To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Pop-corn czy kult w SF

Agi - 13 Maj 2009, 13:12

MOFFISS napisał/a
Szkoda, ze z periodyku zostanie pismo dla nastolatków w wrzucanymi fragmentami ksiązek, w ramach ogłupiającej kampanii reklamowej.

To są niczym nie poparte insynuacje. Otrzymujesz pierwsze ostrzeżenie.

Godzilla - 13 Maj 2009, 13:14

Człowieku, jeżeli ci tak ta literatura nie leży, co tutaj robisz? Jest popularna. Przesiądź się na niepopularne gatunki. Po co się trzymasz fantastyki?
dalambert - 13 Maj 2009, 13:17

MOFFISS napisał/a
III liga jak najbardziej, pomimo lepszych narzędzi czytelniczych tortur

Prosiłem o Twój ranking ujawnij kto jest dla Ciebie w której lidze- bo tak, to nie wiem o kim tak gromko piszesz :mrgreen: :?:

MOFFISS - 13 Maj 2009, 13:23

dalambert napisał/a
MOFFISS napisał/a
III liga jak najbardziej, pomimo lepszych narzędzi czytelniczych tortur

Prosiłem o Twój ranking ujawnij kto jest dla Ciebie w której lidze- bo tak, to nie wiem o kim tak gromko piszesz :mrgreen: :?:


po co? A w czym to pomoże? Chcesz dysputy o ludziach czy mechanizmach i prawdziwych winowajcach?

dlaczego fantastyka? Bo się na niej wychowałem, a po drugie uważam, że jest duża szansa na emigrację polskiego słowa, pod warunkiem, że przestaniemy pisać wtórnie i etnicznie.

dalambert - 13 Maj 2009, 13:29

MOFFISS napisał/a
Chcesz dysputy o ludziach czy mechanizmach i prawdziwych winowajcach?

jak nie wymienisz to abstrakcyjne marudzenie jest :!: Co to są prawdziwe mechanizmy?
A ludzi znamy, znamy i czytamy ich tworczość, więc każdy swoje zdanie ma, a Ty to zacząłeś i ciągle coś komuś wytykasz !
NO to proszę o ranking, żebym wiedział jakie to gusta i kryteria masz :P
I z kim parszywa okoliczność :mrgreen:

Przemek - 13 Maj 2009, 13:29

MOFFISS napisał/a
Jeśli miałeś okazję przeczytać, co pisali obcy z innych for internetowych, zauważysz w czym problem. Głównie w edukacji czytelnika, na którą nie ma czasu i pieniędzy, bo licznik bije, lub/i partner finansowy żąda wyników. Z drugiej strony wydawnictwo obniża poprzeczkę, świadomie, bo nie ma skąd czerpać dobrych tekstów. Nowe pokolenie rośnie na elektronicznych zabawkach, nie rozumiejąc kanonu, ani poziomu grafomanii.


A jak wyobrażasz Sobie taką edukację? Niech czytelnik siedzi i się uczy, że X wielkim pisarzem jest? Nie wiem jak inni, ale ja w fantastyce szukam rozrywki. A jeśli jest jeszcze jakieś glębsze przesłanie to super. Ale dla mnie najważniejsze jest, żeby się dobrze CZYTAŁO, zeby książka mnie wciągnęła.

MOFFISS - 13 Maj 2009, 13:32

Przemek napisał/a


A jak wyobrażasz Sobie taką edukację? Niech czytelnik siedzi i się uczy, że X wielkim pisarzem jest? Nie wiem jak inni, ale ja w fantastyce szukam rozrywki. A jeśli jest jeszcze jakieś glębsze przesłanie to super. Ale dla mnie najważniejsze jest, żeby się dobrze CZYTAŁO, zeby książka mnie wciągnęła.


nie da się ukryć, że brakującym łańcuchem ewolucyjnym jest zawodowy, dobrze wykształcony i niezależny krytyk. To, o czym pisał jewgienij, jest smutną i bolesna prawdą.

Godzilla - 13 Maj 2009, 13:33

Etnicznie znaczy jak? Że jest jakaś lokalna specyfika? Cóż za wyrażenie, "pisanie etniczne". Cóż to miałoby znaczyć, pisanie nie-etniczne. Że zapominamy o polskich realiach, a wymyślamy jakieś z księżyca wzięte? Bierzemy nóż i CIACH! wszystkie pozycje, w których jest cokolwiek polskiego. Zostaje nam Nibylandia. Albo nasi będą pisać o miasteczku amerykańskim, żeby było jak u Kinga. To by była radocha! To wyczucie zagranicznych realiów, smaczków, detali. Amerykanie by się chyba posiusiali z radości.

Czytam Polaków, bo czuję i rozumiem, o czym piszą. Czytam Rosjan, bo piszą o Rosji jak Rosjanie, i to jest fajne. Czasem niefajne, jak trąci szowinizmem. Ale sporo o nich mówi. Mniej czytam Amerykanów, bo realia amerykańskie to dla mnie taka trochę nibylandia, nie czuję jej.

Nie w tym problem, że Polacy piszą jak Polacy, ale prędzej w przesyceniu tamtych rynków i ich zamknięciu na wszystko co z zewnątrz. Może kiedyś przyjdzie moda na Polskę i okolice, w tej chwili tej mody nie ma.

shenra - 13 Maj 2009, 13:35

MOFFISS napisał/a
nie da się ukryć, że brakującym łańcuchem ewolucyjnym jest zawodowy, dobrze wykształcony i niezależny krytyk.
I co sądzisz, że to rozwiąże wszelkie problemy? A co ten krytyk miałby oceniać, skoro według Ciebie:
MOFFISS napisał/a
Z drugiej strony wydawnictwo obniża poprzeczkę, świadomie, bo nie ma skąd czerpać dobrych tekstów.

Przemek - 13 Maj 2009, 13:38

MOFFISS napisał/a
nie da się ukryć, że brakującym łańcuchem ewolucyjnym jest zawodowy, dobrze wykształcony i niezależny krytyk. To, o czym pisał jewgienij, jest smutną i bolesna prawdą.


W takim razie kto wykształci tego krytyka? Odbiór prozy jest z konieczności subiektywny. To co podoba się mi nie musi podobać się Tobie.
Załóżmy, że przeczytam coś, co polecił mi zawodowy krytyk i nie spodoba mi się. Jeśli stanie się tak kilka razy przestanę się liczyć z jego zdaniem.

Co z tego, że "Słowacki wielkim poetą był" skoro mi się zwyczajnie nie podoba? Krytyk tutaj dużo nie pomoże, gustu czytelników nie zmieni.

MOFFISS - 13 Maj 2009, 13:38

Godzilla napisał/a
Etnicznie znaczy jak? .


może uda ci się znaleźć wersję oryginalną Shreka, jeśli znasz angielski na tyle dobrze, zrozumiesz w czym tkwi problem.
Tłumacze doskonale wiedzą, co miałem na myśli.


Przemek napisał/a


W takim razie kto wykształci tego krytyka? .

Jest masa ludzi, którzy pamiętają stare, dobre czasy, ale siedzą gdzieś, i tylko się przygladają . wcale im sienie dziwię, nikt nie chce zostać MOFFISS'em, :mrgreen:

shenra - 13 Maj 2009, 13:41

MOFFISS napisał/a
może uda ci się znaleźć wersję oryginalną Shreka
rozwiń tą myśl.
MOFFISS - 13 Maj 2009, 13:43

shenra napisał/a
MOFFISS napisał/a
może uda ci się znaleźć wersję oryginalną Shreka
rozwiń tą myśl.


cytat:

Od samego początku „Shrek” zyskał spore rzesze wielbicieli. Do sukcesu filmu w Polsce z pewnością przyczynił się również jego tłumacz, Bartosz Wierzbięta, który podszedł do tłumaczenia w sposób niezwykle kreatywny. Owa kreatywność polegała m.in. na wprowadzeniu do filmu aluzji do polskich realiów, których na próżno szukać w amerykańskim oryginale.
Warto zauważyć, że aluzje odrywają w „Shreku” szczególną rolę. Od samego początku były jednym z podstawowych założeń filmu. Oto jak Aron Warner, producent „Shreka” i szef PDI/DreamWorks, wypowiedział się w jednym z wywiadów na temat aluzji w filmie: „Wzięliśmy większość bajek i wywróciliśmy je do góry nogami. Żadnej się nie upiekło. Bohaterowie bajek to dobry materiał na parodię, ponieważ są przez nas doskonale rozpoznawalni”. Rozbieżności pomiędzy amerykańskim oryginałem a polskim tłumaczeniem dotyczą przede wszystkim licznych aluzji.

Dla pokazania różnic między oryginałem a tłumaczeniem opiszemy kilka scen z filmu, których tłumaczenie znacznie odbiega od oryginału. Można wręcz powiedzieć, że na poziomie humoru, tzn. żartów i aluzji, niektóre sceny całkowicie się od siebie różnią. Jak się za chwilę przekonamy, wcale nie musi to oznaczać usterek w tłumaczeniu…

Poniżej fragment jednej z pierwszych scen „Shreka”, kiedy Dzwoneczek z książki „Piotruś Pan” przez przypadek rozsypuje na Osła magiczny pył. Po jego wpływem Osioł wznosi się w powietrze i wypowiada następującą kwestię:

Oryginał:
Ha, ha! That’s right, fool! Now I’m a flying, talking donkey. You might have seen a housefly, maybe even a super fly, but I bet you ain’t never seen a donkey fly! Ha, ha! Uh-oh.

Dosłowne tłumaczenie:
Cha, cha! Właśnie, głupku! Teraz jestem latającym, gadającym osłem. Może widziałeś muchę domową, a może nawet super muchę, ale założę się, że nigdy nie widziałeś latającego osła! Cha, cha!

Bartosz Wierzbięta:
A jak ty głupku! Gadam, latam, pełny serwis! Latać każdy może! Czasem lepiej czasem trochę gorzej, ale niestety, ja mam talent! ho-ho!

Anglicy i Amerykanie z łatwością dopatrzą się w oryginale aluzji do filmu Walta Disneya „Dumbo”, w którym pada podobna kwestia. Niestety aluzja okazuje się trudno dostępna dla polskiego widza, stąd też w miarę dosłowne tłumaczenie wydaje się bezużyteczne. Dlatego podczas pracy nad polską wersją „Shreka” tłumacz wpadł na pomysł aluzji do piosenki J. Kofty „Śpiewać każdy może”. Żart wydaje się tym trafniejszy, że J. Stuhr, użyczający głosu głównemu bohaterowi filmu, wykonał tę samą piosenkę na festiwalu w Opolu w 1977 r. Jak widać amerykański żart ma niewiele wspólnego z polskim tłumaczeniem, które jednak wydaje się wyjątkowo trafione.

Inny ciekawy przykład aluzji można znaleźć w „Shreku 2”. Po wypiciu eliksiru „Żyli długo i szczęśliwie” Shrek, Osioł i Kot w Butach, uciekając przed burzą, znajdują kryjówkę w opuszczonej stajni. Nagle Shrekowi zaczyna się kręcić w głowie. Traci przytomność i pada na ziemię jak kłoda. Tuż przed upadkiem wypowiada następujące słowa:

Oryginał:
Bet your bottom… I’m coming Elisabeth!

Dosłowne tłumaczenie:
Możesz być pewny… Idę Elisabeth!

Bartosz Wierzbięta:
W czasie deszczu osły się nudzą… panie proszą panów… dlaczego tu nie ma klamek?

dareko - 13 Maj 2009, 13:44

MOFFISS napisał/a
nikt nie chce zostać MOFFISS'em,

Wreszcie napisales cos z sensem, choc tego sensu nie pojmujesz :mrgreen: :bravo :bravo :bravo

shenra - 13 Maj 2009, 13:47

Rozumiem, że polecasz tłumaczyć dosłownie, a nóż polski widz, tudzież dziecko w kinie będzie się śmiać do rozpuku, bo przecież wszyscy jesteśmy fanami Ameryki i znamy ją tak dobrze, jak własny kraj. No koment. :|
Godzilla - 13 Maj 2009, 13:47

O rany, o rany. Dialogi w Shreku odwołują się do spraw doskonale znanych Amerykanom, a dla nas nieczytelnych. Shreka udało się wyeksportować do Polski nie dlatego, że nie był etniczny - był jak jasna cholera! - ale dzięki cwanemu tłumaczowi. Polski osioł lecąc podśpiewuje: ja się nie chwalę, ja niestety mam talent - i to na dobitkę głosem Jerzego Stuhra. I też jest po polsku etniczny. Wniosek - aby wyeksportować literaturę, należy zacząć od dobrego tłumacza, który przesiedzi w Polsce 10 lat, a potem zabierze się za tłumaczenie polskich książek. A potem trzeba łazić i pukać po wydawnictwach, aby zaryzykowały wydanie książki autorstwa Kowalskiego Jana, bo czytelnicy jak nic skojarzą go z półdebilnym Polonusem rąbiącym asfalt po "pięć dolary za godzinę".

Edit: MOFISS, podziwiam produktywność. Zanim ja napisałam co napisałam, ty znalazłeś gigantyczny cytat, który przekopiowałeś. Tylko czy jesteś pewien, że przemyślałeś sprawę?

Przemek - 13 Maj 2009, 13:53

MOFFISS napisał/a
Jest masa ludzi, którzy pamiętają stare, dobre czasy, ale siedzą gdzieś, i tylko się przygladają .


Dobrze - załóżmy, że są już ci wykształceni krytycy - tylko co z tego? Jak już pisałem ktoś skorzysta z ich porady raz, drugi... Jednak gdy kolejny raz stwierdzi, że to co polecał taki krytyk mu się nie podoba zacznie kierować się SWOIM osądem. A krytyk będzie pisał sobia a muzom.

Edytka: wielkie litery

Witchma - 13 Maj 2009, 13:53

shenra napisał/a
a nóż


Nusz f bżóhó morze? ;)

Shreka nie tykajmy, bo to z tłumaczeniem ma niewiele wspólnego :)

Godzilla - 13 Maj 2009, 14:01

Co chcesz, tłumacz musiałby co chwila przypisy z gwiazdkami wstawiać, poszedł w impresje na temat.
Witchma - 13 Maj 2009, 14:10

Godzilla, to jest tak daleko posunięte urodzimienie, że można się zastanawiac, czy to jeszcze w ogóle jest tłumaczenie.
Godzilla - 13 Maj 2009, 14:16

Ale zabawa była? Była :D No bo co zrobisz z tym "housefly, super fly, donkey fly"... mucha domowa, supermucha, ośla mucha? to żonglerka słowami, po polsku tłumaczenie rozłazi się, popieram tłumacza że po prostu obszedł to szerokim łukiem. Najlepsze, że MOFFISS próbuje tym przykładem poprzeć postulat wyzbycia się "etniczności".
dalambert - 13 Maj 2009, 14:18

Witchma, ważne, ze dobre, a mnie się przypomina przedwojenne wydanie sympatycznej książeczki"Emil i dedektywi" Koestnera / autor niemiecki ackja mlodzieżowego kryminałka dziejąca się w Berlinie/ gdzie akcję polski tlumacz przemieścil do Poznania i całość mocno spolszczył jeśli chodzi o realia.
W dobrej rozrywce tak można, a czasami nawet trzeba.

Witchma - 13 Maj 2009, 14:20

Godzilla, ja nie mówię, że to źle, tylko że z tłumaczeniem ma to niewiele wspólnego. A teksty genialne swoją drogą.

A co do tej "etniczności", to Walijczyk (profesor zresztą), który sprawdzał nam tłumaczenie "Ostatniej posługi" Pilipiuka był po prostu zachwycony takim obrazem wsi (fakt, że sam się wychował na wsi pewnie miał na to wpływ), ale ciągle dopytuje się, czemu nikt nie wysłał gdzieś do UK, bo z pewnością zrobiłoby furorę. Pomimo, a może właśnie DZIĘKI takim, a nie innym realiom.

Cytat
W dobrej rozrywce tak można, a czasami nawet trzeba.


Ależ ja się z tym w pełni zgadzam. Szczególnie w przypadku literatury i filmów dla dzieci, ale to jest temat na zupełnie inną dyskusję.

dalambert - 13 Maj 2009, 14:25

Witchma, tu się gada o wszystkim, to taki popcorn hej :mrgreen:
Godzilla - 13 Maj 2009, 14:27

Ba, ja jestem absolutnie przekonana, że "etniczności" nie należy wycinać. Należy ją pielęgnować, hołubić i podawać w świetnym sosie! Hindus pisze o Indiach tak, że się czuje monsun w powietrzu. Brazylijczyk jak nikt odda klimat Brazylii. Egzotyka, palmy, Rio de Janeiro. Komu ma to przeszkadzać? Tego się szuka i to się smakuje!
Witchma - 13 Maj 2009, 14:27

Aaaaaaaa... no tak, popcorn -> kino -> Shrek. Że też dopiero teraz załapałam :roll: Silly me.

edit:

Godzilla, oczywiście, że tak. Jaki byłby sens czytania Rushdiego, gdyby wszystko tam spolszczono? Problem tylko w tym, czy kogokolwiek interesowałyby książki o Polsce. "Wojna polsko-ruska" Masłowskiej jakoś się sprzedała.

Godzilla - 13 Maj 2009, 14:40

To już sprawa mało od nas zależna. Choćbyśmy eksportowali największych geniuszy w najświetniejszym tłumaczeniu, nic nam to nie pomoże, jeżeli Amerykanie czy Anglicy będą uważali Polskę za przedmieście Moskwy, po którym ganiają białe niedźwiedzie, a Polaków za półkryminalistów i debili. Sama literatura tego nie zmieni. W ludziach musi coś się zmienić. Nie miałam zdrowia do "Wojny polsko-ruskiej", ale ona raczej potwierdza i pogłębia ten stereotyp, tak mi się wydaje. Cóż, widać to ma wzięcie.
Witchma - 13 Maj 2009, 14:58

Godzilla, ja czytałam fragmenty, do mnie akurat nie trafia, ale na ileś tam języków zostało to przełożone (jakość tych przekładów to już sprawa drugorzędna, przekład angielski było mocno... uproszczony).
"Madame" Libery też znalazła swoich odbiorców na świecie, a realia polskie tam to podstawa. Szczególnie ze słusznie minionego okresu. Może jednak kogoś Polska interesuje?

Piech - 13 Maj 2009, 15:20

Wydaje mi się, że polscy autorzy mieliby lepsze szanse wyjść poza Polskę, gdyby wcale się nie zastanawiali nad tym jak by się tu wstrzelić w cudzą "etniczność". Przy takich próbach traci się to, co się ma własnego, unikalnego do zaoferowania. Gdyby tak Chopin zaczął się zastanawiać...
Godzilla - 13 Maj 2009, 15:27

Żeby tak jeszcze Polska była postrzegana jako normalny kraj normalnych ludzi, który ma własny klimat, krajobraz i zwyczaje. Niepowtarzalne, ciekawe, fajne. Albo irytujące, ale nadal ciekawe. Szkoda, że najłatwiej wyeksportować obraz społecznych mętów. No ale kto wie, może od tego trzeba zacząć, żeby zwrócić na siebie uwagę.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group