Anonymous - 3 Lutego 2013, 13:47 O kurczę, ale rozrośnięta ta dyskusja! Wczytam się w wolnej chwili, bo na pierwszy rzut oka wygląda interesująco. Dzięki za link.Ziuta - 3 Lutego 2013, 15:34 Więc tak, no –
Oficjalna ziutowa egzegeza „Morfiny”, do której doszedłem ostatnimi czasy, po napisaniu recenzji na blogu, przeczytaniu paru cudzych i po zięciu udziału w kilku internetowych dyskusjach (w tym tej zalinkowanej przez iliannę). Zaleca się drukować i wkładać za skrzydełko okładki, bo od autora raczej nic nie wyciągniecie (zapiera się , bo podobno dobry obyczaj nakazuje pisarza zastrzelić w momencie oddania zredagowanego rękopisu do druku). UWAGA: spojler na spojlerze.
Spoiler:
Podstawowa wada Morfiny jest taka, że to powieść w pewnej mierze wyrachowana. Twardoch postanowił wejść w nowy target, więc pisał pod głównonurtowego czytelnika, a nie fandomowego, oraz pod Paszporty, a nie Zajdle. Dlatego rzeczy, które starzy fani pojmą po jednym zdaniu, tutaj rozpisał na całe strony. Na wszelki wypadek. Z tego samego powodu całość wydaje się chaotyczna – Morfina to taki przegląd tygodnia. Mógłbym ołówkiem zaznaczać, co jest wzięte z „Ronda”, co z „Tak jest dobrze”, a co z „Grunwaldu”. Przez ten natłok tematów Morfina robi się nieczytelna.
Po drugie bohater. Gdyby kazano mi podać jedną rzecz, która konstytuuje polską fantastykę, bez wahania powiedziałbym że bohater. I tym miejscu Twardoch poszedł na przekór swoim fantastycznym korzeniom. Dla wielu oburzonych czytelników wszystkie te łajdactwa i świństwa byłyby absolutnie akceptowalne, gdyby Willeman był przeironizowanym cynikiem. I w drugą stronę: wielu przyzwoliłoby na największą nawet bohaterszczyznę, gdyby była popełniana z kwaśną miną a la detektyw Marlowe.
Przez dobre dwie trzecie książki obserwujemy postaci z bardzo wykrzywionej perspektywy. Kostek nie jest obiektywnym narratorem. Gorzej, wykrzywia wszystko i przekręca, żeby się usprawiedliwić. Matka nie jest wcielonym demonem, Salome kobietą fatalną. To samo dotyczy teścia-endeka i Heli-matkipolki. Oni tacy nie są, on ich wyolbrzymia, karykaturuje, ogląda jakby w zwierciadle, niejasno. Dopiero po przemianie, kiedy wraca z Budapesztu, ogląd staje się trzeźwy.
No ale wtedy Kostek ginie z rąk najlepszego przyjaciela. Wygląda na to, że przegrał. Misja zaprzepaszczona, bliscy go nienawidzą, zostanie zapamiętany, jako pierwszy skazany na śmierć za kolaborację. A jaka byłą stawka tej gry! Kostka mydła, której (nomen omen) Kostek nie dostarczył Inżynierowi, miała ocalić miliony. No ale wszystko przepadło, zostaje tylko pole bitewne duszy. I moja interpretacja jest taka, że Willeman wygrał. Zyskał tożsamość, może jeszcze coś więcej.
Swoją drogą w Morfinie lubię najbardziej to, jak krytyka kruszy sobie na niej pióra (chociaż jest się czego przyczepić). Każdy wydobywa tylko to, co go interesuje, nie próbując nawet dokonać syntezy.
Główny nurt oczywiście zainteresował się kwestiami tożsamościowymi. Jestem Polakiem lub Niemcem, mężczyzną, kobietą, czymś trzecim – nie wiem, nie chcę wiedzieć, dajcie mi święty spokój. Ale nie dają, przystawiają nóż do gardła i każą się zdecydować. Oczywiście nie mówią, która odpowiedź ratuje życie i dlaczego akurat ta.
Fantaści z kolei pytają: dobrze, okej, jest to w końcu fantastyka, czy nie? Odpowiedź jest taka, że zależy od interpretacji. Mamy w Morfinie dwie narracje: nieprawdomówną pierwszoosobową narrację Kostka oraz równie niewiarygodna Ta Trzecia, która zawsze idzie obok niego. Kim jest? Zna przyszłość i przeszłość, losy, których nie mógł znać Kostek. W finale opuszcza go i przechodzi na Jacka. W wersji „realistycznej” to zwykły wszechwiedzący narrator, po prostu silnie zindywidualizowany. Nie „przezroczysty”.
Ale –
Ale jest kilka momentów, kiedy wchodzi w interakcję ze światem. Bardzo dyskretnie, przy pierwszej lekturze to przeoczyłem. Tak narratorka mówiła, szepcze na granicy świadomości. I są właśnie chwile, kiedy ten szept przebija się do mózgu Willemana. Nie jak u wariata, że słyszę głosy w mojej głowie, ale tak, że Willeman bierze to judzenie za własne myśli. I wreszcie: jest moment kiedy Ta Trzecia milknie. Strona 453. Co to jest taki ktoś, kto siedzi człowiekowi cały czas na ramieniu i przepłoszyć go może tylko Przeistoczenie? Nieważne, że Kostek jest nieochrzczony, a Masza niegodna. Sakrament działa zawsze.
Czy to czyni Morfinę fantastyką, czy „realizmem nieatestycznym”? To chyba zależy od czytelnika.
Właśnie tam Kostek się zmienia, na stronach 453-464. Łatwo to przeoczyć, bo Autor nie chciał inscenizować nawrócenia z neonami.
Miria napisał/a
Problem w tym, że te rozterki są dla mnie osobiście tak obce, że śmieszne.
Specjalnością Twardocha od czasów Epifanii jest coś, co nazywam na swój użytek „strumieniem empatii”. Swoją drogą to też naraża go na zarzut lania wody. Jeśli bohater Twardocha kupi obwarzanka od baby na Rynku, to zaraz wyświetli nam się całe życie baby, od zygoty do śmierci dwadzieścia lat później. Twardoch próbuje przekroczyć barierę intymności i zbliżyć się do człowieka tak bardzo, jak tylko drugi człowiek przy pomocy literatury może. Tą metodą można by spokojnie napisać o ofierze uprzedzeń rasowych, nędzarzu, albo kimś z problematyczną identyfikacją płciową. I wyobrażam sobie, że jakiś mieszczanin w swoim ciasnym mieszkaniu powie „to jest tak wydziwione, że aż śmieszne”. No ale Twardoch pisze o męskości i narodowości.
Miria napisał/a
zastanawiałam się, czy spotkałam w literaturze żeński odpowiednik takiego bohatera i nic nie przyszło mi do głowy
Bo mężczyzna ma ciało, a kobieta jest ciałem. Stąd cały ambaras.
Porównanie Twardocha do Szostaka jest trafne, bo i Morfina i Chochoły (plus Dumanowski plus Fuga). Ocierają się o podobne tematy. Mężczyźni są słabi, a rzeczy się częściej przydarzają niż są efektem świadomego działania. To jest życiowe, ja to kupuję. Jeśli kto chce męskiego bohatera, pana sytuacji będącej wynikiem możliwej do ogarnięcia umysłem sekwencji przyczyn i skutków – polecam poczytać Jarosława Grzędowicza.
I chyba tyle mojego. Morfina nie jest może powieścią wielką (do wielkości najbliżej było Grunwaldowi, ale przecież Twardoch to rocznik 1979, ma czas na Wielką Powieść), ale na pewno jest powieścią ważną. Jak w blurbie – szaloną, transową, psychologiczną, sensacyjną i skandaliczną. Ale nie w potocznym rozumieniu.
Mam na imię Ziuta i jestem anonimowym twardocholikiem.
mam nadzieję, że nie chlapnąłem żadnego błędu w tej pisaninie Anonymous - 3 Lutego 2013, 20:28
Spoiler:
Ziuta napisał/a
Ale jest kilka momentów, kiedy wchodzi w interakcję ze światem. Bardzo dyskretnie, przy pierwszej lekturze to przeoczyłem. Tak narratorka mówiła, szepcze na granicy świadomości. I są właśnie chwile, kiedy ten szept przebija się do mózgu Willemana. Nie jak u wariata, że słyszę głosy w mojej głowie, ale tak, że Willeman bierze to judzenie za własne myśli. I wreszcie: jest moment kiedy Ta Trzecia milknie. Strona 453. Co to jest taki ktoś, kto siedzi człowiekowi cały czas na ramieniu i przepłoszyć go może tylko Przeistoczenie? Nieważne, że Kostek jest nieochrzczony, a Masza niegodna. Sakrament działa zawsze.
Kusząca interpretacja, ale jednak jej nie kupuję. Wróciłam do książki w celu sprawdzenia, i jednak nie pasuje mi to, bo:
Spoiler:
Narratorka zaczyna wycofywać się już w momencie pojawienia się Dzidzi. Sama msza nie jest tu żadnym punktem przełomowym, prędzej późniejsze spotkanie Kostka i Dzidzi i jej powracające pytanie Kim jesteś?. Narratorka w pewnej chwili mówi wprost coś takiego Ona mi Cię odebrała. Jej duch, jej siła. i następuje opis cech Dzidzi. Bardziej bym się skłaniała tu wersji romantycznej, czyli że miłość nadała pozwoliła się Kostkowi odnaleźć, przejrzał się w Dzidzi i dzięki temu ujrzał i siebie - jakoś tak. Za tym też przemawia fragment o tym, że miłość to substancja życia, składa się z porywów serca i drgań lędźwi, a reszta nieważna (cytuję z pamięci, mogło być ciut inaczej). W innym miejscu narratorka mówi o tym, że Dzidzia ją zagłusza. Jednak narratorka nie milknie zupełnie w żadnym momencie, mówi aż do samego końca, chociaż Kostek już jej nie słyszy. Natomiast sama postać narratorki jest wieloznaczna i chyba nie da się odpowiedzieć na pytaniem, kim była, jakoś kategorycznie. Miała coś z diabła, ale i anioła, była jednocześnie i matką i kochanką Kostka, duchem, cieniem, jego własną słabością, pustką, morfiną - wszystkim po trochu i niczym równocześnie.
Żeby nie było, nie odmawiam słuszności Twojej interpretacji, ale mnie ona nie przekonuje. Zresztą, ta kwestia nie jest chyba aż tak istotna.
Co do pozostałej części egzegezy, to nie mam specjalnie nic do powiedzenia, bo to już w większości kwestia osobistego odbioru. Ty kupujesz, bo życiowe, dla mnie to samo jest nieżyciowe kompletnie. Może nie tyle nieżyciowe, bo mam przekonanie graniczące z pewnością, że znajdą się ludzie mający Kostkowe dylematy i zachowujący się podobnie jak on, tylko akurat moje osobiste dylematy i egzystencjalne rozważania są o jakieś dwa kosmosy odległe. Witchma - 7 Lutego 2013, 08:09 O Morfinie i jej autorze.Ziuta - 7 Lutego 2013, 11:15 Szkoda, że już nie ma, ale przez chwilę na głównej onetu straszyła niesamowita zajawka artykułu. Kocham styl onetowych zajawek makpfi - 7 Lutego 2013, 18:00 Miria, Ziuta - podziwiam za tak rozbudowane egzegezy pisarstwa Szczepana Twardocha, ze szczególnym uwzględnieniem Morfiny. Akurat o tej ostatniej nic nie wiem, bo jeszcze jej nie czytałem.
Ja nie odbieram literatury w taki sposób jak to opisuje autor analizowanego tekstu ps. Ziuta.
Jest on pewną całością, a po lekturze można powiedzieć " podobało się, lub nie ".
Epifania była tekstem, który mnie wciągnął, i uważam że był " w poetyce twórczości ", Szczepana Twardocha, jak najbardziej.
Przy lekturze Grunwaldu zorientowałem się w pewnym momencie, że psychologicznie znajdujemy się już w innym świecie, że ten świat jest inny, mentalnie i historycznie, i jednak dla mnie obcy. Myślałem nawet, że to przez inne i różne od Twardocha doświadczenia historyczne. Jako mieszkaniec byłej Kongresówki miałem zupełnie inny przekaz rodzinny i środowiskowy i inne dylematy. Dla mnie punktem odniesienia był Wschód, a nie Zachód, jakbyśmy go szeroko czy nie postrzegali.
Czy jest to wielka powieść? Jeszcze nie wiem. Wiem tylko, że na razie rozmija się trochę z moją optyką, że nie mogę jej przeżyć wystarczająco głęboko, by tak o niej powiedzieć.Fidel-F2 - 7 Lutego 2013, 18:02
makpfi napisał/a
Przy lekturze Grunwaldu zorientowałem się w pewnym momencie, że psychologicznie znajdujemy się już w innym świecie, że ten świat jest inny, mentalnie i historycznie, i jednak dla mnie obcy.
makpfi - 7 Lutego 2013, 19:26
Fidel-F2 napisał/a
makpfi napisał/a
Przy lekturze Grunwaldu zorientowałem się w pewnym momencie, że psychologicznie znajdujemy się już w innym świecie, że ten świat jest inny, mentalnie i historycznie, i jednak dla mnie obcy.
Piszę o rzeczywistości literackiej
PS. Fajne fotki. Słyszałem o intensywnym życiu pozaliterackim w SF, a teraz kilka epizodów zobaczyłem na Twoich fotkach. +Fidel-F2 - 7 Lutego 2013, 19:38
makpfi napisał/a
Piszę o rzeczywistości literackiej
niekoniecznie tym coś wyjaśniłeśihan - 22 Lutego 2013, 16:13 Na szybko, bo jeszcze wrócę chętnie i popiszę o Morfinie, nie wiem co to o mnie świadczy, ale mnie wciągnęła. Do tego stopnia, że przejechałam przystanek. I w zasadzie nie wiem jak zracjonalizować co wciągnęło, granie duszy Kostka nie, na pewno nie. Bo bliższy mi ten, który wraca z Węgier i dochodzi do tego, że
Spoiler:
jeden pies, czy on Niemiec, Polak, Marsjanin może nawet, bo raczej identyfikuje to, że on Konstanty Willeman
Chyba historyjki tych wszystkich obok, których czyta TT (Ta Trzecia), i nawet sarkałam sobie, że wszyscy, których spotyka Kostek kończą źle, ale tu autor mnie zaskoczył i
Spoiler:
pojawia się satyryk, który po prostu przezywa życie, nic o tragicznym końcu nie ma, taka niespodzianka kompletna
I Miria, Ziuta, akurat powód odsunięcia się TT wydaje mi się inny niż
Spoiler:
Msza lub miłość. Dzidzia jest tam jedyną osobą będącą sobą, która jest dzidzią, nie matką-Polką, nie Salome-erotyczną, nie teściem-endekiem, która nie określa się przez co ma robić, czego się spodziewają i jak ja widzą inni, tylko tak jak Kostek na końcu, jest sobą, czego nie robi nawet matka Kostka, która też ma potrzebę wpisywania się w Katarzynę Polkę lub Catharine (sorki nie mam pod ręką książki, więc nie sprawdzę wersji niemieckiej jej imienia)- Niemkę
.
Jedno, co mi przeszkadzało w książce, to była koszmarne ahigieniczna, co chwilę miałam ochotę myć ręce, a gdy Kostek wykonuje ciąg
Spoiler:
defekacja na podwórku - wyłupienie oka - powrót do heli i uwalenie się w czystej pościeli,
cały czas myślałam tylko o tym, że ma uwalane fekaliami spodnie, i że powinien przynajmniej umyć ręce.Anonymous - 23 Lutego 2013, 10:21 ihan, po namyśle stwierdzam, że Twoja interpretacja jest najlepsza. ihan - 23 Lutego 2013, 12:43 No, ba ....dalambert - 8 Stycznia 2014, 12:32 *beep* się Twardoch Fidel-F2 - 8 Stycznia 2014, 12:37 dalambert, przybliżysz?Witchma - 8 Stycznia 2014, 12:39 Hmm... tak bez kontekstu to nie wiadomo, czy rugać, czy się przyłączyć.Agi - 8 Stycznia 2014, 12:41
dalambert napisał/a
*beep* się Twardoch
Co Ci się złego stało dalambercie?Romek P. - 8 Stycznia 2014, 12:46 Z dużym opóźnieniem Dalambert dowiedział się, co powiedział pisarz na temat Polski? Fidel-F2 - 8 Stycznia 2014, 12:46 ok dalambert - 8 Stycznia 2014, 13:02 Agi, a co złego się stało panu twardochowi ? Polska go bidulka skrzywdziła okrutnie, oddychać mu pełem biustem nie daje/ ze się jej karze firdolić /
Czy tylko lewactwu wchodzi w fupsko i na "nikę" chce zapracować.
Romek P., a co tu czas ma do twardochowegi fuwniarskiej zgrywki Luc du Lac - 8 Stycznia 2014, 13:26 a ja że tak zapytam: kto to jest Szczepan Twardoch ?hrabek - 8 Stycznia 2014, 13:27 Naprawdę?Kruk Siwy - 8 Stycznia 2014, 13:29 Naprawdę to nikt nie wie kto to jest. Ufok.hrabek - 8 Stycznia 2014, 13:29 Przybysz z Matplanety, bym powiedział.Kruk Siwy - 8 Stycznia 2014, 13:30 Równie nudny?Luc du Lac - 8 Stycznia 2014, 13:30
hrabek napisał/a
Naprawdę?
naprawdę - wygoglałem go sobie, ale nadal nic nie wiem, poza tym że spłodził w ostatnich latach klika książekKruk Siwy - 8 Stycznia 2014, 13:32 Chwalić się niewiedzą to jak szpanować małym fiutkiem - jakby rzekła jedna droga nieobecna userka, chłopie.
Mnie tam jedyne co wkurza w Szczepanie Twardochu to fakt, że gdy tylko osiągnął pewien sukces to zaczął się gwałtownie odcinać od fantastyki. Żałosne.hrabek - 8 Stycznia 2014, 13:49 Mnie ostatnio odstręczają raczej jego radykalne wypowiedzi na tematy polityczne.Luc du Lac - 8 Stycznia 2014, 14:16
Kruk Siwy napisał/a
Chwalić się niewiedzą to jak szpanować małym fiutkiem - jakby rzekła jedna droga nieobecna userka, chłopie.
hmm... jakby ci tu to odpowiedzieć chłopie, a nikogo nie obrazić...
ów Szczepan puścił bąka, a reagujesz jakby najmniej premier zepsuł powietrze na przyjęciu w ambasadzie rosyjskiej.
w ostatnich 10 latach wykluło nam się pisarzy fantastyki bez liku, i jak przypuszczam większość z nich może się pochwalić i sporym zasobem publikacji jak i nagród - pozwolę sobie zachować prawo do niewiedzy o tychże... tym bardziej że po prostu zapytałem o to kim jest Szczepan T. że się tak "jaracie" jego faux pas
zresztą, nieobecna userka miała raczej na myśli Wiedzę a nie wiedzę
Z wyrazami uszanowania
LucKruk Siwy - 8 Stycznia 2014, 14:28 My się "jaramy" zupełnie czym innym. Niezrozumiałeś A Twardoch to taki nasz jakby "kolega" bo na łamach SFFiH publikował i na tym forum bywał. A teksty i konteksty znajomych (choćby z sieci) odbiera się inaczej. Osobiściej.Romek P. - 8 Stycznia 2014, 14:31
dalambert napisał/a
Romek P., a co tu czas ma do twardochowegi fuwniarskiej zgrywki
Czas ma tyle do rzeczy, zacny Dalambercie, że ta dyskusja w większości internetów przetoczyła się tak dawno temu, że chyba jeszcze wtedy dinozaury biegały, a teraz na topie są inne tematy, które jutro będą aktualne jak ubiegłoroczny śnieg tyle i tylko tyle chciałem powiedzieć, bo w temacie Polski to mi się gadać zwyczajnie nie chce, bo i po co?