To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - POWIEŚĆ W ODCINKACH!

Haletha - 1 Stycznia 2007, 14:00

No to ja teraz opiszę kawałek rozróby:)
Fearfol - 1 Stycznia 2007, 14:24
Temat postu: POWIEŚĆ W ODCINKACH!
Wydarzenia te dzieją się jeszcze przed napadem Czarnych Lordów ( przed postem Tomcicha), – Ale są nie zupełnie związane z dalszymi losami statku, więc mam nadzieje, że nikt nie będzie zły, jeżeli umieszczę ten post w środku opowiadania, zanim Haletha skończy opisywanie dalszych wydarzeń. Przy okazji dziękuje jej za poprawienie mojego poprzedniego odcinka i wysłanie go.


Część 7

Fearfol siedział w swoim małym „więzieniu” zupełnie sam. Tytanowy łańcuch trzymał mocno, więc nawet nie mógł marzyć o wydostaniu się stąd. Czekał posłusznie na posiłek, który jak mniemał ktoś za chwilę mu przyniesie. Rozglądał się od niechcenia po pokoju. Prycza, na której spał, była już mocno zużyta i niewygodna, ze szafki nocnej schodziła już farba, ogólnie jak zauważył już wcześniej statek nie był taki nowy. Czego jednak mógł spodziewać się po piratach? C.G.J bez problemu wykrył, obecność sobowtórniaka na pokładzie statku, zachodził jednak w głowę, po co Lord Nurs go tu wysłał? Otrzymał jednak rozkaz trzymania języka za zębami, więc nie chciał wtrącać się do jego misji, jakakolwiek ona by nie była. Jego rozmyślania przerwała wchodząca do pomieszczenia Lady Lu, niosąca w ręku talerz z naleśnikami i puszką Oriońskiego.


O, wiedzę, że więcej niż zwykle – stwierdził Fearfol przyglądając się zawartości talerza
Ciesz się, Rodion jest w dobrym humorze, gdyż zbliża się Nowy Rok- odparła Lu kładąc talerz na stoliku – Musi ci to starczyć na cały dzisiejszy dzień, my mamy dzisiaj bal, nie jesteś na niego zaproszony – dodała
I tak bym nie przyszedł – odparł C.G.J

Zapadła cisza, podczas, której Jeździec konsumował naleśniki. Lu tymczasem, chciała, aby Fearfol opowiedział jej, co się z nim działo po opuszczeniu planety Nieświętego. Nie wiedziała jednak jak o to zapytać.

Chcesz się o coś spytać? – zagadnął oblizując palce z tłuszczu i dżemu i patrząc na twarz Lady.
Widzisz piszę powieść o naszych przygodach, nie, nie dziennik podróży, tylko taką powieść o załodze Latającej Holery. Jako arystokratka powinnam się czymś takim zająć.

Chcesz pewnie poznać moją historię po opuszczeniu twojej planety? – Odgadnął C.G.J, a widząc potakujące kiwanie głowy Lu kontynuował – Jednak nie ma niczego za darmo, ja opowiem ci swoją historię, a ty odpowiesz na kilka moich pytań, dobrze?
Niech będzie, – choć niechętnie, Lu przystała na tą propozycję

Fearfol położył się wygodnie, na ile było to oczywiście możliwe na łóżku i rozpoczął swoją opowieść. Otóż po ucieczce planety Lorda Nieświętego, tułał się wiele lat po galaktyce dorabiając jako bard, nabrał przy tym doświadczenia bojowego, gdyż musiał nie raz radzić sobie z przeciwnikami. Za zarobione kupił sobie w sklepie muzycznym kilka płyt, poczym jakimś cudem trafił do korpusu „Kolonialnych Marines”, tam przeszedł szkolenie wojskowe pod okiem pewnego porucznika, przez żołnierzy nazywanego żartobliwe feralnym. Był to jednak facet twardy jak stal, od którego wiele się nauczył. Nie bał się wyzwań, wiedział też kiedy walka przestaje być opłacalna. Szykowała się wyprawa, której celem był smok Agaurrus, zamieszkujący planetę pełną bogactw naturalnych. Odział mariens pod dowództwem feralnego porucznika udał się w wyznaczonym celu - opowiadał

Bestia była olbrzymia, a walka z nią ciężka, straciliśmy wielu chłopców, potwór nie przypominał waszej „milutkiej” Draceny, którą macie na pokładzie – kontynuował Fearfol – nie pomagały bomby fotonowe i karabiny plazmowe, po kilku godzinach feralny zarządził odwrót z jaskini Agaurrusa. Ubezpieczając swój odwrót granatami pulsacyjnymi, wydostaliśmy się na powierzchnię planety. Przypomniało się nam wtedy, że na dole został jeden nasz człowiek. Nie mieliśmy wyjścia zostawiliśmy odział na powierzchni i w czwórkę razem z porucznikiem wróciliśmy się to jamy smoka. Z wielu ran na ciele bestii sączył się jad. Jeden z naszych odpalił granat błyskowy, który oślepił smoka. Ten zaczął w szale rzucać się na prawo i lewo, tratując swoje potomstwo. Spierda... ee, uciekaliśmy we wszystkich kierunkach, aby i nas nie spotkał podobny los. W pewnej chwili Agaurrus, potknął się o jajo i padł na ziemię.

Wiedziałem, że to moment, który muszę wykorzystać – mówił podniecony Fearfol, widać wspomnienia były wciąż żywe.

Podbiegłem do otwartego pyska bestii, i nie dużo się zastanawiając dałem serię po oczach i wrzuciłem do paszczy smoka granat. Głowa rozleciała się na tysiące kawałków, a krew pokryła mnie całego od stóp do głowy. Uwierzysz, nie mogłem tego zmyć przez tydzień – Fearfol odruchowo przetarł twarz – dopiero później Lord Nurs wytłumaczył mi, jakie znaczenie miał ten fakt. Dalej jednak problemem było te małe smoki, przypominały alieny z filmu Scotta. Do dziś pamiętam, ten dźwięk wykrywacza ruchu, każdej nocy „pika” mi w głowie, boję się, że zaraz wyskoczy jeden z tym małych maszkaronów. Trzeba było się wycofać, jednak nigdzie nie widziałem pozostawionego przez nas żołnierza. Chwilę później biegł on w naszą stronę, cieszyliśmy się z tego powodu, gdyż kończyła się nam amunicja. Kilka metrów przed nami, z żołądka tego marines wyskoczył mały smok, a człowiek padł na ziemię. Teraz to musieliśmy zadbać o własną skórę, baliśmy się żeby i nas nie spotkał podobny los. Opluty krwią biegłem powoli, mundur strasznie mi ciążył. Za sobą widziałem goniące nas małe stworki. Było ich bardzo, bardzo wiele, żałowałem wtedy, że nie miałem już granatów.

Trzeba było użyć miotaczy ognia – krzyknęła zafascynowana opowieścią Lu

Problem w tym, że wewnątrz jaskini panowała i tak wysoka temperatura, a pomiot Agaurrusa jak na prawdziwe smoki przystało był w znacznym stopniu ognioodporny – mówił dalej Fearfol.
A no tak, zapomniałam, ale gafa – odparła zarumieniona Lu

Pamiętam jak dziś słowa porucznika – Fearfol na chwilę się zamyślił, po czym dokończył – „Nie mamy wyjścia, trzeba będzie spuścić „atomicę” z orbity.” – Cytował słowa feralnego porucznika .

Nasz oddział był już mocno przetrzebiony, gdy na planecie wylądował śmigłowiec mający zabrać nas na statek. Położyliśmy trupem wiele smoków, zniszczyliśmy nawet komorę jajową Agaurussa, zabijając go przy okazji. Po dotarciu na statek kosmiczny, zrzuciliśmy na planetę „atoma”, grzebiąc zapewne całe te hu.. No smoki.

Podróż powrotna upływała nam spokojnie do tego pamiętnego dnia, którego zostaliśmy zaatakowani przez najemników Nursa. „Przedostali się na nasz statek” .... „mamy mało amunicji” .... „wybuchł pożar w sektorze siódmym” ... „feralny porucznik jest ranny” .... – Fearfol przerywał opowieść, z chaosu wydarzeń przypominały mu się tylko fragmenty – zostałem okrążony w sektorze piątym, broniłem się do ostatniej kuli i wiązki energii w broni. Gdy jednak, dostałem sztyletem od ciemnej postaci w bark, siły opuściły mnie zupełnie. Padłem na ziemię, czułem jak opuszczają mnie zmysły i przechodzę do krainy cieni. Zastanawiam się nadal, czy mój oddział i feralny porucznik mogi przeżyć.

Obudziłem się na Mord’oorze, w Minas Morgulus, Lord Nurs zawładnął moją duszą. Wytłumaczył też dlaczego mu na mnie zależało. Tak stałem się Czarnym Galaktycznym Jeźdźcem - Nazgulem na usługach Lorda Nursa, teraz muszę spełniać jego wolę, dopóki moc jest z nim i dopóki książki przez niego wydawane świetnie się sprzedają – dokończył C.G.J

Naprawdę smutna to opowieść, czemu nie pisałeś ? – bąknęła Lu zasłuchana w opowieść.

Pisałem, dopóki nie zgubiłem gdzieś twojego adresu - powiedział C.G.J - Teraz jednak ty, odpowiedz mi na pytania: gdzie lecimy, kim są Czarni Lordowie, i na jakiej planecie wylądowaliśmy przed kilkoma dniami?

Noo, lecimy na planetę Omacha, tak rozkazał kapitan, swoją drogą dziwnie się ostatnio zachowuje, nie poznaję go – odpowiadała niechętnie Lu – ta planeta to Bizancjum, tam właśnie „poznaliśmy” Czarnych Lordów a są to: Dzejes, Fidel, Ariah i Angelus. Mamy uszkodzony statek, po ataku nursjan.

Lady opisała mu po za tym, też wszystkie wydarzenia z ostatniego tygodnia podróży.

Rozumiem – odparł z zupełnie kamienną twarzą Fearfol, w rzeczywistości domyślał się wszystkiego, co wzbudziło w nim pewne emocje, których nie mógł okazać.

No nic, muszę już lecieć, szykujemy się na bal, cześć- rzuciła Lu, całując C.G.J w policzek i wychodząc z pomieszczenia.

Taaa, teraz wszystko już jest jasne, Czarni Lordowie, haha, Dzejes i Fidel hahaha – C.G.J śmiał się głośno, poczym dokończył posiłek.

C.D.N


Mam nadzieje, że w niczym nie przeszkodziłem. Teraz z niecierpliwością czekam na to, co się wydarzy u Ba’ala. Tomcich tego się nie spodziewałem, zupełnie mnie zaskoczyłeś!! PAN SAMO ZŁO TRIUMFUJE!!!! Ale damy rade, spoko.

Haletha - 1 Stycznia 2007, 15:06

Jedno szybkie pytanie: czy Fearfol także znajduje się w rękach Nursa i Metali?
Fearfol - 1 Stycznia 2007, 15:09

Eee, jak to gdzieś zauważyłem, Fearfol jest posłuszny Nursowi !, lecz po za jego interesem dba też o swój, więc może dyskternie pomóc załodze Małpilusa, w sumie Lordowie chyba chcą zdradzić Nursa, więc wszystkie C.G.J są też ( po zdradzie dopiero ) wrogami Czarnych Lordów.
elam - 1 Stycznia 2007, 15:17

Haletho,

z zalogi Maupilusa zostali przeniesieni na planete wszyscy oprocz mawete, Sasoriego, Agi, siontka i moze kilku majtkow.
Fearfol zostal najprawdopodobniej "uwolniony" i moze nawet poszedl na bal?
reszta zalogi pod nadzorem czarnych lordow jest w tej chwili w lochach...

Adanedhel - 1 Stycznia 2007, 15:48

elam, z tym "pod nadzorem" to trochę bym uważał :)
Haletha - 1 Stycznia 2007, 16:43

W ciemnicy panowała cisza. Słychać było tylko bulgotanie w rurze i pisk baraszkujących pod ścianami szczurów. Zbici w przestraszoną grupkę piraci wpatrywali się w tonącą w półmroku przestrzeń, z której wyłaniały się dwie postaci. Dzieliły ich tylko kraty. Lordowie wykazali się co prawda tchórzostwem, nie omieszkali jednak przed ucieczką zamknąć nieszczęsnych w solidnie wyglądającej celi.
Pięć czarnych, długowłosych sylwetek zbliżało się bez pośpiechu. Jednocześnie z zamontowanych pod sklepieniem głośników zaczynały dobiegać jakieś trzaski. Po chwili rozległ się władczy głos. Większość więźniów nie słyszała go dotąd nawet w najgorszych snach, wszyscy domyślali się jednak do kogo należy. Fearfol odruchowo zadrżał i zasłonił twarz kapturem.
- Witam was w ten piękny noworoczny poranek – trzewia planety zatrzęsły się – Zapewne domyślacie się już, z kim macie do czynienia. Jestem Czarny Jeździec Czarny, prawa ręka lorda Nursa. Boicie się. Czuję wasz strach, potrafię przeniknąć na wylot każdą waszą myśl. Igracie z siłami, o których mocy nie macie nawet pojęcia. Nieopatrznie stanęliście na drodze władcy Ciemności. Procedura przewiduje w takich wypadkach najostrzejszy wymiar kary. Mogę jednak okazać wam łaskę. Jeśli zdradzicie mi gdzie znajduje się dziewczyna imieniem Aga, być może uda się wam uniknąć zbędnych cierpień.
- A więc chodzi mu o Agę? – zdumiał się po cichu Nexus – W takim razie może jeszcze nie wszystko stracone. Nie wiemy wprawdzie gdzie ona jest, możemy jednak coś wymyślić i...
- Wykluczone – oburzył się gremlinek – Nie zostanę zdrajczynią nawet na niby. Niech sobie nie myśli ten Czarny, że się go boję – głośno zaś krzyknął – Nigdy! Kończ waść przemowę, wstydu sobie oszczędź! Nie masz prawa nas szantażować!
- To chyba nie do końca jest tak – westchnęła sceptycznie Haletha – Jako piraci znajdujemy się poza prawem. To znaczy, że i on nie ma względem nas żadnych zobowiązań.
Haletha jako była policjantka musiała nieco orientować się w temacie, nie wypadało więc podtrzymywać polemiki. Zresztą nikt nie miał ochoty. Wszyscy zamarli ze strachu. Czarny Jeździec śmiał się.
- W takim razie czeka was spotkanie ze starożytną mocą Metali! Do zobaczenia wkrótce, ja idę na kawę.

Nadeszli. Biła od nich taka groza, że nawet znany ze swej odporności Gorat skulił się cicho w kącie. Wysokie postacie ustawiły się przed kratami w równym rządku. Nieoczekiwanie dwie z nich zabrzdąkały na rozstrojonych gitarach. Trzecia ujęła oburącz bęben i poczęła ekstatycznie walić weń własną głową.

W ciemnej tej celi, na zgniłym posłaniu
Rozmyślam o tobie, kochana moja Franiu.
Dziś marzę o tobie przy skromnym obiedzie,
Dziewczyno ty moja bez zęba na przedzie.

Tra, la, la, tra, la, la
My jesteśmy łogry dwa.
Na górze róże, na dole powoje,
Ja kocham cię mocno czy siedzę, czy stoję!

- Co... to... – Anko nie dokończyła. Zemdlona osunęła się w ramiona Pako. Ten zaszlochał.
- Lata przebywania w sercu przeklętej planety odcisnęły piętno nawet na ich nieszczęsnej psychice. Przypuszczam, iż mamy do czynienia z nieodwracalnie uszkodzonymi egzemplarzami.

Uwielbiam cię, Franiu, dziewczyno jedyna,
Mówiłem Gienkowi, że chcę mieć z tobą syna.
Zaproszę cię kiedyś do mnie na wino,
W pomiętej bluzeczce z remizy dziewczyno!

Uwięziony z rozpędu Fearfol początkowo dygotał ze wstrętu słysząc potępieńcze wycia demonów. Później jednak opanował się i spojrzał spod rzęs na lady Lu. Odziana w sylwestrowy kostium owieczki dziewczyna bohatersko zaciskała zęby. Widać było jednak, iż znajduje się na granicy wytrzymałości. By nie upaść, opierała się plecami o wygiętą rurę. W rurze bulgotał jakiś płyn. Czarny Jeździec wiedział już co należy robić. Przez chwilę wahał się jeszcze, powodowany lojalnością wobec pryncypała. Nie mógł jednak zawieść ukochanej.
- Chyba wiem jak się stąd wydostać...
- Mówiłeś coś, czarna pokrako? – zielona na twarzy Haletha odwróciła się od krat, które usiłowała wyłamać – A może próbujesz nas wciągnąć w pułapkę?
- Nie czas teraz na rewanż. Słuchajcie mnie, chyba, że macie lepszy plan. Nie sądzę, gdyż tylko ja byłem wcześniej w pałacu Ba’ala. Teraz kilku ochotników podejdzie do Metali i zacznie bić im brawo. Kiedy skończą, poprosicie, żeby zagrali...
- Coo takiego?! – gdyby nie wściekłość i oburzenie, Rodion zamieniłby się w słup soli – Niby z jakiej racji?
- Dopóki demony grają, nikt się tutaj nie zjawi. Nie wiemy jednak jak zareagują na utratę słuchaczy. Mogą narobić krzyku i ściągnąć do podziemi czarnych lordów. Przeszkodziłoby nam to w ucieczce. Musimy więc jak najdłużej zatrzymać ich przy sobie i potraktować jako naszą osłonę. No, dalej, nie opierdzielać się. Raz, dwa! Reszta tymczasem...

Straszliwi soliści chwycili się za widmowe ręce i zakręcili w kółko. Potem zaczęli śpiewać znowu.

Tra, la, la, tra, la, la,
Wypijemy co się da.
Pójdziemy potem na spacer na łąki,
Będziemy patrzyli na kwiatki, biedronki!

Młody Ziuta, który od początku swego pobytu na Holerze trzymał się na uboczu, zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Podszedł do krat, a jego buzię rozjaśnił najniewinniejszy dziecięcy uśmiech. Zaczął podskakiwać i klaskać do rytmu, wołając jednocześnie „jeszcze, jeszcze!”. Po chwili ponurego wahania dołączyły do niego Miria, Martva i Selithira. Metale pojaśniały i poczęły hałasować z jeszcze większą werwą.

- Jesteś pewien, że ta rura prowadzi prosto na dziedziniec zamku?
- Całkowicie. Poznaję ten charakterystyczny chlupot. I zapach...
- To szampan! – skonstatował ze zdumieniem Iscariote.
- W rzeczy samej. Z fontanny Ba’ala raz do roku płynie ów szlachetny trunek. Jeśli dostaniemy się do wnętrza rury i wstrzymamy na chwilę oddech, powinniśmy bezpiecznie wypłynąć na dziedziniec. Tam zaś załatwimy strażników...
- W takim razie do roboty! – krzyknął entuzjastycznie Gorat – na co jeszcze czekamy?
-
Przyłożył palce do ślinianek, po czym splunął na rurę kwasem. Przeżarta rdzą powierzchnia poczęła pękać. Już po chwili otwór był na tyle wielki, że zmieściłaby się w nim nawet potężna postać Sasoriego. Teraz jednak nikt nie miał ochoty na szybką ucieczkę. Wszyscy włącznie ze słuchaczami Metali rzucili się na tryskający szampan. Dopiero głos Draceny przywrócił ich do porządku.
- Wstydzilibyście się – syknęła – Marsz do rury, ale już!
Krisu westchnął, wziął głęboki oddech i wskoczył w migocący złotem otwór. Następnie Pako podał mu bezwładną wciąż Anko. Już po chwili cała załoga Małpilusa zjeżdżała zgrabnie w stronę fontanny. Na miejscu jednak czekała ich niespodzianka...
- Widziałem wszystko w mojej nanokryształowej kuli – uśmiechnął się Ba’al, a lord Dzejes zawtórował mu paskudnym chichotem – Nie przeszkadzałem, gdyż byłem ciekaw jak sobie poradzicie. Cóż, muszę przyznać, iż jestem pod wrażeniem. Możecie być z siebie dumni.

- Jutro też wam uciekniemy! – Ixolite próbował jeszcze miotać się w silnych objęciach dwójki gwardzistów. Po chwili zmiękł jednak jak szmaciana lalka.
Załoga Latającej Holery wracała do więzienia.


Adanedhel - 1 Stycznia 2007, 16:51

Raduje się me serce że "moich" Metali udało się wykorzystać z wdziękiem :mrgreen: :bravo Ich wejście było naprawdę rozbrajające.
Fearfol - 1 Stycznia 2007, 18:27

Z kolejnego odcinka wynika, że :

Załoga Małpilusa bez ( mawete, asiontka, Sasoriego - napisane zostało "Już po chwili otwór był na tyle wielki, by zmieściła się w nim nawet potężna postać Sasoriego.", tam go mogło nie być otwór miałbyć tak wielki, żeby wszyscy się przedostali bez trudu, Aga i Toma Cicha - który został wżucony w otchłań !!) została przetransportowana na planetę.

Fearfol też tam jest, ( widać ukrywa narazie swoją tożsamość przed Czarnymi Lordami "Fearfol odruchowo zadrżał i zasłonił twarz kapturem...", C.G.J Czarny nieświadomy słów Dzejesa : "Teraz on może zacząć stawiać warunki Nursowi" przybył z Minas Morgulus na planetę Ba'ala, i pomaga chwilowo Lordą. Sobowtórniak dalej ukrywa swoją tożsamość podszywając się pod mawete. ( Nie był przygotowany na taki obrót spraw, może się nie długo uaktywni )

Kto czego chce: Lord Nurs pragnie odzyskać Agę. Lordowie Dzejes i Fidel chcą zaszantażować Nursa, chcą pewnie aby ten stał się ich wasalem. C.G.J Fearfol próbuje podstępem ( posłuszny narazie Nursowi ) przejąć pierścień i zaszyć się gdzieś, może chce odnaleźć feralnego por. ? Załoga Latającej Holery chce przedostać się do góry przeinaczenia, ale po co ( nie, chcą zniszczyć Nursa i Lordów Dzejesa i Fidela i Ba'ala).

Gremlinek najprawdopodniej ma nie miłe wspomnienia ze spotkania z tym gościem : "Ba’al. – wyszeptał tylko gremlinek i omdlały osunął się na pokład. "

prawdziwy mawete nie wyjaśnił jeszcze skąd umie "śpiewać", nie wiadome jest narazie pochodzenia wiedźm, co się dzieje z "pyrą oceanu", i feralnym por. , data najprawdopodniej nowy Tort-ugowy rok ( rachuba lat wedłóg macierzystego portu Holery), Rodion najprawdopodobniej jest już zdrowy

Dopiszcie jeżeli coś pomyliłem, teraz może studnia coś napisze !!

Nexus - 1 Stycznia 2007, 18:30

Czyżby ktoś chciał mnie uśmiercić? To się może skończyć abordażem Holery przez zbuntowanych Nexusów :twisted: :mrgreen:
Przyznaję, że nieźle Wam idzie :mrgreen: :bravo

Haletha - 1 Stycznia 2007, 18:41

Przeedytowałam sformułowanie o Sasorim. Teraz brzmi jednoznaczniej?:)
Studnia - 1 Stycznia 2007, 19:08

Studnia wrócił z Iławy i ładuje baterie po sylwestrze... Może w nocy coś naskrobie, bo mi jeszcze pół butelki śliwowicy zostało... :mrgreen:
Aga - 1 Stycznia 2007, 19:11

Cholera, zdążyłam się już pogubić :mrgreen: Na statku z Agą, Asiontkiem i Sasorim jest prawdziwy czy nieprawdziwy mawete?
Tomcich - 1 Stycznia 2007, 19:21

Fearfol

Cytat
Gremlinek najprawdopodniej ma nie miłe wspomnienia ze spotkania z tym gościem : Ba’al. – wyszeptał tylko gremlinek i omdlały osunął się na pokład.


Oj, tu się pozwolę nie zgodzić. :D
Str. 1
Cytat
Gremlinek z Lu siedziały spokojnie w kąciku, przy stoliczku pod ścianą i zachwycały się nowymi hologramami niejakiego Baala, ściągniętymi z sieci międzygalaktycznej, na których wyżej wymieniony prezentował swoje wszystkie wdzięki.
- Ech, żeby on miał jeszcze ogródek – westchnął cichutko Gremlinek


Jak widać niekoniecznie musiała mieć niemiłe wspomnienia, żeby mdleć na dźwięk jego imienia. :wink:
Zresztą Elam pytajcie. :P

Fearfol
Cytat
co się dzieje z pyrą oceanu

To by musiał Sasori wyjaśnić, on tam był członkiem załogi.
Fearfol
Cytat
Lord Nurs pragnie odzyskać Agę.


No i dodatkowo chce też pierścienia.

EDIT: Na statku jest prawdziwy mawete, który był zamknięty w schowku, Sobowtórniak został zabrany z załogą na planetę.
No i pozostaje jeszcze dokończenie opowieści Agi o jej ucieczce. :D

elam - 1 Stycznia 2007, 19:38

gremlinek mdleje z wrazenia, bo Ba'al jest bossssssko przystojny

Sasori jest maly - miesci sie w kuble na smieci

na Holerze zostal prawdziwy mawete

Rodionowi nic nie bylo, tylko przeszmuglowal na poklad pewna kurtyzane, ktora go "leczyla" :)

Aga - 1 Stycznia 2007, 21:29

Druga część opowieści już się pisze :)
Słowik - 2 Stycznia 2007, 10:12

No..
Doszedłem do momentu, w którym mogę podsumować to, co się tutaj dzieje. A więc:
:bravo :bravo :bravo

Ixolite, w słowniczku jak nic musi znaleźć się opis Czerwonej Linii - bezpośredniego połączenia audio pomiędzy mostkiem (kapitanem mawete) i kantyną (S.T.U.D.N.I.A.).
Studnia, to był baaardzo smakowity wtręt :D

Rafał - 2 Stycznia 2007, 11:03

:mrgreen:
Zostałem porażony niebiańską urodą Agi :bravo Chyba się w niej zakocham :mrgreen:

Adanedhel - 2 Stycznia 2007, 11:52

Załoga Holery traciła powoli nadzieję na szybkie wydostanie się z lochów. Co prawda Metale znikli, nie męczyli ich też Czarni Lordowie. Ale problemów było dużo więcej.
- Nawet szampana nam odcięli – w głosie Iscariote brzmiała prawdziwa rozpacz.
Nie musiał nawet wspominać, że byli zamknięci od blisko pół godziny.
- Spokojnie, jeszcze nie wszystko stracone – Dracena próbowała pocieszyć towarzyszy niedoli. Nie pomogło.
W celi narastał lodowaty strach. Takie słowa oznaczają, że ma się przerąbane na dobre. Wszyscy spoglądali oskarżycielsko na Dracenę.
- No co?
- Już po nas – zachlipał Ziuta.
- Nie łam się – Dracena nie poddawała się tak łatwo. Usiadła obok Ziuty i poklepała go po plecach. – Zawsze mogło być gorzej.
- Tak – warknęła Haletha. – Mogli być z nami Metale.
Te słowa dodały otuchy pozostałym. Myśl o Metalach przyprawiała ich o dreszcze.
Ixolite usiadł przy kratach kontemplując powietrze. Planował zrealizować obietnicę – spojrzał na zegarek – sprzed osiemnastu minut. Ale nie miał pojęcia jak. Posiadali w zespole kilku zdolnych informatyków (zerknął na Pako), ale Czarni Lordowie na złość wstawili klasyczny zamek. Kraty były z jakiegoś kwasoodpornego materiału. gorat więc nie pomoże.
Westchnął i odwrócił się. Do następnego dnia jeszcze kilka godzin. Może wówczas coś wykombinuje.
Nagle z oddali dobiegł huk. Odgłosy wystrzałów rozbrzmiewały coraz bliżej.
Jak jeden mąż załoga rzuciła się do krat zobaczyć co się dzieje. Ponieważ było mało miejsca nastąpiło radosne tratowanie. Za zakrętem korytarza włączyło się czerwone światło. Zamigotało, jakby niezdecydowane, czy palić się czy nie, w końcu podjęło decyzję i zgasło. Uszu bohaterów dobiegły krzyki i terkot (Studnia uśmiechnął się na myśl o kołach zębatych).
Ponieważ w takich chwilach rozsądek często zawodzi wszyscy tłoczyli się przy kratach zamiast szukać kryjówek na wypadek zagrożenia. Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w zakręt korytarza.
Wtem rozbrzmiało dźwięk przypominający nagłe zetknięcie patelni z czaszką i wszystko ucichło.
Jakby dopiero to otrzeźwiło więźniów wszyscy nagle rzucili się do kryjówek, których w lochu nie było. Jedynie Studnia został przy kracie wciąż zafascynowany dźwiękiem.
W momencie w którym zza zakrętu wychynęła samotna postać z karabinem przerzuconym przez ramię z dołu dobiegł ich przerażający dźwięk.
- Metale – krzyknęła Anko która w międzyczasie obudziła się. I natychmiast zemdlała.
Rzeczywiście, w polu widzenia pojawiło się pięć znanych już postaci. Jednak tym razem brzdękali zupełnie nieskładnie, wokalista charczał coś pod nosem.
- Nie, ch… hik… chłopaki. Nie dam… hik… rady. Łeb mi pęka od tego… hik… szampana. Wracamy na dół – zakomenderował i poczłapał do swojej ciemnicy. Mamrocząc i zataczając się pozostali Metale ruszyli za nim.
Gdy Metale oddalali się do krat zbliżyła się tajemnicza postać. Wszyscy odskoczyli spodziewając się najgorszego. Dopiero potem przyjrzeli się przybyszowi.
Mężczyzna w mundurze galowym przyglądał im się z zaciekawieniem. Wysoka czapa z gwiazdą (koloru czerwonego) była zawadiacko przechylona. W jednej ręce trzymał klastera, w drugiej kieliszek z szampanem. Przez ramię przewieszały mu się ze trzy karabiny. U pasa zwisał pęk kluczy.
Iscariote podbiegł do krat.
- To ty!...

Słowik - 2 Stycznia 2007, 12:04

gorat, nie ma rady, musisz zacząć produkować kwas :P
Adanedhel - 2 Stycznia 2007, 12:07

Niech się lepiej przegryzie przez kraty :mrgreen:
Pako - 2 Stycznia 2007, 12:09

Nu i ammy też nadprogramową teleportacje Sasoriego ;)
Adanedhel - 2 Stycznia 2007, 12:11

Ups :? Zaraz się poprawi.

EDIT: no i już :)

gorat - 2 Stycznia 2007, 13:32

Niestety nie da rady. Może ktoś się poświęci i podłączy rurkę do żołądka? I taki kwas się nada :P :twisted:
Haletha - 2 Stycznia 2007, 15:01

Udający Mawete sobowtórniak odskoczył z kwiknięciem pod ścianę. Nagły szok spowodował u niego częściową metamorfozę, przedstawiał więc teraz sobą osobliwy widok. Spodkowato wytrzeszczone oczy zajmowały pół szlachetnej kapitańskiej twarzy, zaś trzepoczące ze strachu ręce wieńczyła plątanina galaretowatych macek.
Mężczyzna w czapie z gwiazdką uśmiechnął się pogodnie do skamieniałych ze zdumienia więźniów. Potem gładko przekręcił klucz w zamku, sprawiając, iż drzwi celi stanęły otworem. Nikt jednak się nie poruszył.
- A cóż to za nowe diabelstwo? – Pako podejrzliwie zmarszczył nos – Wirus jakiś, czy co?
- Nie damy się wciągnąć w nową pułapkę – oświadczył Rodion, po czym zwrócił się w stronę sobowtórniaka – Mawete, powiedz coś! Pozwolisz, żeby tem cham się pod ciebie podszywał?
- Zmieniany kurs... Kurs... Kurs... Cel: planeta Omaaaa... – wyszeptał tylko zapytany, po czym zgiął się wpół i zwymiotował niebieskawym śluzem z bąbelkami. Elam odsunęła się z niesmakiem.
- Nie słuchajcie tego oszusta, później odpowie nam na parę pytań – prawdziwy Mawete zdjął z pleców broń – Teraz musimy się spieszyć. Strażnik, którego ogłuszyłem, zaraz się ocknie. Ruszajmy, wszystko opowiem wam po drodze!

Drużyna pięła się w górę po krętych kamiennych schodkach. Straż przednią pełniła Lu z karabinem. Za nią podskakiwał Gremlinek, wymachując wojowniczo patelnią z resztkami panierki do bakłażanów. Pako i Dracenapodtrzymywali słabą wciąż Anko, Nexus zaś, nie dbając zbytnio o delikatność, targał na plecach wijącego się i pochlipującego sobowtórniaka.
Zadyszany nieco Mawete zdawał relację ze swych przygód.
- Kiedy zorientowałem się, że jestem uwięziony, użyłem resztek Nikityczówki. Gorat niedawno pił z mojej piersiówki i musiał zostawić w niej nieco kwasu. Ja od dawna jestem uodporniony, czego nie można powiedzieć o drzwiach luku bagażowego. Zasuwka stopiła się, aż miło. Wybiegłem na korytarz i wziąłem na spytki płaczących majtków. Powiedzieli, że zostaliście pojmani. Potem w kuchni natknąłem się na Agę i Sasoriego. Wraz z tym ostatnim wyruszyliśmy na ratunek, zostawiając damę na bezpiecznym pokładzie Holery...
Uzbrojony w krzywą szablę strażnik biegł w stronę uciekinierów, wydając okrzyki godne Metali. Haletha nie bawiła się jednak w ceregiele. Szybkim ruchem odebrała pechowcowi broń, samego zaś posłała w dół drogą na skróty. Z Otchłani dało się słyszeć bębny i niemelodyjne piski zadowolenia.
- ...Udało nam się dotrzeć do pałacu na grzbiecie Romulusa. Niestety w okolicach dziedzińca zauważyli nas czujni Nursjanie. Udało mi się uciec, jednak moi towarzysze nie mieli tyle szczęścia. Schwytano ich i powleczono w nieznanym kierunku.
- Czyli musimy ich teraz ratować – wysapał Ixolite - Którędy proponujecie pójść?
-
Pytanie było jak najbardziej uzasadnione, gdyż nasi bohaterowie stanęli właśnie w rozwidleniu korytarzy...


Aga - 2 Stycznia 2007, 19:44

Rafał, ależ proszę bardzo :mrgreen:
Jak zawsze ostrzegam - Wyższy Poziom Grafomanii ;)


„Było blisko” – pomyślała Aga, dziubiąc widelcem w serniku i wybierając rodzynki. – „Gdyby mnie złapali… To byłoby straszne! Tyle trudu poszłoby na marne.”
Czekała. Bo cóż innego mogła zrobić? Mawete wraz z Sasorim polecieli na grzbiecie Romulusa odbić przyjaciół. Szaleńcy. Mogło im się udać…
Na statku panowała cisza, tylko od czasu do czasu skwierczały przepalone kable. Nawet nie było do kogo otworzyć ust. Dopiero wtedy osamotniona Aga zdała sobie sprawę z tego, że bardzo polubiła załogę Latającej Holery. Brakowało jej gwaru rozmów, śpiewów w stanie wskazującym, drobnych sprzeczek i kolejek do łazienki.
I wciąż roztrząsała swoją ucieczkę przed ojcem…

Hijo Solo usiadł za sterami Myszołowa Millenium. Pstryknął przełącznik i polecił Adze zapiąć pasy bezpieczeństwa.
– Może trochę rzucać przy starcie – uprzedził. – Troszkę mi szwankuje od czasu ostatniej ucieczki przed ludźmi lorda Dzejesa. Mam z nim na pieńku…
To nie oznaczało nic dobrego. Hijo miał na pieńku z większością lordów w tej części galaktyki oraz kilku innych. Zwykle chodziło o nieterminowo dostarczony towar, zbyt wygórowane ceny, jakie Solo liczył sobie za kursy na Peryferia i machlojki finansowe.
– Dobra, lecimy – powiedział Hijo, ujmując stery i włączając odpowiednie przyciski.
Aga nigdy nie znała się na prowadzeniu statków, nie wiedziała, co do czego służy, przyglądała się więc z ciekawością rzędom świecących, różnokolorowych guzików. Dziwne skróty nic jej nie mówiły.
Solo nie żartował. Trzęsło okropnie. Dopiero kiedy znaleźli się już daleko od powierzchni planety, wszystko się uspokoiło. Wtedy zwariował napęd. Ogłuszające wycie alarmów rozniosło się po całej kabinie. Aga zakryła uszy rękami. Hijo natomiast na przemian włączał i wyłączał przyciski, przesuwał dźwignie w górę i w dół, szarpał sterami. Po kilku minutach wycie ucichło i wszystko wróciło do normy.
Aga spojrzała na Hijo.
– Troszkę szwankuje, tak? – zapytała cierpko. – Ciekawa jestem, jakie atrakcje czekają nas przy lądowaniu?
– No właśnie – podjął przemytnik – gdzie ty w ogóle chcesz lecieć?
– Byle dalej od ojca.
– Dlaczego?
– Sporo się zmieniło od czasu, kiedy pracowałeś dla mojego ojca. Wtedy… było inaczej. A teraz… Chciał mnie wydać za mąż za Żabbę, wyobrażasz to sobie? Prędzej bym się otruła, niż poślubiła tego…
Nie musiała kończyć. Hijo doskonale wiedział, jak wygląda i jaki jest z charakteru Żabba. Robił z nim interesy nie raz i nie dwa, i nie wspominał ich dobrze. To, że miał w ładowni transport pierniczków, przeznaczony właśnie dla Żabby, nie poprawiało mu nastroju. Wiedział, że jeżeli władca Mamooine nie dostanie na czas ulubionego przysmaku, każe szukać Solo w całej galaktyce. A Hijo miał już wystarczająco wielu wrogów.
– Potrzebuje jego pieniędzy i wpływów na Peryferiach – kontynuowała Aga. – Marzy mu się sojusz. Żabba jest na tyle naiwny, że się na to nabierze. A ojciec, kiedy już dostanie, czego chce, zniszczy Żabbę, tak jak zniszczył wielu przed nim. Ja zaś zostałabym młodą kłopotliwą wdową, którą może wydałoby się za następnego lorda, a może zlikwidowało w imię wyższych celów. Ale ja tak nie chcę. Nie potrafiłabym tak żyć.
Aga przymknęła oczy. Była zmęczona. Wyczerpał ją marsz i brak snu, była głodna i chciała się wykąpać.
– Włączę autopilota i spróbuję coś upichcić – powiedział Hijo. Sam też miał ochotę na coś do jedzenia.
Stojąc pod prysznicem w malutkiej łazience, zlewana gorącymi strugami wody, Aga podśpiewywała cicho. To było silniejsze od niej, nie potrafiła wyzbyć się tego denerwującego niektórych zwyczaju.
Hijo załomotał w drzwi, oznajmiając, że posiłek gotowy. Dziewczyna szybko wyszła spod prysznica i przeszła do kuchni. Rzuciła się na jedzenie, zupełnie ignorując wpajane jej od dziecka maniery. Przemytnik patrzył z rozbawieniem.

***

– Czy ta czerwona lampka powinna się tak świecić? – zapytała Aga, kiedy Hijo wrócił do sterów.
– Która lampka?
– O, ta tutaj. – Dziewczyna pokazała palcem. Solo zbladł.
– O jasna cholera…
– Co?!
– Alarm zbliżeniowy. Ktoś nas goni! O jasna cholera, o jasna cholera… – powtarzał przemytnik, gorączkowo przełączając guziki. – Nie uciekniemy im. Przygotuj się, że będziemy walczyć.
– Ale kto to?! – dopytywała się pobladła Aga.
– Zbiry lorda Dzejesa. Pięć myśliwców. Cho…
BUM!
Wybuch wstrząsnął Myszołowem Millenium.
– Dostaliśmy! – krzyknęła Aga.
– Wiem! Na szczęście silniki działają.
Manewrów, jakie wykonywał Hijo, nie sposób było opisać. Szalony slalom-gigant, uniki, zwody, beczki… Tylko niewiarygodnemu refleksowi i ogromnym umiejętnościom w zakresie pilotażu zawdzięczali, że myśliwce nie rozniosły ich jeszcze na atomy. Myszołów zatrząsł się, kiedy dostali po raz drugi.
– Nie uciekniemy! Lepiej się poddać!
W momencie, kiedy następny pocisk trafił w lewy silnik, pojawił się jeszcze jeden statek. Duża fregata otworzyła ogień do myśliwców lorda Dzejesa, niszcząc je jeden po drugim.
– Uratowali nas! – krzyczała Aga, kiedy Hijo włączał systemy gaśnicze, by ugasiły pożary. – Jesteśmy ocaleni!
Nieznany statek zbliżył się do Myszołowa. Solo popatrzył na czarną pięść i zaklął szpetnie.
– Nie jesteśmy. To są handlarze niewolników…

***

– Ruszać się, no już! Już! – Nadzorca z batem popchnął zakutą w łańcuchy Agę. Dziewczyna weszła na pokład powłócząc nogami.
Handlarze niewolników weszli na Myszołowa Millenium, nie napotykając żadnego oporu. Hijo i Aga nie mieli wyjścia, musieli się poddać. Z niesprawnym silnikiem, podziurkowani niczym sito, nie mieli szans na nawiązanie walki, ani tym bardziej na ucieczkę.
– I co my tu mamy? – Andre, kapitan statku, przypatrzył się uważnie Adze. – Nowe kurczątko do sprzedania? Sprzedamy ją z dużym zyskiem w Bizancjum – powiedział do swojego bezdusznego zastępcy, Soullessa. – Lord Dzejes szepnął mi słówko, że potrzebuje takich panienek. Zabrać ją!
– A co z tym szmuglerem, z którym leciała? – zapytał Soulless.
– To znany przemytnik, Hijo Solo. Jego zawieziemy Żabbie. Zdaje się, że mają ze sobą do pogadania…

***

Bizancjum było gorące. Jak okiem sięgnąć rozciągały się spalone równiny, na których żyli koczownicy, wegetując dzień po dniu. W osadach mieszkali biedni ludzie, płacący wysokie podatki tyranom ze stolicy. Tylko wokół rzek wyrastały miasta, mieszczące liczne, świetnie prosperujące domy uciech.
Stolica Bizancjum, siedziba lorda Dzejesa, naprawdę robiła wrażenie. Jasne budynki z piaskowca, niebosiężne pałace ozdobione pięknymi ornamentami, wspaniałe, sztucznie nawadniane tarasowe ogrody zachwycały wszystkich przyjezdnych. Już z daleka miasto lśniło bielą i różem masy perłowej.
Pałac lorda Dzejesa mieścił się na wzgórzu, górując ponad miastem. Soulless pogonił grupkę niewolników, w tym Agę, w stronę wejścia. Czekali dobrą godzinę, zanim lord wreszcie ich przyjął. Ale kiedy wreszcie mogli stanąć przed obliczem hegemona Bizancjum, handlarze musieli przyznać, że opłacało się czekać. Aga, tak samo jak kilka innych kobiet, zostało kupionych prawie bez targów.
– Ty – jeden z zarządców lorda Dzejesa wskazał wysoką blondynkę palcem – do kuchni. Ty – pokazał pulchną szatynkę – do sprzątania. A ty – wskazał na Agę – będziesz usługiwać przy stole.
„Pięknie” – pomyślała dziewczyna. – „Naprawdę pięknie…”


Resztę historii Agi już znacie.

Haletha - 2 Stycznia 2007, 20:21

- W prawo? A może w lewo? – zastanawiał się Rodion – Myślę zresztą, że możemy pójść prosto.
- Prosto? – Martva spojrzała na litą ścianę i popukała się w czoło – Pobyt na planecie Tubii chyba jeszcze daje ci się we znaki.
- Wydaje mi się, że Rodion może mieć rację – zamyślił się Pako. Spójrzcie na tę płaskorzeźbę. Przeszedłem przez wiele gier komputerowych i wiem, że takich ozdób nigdy nie projektuje się bez powodu. Myślę, że ma ona jakiś związek z tajnym przejściem.
Istotnie, z samego środka ściany wyrastała gustowna rogata głowa demona z wywalonym językiem. Język świątecznie migotał na czerwono, zaś wokół rozbrzmiewała melodyjka pastorałki „Gwiazda Śmierci lśni na niebie”. Gorat podszedł i w ramach eksperymentu przymierzył się do oplucia głowy kwasem. Ziuta okazał się jednak szybszy. Przyskoczył i pociągnął za język, zwalniając ukrytą sprężynę.. Ściana zazgrzytała upiornie i ukazały się w niej drzwi.

Za drzwiami ciągnął się kolejny korytarz; jego koniec tonął w nieprzeniknionych ciemnościach. Na szczęście przebrany za choinkę Studnia miał podłączone do siebie lampki. Ixolite uruchomił dodatkowo flesz aparatu, który dzięki zmyślnej szpiegowskiej konstrukcji przeszedł przez rewizję i nie dostał się w ręce lorda Nursa. Wszyscy ruszyli do przodu. Z każdym krokiem robiło się coraz zimniej.

Wyrósł znienacka na samym środku korytarza. Miał ciało mężczyzny, głowę kota i sięgał sklepienia. W rękach dzierżył miotacz ognia o długim drzewcu. Patrzył zimno i spokojnie.
- Jakoś sobie poradzimy – szept Elam niósł się spotęgowany przez echo – Odwróćcie jego uwagę. Ja zajdę go od tyłu i walnę patelnią w potylicę...
- Nie radzę – tajemniczy osobnik opuścił broń i wycelował ją w gremlinka – Nikt jeszcze nie pokonał mnie w ten sposób. Zawrócić też wam nie wolno, musicie wciąć udział w mojej grze. Jeśli przegracie, podzielicie ich los - wskazał do góry. Dopiero teraz nieszczęsna drużyna zauważyła, że sklepienie wykonano z żeber i piszczeli zamieszkującychGalaktykę istot rozumnych.
- Jestem Zerowiec, Strażnik Epopei Tragiczno – Komicznej. Teraz jedno spośród was omówi dla mnie dowolną powieść wielkiego i szanowanego pisarza, uwzględniając w szczególności kwestie polityczno-społeczne, filozoficzne, teologiczne czy etyczne, oraz naukowe, świadczące o głębi utworu. Jeśli uczyni to zgodnie z kluczem, puszczę was wolno, nie pytając skąd przychodzicie, kim jesteście i dokąd zmierzacie.
Zapadła cisza tak martwa, jakby nasi bohaterowie wczuli się już w rolę makabrycznego budulca. Piraci niepewnie patrzyli po sobie.
- Może ty pójdziesz? – Miria wskazała brodą na Elam – Nieźle piszesz, czytałam twoje notatki na kafelkach w łazience.
- Ja mogę spróbować – pisnął Ziuta, nim Wiedźma przytomnie zatkała mu usta – Omówię „Całą prawdę o androidach – stworach naturze przeciwnych”, autorstwa...
- Nie, nie dam rady... Jestem specjalistą tylko w dziedzinie poezji – wymawiał się zaczerwieniony Fearfol.
- Raz kozie śmierć, pójdę.
Anko, wciąż blada, zrobiła kilka chwiejnych kroków. Nogi plątały jej się w sukni Kpiącej Królewny. Była jednak zdecydowana. Chyba. Mawete, słysząc coś o kluczach, pospiesznie wcisnął jej do ręki pęk kluczy odebrany strażnikowi.
- Nasza książka... – zaczęła Anko z namaszczeniem – Nasza książka... Spełnia wszystkie powyższe kryteria, gdyż jest... No, tego. Otrzymała Nagrodę Małpilusa przyznawaną przez nieprzekupnych czytelników. Lordowi Nursowi się nie spodobała, więc musi być dobra. A poza tym... no... – dokończyła już krzycząc – jest NASZA!!!
- Co takiego? – Zerowiec był szczerze wstrząśnięty – To wy jesteście autorami najsłynniejszej powieści ostatnich lat?! Taka banda przebierańców... To znaczy, chciałem powiedzieć... nieważne zresztą. Jestem zaszczycony mogąc was poznać. To cudowne! Oczywiście możecie ruszać dalej. Ale czy wcześniej dostanę wasze autografy?

Zrezygnowana załoga Latającej Holery spełniła prośbę Strażnika. Następnie udała się w dalszą drogę przez ciemny korytarz. Już wkrótce stała przed kolejnymi drzwiami...



Ixolite, wnioskuję o przyłączenie Metali do rejestru potworów:)

Agi - 2 Stycznia 2007, 20:26

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :bravo
Ratujecie mi życie. Przy takiej dawce humoru choroba nie ma szans.
Haletha, Zerowiec, Strażnik Epopei Tragiczno – Komicznej jest bossski :D

Objętość tekstu przekroczyła 51 stron!

elam - 2 Stycznia 2007, 20:27

Cytat
notatki na kafelkach w łazience
:bravo :mrgreen: :bravo
Haletha - 2 Stycznia 2007, 20:30

Historia Agi jest rozbrajająca:-DD


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group