To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - POWIEŚĆ W ODCINKACH!

elam - 30 Grudnia 2006, 17:04

:bravo wrzucilam sobie do sygnaturki, zeby bylo latwiej znalezc :D :mrgreen:
Fearfol - 30 Grudnia 2006, 17:13

Najczarniejszy z czarnych szwarccharakter galaktyki, najmroczniejszy z mrocznych, pomroczność jasna to przy nim słoneczny dzień, niegrzeczne dzieci całej znanej galaktyki straszy się jego imieniem, zemsta jego jest przerażającą i arghhhghgrhghs… [end of transmition]

Ogólnie genialnie :bravo :bravo i jeszcze raz :bravo , dla wszystkich tworzących tą epopeję

elam - 30 Grudnia 2006, 18:14

Sasori i Natt

oczekując na ciąg dalszy dziecinstwa NURSA:

_ ALARM ZBLIZENIOWY !! ALARM ZBLIZENIOWY !!!
- gorat, co sie dzieje?? - Lu wpadła na mostek jak bomba. Sexbomba, oczywiscie :) Za nią przybiegla Miria, ktorej zeszły już wszystkie siniaki a delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Nawet gorat musiał na chwile oderwać wzrok od ekranów na widok tych dwóch kobiet.
- jak to co, mamy alarm.
- no cholera, to słysze!! ale co nas atakuje?? jaka broń mam nastawic?? gdzie strzelać?? co jest grane, no?? i gdzie, do latającej holery, gdzie Rodion?????
- uspokój sie. - gorat zachowywał kamienny wyraz pyska. - nic sie nie dzieje. to tylko jakiś kubeł na kosmiczne śmieci dryfuje sobie w próżni.
- aaaa... - Lu nabrała powietrza w pluca, usiadla na fotelu obok gorata i zaczeła bawic sie klawiszami na konsoli, niby to sprawdzajac sprawnosc systemow obronnych i ofensywnych. Miria przypatrywala sie uważnie, zapamiętując wiele funkcji, co kiedyś może sie okazać korzystne dla rozwoju akcji.
- ale nadal nie wiemy, gdzie jest Rodion i dlaczego nie na mostku, kiedy wyje alarm?
gorat wzruszyl swoim odpowiednikiem ramion.
- wiesz, od czasu tej rany na Bizancjum dziwnie sie zachowuje...
- tez to zauważyłes? - Lu usmiechnęła się przebiegle. - Najpierw myślałam, ze martwi sie o mawete, ale to nie to...
- mhm... wiesz, coś dziwnego jest z tym kubłem. nie chce odlecieć.
- nie martw sie, zaraz pewnie Romulus go zje i po kłopocie. Ja za to myśle, ze powinniśmy sprawdzić, co Rodion porabia w zaciszu swojej kabiny...
Lu skineła na Mirie i obie dziewczyny opuscily mostek. gorat skupił zaś całą swą uwagę na kuble kosmicznych śmieci. Dziwnym zbiegiem okoliczności Romulus wcale ale to wcale nie zamierzał go połknąc. wręcz przeciwnie, okazywał kubłowi dziwną czułość...
- Chyba nie przesadzilismy z tymi śpiewami humbakow?? - zaniepokoił sie nawigator i zawołal Nexusa, by ten sprowadzil kubeł na pokład.

Kilka minut pózniej oczom zdziwionej załogi ukazala sie dziwna, kudłata zielona postać, śmierdząca śledziem i czosnkiem.
- A co to??
- Ja wiem! zawolal Tom Cich - to Sasori !! uścisnąłbym cie z radości, kolego, ale capisz okropnie.
- Wykąpiemy go i będzie jak nowy - powiedzial powaznie gremlinek. - jak fajnie, jeszcze jedno futrzaste zwierzątko...
- sama jestes futrzaste zwierzątko. I nikt mnie nie bedzie kąpał, fuj! żebym sie jeszcze przeziębił?

Tymczasem Lu i Miria, stojąc pod drzwiami kabiny Rodiona usłyszały wyraźnie, że rozmawia on z jakąś kobietą, i to w niezwykle czuły, jak dla niego, sposób...
- Ja znam ten głos. – stwierdziła Miria. – To ....

Haletha - 30 Grudnia 2006, 18:32

Nie dokończyła. Poczuła za to, jak ogarnia ją nieprzezwyciężóna senność. Ziewnęła. Nie było w tym nic dziwnego, dochodziła wszak północ. Pora, kiedy załoga Holery zazwyczaj odstawiała już opróżnione kufle i udawała się na spoczynek.
- Nie mam czasu się teraz nad tym zastanawiać. Pomyślę o tym jutro - tym razem ziewnięcie było głośniejsze - Teraz idę spać.
- Słu-uusznie, ja teeee... - potwierdziła Lu.
Na korytarzu minęły się z Elam, której włochate powieki także opadały w dół.
- Spaać, spaać, jutro będzie nowy dzieeń - mruczał gremlinek - Być może spotkamy Ba'ala... Ba'al, Ba'al... Bal! Sylwestrowy! Jutro Sylwester!
Już po chwili ze wszystkich kajut pirackiego okrętu dochodziło zgodne chrapanie.


Piszę i proszę o standardowe kobiece dwadzieścia minut!

Ixolite - 30 Grudnia 2006, 18:34

:D

Ale kto pozjadał duże literki? :wink:

EDIT: pytanko do gremlinka bylo skierowane
EDIT2: Taka mała sugestia - jak ktoś coś pisze, to niech od razu tworzy opisy nowych postaci, miejsc itp. do słowniczka. Tak z tekstu ciężko mi wszystko wyłapać.

elam - 30 Grudnia 2006, 19:09

a moja prosba o pisanie imion wytluszczona czcionka, jak to robi Tomcich i ja - widac lepiej, co, kto, jak, gdzie i kiedy.. :)
Adanedhel - 30 Grudnia 2006, 19:26

To i ja się wyprodukuję :)

Bohaterowie smacznie spali zbliżając się do planety Goa’uldów. gremlinek śnił coś o Balu Sylwestrowym, mamrocząc co chwilę więcej szampana proszę, ale biegiem, czy jakoś tak. Studnia co jakiś czas strzelił wyładowaniem. Inni śnili swoje sny o różnych tentegesach.
Nie mieli pojęcia jak daleko sięgają macki?... odnóża?... niech będą po prostu wpływy Lorda Nursa . Jego agent właśnie informował, że do planety zbliża się jakiś statek. Zmyślny Lord natychmiast domyślił się czyj.
- I pamiętaj, żeby Ba'alowi przekazać serdeczne życzenia świąteczne - pouczał swojego ucznia. - Zanim przybędą moje statki chcę ich tam zatrzymać.
- Tak mistrzu.
- I mógłbyś zapytać, czy aby nie ma więcej miejsc na balu. Chętnie bym się rozerwał.
- Tak mistrzu.
- I mógłbyś przestać powtarzać tak mistrzu?!?
- Tak mistrzu.
Zniechęcony Lord mruknął coś pod nosem i wyłączył palantira. Tymczasem agent skierował się do pałacu Ba'ala.

Ba'al przyjął go z otwartymi ramionami.
- Witam szanownego wysłannika szanownego Nursa. Co waść robisz w moich progach? - warknął nagle, bo humory miewał cokolwiek zmienne.
- Przysyła Lord Nurs mnie, w systemie statek zjawił się gdyż, na uciekinierzy są którym - odparł agent.
Ba'al podrapał się po głowie, gdyż za wiele nie zrozumiał. Zerknął na tłumacza, tłumaczącego mu słowa Adana... Adani... dziwnie nazywającego się gościa. Tłumacz przetłumaczył migiem.
- Aha rozumiem. A cóż to za uciekinierzy?
- Piraci niebezpieczni, planety jego uciekający z, córki porywacze jego...
Ba'al słuchał tej litanii jednym uchem, drugie nachylając ku tłumaczowi.
- I cóż mógłbym uczynić dla szanownego Lorda?
- Prosi Lord uciekinierów do przybycia jego zatrzymać by czasu - Ada... dziwnie nazywający się koleś sam się zaciął, zastanawiając się co miał powiedzieć. Po chwili jednak dokończył. - Statki wkrótce Lorda będą tu.
Z trudem słowa jego przetłumaczono. Ba'al zastanawiał się chwilę, nim pokiwał głową.
- Taak, sądzę, że da się to zrobić. W imię wieczystej przyjaźni bratnich narodów! - wykrzyknął. - Jeżeli to już wszystko, to żegnam.
Ada.. Adanedhel (bo tak się chyba nazywał agent) skłonił się głęboko i już się odwracał, gdy przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie.
- Pyta Lord czy na Balu Sylwestrowym miejsc nie zostało Ci jeszcze?...


EDIT: no dobra, ma już jedną głowę :mrgreen:

elam - 30 Grudnia 2006, 19:37

plizz, Ba'al ma tylko jedna glowe za to baardzo sexy !!! (nie zmuszaj mnie do wklejania tutaj zdjecia :D )
i na pewno na balu zakocha sie w gremlinku. moze nawet z wzajemnoscia

no sprobujcie tylko go nie zakochac !! :twisted:

Agi - 30 Grudnia 2006, 19:37

:bravo dobre :mrgreen:
Haletha - 30 Grudnia 2006, 20:01

DZIECIĘCTWO I WCZESNA MŁODOŚĆ NURSA CZ. DRUGA:

...Zawiesił broń na plecach i pobiegł w stronę osobistych komnat Taliba Czaki. Po drodze mijał pralnię, postanowił więc wstąpić, by odebrać swoją własność. Niestety drzwi były zamknięte, a ze środka dobiegały jakieś szurania i posykiwanie. Zajmę się tym później – postanowił. Dopadł lorda i wkładając w to całą młodzieńczą energię posiekał go na zgrabne plasterki. Gdy osobista ochrona zaczęła strzelać, zakręcił obydwoma ostrzami straszliwy młynek. Mistrz Last Viking dobrze wyszkolił swojego ucznia. Już po paru chwilach było po wszystkim...

Nurs przewrócił kilka kartek w swej wyimaginowanej na potrzeby chwili księdze. Nie chciał wspominać, jak przetrząsnął później cały pałac w poszukiwaniu matki. Bezskutecznie, zniknęła bowiem bez najmniejszego śladu. Zniknął też Studnia i – co najgorsze – Pierścień. Chłopak przez długi czas podejrzewał, iż skarb został porwany w porozumieniu, jako że android darzył Nureczkę nadmiernym przywiązaniem. Przeprowadzone jednak śledztwo wykazało, że kradzież była wyłącznie dziełem barmana. Ten zresztą potwierdził przypuszczenia, wiele lat później...

Dochodził do władzy metodami, które na razie nie są istotne dla rozwoju Powieści. Efektem działań były dokumenty wywodzące jego ród od starożytnej królewskiej dynastii Kongów i olbrzymia forteca Minas Nursis. Zanim Pierścień trafił w ręce lorda Czaki, wykształcony już Nurs zdążył wystarczająco się mu przyjrzeć. Zapamiętał, iż skarb mieści się gdzieś w okolicach Góry Przeinaczenia, wzniósł więc fortecę niemal pod samym jej zboczem. Potem pogłębił swoją wiedzę. W najgłębszych czeluściach Kosmopedii i WikiCosmo wyczytał, iż Pierścień powstał w centrum superczarnejdziury znajdującej się w centrum galaktyk, a stworzyły go pierwsze cywilizacje Vernian, Lemian i Wellsan w celu kontroli sił wszechświata. Właściciel przy odpowiednim użytkowaniu mógł uzyskać władzę nad światem i rynkiem wydawniczym.
Rządzić zaczynał skromnie. Roztoczył opiekę nad wszelkimi szumowinami, które z takich, czy innych przyczyn uznał za interesujące. Znajdujący się pod jego protektoratem piraci płacili mu podatek w wysokości połowy łupów, wykonywali też wszelkie specjalne zadania. To właśnie kapitan Chark odnalazł na planecie Lubla Studnię.
Studnia mimo muzykotortur i groźby rzucenia na żer gremlinom nie chciał jednak zdradzić gdzie ukrył Pierścień... Wspominając tę porażkę lord miał ochotę płakać i wyć. Że też nie przyszło mu do głowy spojrzeć na jego palec u nogi!

No ale na co mi te smutki. Nie będziemy też wspominać nieudanego małżeństwa i ucieczki połowicy z synem. Pomyślmy o czymś wesołym...


By Fearfol:

- Wyżej tę antenę trzymaj, ofiaro! – krzyczał podirytowany Lord Nurs oglądając na palantirze walkę Fearfola z Mawete. Nie chciał korzystać z usług kablówki, wolał stare wypróbowane sposoby, dlatego posłał jednego z swoich sług z odbiornikiem fal na szczyt Minas Nursus.
Dobrze, wyśmienicie! – Zaśmiał się głośno, gdy przed jego oczyma ukazał się porażony przez prąd kapitan Małpilusa.
Genialnie – kontynuował oglądając kapitana z rozbitą głową, przygniecionego przez jego własny fotel.

W pewnym momencie stracił wizję, usłyszał natomiast za oknem krzyk sługi spadającego z Minas Nursus. Nie było to już dla niego ważne. Odwrócił wzrok i przed swoim tronem obitym skórą gremlinka ujrzał pochyloną sylwetkę C.G.J Czarnego.

- I'm always here!


- Czarny jest lepszym pracownikiem od tej gamoniowatej fikcyjnej postaci – mruknął nasz bohater, po czym nacisnął dzwonek.
Do komnaty wbiegł pirat w błękitnym płaszczu, Już od progu giął się w ukłonach i rzucał władcy wystraszone, a jednak pełne ciekawości spojrzenia.
- Witaj, wierny mój sługo – zagruchał Nurs – Czy domyślasz się po co cię wezwałem?
- Ee, żeby zlecić mi nowe zadanie, panie – kanciaste ryło Charka rozjaśnił mętny uśmiech.
- Niezupełnie. Pomyślałem sobie, że... zanadto się przepracowujesz. Chyba czas już, żeby zastąpił cię ktoś młodszy i bardziej energiczny. Rozumiesz, lata wykonywania zleceń robią swoje.
- Panie! – Chark wyglądał teraz jak uosobienie przerażenia – Chyba nie chcesz się mnie pozbyć! Zastrzelisz mnie tu i teraz?
- Ależ skąd, mój drogi, mam przecież swoje zasady. Chodź, pokażę ci coś fajnego.
Wyszli z komnaty i udali się do jednego z pomieszczeń dla służby. Władca ruchem ręki odprawił wszystkich. Następnie spod obfitych fałd czarnego płaszcza wydobył najnowocześniejszy model glutownicy. Wycelował w Charka, wypalił. Nieszczęsny kapitan rozbryznął się na kawałki, które spłynęły po drzwiach pod postacią skondensowanej glutowej masy.
Zasada lorda Nursa polegała na tym, iż nasz bohater nigdy nie zabijał nikogo w sali audiencyjnej. Sprzątanie trwałoby za długo i uniemożliwiało dalsze posłuchania.

Nurs pstryknął palcami i przyłożył je do ściany. Elektryczna skra przeszła do sąsiedniego pomieszczenia i wywabiła z niego lokaja.
- Idź ogłosić, że zabiłem kapitana Charka w obronie własnej. Cały jego oficjalny majątek ma teraz przejść na mnie. Nieoficjalny również. Zawołaj też C. G. J. Czarnego.


Kilka minut później Nurs zasiadał już na tronie, rozmyślając o balu sylwestrowym. Miał go spędzić na imprezie u starego znajomego Ba’ala. Wysłał już nawet z zapowiedzią agenta Adanedhela.
Teraz jednak należało się zająć inną sprawą.




- I'm always here! – Czarny schylił głowę.

- Mów po nursjańsku – odpowiedział zirytowany Nurs – Chwilowo nie jesteś potrzebny, wszystko idzie po mojej myśli. C.G.J Fearfol unieszkodliwił Mawete i teraz mogę wcielić w życie swój szatański plan, haha! Wracaj do Minas Morgulus i spróbuj przebudzić resztę C.G.J. Polecicie na planetę WSiP i spalicie wszystkie drukarnie. Pomyśl tylko, nie chcieli chamy wydać mojej nowej książki „Władza absolutna”.
- Idź już Czarny – dokończył Lord, a postać odwróciła się i rozpłynęła się w ciemności – A, przyprowadzić mi tu Sobowtórniaka – głośno rozkazał

Chwilę później, do sali tronowej wkroczyły dwa spec-Łogry z karabinami plazmowymi, prowadząc przed sobą dziwnie zmutowaną postać. Cała trójka schyliła się nisko i zatrzymała przed tronem Nursa. Nurs zmierzył wzrokiem przybysza. Ten wyglądał odrażająco w mrocznym świetle sali tronowej; zamiast rąk miał macki, z twarzy wyrastała mu długa trąba.

- Wiesz pewnie, po co cię wezwałem? – zagadnął lord.

- Tak panie. Mam przeniknąć na pokład Latającej Holery i podszyć się pod kapitana Mawete, później przejąć w jego skórze dowodzenie na Małpilusie i skierować statek na planetę Omacha, kursem 347721. Tak? – Odpowiedział Sobowtórniak.

- Dobrze! A ja już przygotuje tam dla nich niespodziankę, po której się nie pozbierają haha! Na statku jest jeden z moich C.G.J, z pewnością rozpozna podstęp, ale nic nie powie. Nie będzie też z tobą współpracował, musisz radzić sobie sam – rzucił na koniec, po czym zatopił się w czarnych myślach. Przybysze odwrócili się i odeszli.


Nocą do Latającej Holery przycumował mały stateczek. W tym czasie straż na mostku pełnił Pako, lecz znużony godzinami gry w Quake 43 zasnął. Spec-Łogry i Sobowtórniak przedostali się do pomieszczenia, w którym leżał kapitan. Obok niego spała Elam - czuwała przy nim, aż również i ją zmorzył sen. Łogry szybko wyniosły ciało kapitana i schowały je w luku bagażowym od lat zapuszczonym. Rodion, mówiąc krótko, opierdzielał się zamiast sprzątać. Sobowtórniak przyjął w tym czasie postać Mawete i położył się wygodnie na łóżku. Gremlinek nawet nie się nie poruszył, powtarzał tylko – śpij Mawete, niczego się nie bój. Sobowtórniak rozejrzał się po kajucie. Białe ściany, bez ozdób, zauważył jedynie w prawym rogu kratkę wentylatora. Wsłuchał się w szum wiatraka i powoli odpływał. Chwilę później jednak przypomniał sobie, że kapitan ma rozbitą głowę. Chwilę potrwała metamorfoza, po której sobowtórniak mógł w końcu zasnąć. Układał sobie już w głowie znamienne słowa, które miał wypowiedzieć nazajutrz:
-Zmieniamy kurs, kurs 347721, cel: planeta Omacha.

elam - 30 Grudnia 2006, 20:14

:bravo :bravo :bravo
nie da sie nudzic ....

Aga - 30 Grudnia 2006, 22:04

To się nazywa Wyższy Poziom Grafomanii :mrgreen:

…ze wszystkich kajut pirackiego okrętu dochodziło zgodne chrapanie. Tylko Aga nie spała, przewracając się z boku na bok na swojej koi. Nie mogła uwierzyć, że koszmar wreszcie się skończył, że uciekła z Bizancjum i znajdowała się daleko od znienawidzonego ojca.
Wiele trudu i wysiłku kosztowało ją wydostanie się z Minas Nursus i ucieczka z planety, o wiele więcej, niż by to mogło wynikać z taniej bajeczki, jaką sprzedała załodze Latającej Holery…

Było cicho i ciemno. Strażnicy pod drzwiami jej komnaty spali kamiennym snem, jak co noc.
„Chluba niezwyciężonej armii Czarnego Lorda” – pomyślała z ironią Aga, wiążąc prześcieradła.
Jak na porządną księżniczkę zamkniętą w wysokiej wieży przystało, powinna mieć rycerza, który wspiąłby się po sięgających ziemi włosach księżniczki i uratował ją, zabijając smoka. Istniały jednak trzy problemy: nie było rycerza ani smoka, zaś Aga miała krótkie włosy. W tej sytuacji ciemiężona córka Nursa postanowiła postąpić jak na damę przystało i wyjść oknem po prześcieradłach, bowiem – jak powszechnie wiadomo – prześcieradła mnożą się w cudowny sposób wprost proporcjonalnie do wysokości wieży.
Była już w połowie drogi, kiedy zorientowała się, że schodzenie po śliskim murze i jeszcze bardziej śliskim prześcieradle w długiej sukni jest pomysłem cokolwiek chybionym. Kiecka plątała jej się między nogami, skutecznie utrudniając ruchy. Gdyby Aga mogła, klęłaby, na czym świat stoi. Niestety, w zębach trzymała mały tobołek z najbardziej niezbędnym wyposażeniem uciekiniera.
Pod Minas Nursus co jakiś czas spacerowały patrole. Żołnierze, niezbyt rozgarnięci i bardziej zainteresowani grą w kości niż pilnowaniem wieży, nie zauważyli niewysokiej dziewczyny w szarej sukni, która zeskoczyła cicho na ziemię i ukryła się za rachitycznym krzaczkiem. Jedną ręką wymacała niewielki, obły kamień. Przeczekała, aż dwóch żołdaków przejdzie przed jej kryjówką i zniknie z jej pola widzenia, po czym przemknęła się do głównej bramy.
Już, już miała wyjść, kiedy usłyszała:
– Stać! Kim jesteś i jakim prawem tutaj przebywasz?
Aga odwróciła się powoli, unosząc ręce do góry i stanęła twarzą w twarz z dowódcą Drugiego Oddziału – Rafałem von Bielau. O ile większość żołnierzy Nursa miała iloraz inteligencji równy zeru, o tyle Rafał von Bielau był chytry i inteligentny.
– No więc, laleczko? Co tu robimy? Szpiegujemy?
Nie rozpoznał jej. No tak, Lord Nurs zazdrośnie strzegł swojego dziecka przed oczyma innych… Aga odetchnęła z ulgą.
Tobołek wylądował w krzakach. Może jeszcze nie wszystko było stracone…
– Wcale nie szpiegujemy, panie von Bielau – powiedziała Aga, zbliżając się do żołnierza. – Zna pan jakiegoś szpiega, który by chadzał w sukni? – Roześmiała się, podchodząc jeszcze bliżej. Rozejrzała się dyskretnie. Znów dopisało jej szczęście, w pobliżu nikogo nie było. – Wie pan, jakie to niewygodne?
Rafał von Bielau przyglądał jej się nieufnie. Podniósł dłoń, by…
Zdesperowana dziewczyna była szybsza. Kamień uderzył o skroń i żołnierz upadł z cichym jękiem. Droga do wolności stała otworem.

***

Na Mord’oorze, planecie, gdzie swoją siedzibę ma Czarny Lord Nurs, ciężko było złapać jakikolwiek transport. Choć poza Minas Nursus żyli zwykli ludzie, tacy jak przemytnicy przypraw, złodzieje czy rolnicy, którzy na jałowej ziemi uprawiali niebieską fasolę, nikt nie chciał pomóc biednej Adze. Ruch na trasach śmigaczy był wyjątkowo nikły tej nocy, a jedyne trzy pojazdy, które minęły uciekinierkę, nie chciały się zatrzymać, mimo że Aga rozpaczliwie machała rękami.
Świtało, kiedy wreszcie ktoś się zatrzymał. Śmigacz był stary, obdrapany i lewy silnik wydawał z siebie niepokojące dźwięki, zaś w środku siedział pryszczaty chłoptaś, któremu jeszcze mleko pod nosem nie wyschło, ale Adze było już wszystko jedno.
– Co osoba taka jak ty robi w miejscu takim jak to? – zapytał chłopak, mrużąc uwodzicielsko (we własnym mniemaniu) oczy.
– Podwieziesz mnie do najbliższego portu? Muszę się załapać na jakiś statek kosmiczny – powiedziała Aga, wsiadając do śmigacza.
– Jasne, pewnie, że podwiozę! A co mi za to dasz?
„Oho, obudziła się w nim dusza handlarza” – pomyślała dziewczyna.
– A co byś chciał? – zapytała.
– No wiesz… – Młodzik zaczerwienił się jak piwonia. Aga zgromiła go wzrokiem. – Dziesięć srebrnych imperiali?
– Dam piętnaście i zapomnisz, że mnie widziałeś.

***

Port lotniczy Airwaves niczym nie różnił się od setek innych portów, rozsianych po całej galaktyce. Jak we wszystkich miejscach tego typu, centralnym punktem spotkań była tawerna. Lucky Luke (bo tak nazywał się chłopak ze śmigacza) zaparkował przed obskurnym budynkiem, z którego dobiegała głośna muzyka i gwar podniesionych ludzkich i nieludzkich głosów.
W cieniu drzewa, obok tawerny, jakiś mężczyzna opróżniał żołądek. Aga rozpoznałaby tego typa wszędzie. Podeszła do niego cicho i przystawiła mu nóż do gardła.
– Cóż to? Strażnik daje się zaskoczyć? – zapytała cicho.
Mężczyzna odwrócił się powoli, ocierając usta dłonią.
– Pani Aga… – Wyglądał, jakby zobaczył ducha. – Skąd… Jak…
– Wciąż zajmujesz się szmuglem? Twój Myszołów Millenium jest sprawny, Hijo? – zapytała Aga bez ceregieli. Hijo przytaknął. – W takim razie lecimy!
– Hej, hej! Zaraz, nie tak prędko! Najpierw wytłumaczysz mi kilka rzeczy!
– Wyjaśnię, kiedy już będziemy daleko od Mord’ooru.
– Ale ja mam transport! Dla Żabby! Pierniczki… Nie mogę tak po prostu…
– Możesz! I byle dalej od Żabby, błagam! Zapłacę. Co ty na to, Hijo?
Na dźwięk słowa „pieniądze” nieodmiennie zapalała się w głowie przemytnika mała, czerwona żaróweczka, świecąca oślepiającym blaskiem.
– Skoro tak ładnie prosisz…

Ciąg dalszy niechybnie nastąpi…

elam - 30 Grudnia 2006, 22:15

:bravo :bravo mysle, ze Hijo tez sie spodoba. Ale co na to Rafal powie... :mrgreen:
gorat - 30 Grudnia 2006, 22:29

Będzie musiał często występować :) Może jakiś awans w przyszłości - szkoda tracić zdolnego żołnierza gdzieś w tłumie strażników :P
Adanedhel - 31 Grudnia 2006, 10:54

Dostał kamieniem w głowę. Będzie paskudny guz. Trza to zasłonić, opatrunek zrobić, a żeby bandażu nie było widać maskę założyć. Taką czarną przez którą ciężko się oddycha :mrgreen:
Haletha - 31 Grudnia 2006, 12:39

Mam pomysł! Urządźmy dzisiaj na pokładzie bal maskowy!:)
Adanedhel - 31 Grudnia 2006, 13:54

Ależ proszę bardzo. Tylko kto będzie księciem? :mrgreen:
Haletha - 31 Grudnia 2006, 14:23

Świt 31 grudnia przywitał naszych bohaterów w kojach. Dzień zapowiadał się pięknie, o ile dało się to stwierdzić w kosmicznej próżni.
Sasori wstał jako pierwszy i odruchowo się wzdrygnął. Poprzedniego wieczora głuche na krzyki i zaklęcia Elam i Martva zaciągnęli futrzaste zwierzątko pod prysznic. Sasori z wrodzonej przekory wciąż się otrzepywał, jednak powoli zaczynał przyznawać sam przed sobą, że zapach mydełka Fa nie jest wcale taki zły.
- Sylwester, sylwester! - zaskrzeczał wychodząc na korytarz.
- Co takiego? - zza sąsiednich drzwi wychynęła rozczochrana głowa Halethy.
- Mamy dziś trzydzisty pierwszy dzień grudnia. Czy nie powinniśmy się bawić?
- Ależ oczywiście, że powinniśmy i chyba nawet było to w planach - na korytarzu pojawiły się jeszcze Anko i Lu, ta ostatnia spowita w różowy szlafroczek - Proponuję, żebyśmy urządzili sobie bal z prawdziwego zdarzenia.
- Może bal maskowy? - podsunęła Haletha - Przebiorę się za żółwia. Wojowniczego Ninja.
- Wspaniale! - wykrzyknęła unisono spora grupka piratów, która tymczasem zdążyła się zebrać na korytarzu - Zacznijmy się przygotowywać!
- Ja zadbam o jedzenie - ofiarowała się Martva - Biegnę sprawdzić jak mają się moje cukinie i bakłażany.
- Przygotuję drinki - zaproponowała Wiedźma.
- Uwiecznię wszystko moim aparatem! - rzucił ktoś z kąta, ale nikt nie zauważył kto.
- Mogę pogonić majtków do sprzątania - Rodion przyłączył się do licytacji - A Pako i Studnia niech załatwią jakąś muzykę. Tom, skocz no zobaczyć co dzieje się z Hjeniem. Chyba zaciął się w tej masce, którą już założył, i nie może oddychać.
- Proponuję - doszedł do głosu Krisu - żeby Elam zadbała o wystrój sali. Nikt tak dobrze, jak ona, nie zna się na confetii i balonikach.
- No właśnie, gdzie jest Elam?

Towarzystwo pospieszyło w stronę kajuty Mawete, którą gremlinek rzadko opuszczał od czasów wypadku kapitana. Niestety subtelne stukanie do drzwi nic nie dało. W końcu Adashi zdecydował się otworzyć je solidnym kopniakiem.
W progu ukazała się Elam z oczkami zapuchniętymi od płaczu.
- Chyba coś mu się stało... Nie wiem co...
Istotnie Mawete wyglądał jakoś dziwnie. Mruczał coś pod nosem, machając przy tym rękami i wykonując dziwne skręty tułowia. Nie zwrócił uwagę na Pako, który zaszedł go od tyłu i najdelikatniej jak umiał postukał w ramię.
W końcu jednak kapitan uspokoil się i spojrzał nieco przytomniejszym wzrokiem. Omiótł spojrzeniem całą kajutę, przyglądając się długo i poszczególnie wszystkim zgromadzonym tam postaciom.
- Ieiay u, u yeyieeieeaiee, e, aea oaa - wyrzucił z siebie na jednym oddechu.
- Co takiego? - nie dosłyszała Miria.
- Zmieniamy kurs, kurs 347721, cel: planeta Omacha - wydeklamował znacznie wolniej i wyraźniej, marszcząc przy tym z wysiłku czoło.
- Acha... - bąknął Ixolite, choć tak naprawdę niczego nie rozumiał.
- No ale - Anko zawsze do końca była trzeźwa i stanowcza - chyba nie zaszkodzi to naszemu skromnemu balowi? Wszystko odbędzie się zgodnie z planem?

Sobowtórniak, gdyż naturalnie był to on we własnej postaci, nie był przygotowany na tak nagłe i przebiegłe pytanie. Poczuł, jak powoli ogarnia go panika. Po kilku głębszych... wdechach zdołał się jednak opanować i zacząć myśleć rozsądnie. Musi przede wszystkim wczuć się w rolę kapitana. Nie przypuszczał tylko, że okaże się to takie trudne...
- Myślę... ee, ten tego, że nie - bąknął drapiąc się po podeszwie kapcia - że nie zaszkodzi. Bawcie się dobrze.


Księcia sobie wybierzemy:D

Tomcich - 31 Grudnia 2006, 15:46

Haletha

Cytat
Tom, skocz no zobaczyć co dzieje się z Hjeniem.


Hjeniu znajduje się na pokładzie "Pyry oceanu" i chyba jeszcze na Holerę nie trafił. :D Choć wszystko jest możliwe. :mrgreen:

Tomcich - 31 Grudnia 2006, 19:18

Odcinek który powinien spodobać się Fearfolowi, gdzie zło triumfuje w pełni. :mrgreen: No i mam nadzieję, że niektórych czytających zaskoczę nim kompletnie. :roll:


BO TO JEST WOJNA, RZEŹ I RĄBANKA :wink:

Na Latającej Holerze zabawa sylwestrowa trwała w najlepsze. Nikt nie myślał o Czarnych Lordach, Nursie oraz o tym, że statek w dalszym ciągu nie jest w pełni sprawny. Od systemu nawigacyjnego odłączono nawet Studnie, który obecnie z wdziękiem poruszał się wśród zamaskowanych tańczących i roznosił drinki. Pewien niepokój bawiących budził jedynie stan mawete, który w dalszym ciągu dziwnie się zachowywał, a nawet ku przerażeniu załogi odmówił wypicia Perły. Powtarzał jedynie z uporem maniaka:
- Zmieniamy kurs, kurs 347721, cel: planeta Omacha.
W związku z czym, nieświadoma zagrożenia załoga, zmieniła kurs na żądany przez kapitana, nie zdając sobie sprawy, że zmierzają w stronę śmiertelnej pułapki. W pobliżu planety Omacha, Nurs nakazał bowiem zgromadzić się siłom pościgowym Czarnych Lordów: Dzejesa, Fidela, Ariah i Angelus. Łatwa zdobycz sama pchała im się w ręce. Na okręcie nikt nie zwracał uwagi na to, co dzieje się poza kantyną w której odbywała się zabawa, przygotowywali się do odpalenia fajerwerków o północy które przygotowała Lady Lu (jak wiadomo specjalistka od wybuchów). Tak więc kiedy usłyszeli odległe echa eksplozji nie zwrócili na nie nawet uwagi. Jedynie Rodion zerknął na zegar i zdziwił się, że fajerwerki zostały zbyt wcześnie odpalone. Po chwili Latającą Holerą wstrząsnęły wybuchy.
- Co się dzieje? – zapytał ktoś.
- Na stanowiska! – krzyknął Rodion, lecz było już za późno. Chwilę później w kantynie pojawili się gwardziści F2 oraz pozostali żołnierze Ariah i Angelusa.
- Nie ruszać się! – krzyknął postawny mężczyzna który wszedł za gwardzistami.
- Lord Dzejes – krzyknął Gremlinek.
- W swojej własnej osobie – odrzekł ten – Co myśleliście, że was nigdy nie złapiemy! To się myliliście! – zaśmiał się okrutnie. - Nikt mi nie ucieknie! Nie ze mną te numery Bru...to znaczy wy brudne świnie marsjańskie!
- Do sterówki zabrać ich wszystkich! – dodał na koniec.
Po chwili spędzono wszystkich brutalnie do kabiny nawigacyjnej. Nikt nie śmiał powiedzieć ani słowa, wszyscy przeżywali gorycz porażki. Lady Ariah oraz Lady Angelus łakomym wzrokiem przypatrywały się co przystojniejszym majtkom oraz członkom załogi.
- Ja rezerwuje sobie tego!
- A ja tego! – przekrzykiwały się nawzajem wskazując co chwila na inne „ciacho”
Jedynie Gremlinek, który w sytuacjach krytycznych przejawiał głupi heroizm, rzucił się na Lorda Dzejesa, nie zważając nawet na to, że nie posiada żadnej broni. Oczywiście, akcja ta z góry skazana była na porażkę i Gremlinek został szybko pochwycony.
- A ty co się rzucasz futrzaku – zapytał Fidel – potrzebuję nowego gałganka do ścierania kurzu, powinnaś się nadać. – powiedział i wyciągnął miotacz laserowy, po czym wymierzył w Gremlinka.
Wszyscy członkowie Latającej Holery zamarli z przerażenia, widać było, że jedynie Czarni Lordowie odczuwają rozbawienie sytuacją. Kiedy Fidel nacisnął spust Tom Cich rzucił się w jego stronę i zasłonił bezbronnego Gremlinka. Gdy promień lasera trafił w jego ciało dało się usłyszeć syk oraz poczuć swąd przypalonego ciała. Promień lasera przeciął i spalił mu cały bok. Ciało Tom Cicha z głośnym łoskotem upadło na podłogę.
Gremlinek szybko do niego podbiegł i przyklęknął przy leżącym ciele.
- Tom Cichu, dlaczego? – zapytała cichym głosem.
- Zawsze chciałem zostać bohaterem – odrzekł ten ze słabym uśmiechem – poza tym chyba sama wiesz...?
- Wiem Tom Cichu, wiem. – odrzekła ze łzami w oczach.
- Przepraszam tylko, że nie znalazłem ogródka...-zdążył jeszcze powiedzieć, po czym głowa opadła mu na jej miękkie futerko.
- Romantyczny głupek – stwierdził Dzejes.
- Matołków nie sieją, sami się rodzą – dodał Fidel
A Ariah stwierdziła sarkastycznie:
- Przynajmniej spełniliśmy jego marzenie, chciał być bohaterem, to jest.
- No, pośmiertnym – dodała Lady Angelus i cała czwórka Czarnych Lordów roześmiała się wesoło.
Gremilnek spojrzał tylko na nich, a w oczach zabłysły mu jakby dwa sztylety.
- Wyrzućcie mi go za burtę, w stronę tej czarnej dziury, którą niedawno mijaliśmy. – rzekł Fidel – a Tobie się dzisiaj upiekło – rzekł jeszcze do Gremlinka – ale nie licz na takie szczęście codziennie.
Dzejes zaś dorzucił:
- Ponieważ mam dzisiaj dzień dobroci dla więźniów pozwolę wam poobserwować koniec tego smętnego „bohatera”.
Po podejściu do okien Latającej Holery zobaczyli jak gwardziści Lordów wypychają przez właz bezwładne ciało Tom Cicha w kierunku czarnej dziury. Zaczęło ono swobodnie dryfować, po czym zostało uchwycone przez jej pole grawitacyjne i przyspieszając coraz bardziej oddalało się od statku, by w końcu zniknąć w jej czarnym wnętrzu na zawsze.
Nikt nie wyrzekł ani słowa obserwując tę wyjątkowo wredną ceremonię. Pospuszczali tylko głowy.
- Wyprowadzić ich i zamknąć pod strażą! – rozkazał Dzejes – a teraz kurs na bal Ba’ala. Tam jesteśmy umówieni z Nursem
Tak, dzisiaj triumfował, pięknie rozpoczyna się ten Nowy Rok. To co nie udało się samemu Nursowi, udało się właśnie jemu. Teraz on ma całą załogę Latającej Holery w swoich rękach, a po tym co widzieli na pewno nie będą sprawiać kłopotu. Teraz on może zacząć stawiać warunki Nursowi – uśmiechnął się do swoich myśli. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że na pokładzie znajduję się jeden z C.G.J posłuszny Nursowi, a kolejny zmierza w stronę statku, że kapitan mawete tak naprawdę nim nie jest, a na pokładzie znajduję się jeszcze jeden potężny gracz w postaci Pierścienia. No i na koniec, a może właściwie początek – nie brał pod uwagę chęci zemsty i determinacji Gremlinka.


Wszystkie postacie są fikcyjne. Podobieństwo do jakichkolwiek wydarzeń i osób jest wyłącznie przypadkowe. :P

gorat - 31 Grudnia 2006, 19:28

Rezerwuję sobie flaki Fidela i niech nikt nie próbuje mnie uprzedzić :twisted:
elam - 31 Grudnia 2006, 22:40

- Tomcichu, dlaczego???
jak ja cie teraz wyciagne z tej czarnej dziury??
co z moim ogrodkiem?? :(


a dzejesa udusze sznurem koralikow. :twisted:

gorat - 31 Grudnia 2006, 22:53

elam, nie bój się, jeszcze wymyślą taki numer, że potem będziesz miała problem nie z jego brakiem, a nadmiarem :?
:P :twisted:

elam - 31 Grudnia 2006, 23:06

goratku, a moze ty napiszesz , ze Toma Cicha polknal jakis behemont i potem przechwycily go zergi i jakos go odtworzyly ale nie zjadly ze wzgledu na znajomosc z toba... :D
Tomcich - 31 Grudnia 2006, 23:08

elam

Cytat
- Tomcichu, dlaczego???


Cytat
- Zawsze chciałem zostać bohaterem – (...) – poza tym chyba sama wiesz...?
:wink:

No nie mogłem przecież pozwolić Gremlinkowi zginąć.

gorat - 31 Grudnia 2006, 23:36

elam, musiałbym zawiadomić roje (na co się nie zanosi), inaczej skończy jako potrawka. Niczym się przecież nie wyróżnia, a zwierzchnicy mają co innego do roboty niż patrzenie, co jedzą inni członkowie roju.
Zresztą skoro sam się wyłączył, to nie będziemy na siłę wciągać z powrotem. Mięsko skruszeje, jak wróci będzie lepszy :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Adanedhel - 1 Stycznia 2007, 09:26

Eee tam, narzekacie. Przecież wszyscy wiedzą, że czarne dziury przenoszą ludzi w różne dziwne miejsca :mrgreen:
Adanedhel - 1 Stycznia 2007, 10:33

Jeńców z Holery sprowadzono na ziemię. F-2 Fidela byli nieczuli na kobiece wdzięki, więc starania dziewczyn na niewiele się zdały. Chyba że za punkt można by im zaliczyć zwrócenie uwagi kilku setek mężczyzn na lądowisku.
Droga do lochów, tymczasowej przechowalni załogi, nie była długa. Jak wiadomo każde porządne lochy muszą być rozległe. A Ba'al był dobrym władcą i postarał się nie łamać tradycji. Wielopoziomowe podziemia ciągnęły się ponoć pod całą stolicą. To znaczy ciągnęły się pod całą stolicą, ale mieszkańcy także trzymali się tradycji, i dodawali ponoć. Tak dla większej tajemniczości.
Schodzili po wielu schodach w głąb planety. Zdawało się momentami, że korytarze nie mają końca. Wówczas nagle, z ciemności wyłaniał się zakręt, lub pionowy korytarz, i zmieniali kierunek marszu.
W pewnym momencie biedny gremlinek, wciąż w szoku po śmierci Toma, potrącił spory kamień. Twór geologiczny spadł w inny, większy twór geologiczny, który akurat napatoczył sie w pobliżu. Narobił przy tym mnóstwo hałasu.
Wszyscy zatrzymali się. Oczekiwali na straszliwe konsekwencje tego wypadku. Nie nastąpiło nic. Dopiero gdy zrobili krok daleko w dole odezwały się bębny. Bohaterowie ze zdziwieniem usłyszeli rytm Run to the hills starożytnego zespołu Iron Maiden.
- gremlinek! - ryknął lord Dzejes - Nie umiesz trzymać łapek przy sobie?!? Wiesz co narobiłeś? Obudziłeś straszliwą moc!
- E tam - odparł Angelus. - To przecież nic takiego. F-2 Fidela poradzą sobie z każdym zagrożeniem.
- Ale starożytni metale to coś więcej niż zwykłe zagrożenie! - kropelki śliny wrzeszczącego Dzejesa wylądowały na Angelusie.
Nagle lord umilkł. Dźwięk zaczął się przybliżać. Bas wstrząsał ścianami. Opadał z nich stylowy tynk mroczne podziemia. W korytarzu pojawiło się czerwone światło.
Lordowie, mimo swoich zapewnień o odwadze, zaczęli się cofać. Wyraźnie przerażała ich perspektywa długich włosów i czarnych podkoszulków. Zostawili na pierwszym froncie załogę Holery.
- Co to jest do Holery? - wrzasnęła nie na żarty przestraszona Lu.
- Starożytna moc ukryta przed wiekami - odpowiedział jej krzyk Halethy.
- Nie, to niemożliwe - Studnia jako jedyny przyglądał się zjawisku z cybernetycznym spokojem.
- Tak? To powiedz to temu czemuś - odparła Lu.
W korytarzu pojawił się czarny cień postaci.

***

Lord Nurs w najlepsze balował u swojego znajomego, Ba'ala. Kończył właśnie drugą butelkę szampana. W tle przygrywała kapela znanej piosenkarki z planety Omaha, Spritney Bears. Co prawda kaleczyła język fałszując niemiłosiernie, ale po kilku głębszych i to nie przeszkadzało.
- Ach, Lordzie Nursie - rzekł Ba'al zbliżając się do gościa. - Jakże miło widzieć cię w moich nie-tak-znowu-skromnych progach.
- Kochany Ba'alu - Lord był już w wyraźnie wstawionym nastroju. Jeśli się trzeźwieje w kilka sekund można sobie pozwolić na dużo głębszych. - Jakże mógłbym przepuścić taką okazję? Wszak słyniesz z najlepszych balów w tym sektorze.
- Ach, Nursie, nie musisz powtarzać, doskonale o tym wiem.
- Wiem że wiesz.
Zapadła chwila ciszy. Postanowił ją przerwać Ba'al.
- Więc jak tam interesy?
- A, jak zawsze. Akcje idą do góry. Planeta prosperuje. Flota też jest w niezłym stanie. No i złapałem załogę Holery.
- No tak. Holery. Cieszę się, że mogłem pomóc - rzekł Ba'al wpatrując się w gościa. - Lecz nie wiem, czemuż tak zawzięcie ich ścigasz.
- Tajemnica handlowa.
- Ale chyba możesz coś powiedzieć staremu przyjacielowi.
- Raczej nie.
Ba'al zasępił się. Postanowił użyć ostatecznego argumentu.
- Zastanawiam się czy za rok zorganizować imprezę w pałacu. Chyba zrobię tylko małe przyjęcie, tak dla rodzinki. Nie będę nikogo zapraszał.
Nurs rozwarł oczy w niemym przerażeniu. Aluzja była aż nazbyt oczywista. Został postawiony pod ścianą. Jeśli nie u Ba'ala to gdzie spędzi następnego sylwestra?
- Ukradli mi błyskotki rodzinne, tak - odparł ujawniając część prawdy. - Ale już się tym zająłem. Dziękuję za wypożyczenie lochów.
- Eee tam, nie ma sprawy. Zawsze do usług. Wiesz jak to jest. Zawsze jest za mało ludzi by je zapełnić.
- Tak.
Tym razem cisza trwała dłużej. I znowu Ba'al, dusza towarzystwa, postanowił ją przerwać.
- Ciekawy typ, ten Adana... Yhm, Adanedhel. Gdzie go znalazłeś.
- Ach, on. To nic. Syn przyjaciela rodziny szkolony od dziecka w czarnych sztukach.
- A właśnie, gdzie on się podziewa?
Lord Nurs odwrócił się i dopiero teraz zauważył, że nie ma przy nim jego agenta.

***

Kapitan mawete leżał nieprzytomny w luku bagażowym. Śniły mu się dziwne sny. Takie z różowymi lokomotywami i odwróconymi piramidami. Nagle usłyszał krzyk Lu.
W jednym momencie leżał nieprzytomny, w następnym stał na nogach. Zdziwił się odrobinę gdy zobaczył gdzie się znajduje. Podszedł do drzwi luku bagażowego. Naparł na nie z całej siły. Nic. Nawet nie drgnęły.
Miał jak najgorsze przeczucia. Czyżby ktoś wypił całą Perłę? Musi to sprawdzić. Pogrzebał w kieszeniach i wyjął piersiówkę. Pociągnął zdrowo.
Mocna jak diabli, pomyślał po raz kolejny. Popatrzył złośliwie na drzwi.
- Ciekawe czy wytrzymają? - mruknął i nachylił nad nimi piersiówkę.


No, kto dopisze dalej?

elam - 1 Stycznia 2007, 12:55

- Eej, gdzie sa wszyscy? - zamarudzil Sasori, ktory wlasnie obudzil sie w kuble na smieci w pokladowej kuchni. - Ty, kopciuszek, nie wiesz, gdzie sie podziala zaloga?
- Ja?? Ja... - Schowana pod zlewozmywakiem Aga nie wiedziala, co powiedziec. Zdenerwowana oblizala wargi. Myslala, ze jako jedynej z zalogi udalo sie jej uniknac lapanki. - Wiesz, zaatakowali nas czarni lordowie Nursa i ... tylko mnie udalo sie schowac...
- o, Holera... to fatalnie, kto mnie teraz bedzie dokarmial? - Sasori podrapal sie w kosmaty leb i sciagnal z niego kilka kawalkow skorki z pomaranczy. - Musimy cos z tym zrobic..
- Chcesz ruszyc im na pomoc?
- Co?? Ee.. wlasciwie, to myslslem o poszukiwaniu nowego kosza...

Rozmowe przerwaly im dziwne odglosy, dochodzace z glebi statku.
- To chyba z ladowni. - Aga zadrzala.
- Zimno ci? Tu sa jakies stare skarpetki, jakbys chciala ubrac. - Sasori zaczal grzebac w kuble.
- Nie, dziekuje... Nie sprawdzimy, co sie dzieje?
- chcesz? to idz. Mnie tu dobrze...
- No, mi w sumie tez. - stwierdzila Aga i schowala sie ponownie w szafce pod zlewozmywakiem.

Dodajmy takze, iz nikt dokladnie nie sprawdzil kabiny gremlinka; zostal on aresztowany jako jeden z pierwszych. Lordowie nie wiedzieli wiec asiontka, spiacego sobie slodko w szafie. zmeczonej sylwestrowa noca dziewczynki nie zdolaly dobudzic odglosy walki. teraz nadal spala, nieswiadoma smutnej sytuacji....


jeszcze edit:
tak sobie mysle:
- dzejesowi moglaby spodobac sie Selithira - w koncu tez jest wezem;
- nie mamy zadnego biologa/xenologa po smierci Tomcicha. Proponuje Piecha zatrudnic :D
- moze Ba'al bedzie chcial zrobic z gremlinka swoje zwierzatko? chwilowo moglabym sie na to zgodzic...
- koniecznie niech ktos opisze rozrobe w lochach :)Jest z nami Wiedzma i Dracena, powinny sobie poradzic.. no i androidy, Rodion i gorat - nie damy sie :)

Fidel-F2 - 1 Stycznia 2007, 13:24

elam xenolog to specjalista od księżniczek zwanych Xena :mrgreen:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group