Blogowanie na ekranie - Wnimanje! Gawra wirtualnego suwalskiego niedźwiedzia!
ilcattivo13 - 22 Września 2011, 21:51
Ozzborn - ten mini serial już widziałem. Leciał na jakimś polskojęzycznym satelitańcu z rok z hakiem temu. I mimo, że Zooey jest cudowna, to serial jest jedną z największych kup wszechświata
Fidel-F2 - 22 Września 2011, 22:16
z muchomorkiem nie da się pomylić, trzeba być ślepym albo po pięciu piwach
Ozzborn - 23 Września 2011, 02:56
ilcattivo13 napisał/a | Ozzborn - ten mini serial już widziałem. Leciał na jakimś polskojęzycznym satelitańcu z rok z hakiem temu. I mimo, że Zooey jest cudowna, to serial jest jedną z największych kup wszechświata |
Kurcze jeszcze ze dwa filmy z Zosią i podejmę to ryzyko
Jedenastka - 23 Września 2011, 11:18
Fidel-F2 napisał/a | z muchomorkiem nie da się pomylić, trzeba być ślepym albo po pięciu piwach | Widocznie niektórzy chodzą na grzyby wyłącznie po piwie.
merula - 23 Września 2011, 12:31
ja bym się na grzybki wybrała, ale chyba nieszczególnie dużo ich na razie i to mnie nieco zniechęca.
ilcattivo13 - 23 Września 2011, 14:54
dziesięciolitrowe wiadro ślicznych małych opieniek - 8 zeta. I to już przebrane - tylko umyć i do gara. Nawet się do lasu nie opłaca jechać
******************
złożyłem kolejny wniosek. Trzy godziny spędzone w urzędach (i po niedzieli dojdą kolejne) i każdy urzędnik mówiący co innego. Wk***iałem sie przez pierwsze pół godziny, potem już tylko chichotałem z rezygnacją
merula - 23 Września 2011, 15:30
skądś to znam. wczoraj komitet kolejkowy w skarbówce sprzyjał niezłej integracji. i ilu ciekawych rzeczy się dowiedziałam
Matrim - 23 Września 2011, 21:22
merula napisał/a | on nie lubi kwiatków przede wszystkim | ilcattivo13 napisał/a | merula prawie gada, dać jej wódki! |
***
ilcattivo13 napisał/a | złożyłem kolejny wniosek. |
A żeby Ci ten wniosek... kurde, przyjęli! Na złość!
Rafał - 23 Września 2011, 22:10
Kuźwa, zaraz jak tylko z lasu wrócę zrobię wątek "na grzyby". Żeby opieńki nie rozpoznawać
Podam też sprawdzony przepis znajomego na czerwone muchomory.
ilcattivo13 - 23 Września 2011, 22:49
opieńki umyłem, obgotowałem (15 minut, żeby zabić ewentualne żyjące syfy i wstępnie zmiękczyć grzybki), potem na patelnię (z częścią sosu z gara), dodałem liście laurowe i pieprz (mielony, bo nie chciało mi się dłubać, a grzybki miały być ostro-pieprzne). Dwadzieścia minut duszenia, potem śmietana i sól, jeszcze kilka minut i włala. Ze świeżo upieczonym domowym chlebem, są prawie tak dobre jak kurki
Rafał, a po co dublować wątki. I tak, na pogawędki o grzybach, wszyscy przychodzą do mnie
***********************
merula - u mnie nie było kolejek, bo byłem sam. Za to w obu urzędach obsługiwały mnie na raz po trzy panie (w tym jedna telefonicznie z nadrzędnej instytucji). Do konsensusu nie doszły, ale w razie czego będę miał podstawę, żeby się kłócić, jeśli odwalą wniosek ze względów formalnych :/
Najlepsze jest to, że w jednym urzędzie dostałem formularz do wypełnienia przez drugi urząd, a ten drugi powiedział, że oni takich druków wypełniać nie będą, bo mają swoje własne (tyle, że inne dane się w nie wpisuje). Można się "z nerw" w czoło ugryźć.
Matrim - chyba bardziej wierzę w sobotniego totka, niż w to, że wniosek przejdzie :/
I to mimo tego, że połowa wniosków dostanie kasę, a z milionów kuponów totka tylko kilka (nie liczę nic poza "6"), albo i w ogóle.
Rafał - 23 Września 2011, 23:03
ilcattivo13, może i tak.
No więc mam znajomego, gość wybitnie trunkowy i oryginał, zna Pana Tadeusza na wyrywki i na dodatek w oryginale! No niesamowite.
W każdym bądź razie, facet zbiera muchomory czerwone, te z białymi kropami. Obgotowywuje ze cztery razy i marynuje do słoika. Po czym namawia mnie do konsumpcji! Póki co się wzbraniam. Ale coraz słabiej, bo facet w sile wieku i widać taka dieta mu służy. Hm.
ilcattivo13 - 23 Września 2011, 23:10
każdy byłby oryginałem, gdybym jadł, jak by nie było, halucynogenne muchomory
Rafał - 23 Września 2011, 23:12
Mówisz halucynogenne? Hm...
Kai - 24 Września 2011, 08:47
Rafał napisał/a | zna Pana Tadeusza na wyrywki i na dodatek w oryginale! |
Ja też No, prawie, trochę się już zapomniało, ale jedno spojrzenie w tekst i mogę recytować.
Lis Rudy - 24 Września 2011, 09:00
Rafał napisał/a | W każdym bądź razie, facet zbiera muchomory czerwone, te z białymi kropami. Obgotowywuje ze cztery razy i marynuje do słoika. Po czym namawia mnie do konsumpcji! Póki co się wzbraniam. Ale coraz słabiej, bo facet w sile wieku i widać taka dieta mu służy |
Rafał, lepiej nie próbuj. To że gość pożera od buk wie ilu lat muchomory, oznacza po prostu że przyjmuje małe dawki trucizny od lat i one mu się w organizmie i wątrobie kumulują. Nie ma gwarancji, że po którejś z rzędu degustacji Twojego znajomego trza będzie w trybie nagłym wieźć na oddział toksykologii.
Rafał napisał/a | facet w sile wieku i widać taka dieta mu służy |
Do czasu...
Do czasu....
Martva - 24 Września 2011, 11:01
Akurat muchomor czerwony nie jest jakoś strasznie śmiertelnie trujący, ma raczej działanie psychodeliczne i coś się z nim tam da zrobić żeby był bardziej jadalny. na jakiejś prelekcji konwentowej nawet mówili
Kai - 24 Września 2011, 11:37
Lis Rudy napisał/a | Rafał, lepiej nie próbuj. To że gość pożera od buk wie ilu lat muchomory, oznacza po prostu że przyjmuje małe dawki trucizny od lat i one mu się w organizmie i wątrobie kumulują. |
To się nazywa mitrydatyzm. Dołączam się do ostrzeżeń, "jeden zjada bardzo pięknie z czego drugi zaraz pęknie".
Jedenastka - 24 Września 2011, 12:03
Rafał napisał/a | Kuźwa, zaraz jak tylko z lasu wrócę zrobię wątek na grzyby. Żeby opieńki nie rozpoznawać |
Wygląda jak psiak
Rafał napisał/a | Podam też sprawdzony przepis znajomego na czerwone muchomory. |
Rafał
Wolę zostać przy konsumpcji gąsek zielonych...
Lis Rudy - 24 Września 2011, 14:12
Jedenastka, gdybym miał słoik muchomorów i gąsek, zostałbym jednak przy gąskach.
A ja po grzybkach.
Napiszę tak-gdyby to było grzybobranie, to złościłbym się że ich mało. A ponieważ to był spacer Z grzybobraniem, to jestem zadowolony. Sporo podgrzybków (małych i średnich), trochę kurek (niestety końcówka), 1 osak (ten z brązowym łebkiem), sitaki (zaczuynają się w większych ilściach) i zajączki (też nieźle).
Jeśli chcecie do lasu, ro można ale bez nastawiania się na mega zbiór. Cieszcie się tym co uda wam się znaleźć.
Jedenastka napisał/a | Rafał napisał/a:
Kuźwa, zaraz jak tylko z lasu wrócę zrobię wątek na grzyby. Żeby opieńki nie rozpoznawać |
Jedenastka napisał/a | Wygląda jak psiak |
Noooo.....
Nawet jak całe stadko psiaków.
Doszedłem do wniosku że daruje sobie opieńki. Wątrobę ma się jedną. Wolę ją zostawić do picia. Ale nie kompotu.
ilcattivo13 - 24 Września 2011, 15:07
Martva napisał/a | Akurat muchomor czerwony nie jest jakoś strasznie śmiertelnie trujący, ma raczej działanie psychodeliczne i coś się z nim tam da zrobić żeby był bardziej jadalny. na jakiejś prelekcji konwentowej nawet mówili |
na ostatnim Falkonie. Jadalne są tylko młode osobniki (podobnie jak w przypadku purchawek), tzn. zanim się zarodniki wykształcą (czy jak tam to się nazywa).
Martva - 24 Września 2011, 15:16
O, wiedziałam że ktoś będzie miał lepszą pamięć ode mnie
Jedenastka - 24 Września 2011, 15:32
Lis Rudy napisał/a | 1 osak (ten z brązowym łebkiem) |
Co to jest?
Lis Rudy napisał/a | sitaki (zaczynają się w większych ilościach) |
Tak? To może być znak, że pokażą się też gąski. Zwykle widuję towarzystwo razem.
Sitaków raczej nie biorę bo mało mi smakują. Chyba, że bardzo ładne, młode.
A wiecie co to jest i czy spotykacie?
Godzilla - 24 Września 2011, 15:40
To nie sarny przypadkiem?
dalambert - 24 Września 2011, 15:43
Sarniak dachówkowaty - ładny zjeść się da, ale jeno młode - starsze łykowate, najlepiej marynować i np. do przybrania sałatki, bo drań dość dekoracyjny jest.
Z Puciem przed wiekami / gdzieś w 1977/ byliśmy na grzybobraniu w Borach Tucholskich koło Tlenia i się parę trafiło , a ogólnie zbiory były rewelacyjne - do dom dowieźliśmy karton po telewizorze rubin i kosz grzybów wszelakich pełne
Godzilla - 24 Września 2011, 15:48
Słyszałam o nich, że spodnią warstwę, tzn. rurki, trzeba w ogóle zebrać i wyrzucić, bo mało jadalna.
Poza tym chroniony:
http://www.nagrzyby.pl/in...=gatunek&id=336
http://grzybland.pl/index...=911&Itemid=102
Lis Rudy - 24 Września 2011, 15:50
Jedenastka napisał/a | Lis Rudy napisał/a:
1 osak (ten z brązowym łebkiem)
Co to jest? |
koźlarz babka. tu sobie go obejrzysz: http://pl.wikipedia.org/w...=20070917171842
a kozak czyli koźlarz czerwony, wygląda tak: http://pl.wikipedia.org/w...=20070307123720
Jedenastka - 24 Września 2011, 15:51
No tak, to sarniak dachówkowaty, mój ojciec też nazywa go po prostu sarną.
Strasznie ładny jest, zwłaszcza w naturalnym otoczeniu
Pod spodem nie ma ani blaszek ani rurek tylko jakby włoski, milutkie w dotyku. Przed przyrządzeniem należy je oskrobać (najlepiej wychodzi łyżeczką).
Słyszałam, że obecnie te grzybki są pod ochroną... (o, właśnie widzę, że Godzilla mnie ubiegła )
Godzilla - 24 Września 2011, 15:52
Och, mlask, jakie smaczne zdjęcia!
Edit: ja się właśnie w tej chwili o ochronie dowiedziałam. W drugim linku piszą, że jest od 2004 r.
Jedenastka - 24 Września 2011, 15:56
Grzybobranie z koźlarzami to moje marzenie, niestety nie spotykam. Z opowieści mamy wiem, że piękne są, zwłaszcza czerwonego miło znaleźć, podobno lubi w brzozach rosnąć.
ilcattivo13 - 24 Września 2011, 20:16
Martva - jeśli chodzi o halucynogeny, to pamięć mam jak żyletę
powiedziałbyś jak człowiek - "podbrzeźniak" i "czerwony łeb" i każdy by wiedział o czym mówisz
Jedenastka - "czerwone łby" zaczynają się na przełomie lipca/sierpnia i rzadko kiedy rosną dłużej niż kilka lat w tym samym miejscu, bo lubią podłoże wracające do dzikiego stanu po przekopaniu (np. małe śródleśne szkółki - takie na wyrębach - oraz rowy przeciwpożarowe, itp.). I z mojego doświadczenia wiem, że łatwiej je znaleźć w lesie mieszanym liściastym (ale bez dębów, buków i grabów - bo z tymi się "nie lubią") i liściastym z małą domieszką drzew iglastych, niż w czystym brzeziniaku. I w przeciwieństwie do borowików i podbrzeźniaków niespecjalnie lubią dookoła wysoką trawę. Smaczne są, ale przy takich latach jak ostatnio, rzadziej się pojawiają niż rydze
*****************************************
A zanim mi całkiem grzybami wątek zasmrodzicie, pochwalę się, jakiego szybkiego kota mam.
Do domu weszliśmy razem: ja prosto od fugowania, Grucha prosto od leżenia na pryzmie drzewa. Do lodówki dotarliśmy też w miarę jednocześnie. Jemu wyjąłem "kocinę" (tym razem wątróbka i serce parszuka), dla mnie była zupka mleczno-dyniowa. Potem on zaczął żreć, a ja szukałem sobie miseczki. Znalazłem metalową i jak ją wyciągałem z szafy, to mi na glebę upadła. I co? Tylna połowa kota była już po drugiej stronie kuchni, a przednie łapy jeszcze ładowały mięcho do gęby, a jak już się nic więcej nie zmieściło, to jeszcze zdążył nabrać mięcha w obie garście i dopiero wtedy nastąpiło ściągnięcie gumy i przód zszedł się z tyłem. Gdzieś w okolicach kanapy w salonie. A kobieta, co przyszła do sąsiadów, mówiła z piętnaście minut wcześniej - "Ale grubiutki kotek! Jaki ospały i nieruchawy"... Nieruchawy... Żeby zobaczyła to co ja, to na odszczekaniu pod stołem by się nie skończyło
*************
A żeby nie wyszło, że tylko mój kuocik maljeńki jest taki wysportowany - zrobiłem najtrudniejsze salto-ciut-nie-terminalne-mortale w moim życiu. I to pod prysznicem. Aż chciało by się zanucić: "Mydło, brodzik, niedźwiedź, letnia woda - tak się zaczyna, akrobatyczna przygoda...
Do tej pory się cieszyłem z posiadania dużej ilości miejsca pod prysznicem - przy dwuosobowym korzystaniu nikt nikomu kolanami oczu nie wybija. Ale dziś... Dziś się przekonałem, że więcej miejsca pod prysznicem oznacza większy rozbieg, a co za tym idzie - większą prędkość na progu, a co za tym idzie - mniej czasu na dokładność wybicia i przybranie odpowiedniej pozy do lotu... Czasami lubię sobie pooglądać "Sekundy grozy" na Discovery World, ale co innego oglądać, jak kaskader skacze na motorze nad Wielkim Kanionem, a co innego samemu zrobić taki skok. Zresztą, co ja gadam... Jaki Wielki Kanion... Przy tej prędkości, mógłbym skacząc z Afryki przelecieć nad Ameryką Płn. i lądować dopiero gdzieś w okolicach Filipin. Na szczęścio-nieszczęście, z trzech stron miałem murowane ściany, a wysokość lotu ograniczył mi sufit i siedzący na nim komar, którego niechcący zmusiłem do terminalnego pocałowania moich umięśnionych pośladków. A konkretniej lewego. Bąbla nie mam i nic mnie w miejscy styku komar-pośladek nie swędzi, więc chyba nie zdążył się napić. Za to ja się napiłem. Co prawda, dopiero po trzecim odbiciu się od powierzchni brodzika i przy lądowaniu, no i nie piłem krwi, tylko mydliny, ale jednak zdążyłem. Znaczy, prawie tak szybki jak Grucha jestem. A tego, jak się w powietrzy okręcałem, żeby nie spaść na plask tylko na czoło (posiadanie zakutego łba jest w pewnych okolicznościach przyrody niewątpliwą zaletą), tego nawet kot-akrobata nie dałby rady powtórzyć.
Choć muszę przyznać (bez bicia, bo i tak mnie tu i ówdzie moje męskie, umięśnione ciało boli)(ale jakby jakaś fajna laska chciała mnie bipnąć, to proszę bardzo - bez krępacji), że słodycz akrobatycznego sukcesu psuje mi łyżka dziegciu w postaci wajchy mieszalnika wody, którą wbiłem sobie w biceps... Nic to - jak widać, daję radę pisać jedną ręką, a piwa na razie otwierać nie potrzebuję, bo przy antybiotykach alkoholu nie wchłaniam. A poza tym, zębów nie wybiłem i przy odpowiednim pragnieniu dałbym radę przegryźć szyjkę butelki...
Hmmm... Chyba muszę sobie skombinować odznaki: "niedźwiedzia-akrobaty" i "suborbitalnego niedźwiedzia dalekiego zasięgu"...
|
|
|