To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - Ostatnio czytane

Navajero - 8 Stycznia 2019, 12:30

Dziękuje, ale raczej nie prowadzę dyskusji na takim poziomie, uwaga o argumentach ad personam była zabawna w Twoich ustach :)
Fidel-F2 - 8 Stycznia 2019, 15:04

Wedle życzenia. Jak dotąd nie poprowadziłeś żadnej dyskusji, poziom zaimplementowałeś sam. I mówiłem, skończ z sofistyką i głupim aluzjami panie Kali bo słabo sobie radzisz. Będziesz miał coś do powiedzenia w temacie dyskusji to pewnie i poziom się zmieni. A tak, faktycznie, szkoda czasu.
dziko - 8 Stycznia 2019, 21:54

Amber mam w wydaniu zbiorczym "Complete Chronicles of Amber" jednotomowy - 1000+ stron, ładne na półce, okropnie niewygodne w czytaniu. Czytałem na razie tylko pierwszą księgę, podobało się, ale bez zachwytów. Językowo (w oryginalne) jest IMHO bardzo dobre, natomiast jestem w stanie zrozumieć, że dla wielu przyjęta konwencja będzie niestrawna. Styl, w jakim napisany jest Amber, jest niejako jawnym przeciwieństwem szkoły współczesnej jeśli chodzi o gęstość narracji, charakter dialogów, naturalizm, PoV. Mi nasuwa się pewne skojarzenie z "The Broken Sword" Andersona (1954) - książka bardzo fajna, no ale choćby to, co Andersona robi w jednym akapicie, teraz się robi na 800 stronach, tak się czasy zmieniły.

Z rzeczy czytanym - żenująco późno, no ale w końcu przeczytałem A Clockwork Orange Burgessa. Lektura sprawia niesamowitą frajdę, bo w końcu te osiem lat nauki rosyjskiego w ubiegłym wieku się na coś przydało :wink: "Pomarańcza" wygrywa zresztą językiem i klimatem, bo jako dystopia już chyba takiego wrażenie nie robi (IMHO mocniejsze jest dużo mniej znane "Random Acts of Sensless Violence" Womacka). Zgadzam się z tymi, co uważają ostatni rozdział za nieporozumienie :-)

bio - 8 Stycznia 2019, 22:53

Jeśli kto chciałby się przekonać, czy dziko nie łże, to przypomnę, że Chaotyczne akty bezsensownej przemocy Womacka ukazały się w 2001 w serii Kameleon Zyska, w tłumaczeniu znielubionego przez legion za sprawą przekładu Władcy Pierścieni Jerzego Łozińskiego. Powieść u nas, jak to u nas przeszła bez echa.
Fidel-F2 - 10 Stycznia 2019, 13:25

Polska Piastów - Paweł Jasienica

Wrzuciłem na storytelu trochę z braku laku. Dotarłem do połowy i dałem spokój. Nie żeby było jakoś bardzo złe ale złożyło się kilka elementów a głównie fakt, że się znudziłem. Bo tak naprawdę ja to wszystko wiem, zabrałem się za lekturę 25 lat za późno. Druga rzecz to wiek dzieła. Jednak odrobinę się pozmieniało. A trzeci powód to zbytna nonszalancja Jasienicy przy interpretowaniu faktów. Nie zawsze zgadzam się z przedstawionymi koncepcjami. Ot i tyle.

Potem zacząłem słuchać najnowszego Wegnera - Każde martwe marzenie. Porzuciłem po niecałej godzinie. Nie byłem w stanie skupić uwagi, kompletnie mnie ta opowieść nie interesowała. Może za mało cierpliwy jestem, może stary.

Chal-Chenet - 18 Stycznia 2019, 12:05

Michał Cetnarowski - I dusza moja
Zacznijmy tak - powieść jest bardzo dobrze napisana, Cetnarowski ma świetny styl, dzięki czemu lektura płynie.

Ale co do samej fabuły, cóż... Jest dobrze, ale kilka zastrzeżeń mam. Jak na książkę o szkolnej masakrze, mało tu masakry. Scen strzelanin praktycznie w ogóle nie ma, podobnie jest z opisami przemocy. Rozumiem, że autor nie przyjął za punkt honoru szokowania czytelnika i zwyczajnie wybrał inną drogę, jednak nie sądzę, by był to pomysł do końca trafiony.

Nie przypadły mi do gustu także sceny quasi-fantastyczne, w których jedna z bohaterek nawiązuje do pewnej krainy leżącej obok naszego świata. Rozumiem, że zabieg miał na celu pokazanie w jaki sposób różni ludzie radzą sobie z życiem oraz tragedią, ale tutaj to zwyczajnie nie za bardzo gra, pasując do charakteru opowieści jak pięść do nosa. Przynajmniej w moim odczuciu.

Za to bardzo podoba mi się warstwa obyczajowa. Momenty, kiedy Cetnarowski prezentuje nam retrospekcje dotyczące kolejnych bohaterów są wręcz hipnotyzujące. Widać, że autor umie pisać o człowieku i o tym co gra w jego duszy. To z kolei doskonale trafia w moje oczekiwania odnośnie literatury poruszającej poważniejszą tematykę.

Ogólnie rzecz biorąc - lektura była przyjemna i satysfakcjonująca. To mój pierwszy kontakt z twórczością tego pisarza (choć może kiedyś czytałem jakieś opowiadanie, teraz nie pomnę) i myślę, że sięgnę po inne jego książki, bo ta, mimo kilku wad, jest po prostu dobra.
6/10



Dan Simmons - Letnia Noc
Bardzo dobra powieść. Recenzja szortalowa - KLIK


Marek Ścieszek - Wehrwolf
Reedycja zbioru opowiadań grozy. Przyjemna pozycja. Recenzja szortalowa - KLIK


Ray Bradbury - 451 stopni Fahrenheita
Solidna, sugestywna opowieść.
Bradbury w przerażający sposób przedstawia konsekwencje coraz większego upraszczania przekazu. Głupiejące społeczeństwo to gwóźdź do trumny rozumnej cywilizacji, tutaj przedstawiono to zagadnienie w sposób dość drastyczny, w realnym świecie jest na szczęście nieco lepiej (przynajmniej jeszcze), ale tendencje nie wydają się być zbyt optymistyczne.
Marginalizowanie myślących jednostek już ma bowiem miejsce, a gdy liczy się tylko łykanie jak pelikany wszystkiego co wypluje z siebie "myśl przewodnia", widmo upadku zaczyna jawić się coraz wyraźniej.

Warto jeszcze nadmienić, że powieść, choć zwięzła, jest bogata w treść i nie zestarzała się ani w kwestii formy, ani problematyki.
8/10

Fidel-F2 - 24 Stycznia 2019, 06:08

Samotność Anioła Zagłady. Adam - Robert J. Szmidt

Zagłada ludzkości w wojnie atomowej. Noo, takiej trochę fikuśnej, bo zasadniczo zniszczone są tylko organizmy żywe. Ludzi nie ma, jest tylko przyroda nieożywiona i pozostałości po cywilizacji, bo rodzaj broni, której użyto podczas wojny, prawie wcale nie spowodował zniszczenia materialnego dorobku ludzkości. Wybrańcy, w ramach programu Arka, mają komory kriogeniczne pomagające przetrwać najgorsze. Jeden kolo zalicza jednak awarię owej komory i żeby przeżyć, musi dostać się do centrum programu, jakiś zyliard mil stąd. Siada więc na motocykl i jedzie przez Amerykę. Jako, że ludzi nie ma, a w powieści musi się coś dziać, to dzieje się wszystko co się da, lawiny, ulewy, powodzie, trzęsienia ziemi, tornada, pożary, itp. Jak się łatwo domyślić, wszystkie próby bohater przechodzi zwycięsko, a pomiędzy tymi przygodami chla whiski, pali krzesła i stoły i bierze kąpiele transportując ręcznie tony wody na któreś tam piętra, bo tam są przecież największe wanny i najlepsze apartamenty w luksusowych hotelach. A do nieluksusowych lokum kolo ma mocną awersję. Summa summarum to taka kopia Alei Potępienia Zelaznego w wersji bravo-girl-light. Fascynujące jak kolejny odcinek Klanu, klasa powieści jest gdzieś z tych poziomów. Tak naprawdę to jest quasi-powieść, opowiadanie rozdmuchane do gargantuicznych rozmiarów. Sama intryga zajmuje kilka procent całości i jest tania jak wszystko w tym dziełku. Nie pomijając zakończenia, które ostatnią sceną wzbudza w czytelniku uczucie politowania krańcową tandetą. Poza tym, mamy w tym cieście sporo rodzynków nawiązujących do popkultury, tak samo disco-polowych jak cała reszta. Najzabawniejszy był, dostępny w każdym kiosku od San Francisco do Filadelfii, zestaw dzieł bardzo poczytnego pisarza Ziemiańskiego, podbijający jakąś tam trylogią, listy przebojów. Oczywiście bzdur logicznych mamy stosowną dawkę. Byłbym rozczarowany gdyby było inaczej.
Gdyby nie to, że Szmidt ma pióro gładkie i naoliwione, nie szło by przez tę papkę przebrnąć. Być może fakt, że zapoznałem się z tytułem w wersji audio, ułatwił odrobinę sprawę. Sam chyba bym nie dał rady.
Odradzam jeśli skończyłeś czternaście lat, w przeciwnym przypadku może ci się spodobać.
3/10

Beata - 24 Stycznia 2019, 16:15

Piorun kulisty Cixina Liu. Kurczę, całkiem przyjemne pomysły pięknie pożenione ze sobą, ale przyjemność z obcowania z fizyką (pioruny kuliste, mechanika kwantowa, makrocząstki i struny) psuje ideologiczno-filozoficzne smędzenie, które czyta się koszmarnie, choć - paradoksalnie - ma ono pewną wartość: pokazuje, co dzieje się w głowach ludzi wychowanych w systemie, w którym indywidualność zawsze ustępuje służbie idei.
Książka przypomina bardziej fabularyzowany reportaż/pamiętnik niż powieść.

nureczka - 24 Stycznia 2019, 16:37

Beata napisał/a
Piorun kulisty Cixina Liu. Kurczę, całkiem przyjemne pomysły pięknie pożenione ze sobą, ale przyjemność z obcowania z fizyką (pioruny kuliste, mechanika kwantowa, makrocząstki i struny) psuje ideologiczno-filozoficzne smędzenie, które czyta się koszmarnie, choć - paradoksalnie - ma ono pewną wartość: pokazuje, co dzieje się w głowach ludzi wychowanych w systemie, w którym indywidualność zawsze ustępuje służbie idei.
Książka przypomina bardziej fabularyzowany reportaż/pamiętnik niż powieść.

Wczoraj skończyłam czytać i cały czas się zastanawiam, czy mi się podobało czy nie. Część "fizyczna" - pychotka, ale strona fabularna mocno pretekstowa i momentami nudna. Jakoś zupełnie nie mogłam się przejąć losami bohaterów.

dziko - 24 Stycznia 2019, 19:29

Beata napisał/a
psuje ideologiczno-filozoficzne smędzenie, które czyta się koszmarnie, choć - paradoksalnie - ma ono pewną wartość: pokazuje, co dzieje się w głowach ludzi wychowanych w systemie, w którym indywidualność zawsze ustępuje służbie idei.


Dla mnie to jest właśnie duża wartość dodana prozy Cixina, przybliżenie kogoś wychowanego w "paradygmacie" komunitarnym. "Pioruna kulistego" jeszcze nie czytałem, ale mam za sobą zbiór opowiadań "Wandering Earth" i bardzo polecam, IMHO jest tam parę perełek ("Mountain", "Devourer"). Ponoć na podstawie któregoś z opowiadań mają kręcić film.

nureczka - 24 Stycznia 2019, 21:03

dziko napisał/a
Dla mnie to jest właśnie duża wartość dodana prozy Cixina, przybliżenie kogoś wychowanego w paradygmacie komunitarnym.

Wiesz, jeszcze nie wymarli tacy, którym tego przybliżać nie trzeba. Pamiętają. ;)
Oczywiście, rozumiem Twój punkt widzenia. Ot, taki przyczynek do subiektywizmu odbioru literatury.

dziko - 25 Stycznia 2019, 21:23

nureczka napisał/a
Wiesz, jeszcze nie wymarli tacy, którym tego przybliżać nie trzeba. Pamiętają. ;)


Co zabawne, pisząc tamten post miałem wręcz w głowie zapis ...komunitarnym (nie mylić z komunistycznym) ale mi jakoś umknęło. A to są zupełnie różne rzeczy, serio :)

gorat - 25 Stycznia 2019, 22:57

No patrz, a ja zrozumiałem jako komunistyczny + totalitarny... Siła zwyczaju.
nureczka - 26 Stycznia 2019, 09:55

A ja musiałam dwa razy przeczytać, zanim zrozumiałam o co chodzi. Uparcie widziałam "komunistycznym (nie mylić z komunistycznym)". Niesamowite, jak mózg przekształca to co widzi, w to, co spodziewa się zobaczyć.
W kontekście powyższej dyskusji, mój wpis oczywiście nie ma większego sensu. Co nie zmienia faktu, że w moim odczuciu, w warstwie socjologiczno-psychologicznej Cixin nieco smędzi. Może ma słuszne przemyślenia, ale forma ich prezentacji jest nieco nudnawa.

Fidel-F2 - 26 Stycznia 2019, 14:11

Głowa Kasandry - Marek Baraniecki

Po raczej przykrym doświadczeniu z Samotnością Anioła Zagłady Roberta Szmidta, postanowiłem, wiedziony impulsem, przypomnieć sobie, dla odtrutki, Głowę Kasandry. Akcja u podstawy ryzykowna, okazała się strzałem w dziesiątkę. Ryzykowana, bo co prawda mam w pamięci lekturę bardzo satysfakcjonującą, jednak od tego czasu minęło coś koło trzydziestu lat. Niestety, wiele zachwycających mnie wtedy lektur, nie wytrzymało próby czasu i w dorosłym życiu okazały się co najwyżej przeciętniakami. Szczęśliwie, tym razem stało się inaczej i odkryłem Marka Baranieckiego powtórnie.

Kolejne wydania zbioru, z nieznanych mi powodów, różnią się zestawem opowiadań. Trzeba będzie na jakim konwencie zapytać Marka o powód.

W wydaniach z roku 1985 i 1990 mamy zestaw:
- Głowa Kasandry
- Karlgoro, godzina 18.00
- Teatr w dolinie ciszy
- Wynajęty człowiek

Jednak wydanie supernowej, z 2008 r, rezygnuje z Teatru w dolinie ciszy a na to miejsce mamy Ziarno Kiriliana i Wesele dusz. Jasnym jest czemu nie ma tych dwóch opowiadań w pierwszych wydaniach, powstały dopiero w wieku XXI, czemu jednak zrezygnowano z Teatru... w ostatnim?

Głowa Kasandry to opus magnum autora. Mimo wieku w zasadzie się nie zestarzała. Może odrobinę pod względem technicznym co zrozumiałe i w zasadzie nieistotne. Jednak pod względem fabularnym, przekazu, to wciąż literatura najwyższej próby.
Pozostałe opowiadania w zasadzie nie ustępują tytułowemu, choć czasem można zauważyć jakieś drobne elementy, które mogłyby być wykonane lepiej. Jednak pod względem niesionych treści, każde z nich to perełka intelektu, wyobraźni, świeżego, nieszablonowego myślenia. Brak tu standardowych fabuł (zresztą, w swych opowiadaniach, Marek stawia fabułę na dalszym miejscu) a i problematyka utworów jest niestereotypowa. Rzeczywistość jest tak wykreowana i wykorzystana by przenieść jak najwięcej treści, przekazać je jak najprecyzyjniej. Autor skupia się na tematach niedookreślonych, trudnych do zdefiniowania, mechanizmach które nawet nie maja nazwy. Mamy tu wiarę, psychologię, filozofię, teorie przypadku, rozważania nad wartościami, sensem istnienia, istocie życia, siłach działających we wszechświecie a niemierzalnych w sensie fizycznym.

W czasie lektury nasunęła się mi refleksja, że szkoda, że autor tak wybitny, stworzył tak niewiele, ale po chwili pojawiła się kolejna myśl. Może tak jest lepiej? Może dzięki temu nie rozwodnił talentu, a każda kawałek który wyszedł z pod jego pióra jest wyjątkowy, najwyższej jakości?

10/10

dziko - 27 Stycznia 2019, 18:03

nureczka napisał/a
Co nie zmienia faktu, że w moim odczuciu, w warstwie socjologiczno-psychologicznej Cixin nieco smędzi. Może ma słuszne przemyślenia, ale forma ich prezentacji jest nieco nudnawa.


A tu się zgodzę, że nie jest to jego najmocniejsza strona w sensie literackim (prezentacji) - nawet jeśli dotyka ciekawych problemów. Najlepiej chyba mu się pisze, gdy popuszcza wodze kreatywnej fantazji, jak "human computer" w "Problemie trzech ciał", czy opis obcej cywilizacji w "Mountain".

Fidel-F2 - 28 Stycznia 2019, 11:20

Miliardy białych płatków - Czesław Białczyński

Nietypowa, wydłużona, orbita wymusza na populacji planety (wydaje się momentami, że to może być Ziemia po jakiejś katastrofie) specyficzne przystosowanie. Wszyscy, chcąc nie chcąc, jesienią zapadają w sen hibernacyjny by obudzić się na wiosnę. O władzę walczą mocarstwa, uzyskanie specyfiku pozwalającego nie zasnąć w zimie, dałoby potężną przewagę. I wokół tego wije się główna intryga.
Zaletą książki jest właśnie owa specyficzna sytuacja biologiczno-społeczna. W tle mamy pytania o sprawiedliwość społeczną, odpowiedzialność za innych, itp.
Wad mamy kilka. Pierwsza to nie do końca przemyślana specyficzna rzeczywistość. Z jednej strony momentami brzmi sztucznie, czasem zgrzyta nielogicznościami, z drugiej brak tu przedstawienia głębszego tła. Wiele razy brakowało mi szerszego potraktowania flory, fauny, rozmaitych procesów, itp. Druga, to dość koturnowe, niezbyt naturalne postacie, w ustach których wypowiedzi często brzmią mocno teatralnie, a ich zachowania utrzymane są w podobnej manierze. Trzeci zarzut to pióro autora, które choć nie razi nieudolnością to jednak ewidentnie jest ledwie poprawne.

Trudno tę pozycję polecać lub nie. Jest ciekawa pomysłem, taka sobie fabułą, obrazowaniem i raczej marna literacko. Można przeczytać, długa nie jest, jakby co, wiele czasu się nie straci. Dzisiaj trąci myszką, w momencie powstania była interesująca pozycją.

6/10

Fidel-F2 - 1 Lutego 2019, 12:36

Wir pamięci - Edmund Wnuk-Lipiński

Główny bohater zostaje poddany operacji zmieniającej pamięć. Dawne wspomnienia zostają nadpisane nowymi, specjalnie spreparowanymi. Póki co, nie jest niczego świadom, jednak pewne nieścisłości i szybko rosnąca liczba ludzi którzy zaczynają się nim interesować, wzbudzają podejrzenia. Akcja idzie w kierunku sensacyjno-szpiegowskim. Autor nie wyjawia czytelnikowi od początku pełnego kontekstu intrygi, wraz z bohaterami odkrywamy kolejne warstwy. Nic nadzwyczajnego ale element ten wypada w miarę udanie, daje radę.
Wydarzenia mają miejsce na tle rzeczywistości mocno kontrolowanej przez władzę, ludzie są mocno ubezwłasnowolnieni i zewsząd wieje schematyzmem, niestety, mocno przerysowanym i sztucznym.
Postacie to chyba najsłabszy punkt powieści. Motywacje, sposób wypowiadania się, rozumowania, postępowania, cechuje bardzo wysokim poziomem zinfantylizowania, zmanierowania czasem na granicy śmieszności. W efekcie dialogi prowadzone przez takie postacie brzmią wyjątkowo nienaturalne, nawet nie na sposób teatralny a hiperpoprawnie przedszkolny.
W sumie cała powieść ma taki wydźwięk. Na sucho wymyślona intryga i tylko fasadowo okryta cienką tekturką imitującą "mięso" społeczeństwa.
Na plus trzeba policzyć autorowi pewną przenikliwość w ocenie kierunków rozwoju społeczeństwa, zjawisk socjologiczno-politycznych, pewnych pomysłów technologicznych i ich zastosowania (np. drony, pojazdy autonomiczne). Szkoda, że nie potrafił zamknąć tego w zgrabniejszej formie.
Językowo to zupełne przeciętniactwo z minusem, niestety.

Nie jest to zła powieść, ale ma istotne minusy. W konsekwencji, mimo że mamy tu do czynienia z pierwszym tomem trylogii, nie zamierzam kontynuować przygody z twórczością autora.
4,5/10

Fidel-F2 - 7 Lutego 2019, 13:11

Sztokholm 1793 - Niklas Natt och Dag

U brzegu jednego ze sztokholmskich jezior, odnalezione zostają okaleczone zwłoki. Denat nie ma oczu, języka ani żadnej z kończyn i na do datek szybko się okazuje, że wszystkie te amputacje dokonane zostały jeszcze za życia aktualnego nieboszczyka. Kto i dlaczego dokonał tak bestialskiego mordu. Zaczyna się śledztwo. Śledztwo które będąc głównym wątkiem powieści, w zasadzie staje się tłem, osnową, na której autor rozpina dygresyjne historie, roztacza bardzo, bardzo! bogate tło społeczno-obyczjowe. Ówczesna rzeczywistość jest w zasadzie głównym bohaterem powieści. Ten aspekt potraktowany jest wyjątkowo drobiazgowo i nadzwyczaj rzetelnie historycznie. I co by nie mówić nie jest to świat przyjemny. Powszechne są niewolnictwo, brud, bieda, nędza i skur...yństwo. Życie to bezpardonowa walka o przetrwanie. Bestialstwo jest normą wspierana prawem a im wyższa pozycja społeczna tym podłość większa. A ci na dole nie są w niczym lepsi, po prostu mają mniejsze możliwości czynienia zła. Nieustannie drąży ich wściekłość, bezradność i rozpacz. Oczywiście błyszczą tu i tam światełka, widać jaśniejsze, cieplejsze promyki, ale nie ma tego dużo. I bywają kontrowersyjnej natury, matki zabijają swoje dzieci by nie musiały żyć w tak okrutnym świecie. Bogacze doprowadzili społeczeństwo do krańcowego upodlenia. Pamiętajmy, że rok 1793, to rok w którym Francuzi skrócili Marię Antoninę o głowę. Wszystko to czyni opowieść bardzo sugestywną, mamy tu prozę mocno depresyjną, z naturalistycznymi, czasem do granicy turpizmu posuniętymi opisami.

Powieść to wieloaspektowa. Zdanie to jest prawdziwe jak rzadko. Mamy tu opis (krytykę?) relacji społecznych, natury człowieka, rozważania nad istotą zła/dobra, nad rolą i następstwami uczuć i emocji w życiu człowieka, nad motywacjami działania i wywołującymi je czynnikami, nad skomplikowaniem losu, rolą przypadku. Piszę w skrócie, można by tu tworzyć eseje.

Narrację mamy powolną, niemal ospałą, akcja posuwa się na przód z wolna, umieszczona na tle bogactwa opisów, wyjaśnień, skrupulatnych prezentacji tła, ale i głębi duszy oraz rozumu bohaterów. Postacie opisane są barwnie, wielowymiarowo, z wzbudzająca szacunek przenikliwością. Poznajemy szeroką paletę rozmaitych filozofii życiowych. Mogłoby się wydawać, że to recepta na nudną kluchę. Nic bardziej mylnego. Umiejętności narracyjne, erudycja autora, koherentność tej prozy, czyni rzecz mocno wciągająca. Ok, może nie dla miłośników współczesnej konfekcji spod znaku, powiedzmy, kosmicznej sf. :)

Powieść pełna jest bardzo ładnie skonstruowanych zdań:

"Obok łóżka siedzi ubrany w czarną sutannę pastor, który w rutynowy sposób zaciera granicę między modlitwą a drzemką."

albo

"Widziałem kawał świata, panie Winge. Ludzie to kłamliwe robaki, stado spragnionych krwi wilków, którym zależy głównie na tym, żeby w dążeniu do władzy porozrywać się na strzępy."

Powieść Niklasa Natt och Dag, można by nazwać kryminałem ale to powierzchowne. Mamy tu społeczno-obyczajową syntezę epoki, uczynioną poprzez szeroki wachlarz ludzkich postaw i charakterów, będący kluczem do zrozumienia człowieka. Również współczesnego.

Polecam
9/10

Fidel-F2 - 7 Lutego 2019, 17:21

Pęknięta korona - Grzegorz Wielgus.

Porzuciłem, cirka, w jednej piątej tekstu. Bez nijakiego żalu. Zgrzebne i kostropate toto. Omijać.

Fidel-F2 - 18 Lutego 2019, 09:47

Shogun - James Clavell

Monumentalna pozycja. Historia epicka i kameralna jednocześnie. Z jednej strony stricte przygodowa, z drugiej pełna głębi, odniesień do kultury, filozofii. Autor skłania czytelnika do rozważań na temat tolerancji, stosunku do odmienności, różnic kulturowych, a także do uniwersaliów przenikających wszystkie kultury, takich jak miłość, lojalność, odwaga, obowiązek, itp. Wszystko to rozpięte jest na szerokiej gamie postaci barwnych, pełnych, skreślonych bardzo elegancko. Opowieść jest bardzo zgrabna, składniki połączone jak należy. Opisy dokładnie tam gdzie powinny być i tak rozbudowane jak powinny być, dialogi wyjątkowo naturalne. Czytelnik odnosi silne wrażenie prawdziwości świata przedstawionego, brak tu fałszywych nut (poza wyjątkami o których poniżej).

Zarzuty mam dwa.
Przekład. Czasem trafiają się zdania niezgrabne, niemal niegramatyczne, bywa, że nieeleganckie. Całości brak subtelnego poloru, gracji. Nie jest to gruby zarzut, ot przytyk jedynie. Chłopskie jadło potrafi być pysznie przyrządzone.
Druga uwaga dotyczy błędów w szczegółach. Uczynienie z szesnastowiecznego Anglika miłośnika kartofli zgrzyta, że aż iskry idą. Clavell miesza też trochę z miarami, jednostkami i podobnymi, w sumie trzeciorzędnymi sprawami. Pokićkał doszczętnie parametry techniczne jednostek morskich. Nieracjonalnie zarządza gotówką. Z jednej strony uznaje, że dla rocznego utrzymania niewielkiej świątyni wystarczająca jest suma trzydziestu koku, z drugiej każe sknerowatemu daimyō, w podzięce za krótki wiersz, wypłacić sumę dziesięciu tysięcy (sic!) koku czyli wartość małego księstwa.

Zdecydowanie bardzo przyjemna lektura. Mimo ogromnej objętości, nie nuży do samego końca. Klasyczna narracja, dobra, do rzeczy opowieść, paleta rozmaitych treści. Zdecydowanie warto.

8,5/10

Chal-Chenet - 18 Lutego 2019, 12:44

Jacek Piekara - Płomień i Krzyż. Tom 3

Recenzja szortalowa

Fidel-F2 - 23 Lutego 2019, 19:31

Kraniec nadziei - Rafał Dębski
Cykl: Rubieże Imperium (tom 1)

Cesarstwo (Hiszpania) i Republika (USA), opanowały kosmos. Skolonizowano ogromne obszary przestrzeni kosmicznej, podróże na setki lat świetlnych nie są żadnym wyzwaniem. Mocarstwa oczywiście leją się wzajemnie bez pardonu. Pierdyliard jednostek bojowych lata po kosmosie i stacza nieustanne bitwy. Rzecz dzieje się zasadniczo w środowisku wojskowych, służących na tych jednostkach. Bitwy kosmiczne są sednem powieści. Pomiędzy tym, snuje się karłowata, banalnie prosta fabuła.

Kosmiczne bitwy oparte są 1:1 na walkach okrętów pływających po morzach i oceanach Ziemi. Ścierają się kutry torpedowe, krążowniki, niszczyciele, pancerniki, lotniskowce, myśliwce, itp. Oczywiście posługują się torpedami kosmicznymi, laserami, działami rentgenowskimi, itp. Proste przełożenie skutkuje kompletnym pozbawieniem sensu i logiki. Manewry czy metody walki są całkowicie z d. wzięte. Całości dopełniają komendy w stylu "Omiń go dołem". W pustce kosmicznej!

Niesamowita jest sprawa dyscypliny na tych okrętach. Nie ma chyba ani jednej sytuacji w której po wydaniu rozkazu przez dowódcę, rozkaz ten byłby wykonywany bez szemrania. Podwładni albo upewniają się czy dowódca aby jest pewien treści rozkazu, bo przecież punkt regulaminu to i tamto, albo szyderczo krytykują, albo odmawiają wykonania rozkazu bo coś tam, albo radzą sami co należałoby rozkazać ich zdaniem, bo mają inną wizję, albo straszą konsekwencjami, albo mamroczą coś pod nosem, albo coś innego w podobie. A dowódca cierpliwie uskutecznia panele dyskusyjne powtarzając wszystko po dwa razy, przekonując, namawiając, proponując, strasząc. Szału można dostać. Na jego miejscu, połowę tej załogi wywaliłbym przez komory torpedowe w próżnię. Najdalej drugiego dnia służby.

Z powyższym łączy się sprawą dialogów. Powiedzieć, że czytanie ich boli, to nic nie powiedzieć. Drewniane, sztuczne, w dużej mierze niepotrzebne, gdy bohaterowie tłumaczą sobie obszernie sprawy o których bardzo dobrze wiedzą. Z jednej strony infantylne naiwnością i nagromadzeniem truizmów czy zbędnego pustosłowia, z drugiej przesycone ordynarnymi inwektywami. Poziom nasycenia wulgaryzmami daleko przekracza jakiekolwiek normy dobrego smaku. Najgrubsze z nich są esencją niemal każdej rozmowy.

Postacie schematyczne, od jednej sztancy. Autor szermuje mocno i obficie rozmaitymi opisami jacy to są jego bohaterowie, przy czym nijak nie potwierdza się to w ich zachowaniu.

Brak tu jakiejkolwiek wartości intelektualnej. Wszystko co otrzymujemy, to garść budzących politowanie naiwnością banałów na temat życia czy polityki.

Nieprawdziwy jest podział na tomy. Kraniec nadziei nie jest żadnym pierwszym tomem, jest połową książki. Akcja urywa się w pół drogi, bez żadnego finału, bez jakiejkolwiek konstatacji. Podręcznikowy skok na kasę.

3/10

Fidel-F2 - 6 Marca 2019, 08:50

Mort - Terry Pratchett

Kontynuuję, z wolna, sukcesywne poznawanie twórczości Pratchetta. Mamy tu tom czwarty, który specjalnie nie różni się od poprzednich. Jest jakiś pomysł, z którego wypływa fabuła niezbyt skomplikowana, niezbyt interesująca, która zapina się całkowicie umownie. Na takim stelażu mamy rozpięte trochę humoru, trochę przemyśleń, spostrzeżeń. Pomiędzy tym wszystkim trafiają się drobiazgi wyjątkowej urody, które uzasadniają lekturę.

Trudno tu przykładać standardową miarę analizy przynależną zwyczajnym powieściom. Budowa postaci, logika tekstu czy inne aspekty dzieła literackiego, są tu jakby poza jurysdykcją. Rządzą się własnymi prawami, a raczej uprawiają dziki zachód.

Subiektywnie, początkowo czytałem z zainteresowaniem, by po chwili lekko się znudzić i na tym odczuciu dojechać niemal do samego końca, punktowo rozjaśniając ten stan jakąś emocją czy intelektualnym szacunkiem.

6/10

Fidel-F2 - 6 Marca 2019, 20:56

Anedgoty z mesy - Henryk Mąka

Zbiór bardzo krótkich anegdot z życia marynarskiej braci. Niestety niewiele z nich jest naprawdę interesująca, jak np. ta o powstaniu efemerycznej Polskiej Republiki Rybackiej, gdzieś na terenie Holandii. Większość to rzeczy raczej marnej klasy, bo cóż fajnego w historyjce o prostytutce w odległym porcie, która rozpoznawszy Polaków przywitała się "Cześć ty stara k...o!", bo tak ją witali marynarze z poprzedniego statku pod biało-czerwoną banderą. Raczej to smutne. Ktoś się upił i bełkotał, ktoś przemycał zegarki, ten nadużywał wulgaryzmów, a ów popłynął na Galapagos i zabrał kilka legwanów, które w rejsie powrotnym zagłodził. I tak w większości przypadków. Część z tych opowiastek to ewidentne dowcipy, które autor niezbyt udolnie próbował przybrać w piórka prawdopodobieństwa albo ktoś dla wicu go wkręcił a ten przyjął za dobrą monetę.
Jak kto lubi, można przeczytać ale nie należy spodziewać się niczego wyjątkowego. W moim prostym i krótkim życiu, zdarzyło się więcej i znacznie bardziej pokręconych historii niż te które poznamy w tym tomiku.

5/10

Fidel-F2 - 18 Marca 2019, 07:04

Silver Stag. Tom 1. Republika piratów - A. M. Rosner

Wbrew pierwszemu wrażeniu, rzecz napisała polska autorka, a tytuł sprawia wrażenie self-pubu (nie wiem czy tak w rzeczywistości jest). Historia piracka z Karaibów początku osiemnastego wieku. Wrzuciłem do słuchania w samochodzie bo chciałem mieć coś niewymagającego, jakąś awanturniczą przygodę, która jednym uchem wpada a drugim wypada. I w sumie sprawdziło się.

Ogólny zamysł fabularny jest fajny (poza pierwotnym poruszeniem, które jest całkiem od czapy) i nie byłoby źle gdyby nie słabe wykonanie.

Zaczynając od dość pretensjonalnego tytułu, Silver Stag to oczywista kalka z Golden Hind, wszystko ma stempelek amatorszczyzny.
Najmocniejszą stroną książki są postacie, które przyzwoicie zindywidualizowane, w innych aspektach okazują jednak słabość. Przede wszystkim przez wszystkie przemawia światopogląd człowieka dwudziestopierwszowiecznego. I choć anturaż pozwalałby na poczucie klimatu z epoki, to postacie niszczą to wrażenie swoją nieprzystawalnością. Drażni również wyraźna koturnowość.
Język powieści też jakoś daje radę. Bo choć to nic wybitnego, i trąci odrobinę afektacją szkolnego wypracowania, to jest poprawny, dość płynny i zasadniczo, pod tym względem, lektura nie boli.
Gorzej z fabułą. Jako ogólna koncepcja jest w porządku ale już poszczególne rozwiązania wypadają nie najlepiej. Część zwrotów akcji jest wzięta z półki dla ośmiolatków. Mało wiarygodne, naiwne, silnie naciągane pod zamiary autorki, za to słabo (albo wcale) wynikające z logiki rozwoju akcji.
Marnie też jest z przedstawieniem realiów początku osiemnastego wieku. Choć widać podręcznikową wiedzę, to nieumiejętność jej zastosowania, wynikającą chyba w dużej mierze z faktu, że autorka nie potrafi wyjść z głowy człowieka nam współczesnego, doprowadza czasem do śmieszności. Słabowicie bywa również z prawami fizyki.

I sedno takich powieści, czyli bitwy, abordaże i takie tam, niestety wypadają bardzo mizernie.

Gdyby to była książka przeznaczona dla plus-minus czternastolatków, można by przyznać jej w miarę wysoką ocenę. Niestety pewne aspekty mocno sugerują, że autorka celowała w czytelnika dorosłego. I jak przez początkowe rozdziały słuchałem z zainteresowaniem, tak im dalej w las tym trudniejsze stawało się wytrwanie do końca. Rzecz ma jeszcze tom drugi, który obiecywałem sobie również przesłuchać, jednak w tej chwili całkowicie zrezygnowałem z tego pomysłu. Końcówkę pierwszego dosłuchałem z trudem, niejako z obowiązku.

5/10

Beata - 18 Marca 2019, 18:49

Czytam Cenę szczęścia Eriksona i misię ona, i owszem. Autor ustanawia całkiem nowe warunki brzegowe (interwencja z zewnątrz, nieważne jak prawdopodobna, istotne że jest) i usiłuje przepracować, co ludzkość na to. Jestem mniej więcej w połowie i naprawdę z ciekawością czytam. Zdecydowanie fantastyka problemowa, nie książka akcji. LeGuin to nie jest, ale IMHO warto.

P.S. W nowej sytuacji wszyscy usiłują się jakoś odnaleźć. Jak myślicie, komu idzie najsłabiej? Tak, politykom i magnatom finansowym. ;P:

Skończyłam. Qurczę, problem jest fajnie zarysowany. I w zasadzie za to wysoka ocena. Że został ciekawie sformułowany i zaciekawił. Niestety, przy rozwiązywaniu autor ślizga się po powierzchni, momentami jest naiwnie optymistyczny, czasem idzie na łatwiznę i sięga po deus ex machina (czyli obcy nam pomagają). A w ogóle, to w tle powinna jakaś flaga powiewać, tak się robi patriotycznie i nagle wszyscy są dumni z bycia Ziemianami, zbrodniarze mają łzy w oczach i takie tam. Zła jestem, bo to jest marnowanie potencjału, autor widzi i religie, i giełdę, i politykę, i globalne finanse, i za każdym razem, cholera, wybiera najprostsze, najłatwiejsze, najbardziej naiwne rozwiązanie. :evil: Spodziewałam się więcej.
Miałam na początku skojarzenie z LeGuin, kwestia eliminacji agresji (każdej agresji - współzawodnictwa w wyścigu szczurów również) idealnie się nadaje do przepracowania w Jej stylu - jest miejsce na postawienie jednego z bohaterów (albo kilku) przed dylematem, na obejrzenie problemu z każdej strony, na zważenie konsekwencji, również tych długoterminowych. A tymczasem autor odpuścił na rzecz prostego grania na emocjach.

Eseje z New Yorkera George'a Steinera. Zbiór obejmuje publikacje z lat 1967-1997. Bardzo fajne teksty, autor jest erudytą, miewa niespodziewane skojarzenia, pisze z pasją, bardziej popularyzuje, niż krytykuje, choć gdy uważa, że powinien, bo publikacja na to zasługuje, potrafi być bezlitosny. Byłabym dużo bardziej zadowolona, gdyby korekta znała poprawną pisownię słowa "ówczesny".

Leśna mafia Macieja Zaremby Bielawskiego. Znakomity tekst, wywracający do góry nogami moje dotychczasowe przekonanie, że Szwecja prowadzi najlepszą na świecie gospodarkę leśną, w sensie: gospodarkę przemyślaną i zrównoważoną. Ekologiczną. A Szwecja to taki ekologiczny kraj, prawda?
W książce Polska jest punktem odniesienia, autor przyjeżdża do Puszczy Białowieskiej zobaczyć Prawdziwy Las. Książkę wydano w 2014 roku. Ciekawe, czy dziś bylibyśmy również takim punktem odniesienia? Panie ministrze Szyszko, jak Pan myśli?

Fidel-F2 - 28 Marca 2019, 09:35

Bajki Robotów - Stanisław Lem

Opowieści science fiction umieszczone w konwencji mitów, baśni, legend. Próba błyszczenia analizami byłaby cośkolwiek pretensjonalna. Tyle tego już było. Do mnie dociera głównie warstwa wyobraźni/słowotwórstwa, świeżego spojrzenia na sprawy dla większości oczywiste i niewarte rozmyślań tudzież humor, często bardzo subtelny, momentami genialny.

Tom uzupełniaj trzy utwory z cyklu Cyberiada. Poza różnicą konwencji, zasadniczo niewiele się różnią od bajek.

10/10

Fidel-F2 - 2 Kwietnia 2019, 09:53

Nowolipie - Józef Hen
Najpiękniejsze lata - Józef Hen

To w zasadzie jedna książka. Nowolipie zaczyna się u zarania świadomości autora i kończy w momencie dotarcia na sowiecką stronę w 1939. Najpiękniejsze lata to ciąg dalszy, do roku 1943, okres pobytu autora w ZSRR.

Rozpinając rzecz na stelażu autobiograficznym, Hen opisuje nieistniejący już świat młodości, przedwojenną Warszawę, poprzez ludzi których spotykał. Później tę samą metodę stosuje do pobytu u wschodniego sąsiada. Opisując rodziców, rodzeństwo, nauczycieli, kolegów, współpracowników i całą rzeszę innych, mniej lub bardziej epizodycznych postaci, z jednej strony odmalowuje realia ówczesnego świata, z drugiej, czytelnik obserwuje rozwój psychologiczny i emocjonalny, dorastanie, odkrywanie prawd rządzących świtem, itp. Wszystko to napisane bardzo naturalnym, gawędziarskim stylem, który ma to do siebie że zasysa czytelnika i nie chce puścić. Są tu ciekawe historie, jest ciepło, nostalgia, czasem ironia a czasem wielki smutek.
Nie wiem czy Hen świadomie chciał zawrzeć tu pewną prawdę, moim zdaniem oczywistą, czy tak mu po prostu wyszło, nieplanowanie, a widać to, bo to po prostu prawda. Że narodowość to kompletnie sztuczny twór kultury, tak naprawdę nie niosący ze sobą żadnych wartości. Żyd, Polak, Rosjanin czy Ukrainiec, to tylko człowiek, jednako może być szlachetny lub podły. Henowi ratuje życie radziecki milicjant a potem enkawudowska szyszka, jednocześnie doznaje upokorzeń ze strony współplemieńców i Polaków. Kiedy indziej będzie zupełnie odwrotnie.

Szczególne wrażenie robi dopełnienie koncepcji opisu świata poprzez kolejne postacie. Autor kończy opowieść o każdej krótkimi informacjami - Nie przeżył. Nie wiem co się z nim stało, nigdy więcej o nim nie słyszałem. Zginęła zagazowana. Rozstrzelany. Przeżył tylko on, reszta rodziny zginęła w Treblince. Opuściłem dom, nigdy więcej ojca nie zobaczyłem. Wstrząsające.

Osobną sprawą jest osoba lektora. Jest nią mianowicie sam autor i ma to pewne konsekwencje. Z jednej strony nie jest to, w tym aspekcie, profesjonalista, i to słychać, od stricte technicznej strony nie idzie mu najlepiej, potyka się rozmaicie, ale o dziwo to przeszkadza tylko przez chwilę, na początku. Potem, gdy się słuchacz przyzwyczai, robi się naprawdę rewelacyjnie. Na dodatek, wydaje się, że podczas lektury Hen dodaje drobne uwagi, których nie ma w wersji drukowanej. A najbardziej wzruszających jest kilka momentów, gdy łamie mu się głos i słuchać narastający szloch w momencie gdy czyta o tym, że osoba o której akurat opowiada, zginęła w obozie, rozstrzelana czy też zaginęła bez wieści.

10/10

Kruk Siwy - 2 Kwietnia 2019, 10:14

Wszystko na sprzedaż?


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group