Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - Ostatnio czytane
Luc du Lac - 23 Sierpnia 2020, 10:11
Nie jestem pewien czy któryms z numerów iasfm tego nie było w formie opka.
Fidel-F2 - 24 Sierpnia 2020, 07:45
Glatz. Kraj Pana Boga - Tomasz Duszyński
Pierwszy tom się chyba przyjął, więc autor sprokurował następny według podobnej recepty. Klimat noir, wczesne międzywojnie, prowincjonalne miasteczka, pasje, interesy i zależności na skalę lokalnej społeczności, ci sami główni bohaterowie, trochę napięcia, wyścigu z czasem. Różnica jest taka, że odrobinę mniej tu stricte detektywistycznej roboty a pojawia się odrobinę więcej telewizyjnego sensacyjniaka klasy B (wiemy kto jest dobry, szybko dowiadujemy się kto jest zły a potem patrzymy jak ten dobry, nadludzkim wysiłkiem, walczy z poświęceniem, niemal osamotniony, z przeważającymi siłami i z uciekającym czasem - trochę jakbyśmy oglądali Johna McClane'a). Moim zdaniem to nie najlepsza zmiana, ale w sumie nie ma dramatu. Mogą się trafić zaskoczenia, ale umiarkowane. Wydaje się, że przejrzenie autora choć możliwe, nie jest aż tak znowu łatwe. Niemniej konstrukcja fabularna, niemal od samego początku, bardzo silnie sugeruje drugie dno a może nawet jeszcze z pół trzeciego. Plusem jest odrobinę bardziej logiczna fabuła, tom pierwszy miał pewne braki w tym temacie, pewne rzeczy były nadmiernie naciągane.
Jeśli komu podobał się tom pierwszy to i ten zasadniczo powinien. Nie jest to wybitna literatura, ale nie obraża smaku ni inteligencji czytelnika.
Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Filipa Kosiora.
6/10
Fidel-F2 - 25 Sierpnia 2020, 09:57
Zabić Pattona. Niezwykła śmierć najzuchwalszego generała drugiej wojny światowej - Martin Dugard, Bill O'Reilly
Książka pomyłka. Czytamy o chorobach Hitlera, Roosevelta, Stalina. O ich kochankach, romansach, o romansach Pattona. Czytamy o ich upodobaniach, o wyborach w USA, o Auschwitz, o prywatnych akcjach w celu odbicia zięcia, o aprowizacji, Sycylii, ofensywie w Ardenach, o tym, że gdzieś tam, w jakimś niemieckim miasteczku w którym przez chwilę stacjonował sztab Pattona, wiele lat później służbę odbywał Elvis Presley (sic!) a gdzie indziej Hitler narzekał na komary a Eva Braun piła i tańczyła, i o tym jak uśmiercono sukę Hitlera i w ogóle jak po kolei umierali w tym bunkrze i o wielkiej misji Otto Skorzeny'ego która była nic niewarta i o jego misji na Węgrzech i po Mussoliniego i potem po wojnie że był aktywny i skąd miał szramę i jak wyglądał i jak się zachowywał i dlaczego i po co i na co i czy lubił zabijać czy nie i w której kieszeni trzymał batonik z czekoladą. I to wszystko w narracji pudelka skrzyżowanego z wysokobudżetowym hollywoodzkim filmem historycznym. Dużo emocji, namiętności, przymiotników, opisów, głupawych i bezwartościowych informacji. I czasem jakiś fakt o Anne Frank. Przepraszam, od czasu do czasu jest o Pattonie, że był niepokorny, zmarzł, że sikał do Renu, że i był wielkim generałem. Wielkie mi odkrycia. No i w końcu jest też coś o śmierci Pattona. Jakieś ostatnie 20 stron plus 6 stron posłowia. Tak naprawdę jedyne wartościowe informacje są w posłowiu. Trochę faktów, trochę totalnie niewiarygodnych głupot i koniec.
Żenujący gniot choć napisany sprawnie i lekko się czyta.
2/10
Fidel-F2 - 28 Sierpnia 2020, 07:43
Hel 3 - Jarosław Grzędowicz
Grzędowicz ciągle pisze to samo. Że Unia to *ujnia z grzybnią, że nie dają mu palić i każą zdrowo się odżywiać, itd. Poza tym jest tu fabułka (tak naprawdę to cztery luźno powiązane opowiadania) cienka jak barszcz na przednówku, z jakim takim zagęstkiem pod koniec, ale pokracznym, na chybcika. Jakby autor nie bardzo wiedział na co się zdecydować albo Hel 3 miał być pierwszym tomem kolejnej trylogii w czterech tomach, gdzie wątki są bardziej zaznaczone niż wyjaśnione. Ale chyba plan nie wypali. Słabiutkie rusztowanie fabularne wypełniają kolonie pąkli, ze szczegółami opowiadające o tym o tym jak bohater usiadł, wydłubał paprocha spomiędzy palców nałożył skarpetę, jaką to skarpetę, jak wyglądała technika naciągania, z jakiego materiału, w jakim kolorze, kto ją wyprodukował, jakie wrażenie zostawiała na palcach przy naciąganiu i potem następuje nagłe zaskoczenie bo druga jest taka sama. Po założeniu skarpet zapalamy cygareta i chwilę dywagujemy nad tym, że Unia to *ujnia z grzybnią i przystępujemy do tajnej procedury nakładania spodni, przyglądając się im z uwagą, później znów cygaret i chwile dumamy o tym ze Unia to *ujnia z grzybnią. No to jeszcze trampki. A potem... W tym wszystkim mamy postacie stuprocentowo standardowe z inklinacją do kształtu typowego dla alter ego zakompleksionego nastolatka.
To wszystko w absurdalnie, niewiarygodnie wynaturzonym świecie bez ładu, składu i logiki.
Językowo Grzędowicz jest Grzędowiczem. Pisze po swojemu, ani gorzej ani lepiej. Jeśli komu podszedł ten styl w innych miejscach to i tu będzie zadowolony. Przyzwoity rzemieślniczy. Czasem poleci jaki pleonazm czy inna głupotka, ale raczej sporadycznie. Nie przejmujemy się jednak takimi detalami, wszak to nie dzieło sztuki.
Sumując, Hel 3 przypomina watę cukrową. Wielka kula w której treści tyle co w łyżeczce cukru.
Odsłuchałem w zupełnie przyzwoitej interpretacji Andrzeja Ferenca.
3/10
konopia - 28 Sierpnia 2020, 16:22
pleonazm mówisz,
Jim Butcher jest mistrzem,
własnie skończyłem, Peace Talks, czytałem w oryginale, bo polski wydawca jest ileś tam tomów do tyłu.
Po raz pierwszy, przy tym autorze, zastanowiło mnie to, że (a może zawsze tak było, ale nie zwracałem uwagi), że prostą jak drut, praktycznie jednowątkową historię, materiał na opowiadanie można rozciągnąć do objętości książki, właśnie poprzez bardzo opisowe opisy, i jeszcze można opowieści nie zakończyć, urywa się toto w połowie historii i proponuje przedpremierowe zamówienie kolejnego tomu
w sumie ta seria to takie moje guilty pleasure
ale czuję, że zaczynają przeginać, coraz mniej treści w treści toto ma.
7/10
Fidel-F2 - 28 Sierpnia 2020, 18:05
Ja Butchera przestałem czytać zanim zacząłem.
Btw, jaki masz problem z pleonazmami?
konopia - 28 Sierpnia 2020, 20:06
z nadmiarowym ich wykorzystaniem do opisowych opisów w celu zwiększenia objętości tekstu mam problem,
przecież napisałem, ze Butcher jest mistrzem w ich nadmiarowym wykorzystaniu
Fidel-F2 - 28 Sierpnia 2020, 22:20
Nie odgadłem.
Martva - 31 Sierpnia 2020, 17:28
Fidel-F2 napisał/a | Pan Lodowego Ogrodu (tom I) - Jarosław Grzędowicz
(...)
Warsztatowo jakichś specjalnych wpadek nie zanotowałem. Język prosty, sprawny.
|
Sorki za archeologię Miałam kiedyś dyskusję w innym miejscu, z ludźmi marudzącymi że Wiedźmin jest nudny i słabo napisany. Poprosiłam o przykład co jest w takim razie napisane dobrze i PLO powtarzał się bardzo często. Nie pamiętam z lektury jakiegoś zachwytu nad stylem i językiem, a nie przeczytam jeszcze raz, bo już znam fabułę i nie porwała
Z drugiej strony część osób podała jako przykład nie-słabo napisanej literatury Achaję, więc może myślałam w złą stronę i chodziło o to żeby nie było za trudno
Luc du Lac - 31 Sierpnia 2020, 18:02
Imię nasze Legion - Dennis Taylor
jak już wszyscy wspominali - nie jest to wielka literatura, ale bardzo fajne czytadełko. Sięgnę z przykładem do Masjanina Weira gdzie tak samo na nowo odkrywa się znane rejony fantastyki/pod innym kątem.
Założenia świata (naszego) są bardzo umowne i w sumie nie ma co wnikać w ich zasadność.
Dla mnie najciekawszym spostrzeżeniem jest to że Bob jest ostatecznym etapem naszej ewolucji - i to samo w sobie mogłoby być świetnym materiałem.
Troszkę uwiera mnie brak konsekwencji w działaniach/możliwościach Boba [patrzę teraz na wiki / wedle amerykańskiej hard science fiction - dla porównania Alistair Reynolds science fiction] oraz mocno powierzchowne traktowanie tematów, przez co w ogóle ciężko Bobiverse klasyfikować jako HardSF, no ale nie wszystko jest doskonałe .
dobrze się czyta - choć Taylor mistrzem pióra nie jest, a częste wachlowanie miejscem/czasem/Bobem pozwala mu unikać trzęsawisk.
na zachętę 7/10
Fidel-F2 - 2 Września 2020, 09:01
Księga jesiennych demonów - Jarosław Grzędowicz
Zdecydowanie najlepsza pozycja autorstwa Grzędowicza z tych kilku, które ostatnio poznałem. Pięć, trzymających dość równy i zupełnie przyzwoity poziom, nowelek. Odrębnych fabularnie lecz zaprawionych jedną przyprawą, jakiegoś mroku, niesamowitości, niepewności, napięcia. Taka stylistyka uwspółcześnionego Grabińskiego. Zresztą, jedno z opowiadań - "Piorun" (swoją drogą nie wiem skąd ten tytuł) - to przerobione i rozbudowane opowiadanie "Kochanka Szamoty" tegoż autora. Nie wiem czy w przypadku innych tytułów zachodzi podobna sytuacja, słabo znam twórczość Grabińskiego - za późnego dzieciaka zbiór "Opowieści niesamowite" wywarł na mnie spore wrażenie, autentycznie wzbudził spory niepokój - i to wszystko. Z pozostałych najambitniejsza jest chyba "Opowieść terapeuty".
Głównym aspektem, którym Grzędowicz wygrywa w tych opowieściach, jest brak pośpiechu, jednoznaczności. Ambiwalentny stosunek natomiast mam do konstrukcji fabularnych. Za każdym razem mamy dobry pomysł, nastrój, rozwinięcie, wszystko idzie jak najlepiej, a jednak im dalej, tym mocniej pojawiają się jakieś rysy, siakieś braki w finale, nieadekwatności do obietnic. Nie twierdzę, że to wada dużej wagi, jednak, przynajmniej dla mnie, zauważalna. Bo same fabuły są przemyślane, wewnętrznie koherentne, ale jednak może jakaś ich błahość albo może jednak zmanierowanie stetryczałego czytelnika, powodowały, że nie odczuwałem pełnej satysfakcji.
Mimo, iż rzecz jest mocno wczesna, również w tym tomie można wyraźnie dostrzec symptomy grzędowiczowej alergii na nadopiekuńczą cywilizację, która kiedyś przerodzi się w postać ostrą i każe autorowi mieszać z błotem Unię Europejską przy każdej możliwej okazji.
Językowo rzecz zupełnie w porządku, sprawna, ale nijak wybitna. Czasem jakaś niezgrabność wybija z immersji, ale niczego poważnego nie mogę zarzucić.
Na tym kończę znajomość z twórczością. Już się chyba nie spotkamy, choć kto wie, może najlepsza książka jeszcze przed autorem. Acz tendencja jest raczej przeciwna.
Wysłuchałem w przyzwoitej interpretacji Wojciecha Chorążego.
7,5/10
Fidel-F2 - 3 Września 2020, 07:39
Gwiezdny pył - Neil Gaiman
Po jakich tam opowiadaniach i dwóch tomach Sandmana moje oczekiwania względem Gaimana mocno zmalały. Nie spodziewałem po nim niczego dobrego i raczej nie planowałem przyszłych lektur. Okazało się jednak, że Gwiezdny pył jest na Storytelu, a ja jednak żadnej pełnowymiarowej książki autora nie czytałem i może można by mu dać jeszcze jedną szansę, zwłaszcza, że wcześniej oglądałem film, który akurat był świetny.
Fabuła jest prosta. Głupi Jasio nie ogarniając konwenansów, bierze metaforę na poważnie i idzie w świat, ma przygody. Dzięki odwadze, szlachetnemu sercu i, co by nie mówić, dużej dozie matołkowatości omija pułapki zastawiane przez los i złych ludzi, wygrywa, zdobywa królestwo, dostaje księżniczkę za żonę. Kurtyna. Czyli fabularnie mamy 0/10.
Czy są tu jakieś zalety? Postacie - typowe schematy baśniowe, acz czasem trafia się rodzynek w postaci serii królewskich synów. Ornamentyka - ok, można znaleźć pewne drobiazgi które cieszą jakim takim humorem tudzież pojedyncze fajne scenki. Oczywiście brak tu jakiejkolwiek logiki a nasze zaskoczenia często wynikają z tego, że autor od niechcenia wprowadza nieznane dotąd zasady, których nijak nie można się domyślić. No ale ok, nie po to pisze się baśń żeby się trzymać zasad logiki. Z jednej strony niesie to ze sobą jakiś pierwiastek zaciekawienia, bo przecież zdarzyć się może cokolwiek, z drugiej czyni sukces Głupiego Jasia jeszcze bardziej kuriozalnym. W efekcie, już po krótkiej chwili, czułem się znudzony i znużony kolejnymi bezsensownymi woltami i moje zainteresowanie opowieścią spadało coraz bardziej. Nie pomaga koturnowa teatralność narracji.
Na szczęście literacko jest to rzecz zupełnie przyzwoita.
Sumując, nie było to tak złe jak się spodziewałem, ale niewiele lepsze. I tym razem definitywnie się z panem Gaimanem żegnamy.
Wysłuchałem w dobrej interpretacji Wojciecha Żołądkowicza.
5/10
Fidel-F2 - 4 Września 2020, 07:18
Kult - Łukasz Orbitowski
Czytam sobie różne książki, lepsze, gorsze, czasem bardzo dobre, aż trafia się coś takiego jak Kult Łukasza Orbitowskiego. Rzecz świetnie napisana, bardzo naturalnie, autor to bezdyskusyjny mistrz pióra. Z jednej strony niby niepozorna opowieść o sprawach zwyczajnych i przyziemnych, z drugiej traktat filozoficzny. Takie książki trochę mnie przerastają w kontekście amatorskiej recenzji. Nie da się ich rzetelnie przedstawić w krótkiej opinii. Są tak bogate w rozmaite treści, że pełna, nie skracana wypowiedź, wymagałaby wcześniejszych długich przemyśleń i równie długiego elaboratu. Nie czuję się na siłach.
Bardzo mocno polecam, wyjątkowa rzecz.
11/10
Fidel-F2 - 8 Września 2020, 09:05
Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli - Radek Rak
Mam do powieści stosunek mocno ambiwalentny. Trochę to moja wina, bo w tytule, jak byk stoi, że to baśń. Nie przywiązywałem się do tego, bo tytuł jak tytuł, coś tam autor musi na pierwszej stronie naskrobać, najlepiej żeby się wyróżniało. Ale nie żeby to miało jakieś większe znaczenie. A tu autor okazał się, niestety, słowny. Co za chwilę wyjaśnię.
Największy atut tej powieści to chyba ucho pisarza. Oprócz umiejętności literackich, w zasadzie bez zarzutu, nawet bez "w zasadzie", Rak ma ucho. Te jego frazy brzmią, płyną, humor je obmywa. Przyjemne to jest. Druga sprawa to koncepcja fabularna, przemyślana, bez tymczasowych fastryg i wyskakujących z pudełka bogów maszynowych. I świetnie w tym osadzona dychotomia pierwszobohaterska, oryginalny, bardzo ładny pomysł. Tu i ówdzie trafiają się interesujące myśli, obserwacje, zaduma nad konstrukcją padołu na którym przyszło nam żyć. Tyle zalet bez skazy. Po stronie plusów umieściłbym też oddanie rzeczywistości historycznej, relacji społecznych w galicyjskim interiorze. Niestety wyraźna doza teatralności połączona z grubo przesadzoną dawką realizmu magicznego sprawia, że miast namacalnego, prawdziwego świata, otrzymujemy coś w rodzaju rzeczywistość Fraglesów. Mam odczucie pewnej komiksowości narracji.
Zasadniczą wadą utworu jest w moim odczuciu przesadna baśniowość, nawet jeśli zamierzona. A może właśnie dlatego, że zamierzona, moja pretensja jest większa, bo chyba autor umie inaczej. Gdy bohater wraz z autorem poszli w te podziemia, węże, koty, koguty, demony, magiczne przemiany, halucynacje, oniryzm i transsubstancjonalny erotyzm, miałem problemy ze zniesieniem tego bełkotu. Odłożyłem lekturę na tydzień czy dwa (choć pierwotnym zamiarem było definitywne porzucenie). Po tym oddechu postanowiłem jednak dokończyć. I dobrze, bo owa przerwa miała miejsce gdzieś w połowie powieści, a potem tej magii było jakby mniej. A może się uodporniłem? Oczywiście rozumiem, że clou fabuły ma magiczną naturę i bez niej rzecz jest nie do przeprowadzenia. Przeszkadza mi jedynie stopień nasycenia. Miast przyprawy, autor z baśni uczynił najważniejszy składnik i całość smakuje niczym innym jak tylko Vegetą. W pewnym momencie zaczął mnie drażnić nadmiar wulgaryzmów, moim zdaniem często zupełnie bezpotrzebnych.
Rak wyraźnie nawiązuje do poematu Brunona Jasieńskiego Słowo o Jakóbie Szeli.
Wysłuchałem w świetnej interpretacji Piotra Grabowskiego.
6,5/10
Fidel-F2 - 10 Września 2020, 13:51
Listy z Hadesu. Punktown - Jeffrey Thomas
Pierwsza część - nowela Listy z Hadesu - to mocno wtórna, raczej nudna i nieciekawa wizja piekła z romansową fabułą. Cały fantastyczny sztafaż niewiele jest tu wart, ta historia - mezaliansowe związki w czasie jakiej rewolucji - mogłaby się bez żadnych zmian wydarzyć choćby w Indiach wyzwalających się spod brytyjskiego panowania. Psychologia postaci skrótowa, motywacje przekonują mocno średnio, logika momentami odrobinę umowna.
Część druga - zestaw kilkunastu opowiadań mających wspólne tło, miasto Punktown - raczej nie różni się klasą od Listów z Hadesu. Brak tu wyraźnych wpadek, ale nie ma też ani jednego opowiadania wyjątkowego. Wszystko to średniaki obarczone takimi czy innymi wadami. Autor miewa pomysły, jakąś wizję, ale zgrzytają braki w wykończeniu, w operowaniu szczegółem, dopracowaniu rzeczywistości. Thomas tak bardzo chce przedstawić problem, podzielić się przemyśleniem, że w tej niecierpliwości lekceważy fakt, że nie wszystkie składowe idealnie pasują. Jest wyraźna chęć wypowiedzi i równie wyraźny brak talentu. Czasem trafiają się oczywiste zapożyczenia koncepcyjne (np. z Blade Runner), czasem disco-polowy klimat. Przesadna fascynacja seksem, dość tania, wszędobylska, na dłuższą mete nuży, pod koniec tomu irytuje.
Całość nie obraża czytelnika, ale to drugorzędna, z tendencją do trzeciorzędnej, wypowiedź artystyczna. Tyle, że bardzo równa od początku do końca.
5/10
elam - 12 Września 2020, 17:35
Czytam te twoje recenzje, Fidelu, czytam
U mnie Radek Rak ma 9,5/10, ale ja bardzo łatwo weszłam w klimat jako dziecko żyłam w takim realizmie magicznym, po prostu go odnalazłam.
Orbitowski stoi na półce i woła...
Fidel-F2 - 13 Września 2020, 13:03
To miłe.
Potrafię to zrozumieć, mnie jednak nudzi taki realizm magiczny. Widzę w nim ciasne gacie naciągane na siłę na zbyt rozległy zadek. Imho Rak nie ma wystarczająco talentu by się nim posługiwać, to wyjątkowo trudna sztuka.
Fidel-F2 - 13 Września 2020, 20:02
Wysokie okno - Raymond Chandler
Talent narracyjny, świetne pióro, kilka wybitnych momentów, dobra fabuła, choć wygodnych przypadków jakby odrobinę za dużo, za to klimatu noir jakby odrobinę mniej niż wcześniej. No i oczywiście główny bohater plus humor. Wszystko niby wiadome, niby znane, ale wciąż bardzo przyjemne.
7/10
Fidel-F2 - 14 Września 2020, 08:01
Dyrdymarki - Marek Niedźwiecki
Ultrakrótkie wspominki i marudzenia, zbiór anegdotek plus jakaś drobna refleksja nad własnym życiem. Taki trochę popierdółkowy skok na kasę. Kto lubi autora, wysłucha (przyswoiłem w formie audiobooka czytanego przez autora) z przyjemnością ale szału w tym nie ma.
5,5/10
gorat - 14 Września 2020, 10:07
Nie jesteś osamotniony - przy "Pustym niebie" dotarłem do okolic pięćdziesiątej strony i trzasnąłem tym na dobre bez chęci powrotu kiedykolwiek, bo nie mogłem znieść bełkotu. Dobrze być ostrzeżonym, że kolejny tom jest w takim samym stylu, szkoda nerwów.
Fidel-F2 - 23 Września 2020, 08:49
Łatwo być bogiem - Robert J. Szmidt
Powieść składa się z trzech, zasadniczo odrębnych, elementów.
Pierwsza, space opera, kosmiczny rutynowy patrol, który kończy się niespodziewanymi wydarzeniami - prócz pomysłu inicjującego, który po prostu jest, to żenująca klucha tak pełna nieudolności i prostactwa, że aż przykro. Z jednej strony autor próbuje uprzyszłowić świat językowo ale ogranicza się tylko do przygłupich neologizowanych wulgaryzmów. Reszta języka jest pełna staroświeckich, dziś już żenujących, kolokwializmów w rodzaju "nie ucz ojca dzieci robić" czy "nadzieja matką głupich" uzupełniona nieustającymi aluzjami erotycznymi na podstawówkowym poziomie. Koszmar. Pierwszą część można ocenić tak z grubsza na poziomie 1-1,5/10. Śmieć.
Druga, to pobyt głównego bohatera w kolonii karnej, która jest tak straszna, że aż pozbawiona sensu. "Procedury" i zwyczaje tam panujące powinny się spodobać dwunastoletnim dzieciom, które nie mają za grosz pojęcia jak działają mechanizmy psychologiczne tudzież logika funkcjonowania tego typu przybytków. To chyba najsłabsza część. Bez złośliwości, ale i bez faworyzowania, uczciwa ocena oscyluje gdzieś w okolicach 0,1-0,2/10.
Część trzecia, zasadnicza, na szczęście ma się odrobinę lepiej. Co prawda dalej mamy tu elementy obrażające inteligencję czytelnika (np. prywatne baterie, brak logiki w kwestii utrzymania tajemnicy), wyjątkowo przerysowanych, karykaturalnych, bohaterów (szefowa naukowców), czy wspólne dla całej powieści kreskówkowe uwypuklenia autorskich zamierzeń. Ale są pewne pozytywy. Świat obcych, ich kultura, historia, itp., obmyślone są bardzo fajnie, to najmocniejszy punkt powieści. Losy dwóch obcych ras poznawałem z zainteresowaniem. Niestety przedstawione skrótowo pozostawiły uczucie niedosytu. W mojej opinii należało odpuścić całe to nawiązanie do Strugackich i słabe kosmiczne historie, a stworzyć powieść o "kleksach" i "zwierzakach". Nawet serię, ale tak na poważnie, bez całego tego taniego sztafażu i prób przypodobania się disco-polowym gustom szerokiego odbiorcy (ale to się chyba księgowo nie bilansuje czy jakoś tak, a w dzisiejszych czasach ten aspekt wydaje się przeważać nad Literaturą). Mimo niezaprzeczalnej oryginalności widać tu zapożyczenia choćby z Helikonii. Natomiast wydarzenia i intryga na Stacji, nie tak złe jak w dwóch poprzednich częściach, wciąż pozostają jednak stosunkowo marne.
Całość charakteryzuje się słabością językową, bladą, pospolitą narracją, rażącymi sztucznością dialogami, czyniącymi dorosłemu odbiorcy przykrość, uproszczoną konstrukcją bohaterów i wyraźną prostotą intrygi.
Wyrób książkopodobny. Fuszerka i niedopracowanie aż krzyczą. Szkoda, że w próżni krzyku nie słychać.
Wysłuchałem w dobrej interpretacji Wojciecha Masiaka.
3/10
Fidel-F2 - 23 Września 2020, 16:13
Zagłada - Akira Yoshimura
Niewielkich rozmiarów nowelka. Miejscem akcji jest średniowieczna japońska wioska rybacka, żyjąca, z powodu biedy, na krawędzi zagłady biologicznej. Jej tajną bronią są sztormy i skały o które rozbijają się kupieckie statki. Łupy z takiego statku potrafią zapewnić bezpieczeństwo na kilka lat. Wieśniacy próbują wpływać na los paląc przywabiające ognie na brzegu morza. Los ów bywa jednak przewrotny. Opowieść napisana jest prostym, ale zgrabnym językiem, z narracją z perspektywy młodego chłopca który musi bardzo szybko dorosnąć. Bieda zmusiła jego ojca do sprzedania się w niewolę, dzięki temu rodzina przetrwa odrobinę dłużej. Chłopiec jednak, stając się głową rodziny, podejmuje obowiązki niemal ponad jego siły.
Naturalistyczne podejście, uzupełnione beznadzieją fatalistycznej niemocy odwrócenia losu mimo krańcowego wysiłku, budują nastrój i kulminują się w tragicznych finałowych wydarzeniach.
Poza tym mamy możliwość obserwowania tradycji japońskich, drobnych zwyczajów dnia codziennego. Dla uważnych czytelników znajdą się również drobiazgi w postaci bardzo malarskich, plastycznych opisów przyrody, zwłaszcza w kontekście zmiany pór roku.
Interesująca miniaturka.
7/10
Fidel-F2 - 28 Września 2020, 08:19
Porażka Maigret - Georges Simenon
Do Maigreta przychodzi znajomy z dzieciństwa, dziś rekin w branży rzeźniczej. Obawia się o swoje życie. Maigret, wspominając dawne animozje, podchodzi do sprawy z lekceważeniem. Znajomy pada trupem.
Rzecz napisana w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku ma typowy dla tamtych czasów sznyt narracyjny, pewną łagodność, ale nieprzesadną, w operowaniu dramatem, narrację z punktu widzenia detektywa i jakieś spojrzenie na społeczeństwo. Zagadka jest tu w dużej mierze rozgrywką intelektualną, jednak przeprowadzona jest trochę niezgrabnie, skrótowo, niezbyt przekonywująco.
Lektura jest krótka, dość przyjemna. Nie obiecuje niczego wyjątkowego i się z tej nieobiecanki wywiązuje.
Ciekawostka taka, że wszyscy Francuzi o jakiej takiej pozycji społecznej, mają kochankę albo kilka i jest to traktowane jako norma społeczna.
Wysłuchałem w zupełnie niezłej interpretacji Kamila Prubana.
5,5/10
nureczka - 28 Września 2020, 08:29
Wzięłam się za "Horyzont" Jakuba Małeckiego, bo tematyka mnie zaciekawiła. Audiobook to jakaś porażka. No, może nie totalna, ale 50% porażki na pewno. O ile Madgalena Cielecka czyta bardzo dobrze, to niejakiego Organka słuchać się nie da. Podobno to wybitny artysta. Może i wybitny, ale ja do jego wybitności nie dorosłam. Za czas jakiś dam pewnie "Horyzontowi" drugą szansę - tym razem w wersji pisanej.
Fidel-F2 - 1 Października 2020, 10:15
Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson
Zaczynało się fajnie, oryginalny system magii, świat dający potencjał, choć od początku rysowany grubą kreską, bez światłocieni. Fabuła/bohaterowie dający nadzieję na dziarską przygodówkę. Potem autor to systematycznie marnuje. Bohaterowie, mimo opresyjnych okoliczności, to rozmemłane, rozgadane, niewiarygodne ciołki, które coraz bardziej irytują. Fabuła, z punktu widzenia zdrowego rozsądku z czasem staje się coraz bardziej naciągana, coraz głupsza. Wolty intrygi raczej żenują niż zaskakują. Treść uzupełniona solidną dawką paranormalnego romansu z happy endem, obraca się w ciężkostrawnego gniota. Mimo, iż autor używa ogromnej ilości, głównie niepotrzebnych, słów, to wiele istotnych aspektów ukazanych jest w silnym uproszczeniu, a inne tworzą sprzeczności logiczne. Rzeczywistość przedstawiona jest niespójnie, a raczej na kreskówkowym poziomie spójności, gdy przyjmujemy konwencję nakazującą zaniedbywać zdrowy rozsądek. Gdy np. kilku aktywistów-partyzantów postanawia stworzyć dziesięciotysięczną armię rebeliancką i załatwia to w kilka miesięcy stosując w tym celu powszechne spotkania werbunkowe (sic!). Przy czym zazwyczaj na takim spotkaniu zaciąga się niewielu, więc rzecz wymaga przesiania setek tysięcy ludzi. Dalsze historie, z ruchem takich mas, zakwaterowaniem, wyżywieniem, dyscypliną, finansami, utrzymaniem tajemnicy, uzbrojeniem, szkoleniami, itp., są zaniedbane albo wspomniane mimochodem w niesatysfakcjonujący sposób. Impreza ta ma miejsce w silnie opresyjnym systemie społeczno-politycznym wspomaganym potężną magią, która odczytuje ludzi na poziomie myśli i uczuć. I to wszystko się udaje! To tylko przykład, takich rzeczy jest więcej.
Do obezwładniających rzeczy należy nadmiar słów. Bohaterowie gadają i gadają, w często koszmarnych dialogach, autor gada i gada powtarzając te same rzeczy w kółko, nic się nie dzieje, padają kolejne tysiące słów i dalej jest sielsko, nudno, pastelowo. Nieustanna banalność światopoglądów, mielizny relacji, trywialność refleksji, niewiarygodność motywacji. Jeden wielki szelf. Szelf po horyzont. Problemowość tej prozy umiejscawia ją na poziomie wczesnego nastolatka.
Całości dopełnia amatorka warsztatowa autora i chwilami przaśność przekładu (choć może to przaśność odsandersonowa).
Pierwszą ćwiartkę słuchałem z zainteresowaniem, podczas dwóch kolejnych moja uwaga popadała w znużenie zgodnie z regułą równi pochyłej. Ostatnią zaś dosłuchiwałem z przykrością i zniechęceniem, byle to się już skończyło. Z mgły zrodzony to mój pierwszy kontakt z Sandersonem i na dłuższy czas ostatni. Mówiąc dłuższy czas, mam na myśli naprawdę długi czas. Szkoda marnować życie na zimne kluski z kwaśnym serem.
Wysłuchałem w przyzwoitej interpretacji Marcina Popczyńskiego.
3/10
Fidel-F2 - 5 Października 2020, 08:58
Gwiazdozbiór Kata - Rafał Dębski
Był pomysł, zaszwankowało wykonanie. Był pomysł na specyficzną postać zanurzoną w pewnym pesymistycznym fatalizmie. Fakt, że trochę to zlepek rozmaitych postaci literackiego i popkulturowego światka, ale wydaje się, że była szansa na jaką nową jakość. Niestety ogrom wad zadusił słabe, kiełkujące ziarenko.
Przede wszystkim brak tu jakiegoś przemyślenia fabularnego. Miast harmonijnej konstrukcji, mamy chaotyczny zlepek historyjek, przygód, wątków i retrospekcji, w zasadzie bez jakiegokolwiek porządku. Czasem zdarza się jakiś pomysł wart uwagi. Nieodmiennie jednak jest marnowany. Koniec przychodzi ni stąd, ni zowąd, nie wiedzieć po co i dlaczego. Urywa się jak kiszka kaszanki dziabnięta tasakiem. Dużym minusem jest przegadanie powieści. Gigantyczne przegadanie. Bohater toczy niekończące się dysputy ze sobą, z duchem swojej byłej i z każdym kto mu się nawinie. Dostajemy w tym miejscu rozważania stylizowane na głębokie filozoficzne przemyślenia, a w rzeczywistości to nudna i tania blaga, ciężkie w wykonaniu i miałkie w treści moralizowanie. Podane raz, byłyby do przełknięcia, w zaserwowanym wymiarze silnie irytują. Z całym szacunkiem dla autora, gigantem filozofii to on nie jest. Na dodatek, mamy wielokrotne powtórzenia, ciągłe gadanie o tym samym.
Jedno co się udało, to pewien klimat osamotnienia. Niestety, przemożny werteryzm naznaczony podskórnym poczuciem wyższości, hipokrytycznie ukrytym pod fałszywą skromnością, powoduje, że główny bohater jawi się dość żałosnym dupkiem i w żaden sposób nie wzbudza nawet cienia współczucia czy zrozumienia. Przynajmniej we mnie. Stan jaki utrzymywał się we mnie podczas lektury, można określić krótkim "dobrze ci tak, głąbie jeden".
Warsztatowo rzecz jest w miarę przyzwoita, acz nie bez potknięć. Dębski ma w tym tomie jakiś ślad własnego, specyficznego stylu. Choć nie wiem czy to dobrze.
Powieść mam za słabą, nudną i męczącą. Choć potencjał był.
Wysłuchałem w lekko irytującej manierze Rocha Siemianowskiego.
4/10
Fidel-F2 - 7 Października 2020, 11:44
Imperium Czerni i Złota - Adrian Tchaikovsky
Z różnych powodów powieść zwróciła moją uwagę dość dawno, ale obawy przed najtańszą pulpowatością powstrzymywały mnie przed lekturą. Obawy owe po części się potwierdziły, na szczęście w niezbyt dużej skali.
W krótkim zarysie, mamy drużynę przyjaciół, która w mniejszym lub większym osamotnieniu stara się walczyć z imperium zła. Przypomina wam to coś? Właśnie. Taka sytuacja uwidacznia się od czasu do czasu. A nawet częściej. Autor pozbierał mnóstwo motywów z naszej historii, ze świata literatury fantastycznej i ogólnie pojmowanej popkultury, dorzucił do tego trochę własnych koncepcji i w efekcie powstało coś z jednej strony dobrze znanego, z drugiej zaś, na tyle świeżego, że pozwala wciągnąć się w opowiadaną historię, nie nudzi.
W pierwszej chwili rzeczywistość przypominała mi świat starożytnej Grecji z jej niezależnymi polis (Kolegium wykazuje duże podobieństwo do Aten) i Imperium Perskim na wschodzie. Z czasem jednak mocarstwo owe nabiera pewnych cech przypominających Imperium Rzymskie, potem typowych dla faszystowskich Niemiec, by w końcu wziąć coś z Mordoru. Taki mechanizm ma miejsce w przypadku niemal każdego aspektu powieści. Początkowo na przykład, wydaje się, że to klasyczna fantasy, ale z czasem pojawiają się elementy typowe dla steampunku, płaszcza i szpady, literatury łotrzykowskiej, westernowego dzikiego zachodu czy literatury wojennej. A wszystko to powoli zmierza w kierunku epickiego rozmachu, stylistycznie zanurzonego w klimacie podobnym do tego co prezentowało Kino Nowej Przygody lat osiemdziesiątych. Indiana Jones albo Han Solo odnaleźli by się tu bez trudu.
I znów, choć część nacji kojarzy się z typowymi dla fantasy rasami to jednak ich różnorodność i wieloaspektowość pozwala twierdzić, że koncepcja Tchaikovsky'ego jest oryginalna, przemyślana i spójna. Podobnie z kreacją bohaterów. Nieprzesadnie rozbudowani, są jednak swoiści, logicznie i harmonijnie skonstruowani.
Fabuła nie jest ani zbyt prosta ani przesadnie skomplikowana, a mnogość bohaterów daje się opanować bez większego trudu. Narracja szczęśliwie pozbawiona jest częstego dla epickich fantasy nadętego braku dystansu do czegokolwiek. Pewne rzeczy idą tu na skróty, bez przesadnych opisów i objaśniania każdego detalu. Nie oznacza to jednak dziur logicznych. To dość zgrabna przygodówka, bardzo dobrze spełniająca rolę wciągającej opowieści i samoistnego bytu fabularnego, choć w rzeczywistości pierwszy tom cyklu Cienie pojętnych to preludium do znacznie szerszego zamyślenia, obszerna ekspozycja pozwalająca poznać ogólne założenia świata i koncepcji autorskich.
Językowo autor nie jest doskonały ale nie zawodzi, zaś tłumaczenie też daje radę, choć momentami wydaje się lekko nieporadne, tu i tam trzeszczące kolokwializmami. W efekcie jednak otrzymujemy tekst z lekką sentymentalną patyną, który, co odrobinę zaskakujące, nie drażni. Przypomina to trochę styl powieści sprzed kilkudziesięciu lat.
Imperium Czerni i Złota nie jest powieścią wybitną, ogrywa znane rozwiązania, ale jednocześnie dzięki pewnej dozie oryginalności i bezpretensjonalnej narracji, nie silącej się na coś czym nie jest, pozwala na przyjemną lekturę. Choćby nawet lekko w kategorii guilty pleasure. A może po prostu autorowi udało się wstrzelić w wąskie okienko moich subiektywnych upodobań.
7/10
Fidel-F2 - 13 Października 2020, 10:00
Pani Czterdziestu Żywiołów - Witold Dworakowski
Para kosmicznych, ni to złomiarzy, ni to piratów (zerżnięta z załogi Sokoła Millenium) ma przygody. Biorą zlecenia na eksplorację kosmicznego złomu i zawsze trafiają w kałszkwał. Zawsze! Mniej więcej co 3 minuty i 14 sekund są kosmicznie zaskoczeni i zdziwieni niemal-apokalipsą, która ich niespodziewanie zaskoczyła, i z którą zaskakująco radzą sobie w zaskakujące trzy sekundy przy pomocy jednego zaskakującego (tym razem zaskoczony jest czytelnik) pierdnięcia i kilku kliknięciami palcami. Nie wiedzieć czemu kliknięcia już nie zaskakują. No dobra, żartowałem, kliknięcia też zaskakują. Czasem czytelnika, czasem bohaterów a czasem wszystkich wokół, nawet enpisów. Wszyscy tu wyglądają jakby chirurgicznie, na stałe mieli uniesione brwi. Brakuje tylko niespodziewanej hiszpańskiej inkwizycji. Chociaż, czekaj...
Autor używa przeogromnej ilości nowomowy technologicznej. Jest tego tyle, że rzecz przestaje mieć jakikolwiek sens. Cokolwiek wynika z czegokolwiek i zawsze jest jakiś dynks którego można użyć przeciw innemu dynksowi, a ten przeciw jeszcze innemu, a ten... etc., etc. I czytelnik zawsze jest zaskoczony, bo nigdy wcześniej o tych dynksach nie było mowy. Czysta magia. Momentami przestawałem śledzić logikę tego bełkotu.
Oprócz cudów technologicznych tekst śmieszy masą baboli. Sformułowania typu "dwa lata świetlne od krańca galaktyki", koncepty "atmosfera składająca się w 90% z tlenu" czy rasa ogromnych i potężnych fizycznie istot wykształcona w ciążeniu o wartości 6 G, uderzają bezsensem. Niestety jest tego bez liku. Czasem jakoś tam zamaskowane magią a czasem nie, bo autor nie ma pojęcia o fizyce, astrofizyce czy chemii, więc nie ma pojęcia, że sadzi babole. Na dodatek masa rzeczy jest tu zapożyczona jak, nie z Gwiezdnych Wojen (koncepcja pary awanturników), to z cyklu Prawdopodobieństwa Nancy Kress (transfaza, fale prawdopodobieństwa) tudzież z masy innych tytułów.
Świat w którym mają miejsce przygody pary bohaterów, namalowany jest bardzo ubogo. Większość rzeczy musimy przyjąć na wiarę, nie są nijak wyjaśnione, choć czasem gryzą się ze zdrowym rozsądkiem albo w ogóle nie wiadomo po co są.
Momentami autor próbuje ostrej filozofii. Nie powinien.
Warsztat literacki Dworakowski ma taki sobie. Nie ma tragedii, choć dialogi są mocno drewniane, na siłę luzackie. Tak rozmawia nastoletnia dzieciarnia a nie dorośli ludzie którzy znają się od lat. Konstrukcja bohaterów jest komiksowa. Gruba kreska, naiwnie teatralne postawy.
Zalety? Da się tego wysłuchać (przyswoiłem w formie audiobooka), czasem nawet zainteresuje, czasem docenimy meandry wyobraźni autora. Jeśli lubisz sztafaż spaceoperowy, lubisz raźną akcję i niekoniecznie musisz wnikać w głębsze sensy i następstwa logiczne, to jest to książka dla ciebie.
Wysłuchałem w dość zgrabnej interpretacji Wojciecha Masiaka.
4/10
Fidel-F2 - 14 Października 2020, 09:41
Kosiarze - Neal Shusterman
Spróbowałem. Wyłączyłem po godzinie. Napisane całkiem w porządku, ale głupie niemożebnie.
1/10
Fidel-F2 - 26 Października 2020, 13:14
Tarnowskie Góry Fantastycznie 2
Niezmordowany lokalny patriota, tarnogórzanin z duszy i serca, Aleksander Kusz, nie zasypia gruszek w popiele. Po sukcesie pierwszego tomu poświęconego fantastycznym Tarnowskim Górom, przygotował kolejny. Pierwsza odsłona, choć nie bez wad, była zupełnie niezła. Tym razem lista nazwisk jest skromniejsza jeśli idzie o pierwszy garnitur polskiej fantastyki. W składzie dominują raczej zawodnicy aspirujący, ale co ciekawe, taka sytuacja w żadnym stopniu nie przekłada się na obniżenie formy. Rzekłby, że mamy zjawisko wręcz odwrotne. Drugi tom uważam za lepszy od pierwszego. Nie ma tu ani jednego słabego opowiadania.
Dostajemy do ręki rzecz różnorodną pod każdym względem. Większość historii napisana jest oczywiście po polsku, ale również znajdziemy coś po śląsku. Część opowieści to pełnoprawne, rozbudowane opowiadania, czasem niemal nowelki, a część to króciaki. Są pozycje do śmichu, są nastrojowe, są skłaniające do zadumy, do pochylenia się nad kondycją człowieka, są takie które po prostu opowiadają przygodę, ale jest też opowiadanie wytrącające czytelnika z równowagi, wprowadzające w stan przeraźliwie przygnębiający. Mamy tu horror, fantasy, post-apo, sf, baśń i klasyczne opowieści niesamowite. Wiele z nich autorzy umieścili w kontekście historycznym, ale mamy też pozycje współczesne i przyszłościowe. Z pewnością nie będziemy się tu nudzić.
Nie będę recenzował wszystkich opowiadań po kolei. Z całkowitym spokojem sumienia mogę powiedzieć, że każde z nich jest warte lektury. Są jednak takie, które moim zdaniem, należy wyróżnić.
Przede wszystkim należy wspomnieć opowiadanie pióra Aleksandry Zielińskiej. Jestem starym repem i rzadko się zdarza by literatura potrafiła mną wstrząsnąć. Tym razem jednak mój cynizm i zblazowanie nie miały szans. Królowa Dramy to opowieść dojmująco smutna, głęboko poruszająca i jednocześnie rewelacyjnie napisana. O życiu pod górę, ponad siły. Najczystszy diament. Dla takich właśnie momentów przerzucamy te tony makulatury. Nigdy wcześniej nie słyszałem o autorce. Od dziś będę się starał śledzić jej dokonania.
Druga pozycja, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to LOS Tarnowskie Góry Anny Hrycyszyn. Jest to rzecz typowo przygodowa, rozrywkowa, przy tym całkiem pomysłowa i niegłupia, a dodatkowo napisana z jajem i werwą. I choć na upartego można by się do logiki tego czy owego rozwiązania przyczepić, to nie warto. Opowieść o smoczym jaju i dalszych konsekwencjach, przedstawiona jest wyjątkowo zgrabnie i naturalnie. Trudno oderwać się od lektury, a docierając do ostatniej kropki, mamy potrzebę zapoznania się z dalszymi losami bohaterów. Odrobinę zapachniało mi tu Christowym Milusiem.
W tym miejscu przerwę, bo na trzecim miejscu widziałbym dobrych kilka opowiadań. Nie potrafię się zdecydować. Tak naprawdę trzeba by wyróżnić w zasadzie wszystkie, tu nie ma miejsc poza pudłem. Być może się powtarzam, ale ta antologia naprawdę nie ma słabych punktów. Czytelnik o trochę innej wrażliwości czy innych zainteresowaniach swobodnie mógłby wytypować zupełnie inne pierwsze miejsca (choć szczerze mówiąc przewaga Aleksandry Zielińskiej wydaje mi się bezdyskusyjna).
Szczerze polecam i czekam na tom trzeci.
8/10
|
|
|