Konwenty dawno minione - Falkon 2006
Kruk Siwy - 18 Października 2006, 09:37
Obstawiam jednak jakąś Gołą Babę. Bo Pako, jest jednak mimo swej dobrotliwości i spolegliwości PIES NA BABY!!
hjeniu - 18 Października 2006, 11:35
Ale niedługo wyrobi sobie studenckie nawyki: browary zamiast zeszytów w tornisterku, odruch Pawłowa na widok kserokopii itp.
Pako - 18 Października 2006, 11:39
Ksieżkę do ang potrzebuję, bo kobita wymaga. I do tego wredny babsztyl, twierdzi, żę kserówek mieć nie można, bo przychodzą do neij ludzie z wydawnictwa => dostaje kasę za to, żęby książkę kupili. Już baby nie lubię.. ale co poradzę, muszę zaliczyć ang.
Z matmy zbiór kupuję, bo fajnie czasem cośpoliczyć
Z fizy coś bym musiał kuipć/ksero (jak nam polecił wykłądowca ) bo z wykładów nic nie wiem, a człoweik coś wiecdzieć musi. Nic więcej
A zeszyty mam bez okładek, w twardej oprawie, ze Shrekiem!
Kruk Siwy - 18 Października 2006, 11:46
Shrek na baby! Przecież mówiłem.
Ale tego Falkonu tak nie skreślaj zostaw sobie 10% może wykładów nie będzie w piątek? A może ktoś jechać będzie samochodem z okolicy?
Jest parę tematów do obgadania. Dobre byłoby się spotkać.
dareko - 18 Października 2006, 11:47
Cytat | bo przychodzą do neij ludzie z wydawnictwa => dostaje kasę za to, |
To wydawnictwa tez dzialaja jak firmy farmaceutyczne? Do tefaenu ja!!!
hrabek - 18 Października 2006, 11:52
To ty nie wiedziales? I za pozno nawet na takie okrzyki, juz pare razy bylo o takich rzeczach w tefauenie.
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 11:54
Na UMCS w Lublinie był (jest?) taki wykładowca który do zaliczenia przedmiotu wymagał posiadania napisanych przez niego książek/skryptów. Przelicznik był taki ocena dost.-2 książki, dbr-3, bdb-4. Pomysł z kupieniem po jednym egzemplarzu na grupę odpadał ponieważ Pan Profesor wszędzie wciskał dedykacje.
Pako - 18 Października 2006, 12:26
Zawsze tak było. Od podstawowki począwszy, na studiach, jak widać, skończywszy.
Bo niby czemu w podst co rok/dwa lata zmieniają ksiażki? Te stare tak do de są, że trzeba je zmienić? Mi się z nich udało nauczyć, a bratu dwa lata młodszemu juz sie nie uda? No bez przesady... Ktoś z tego musi mieć kasę. Z dobrego serca nie mieszają raczej :/
Edit:
A do falkonu - zawsze jakieś szanse sobie zostawiam. Ale jak wypadnie na pociag - to juz odpada. Ot, cieżkie życie Wolałbym falkonować niż studiować... ale cholera nie da sie :/
Ixolite - 18 Października 2006, 12:28
A mi falkon nadal w oparach niepewności spowitym się jawi
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 12:39
Pako w pierwszym semetstrze, tak do stycznia to ja pojawiałem się na uczelni sporadycznie (po stype zwykle i bloczki na obiady ), więc mi tu nie ściemniaj, ze Ci studia przeszkadzją. Raz mnie nie było trzy miesiące (od połowy lutego do początków maja) i jak się pojawiłem w dziekanacie to jedna z pań tam pracujących strasznie się ucieszyła. "Dobrze, że Pan jest Panie Sławku bo mam tu polecony ze skreśleniem z listy i nie wiem czy wysyłać czy nie. Załatwi Pan z Panią dziekan?" Załatwiłem. Historia w 100% autentyczna.
Godzilla - 18 Października 2006, 12:44
A jaka to była uczelnia? I wydział?
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 12:48
UMCS, Ekonomia, byłem stałym bywalcem dziekanatu bo miałem tam ciągle maaaasę spraw do załatwienia. Jestem pewnego rodzaju ewenementem bo nie zaliczyłem piątego roku mimo iż nie miałem ani jednego egzeminu do zdawania. Dla chcącego nic trudnego. Dodam, że w finale jednak dotarłem do celu i mogę sobie magiczne literki "mgr" stawiać przed nazwiskiem
Pako - 18 Października 2006, 13:03
Bo to sie nazywa: obowiążkowość! Se wstawię takie słowo do podpisu chyba Nie potrafię olać, nie nauczyć sie. Głupie, ale nie umiem sumienienie pozwala
A u nas już za 2 nieobecności na ćwiczeniach ebz zwolnienia lekarskiego po dziekanach ciągają...
hjeniu - 18 Października 2006, 13:11
Znajomość z dziekanem, może Ci się Pako przydać więc najlepiej zacząć ją jak najszybciej
Godzilla - 18 Października 2006, 13:28
Ja byłam czas jakiś na Polibudzie, wydział elektroniki. Zasuwaliśmy jak motorki bez szans na pozaliczanie wszystkiego w terminie, 90% miało jakieś warunki. Mój mąż wyleciał ze studiów, potem wrócił, skończył, a ja uciekłam stamtąd na uniwerek, całkiem inny wydział, i skończyłam przed nim. Spotkaliśmy kiedyś na przerwie znajomego z prawa. To był szok - chłopak pojawiał się na wydziale zwykle w piątki, a kuć zaczynał parę tygodni przed sesją. Dla nas to było nie do pojęcia.
Tredo - 18 Października 2006, 13:39
studia to śmieszna rzecz...
na drugim semestrze prawa (od lutego do połowy maja) zrobiłem prawie 7 tyś kilometrów po Polsce... byłem na 1/3 ćwiczeń w porywach i jakoś wszytsko zaliczyłem bez zbędnych ceregieli...
studia to żadna wymówka konwentowa jednym słowem
co do taksówek w Lublinie to zdaje mi się, że z dworca PKP to będzie 10-12 zł.
Z busów i PKSów jak podkreślał mawete trafić jest nie problem. Jak się wysiada trzeba stanąć czterema literami w stronę zamku, zlokalizować kościół na górce i iść uliczką biegnącą pod górę wzdłuż jego lewej strony.
Ewentulnie wystarczy się rozejrzeć za ludźmi wyglądającymi konwentowo
glany, karimaty, śpiwory, piwo w kieszeni (to ostatnie wcale nie jest jednoznaczne z odnalezieniem konwentowicza)...
Ogólnie rzecz biorąc to odzywam się, żeby podkreślić, że i ja będę na Falkonie.
W imieniu organizacji także informuję, że są jeszcze wolne miejsca programowe.
BTW będzie jakieś spotkanie z redakcją?
Pako - 18 Października 2006, 13:46
Polibuda to wymówka. Wczoraj - uroczysta inauguracja roku w naszym ośrodku, łądnie pięknie... Uniwerek miał wolne, Akademia miałą wolne, Polibuda zapier... tego, do 11, bo wolne dali dopiero od jedenastej ^_^
Tredo - 18 Października 2006, 14:16
hmm... no cóż... Znajomy na PW na Inżynierii materiałowej czy jakoś tak w ogóle nie narzeka...
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 14:17
Pako z czasem przestaniesz na takie pierdoły zwracać uwagę
Godzilla mieszkałem w akademiku z trzema prawnikami. Pogadaś z nimi mozna było do grudnia a potem tylko marzec i kwiećień. Pozostały czas u nich to była sesja.
A edukację też zaczynałem na polibudzie w Wawie. Fizykę/informatykę mi się chciało studiować. Po pół roku dałem spokój i poszedłem na uniwerek do Lublina. Na Politechnice Lubelskiej bywałem towarzysko. Rok waletowałem tam w "czwórce" za cichym przyzwoleniem pań portierek.
Godzilla - 18 Października 2006, 14:25
Ja wytrzymałam na informatyce półtora roku. Aż na pewnym wykładzie poczułam się jakbym siedziała w kinie i patrzyła na dosyć zabawny film. Dalej już tylko wypełniłam obiegówkę i w szybkim tempie przygotowałam się do wstępnych na uniwerek. Głównym czynnikiem był kretyńsko ułożony program Podstaw Teorii Obwodów ("PTOki"), a szalę absurdu przeważyły Układy Półprzewodnikowe. To było piękne. Wykładowca rozrysowywał nam schemat różności wytrawianych w płytce krzemowej: tu mamy bazę, tu mamy kolektor, tutaj też, jak przyłożymy napięcie to elektrony sobie płyną o stąd dotąd - sielanka! Po czym padał tekst: a teraz muszą mi państwo uwierzyć, że to się opisuje następującym wzorem - i padał wzorek na całą szerokość tablicy, w liczniku jakieś kłębowisko, w mianowniku jeszcze lepsze, wszystko pod pierwiastkiem i przemnożone przez jakąś ohydę. - Ja państwu tego nie wyprowadzę, bo państwo nie mieliście fizyki kwantowej i nie mam jak tego zrobić. - No cudo!
Są studia i studia...
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 14:31
ano, ekonomia na UMCS-ie to był raj zwłaszcza, że od trzeciego roku ktoś nagrywał/notował wszystkie wykłady a potem przepisywał je na kompie. Do dziś nie wiem kto to był. Chodzenie na wykłady stało się absolutnie zbędne.
Ixolite - 18 Października 2006, 14:39
Godzilla - znam ten ból, tyle pierdół niewiadomo po co jest, że głowa mała...
gorim1 - 18 Października 2006, 15:07
mi z moich studiów do tej pory śni się łacina po nocach to był koszmar 6 godzin zegarowych łaciny w tygodniu
brrr dochodziła greka i hebrajski po semestrze zrezygnowałem z greki i hebrajskiego szlaczki są koszmarne (nic nie mówiąc o koszcie słowników 3 tomowy do łciny poszło powyżej dwóch stów (w antykwariacie) brrr)
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 15:10
cóżeś człeku studiował?
Godzilla - 18 Października 2006, 15:10
Kiedy mi nie chodzi o to, że były to przedmioty niepotrzebne. Chodzi mi o chaotycznie ułożony program, nad którym chyba nikt nie panował. PTOki to był szczyt. Wyobraź sobie program drugiego semestru: zaczynamy przerabiać czwórniki. Po fizyce w matfizie licealnym ze zdziwieniem przyjęłam fakt, że można do jakiegoś pudełka doprowadzić dwa druty i wyprowadzić dwa druty, a nie po jednym, i do upadłego liczyć, co tam się wyrabia z prądem i chyba nie byłam jedyna. No chyba że ktoś sam się wcześniej bawił w lutowanie różnych obwodów. I zaraz po pierwszym wykładzie pierwsze laboratorium: "policzyć parametry blebleble filtru dolnoprzepustowego zwykłego", schemacik - czwórnik jak diabli, w środku kłębowisko, taki dziwny trójkątny interesik z literką A i różne oporniki, cewki, kondensatory. Pokazuję to ojcu: tato, to coś to amperomierz? Jakiś dziwny. - Nie, to wzmacniacz. - A co to jest wzmacniacz? - Czwórnik. A mąż dostał do policzenia jakąś linię długą
Sęk w tym, że i wykład i laborkę prowadził ten sam człowiek.
dareko - 18 Października 2006, 15:11
Czuje nosem jakiegos zielonego szeryfa
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 15:16
aż dziw, że nikt jeszcze nie zareagował.
Pako chrzań studia i dawaj na ten Falkon. Milo będzie Cię poznać. Poza tym, w Lublinie masz wszystkie uczelnie jakie się da i studentów coś kole 15% całej społeczności tego miasta. Atmosfera jak najbardziewj dla tak odowiązkowego studenta jak Ty.
Pako - 18 Października 2006, 15:38
Hyhy Szczerze... jakbym miał kompa, to kto wie, czy bym tam nie studiował Poli Śląska to klasa sama w sobie, ale klasa ta wymaga... Wymagania ma straszne. Koleś przychodzi na Teorię Automatów, wypluwa z siebie bramki i git. Gotowe. Ale o co biega, albo żeby chociaż wyrażnie oznaczenia machnął to nie Fizyk pisze wzory, maluje malunki i szczęśliwy jest przekonany, ze każdy z nas wie co to. Szczytem było, kiedy spytał się nas, czemu nie mówimy, że źle napisał wzór. Cóz... my nie znamy tego wzoru wypadałoby odpowiedzieć. My jednak niekulturalnie śmeichem go potraktowaliśmy, bo z godzinnego wykłądu wiedzieliśmy, że w LO nic nie uczą
Jaja są, tedy.
Do Lublina bym z chęcią zajechał. Ale to, za przeproszeniem, zadupie na końcu świata, patrząc z pozycji mojej wioski. Dojazd około 10h pociągiem. Długo.
70 zł za bilety. Drogo.
Coś trzeba jeść, pić, gdzieś spać. Drogo.
A ja nie mam kasy, a jeszcze mi się komp sypać zaczyna, bydlę.
Na 95% nie dam rady
Fidel-F2 - 18 Października 2006, 15:52
Pako Ty masz studiować czyli szperać,poszukiwać, porównywać, zastanawiać się, sprawdzać w różnych pozycjach, analizować, itd, itp a wykaładowca ma Ci tylko wskazać kierunek.
Sciemniasz. Wymówka - studia nie wypaliła to sie kasą wykręcasz.
Pako - 18 Października 2006, 15:58
Studia to inna sprawa. Już o niej wspominałem i tyle. Nie będę co posta przeca powtarzał
Nie będzie mnie na ćwiczeniach, to nie będę miał jednej kartkówki, to będę miał dodatkowe pięć zadań karnych do przeliczenia i brak możliwości na szybsze zaliczenie, przed sesją Do tego po prostu nei chcę opuszczać zajęć.
Kasy nei mam. Cóż gadać. Na Polconie już mnie dobrzy ludzie poratowali, sami wiele nie mając, żebym mógł spać gdzie indziej, a nie na ławce, bo ja ledwo miałem $$ na powrót.
Do tego cholernie to daleko i długo się jedzie.
To powody, dla których prawie na pewno nie pojawię się na Falkonie.
Jakbym miał prawko i jakbym miał motor/auto, to prędzej Ale nie mam... nie mam nawet $$ naprawko
|
|
|