, lato się zaczęło, na strychu mam 23'C i żeby mnie upał nie zabił, muszę dużo płynów pochłaniać :mrgreen:

Wczoraj piłem, a dziś... :




przejazd pomiędzy magazynami - 20 cm wody

później spojrzałem w prawo... i u brata zobaczyłem jezioro...

ale po minucie ktoś wyjął korek i dopiero wtedy zaczęła się zabawa...

zwłaszcza, jak zaczęło z całego podwórka "zbierać" pływalne różności... (naczepa ma ok. 2,5 metra szerokości, więc zasięg wiru był naprawdę zacny)





baniak po płynie do spryskiwaczy 5l właśnie trafił w "bullseye" - i od tej pory wydawał z siebie siakieś takie obleśne "ślurpo-siorbo-chlapanie"

kolejni chętni do karuzeli

koniec przejażdżki (baniak nr 1, baniak nr 2, kawałki europalety, karton z folią i masa różnych śmieci)

A na serio - zaczęło padać o 14:55, a zdjęcia robiłem 10 - 12 minut później. Przy wirze (od strony aparatu, bo naczepa stoi na górce - żeby, jak pada deszcz i trzeba było coś naprawiać, nie leżeć w wodzie :mrgreen: ) woda miała ponad pół metra głębokości.

A kilka dni wcześniej się śmiałem, że w związku z tym, że nikomu się nie chce placu zamiatać, to trza się o oberwanie chmury pomodlić :mrgreen:

Kai - 18 Maj 2010, 07:46

ilcattivo13, jeśli nie boisz się jeść DaGrasso (zrezygnowaliśmy z jej usług po kilku działowych biegunkach), to i jogurtom dasz radę.

Rany, ale dało popalić, faktycznie :shock:

Martva, ja się pokochałam ze shakerem do sosów - prawie codziennie jest inna sałata albo sałatka z jej dodatkiem. Dziecko lubi ze śmietaną - śmietana, cukier, sok z cytryny i dobrze wymieszać. Ja wolę winegret albo pochodne, czasem korzystam z gotowych sosów, musztardy raczej nie, za to mnóstwo czosnku.

Rafał - 18 Maj 2010, 11:16

ilcattivo13, ty to masz sik, muszę zapamiętać coby soków malinowych litrami nie pijać :mrgreen:
Ellaine - 18 Maj 2010, 12:55

ilcattivo13 napisał/a
A kilka dni wcześniej się śmiałem, że w związku z tym, że nikomu się nie chce placu zamiatać, to trza się o oberwanie chmury pomodlić :mrgreen:

Cóż, gorliwe modlitwy zwykle są wysłuchiwane... byliście nadgorliwi w swych modlitwach, ilcattivo13! :>

nimfa bagienna - 18 Maj 2010, 14:35

Ilcattivo, ja ci mogę podsunąć parę tematów do takich modlitw. :wink:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group