To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Etyka w sieci i żeglowanie pod piracką flaga.

Duke - 25 Stycznia 2006, 14:12

dzejes napisał/a
Nie uwierzę w to. 50%? To by znaczyło, że na każdą ściągniętą kopię przypada jedna zakupiona legalnie

Nie zapominajcie o przedsiebiostwach. Tam wszystko musi być legalne. Firmy są pod kontrolą BSA. One zawyżają wszelkie statystyki. Dla pocieszenia napiszę, że skala piractwa w Hiszpanii jest szacowana na pozimoie 65 - 70%. W Bułgarii było to okolo 80%. Ale czy to o czymś świadczy?

Anko - 26 Stycznia 2006, 16:16

count napisał/a
A wiesz jaki procent polskiego spoleczenstwa studiuje? Jest to ponizej 10% (dane sprzed 2-3 lat, wiec moze sie cos zmienilo, niech to bedzie nawet 15%, nie sadze, zeby w tak krotkim czasie nagle wszyscy zaczeli studiowac). Czyli masz 15% spoleczenstwa studiujace. A reszta nie studiuje (oczywiscie mowimy tu o wieku studenckim, a nie ze 15% wszystkich Polakow studiuje, bo to by bylo zdecydowanie za duzo).

Co to za dane? Bo ja się uczyłam, że z rocznika kończącego maturę 40% idzie na studia. Ale może to też błędne dane.
Niemniej, co racja, to racja - człowiek o wiele dłużej w życiu nie jest studentem, niż nim jest, a zatem nie-studentów jest masa więcej.
Druga sprawa - jestem studentką. No to co? Statystyki chyba dotyczą studentów "akademikowych" (u nas w akademiku mają darmowy internet). A ja nie mam w domu internetu wcale. A ile studentów mieszka w akademikach? Chyba mniejszość, porównując liczbę studentów do liczby zajętych miejsc w akademikach.

Duke napisał/a
Kiedy ma się własne (spłacone) mieszkanie, dobrą pracę z dobrym wynagrodzeniem bariera 30 zł za książkę, czy 100 zł za płytę nie jest tak na prawdę barierą.

No, dobrze, poczekam na te czasy, kiedy każda pielęgniarka (nie wyjeżdżająca za granicę) i nauczycielka będzie mogła powiedzieć to samo. Czyli, że swoje wynagrodzenie może nazwać "dobrym". (A nie mówię tu o pracy niewykwalifikowanej, ale wymagającej studiów.)

Lu napisał/a
Przy okazji, w toku tej dyskusji zauważyłam przewijający się motyw lojalności czytelników wobec pisma (SFFiH) która to lojalność wiaże się z deklaracjami nabywania kolejnych numerów w zgodzie z obowiązującym prawem. A więc istnieje w społeczeństwie świadomosć piratowania i świadomośc ze tym piratowaniem komuś tam jednak szkodzimy :wink:

Ja myślę chyba tylko w ten sposób - zamiast moralności mam swoje sentymenty i sympatie - kupię SFFH czy książkę pisarza, którego cenię, bo wiem, że dzięki temu złotówka wpadnie mu do kieszeni (oby to było więcej, ale miejmy nadzieję, że chociaż tyle). Tak samo kupuję mangi, bo nie chcę, żeby ten mały ryneczek (kilka wydawnictw) się zamknął, zbankrutował - i dlatego muszą być tacy "frajerzy" jak ja (serio, koleżanki uważają, że to frajerstwo, kupować mangę, którą można za darmo przeczytać w Empiku).

Z drugiej strony, nie mam żądzy posiadania dla samego posiadania. Choć niektórzy tak mają. Kapitalizm udowadnia, że nie możemy obyć się bez tego, co w innym przypadku uważalibyśmy za zbędne. Kreuje fikcyjne potrzeby, jak rzekł - bodajże - Marks. No i stąd ludzie, którzy chcą mieć książkę/płytę dla samego przeświadczenia, że mają. Ot, rzeczywistość. Jeden szpanuje oryginalną płytą i krawatem za 300zł albo 3000zł, inny pirackim CD i chińską podróbką ciuchów. Kwestia dochodów. Ale żądza szpanu ta sama. Nie wiem, czy godna chwalenia u bogaczy tylko dlatego, że bogaci i szpanują legalnym, oryginalnym i przede wszystkim drogim (czymś muszą udowadniać, na jak wiele ich stać).

Ale nie, nie szukam kruczków i usprawiedliwień. Dobra, przyznaję: jestem podłym człowiekiem, bo czasem korzystam z "piratów", przechodzę na czerwonym świetle, czasem jeżdżę na gapę i podbieram papierowe ręczniki z publicznych łazienek. Oraz zagrałam u kolegi w piracką grę konsolową, bo polska premiera się spóźniała (teraz mam oryginał). A także obejrzałam sobie piracki film, bo wcześniej byłam na nim w kinie, ale był !@#$%^&* dubbing, którego nienawidzę! :evil: Proszę niniejszym o niebanowanie mnie na forum ani nie zgłaszanie tych faktów organom ścigania. :oops: Bo mimo swej podłości wierzę w litość i miłosierdzie bliźniego.

Aha - NURS mówił o kradzieży.
Według mnie, całe to porównywanie piractwa do kradzieży ma uzasadnienie prawne (uzasadnienie wysokości wyroków, czy udowadnianie, że to bardzo szkodliwy czyn - tak jak przyrównywanie jazdy po pijanemu do usiłowania morderstwa: chodzi o dobitne podkreślenie szkodliwości). Jednak mnie się wydaje, że w naturze czynu, jakim jest darmowe ściąganie z internetu/odgrywanie od kolegi/pożyczanie itp., leży analogia raczej do jazdy na gapę - tzn. "niech inni płacą, ja się przejadę za darmochę". Oczywiście źle to służy dostarczycielom usług, tak na niwie transportu, jak i kultury. Oczywiście, postawa "pasażera na gapę" ma wiele do czynienia tak z mentalnością (wymigiwaniem się od płacenia, itp.), jak i ze świadomością kary (bezkarność na pewno wpływa na wzrost ilości myślących w ten sposób ludzi), ale także - z ceną, co by nie gadać. Cóż, przyznam, że odkąd bilet miesięczny ulgowy sieciowy pewnego pięknego roku nagle podrożał o 8 zł, to zaczęłam na uczelnię chodzić piechotą (i w ogóle, gdzie się da). Ewentualnie pilnować darmowych autobusów do Geanta i Carrefoura - bo, o ile może być "nielegalne" korzystanie z nich i wysiadanie przed krańcowym przystankiem pod hipermarketem, to już nigdzie nie ma zasady, że wysiadłszy na miejscu, następnie należy do sklepu wejść, nie mówiąc o kupowaniu czegokolwiek 8) - czy rozumując w ten sposób, także jestem "oszustką"?

Lu - 26 Stycznia 2006, 18:58

Anko napisał/a
Co to za dane? Bo ja się uczyłam, że z rocznika kończącego maturę 40% idzie na studia. Ale może to też błędne dane.


A ja się uczyłam że ponad 70% społeczeństwa polskiego ma wykształcenie podstawowe albo nie ma nawet podstawowego, a ok. 10% społeczeństwa ma wykształcenie wyższe. Przypominam że na społeczeństwo składają się także emeryci którzy często nie umieją nawet czytać i pisać

Argael - 26 Stycznia 2006, 20:12

A co sądzicie o takiej sytuacji? Kupuję oryginalną grę, która jest spolszczona i ściągam z sieci anglojęzycznego pirata, żeby podmienić niektóre pliki i grać po angielsku (np. z WarCraftem 3 taki numer działa). Czy to dalej kradzież?
NURS - 26 Stycznia 2006, 21:57

Z punktu widzenia dystrybutora chyba nie. Zakupiles produkt i go spatchowales, bo, np wersja polska byla do bani..
ale moge sie mylic.

hrabek - 27 Stycznia 2006, 08:39

Moim zdaniem jest. Bo wersja angielska jest o wiele drozsza. I po to dystrybutor ja tlumaczy, zeby mozna bylo u nas sprzedawac taniej. A ty z tanszej wersji robisz drozsza, wiec o ile polskiemu wydawcy moze to i roznicy nie robi, to w ten sposob oszukujesz globalnego wydawce. Co innego w druga strone, tak mi sie wydaje... No nie wiem...

Interpretacje wzialem analogicznie, jak jest to w przypadku Windowsow Microsoftu - wersje zlokalizowane kosztuja np. 500zl, wersja angielska 600. Majac licencje kupiona za 500zl mozesz zainstalowac sobie inna wersje jezykowa, o ile bedzie to wersja w tej samej kwocie, lub tansza od tej co masz, a jesli chcesz zainstalowac angielska (czy np. niemiecka) to bedzie to piractwo.

Ale nie wiem, czy ta analogia jest do konca sluszna. Pewnie NURS wie lepiej, bo glebiej siedzi w tym rynku.

NURS - 27 Stycznia 2006, 13:44

takie traktowanie tematu, to sprowadzanie go do absurdu.
Przeciez nie mowimy o jakichs nakladkach, tylko o problemie z klasycznym piractwem, ktore polega na wrzucaniu w siec, nie swojej wlasnosci i umozliwianie masowego korzystania. Podkreslam, masowego.
kilka osob probowalo sciagnać dyskusję, na temat tego, ze pozyczy koledze, albo cos tam zrobi ze swoim egzemplarzem. Tak się sklada, ze to są dzialania IMO absolutnie dopuszczalne. TZW straty wliczone. Natomiast fakt, ze ktos bierze sobie nasza prace, na ktorej i tak juz cięzko zarobic i umozliwia korzystanie zniej kazdemu, jest czyms innym. I o tym rozmawiajmy.

dzejes - 27 Stycznia 2006, 20:31

Sytuację trzeba rozpatrzyć z dwóch punktów widzenia:

- czysto prawniczego, gdzie zachowanie Argaela jest jak najbardziej złamaniem kupionej przez niego licencji
- praktycznej, na której moim zdaniem nie można mu niczego zarzucić.

Zgodnie z przepisami prawa takie zachowanie jest zabronione. Nie będę się rozpisywał dlaczego (bo już to na tym forum robiłem), po prostu tak jest. Więc jest to jakaś forma piractwa.

Od strony praktycznej uważam, że nie jest to nieetyczne, jest to jak najbardziej dozwolone.
Podobnie oceniam np. ściągnięcie mp3, a potem kupienie płyty. Nie w sytuacji, gdy przesłucham, a potem zdecyduję o kupnie, ale gdy jestem pewien, że kupię. Kilka razy tak mi się zdarzyło, że zamówiona płyta leciała do mnie skądś tam, a ja nie mogąc się doczekać ściągałem mp3. Potem je kasowałem, bo i tak robię własne ripy.
To wszystko jest "na wyczucie", bo zachowanie polegające na zasysaniu wszystkiego co się rusza, a potem EWENTUALNIe kupieniu czegoś najlepszego jest już piraceniem.

Vramin - 28 Stycznia 2006, 18:12

count napisał/a
Moim zdaniem jest. Bo wersja angielska jest o wiele drozsza. I po to dystrybutor ja tlumaczy, zeby mozna bylo u nas sprzedawac taniej.


Dododkładnie tak. Z tego co wiem, to polonizuje się gry po to, by móc je u nas wydać taniej (czytaj - w cenie do przyjęcia w Polsce, gdzie wartość nabywcza pieniądza jest dużo mniejsza), niż np. w Reichu. Gra jest polsku żeby taki Niemiec nie miał radości z gry kupionej taniej jak na jego warunki.

count napisał/a
A ty z tanszej wersji robisz drozsza, wiec o ile polskiemu wydawcy moze to i roznicy nie robi, to w ten sposob oszukujesz globalnego wydawce. Co innego w druga strone, tak mi sie wydaje... No nie wiem...


Z jednej strony masz rację - ingerencja w kod gry jest zabroniona umową licencyjną. Z drugiej jednak, mam wrażenie że wystąpił problem z definicją piractwa. Piractwo to osiąganie zysków z takiego procederu, sprzedawania nielegalnie zrobionych kopii gry. Kiedyś, na innym forum zapytałem Smugglera z CD Action jak to jest z pożyczaniem gier, czy jest to legalne. Nie zacytuję dokładnie odpowiedzi, ale wynikało z niej że można. Mimo tego że zgodnie z umową licencyjną, prawa do gry (czyli do jej legalnego użytkowania) ma wyłącznie nabywca. Idąc tym tropem, nie mam prawa pożyczyć komuś książki, a biblioteki, to siedliska bezprawia :D Wydaje mi się że kwestii piractwa software'owego i książkowego nie można porównywać, dużo łatwiej jest skopiować grę niż zrobić kopię książki. No i kwestii używania nielegalnych kopii programów i muzyki się nie ukróci, tu kłania się stara zasada - okazja czyni złodzieja, a dostęp do sieci P2P nie jest niczym ograniczony.

dzejes - 28 Stycznia 2006, 18:14

Vramin napisał/a
Piractwo to osiąganie zysków z takiego procederu, sprzedawania nielegalnie zrobionych kopii gry. Kiedyś, na innym forum zapytałem Smugglera z CD Action jak to jest z pożyczaniem gier, czy jest to legalne. Nie zacytuję dokładnie odpowiedzi, ale wynikało z niej że można. .


Podmienienie plików w celu uzyskania angielskiej wersji gry jest osiągnięciem zysków. Za mniejszą kasę masz droższy produkt.

Anonymous - 28 Stycznia 2006, 18:40

dzejes napisał/a
- czysto prawniczego, gdzie zachowanie Argaela jest jak najbardziej złamaniem kupionej przez niego licencji


Kiedys modyfikacja programu byla mozliwa pomimo iz licencja mowila inaczej jesli modyfikacja byla konieczna aby program dzialal prawidlowo u uzytkownika. Nie wiem, czy to dalej obowiazuje, sprawa piractwa zajmowalem sie jakies 2 lata temu.

Grahf - 9 Lutego 2006, 00:28

I co Wy na to... :?:

Francja: Wymiana plikami przez sieci P2P jest legalna

Francuscy przedstawiciele przemysłu muzycznego nie mogą powtórzyć w swoim kraju "sukcesów" RIAA. Sąd okręgowy w Paryżu wydał wyrok w sprawie użytkownika programu Kazaa stwierdzając, że korzystanie z P2P na własny użytek jest legalne.

Mężczyzna znany jako Antoine G. pobierał za pomocą Kazaa pliki MP3 i DIVX od roku 2004. Na jego dysku znaleziono w sumie ponad 1,8 tys. plików. Szacowano, że udostępnił ponad 1,2 tys. z nich. Robił to jednak na własny, niekomercyjny użytek.

Takie "prywatne kopiowanie" zostało uznane za legalne najpierw przez sąd niższej instancji. Potem za sprawą organizacji SCPP (francuski odpowiednik RIAA), która oskarżała Antoine'a, sprawa trafiła do sądu wyższej instancji w Paryżu (Tribunal de Grande Instance de Paris). Tam słuszność tego wyroku została potwierdzona.

Dodajmy dla porządku, że miało to miejsce już w grudniu 2005, ale dopiero teraz decyzja została upubliczniona.

Wyrok ten postrzegany jest we Francji jako swojego rodzaju pozwolenie na "prywatne" korzystanie z P2P. Dodajmy, że podobna sprawa miała już miejsce w Kanadzie, gdzie sąd orzekł, iż dzielenie się fotokopiami książek przez sieć P2P jest dozwolone, gdyż przypomina korzystanie z biblioteki.

Czytając o całej sprawie trudno się przynajmniej nie uśmiechnąć. Jeszcze nie tak dawno przedstawiciele francuskiej kultury protestowali przeciwko propozycji dobrowolnych opłat za korzystanie z P2P. Teraz okazało się, że nawet na te opłaty nie mogą liczyć...

Źródło: http://di.com.pl

Vykosh - 9 Lutego 2006, 13:33

Jak dla mnie to interpretacja francuskiego wymiaru sprawiedliwości jest jak najbardziej zasadna. Nie ma straty uzyteczności dla tego co kupił i nie ma zysku dla tego co skopiował.
Sytuacja w Australi z Kazaą albo w Polsce z Zaiksem, radiem i np fryzjerami jest tylko żerowaniem przymysłu fonograficznego na czym tylko mogą. Jednak frncuscy socjaliści mają jakieś znikome zalety :)

NURS - 9 Lutego 2006, 19:30

Vykosh napisał/a
Jak dla mnie to interpretacja francuskiego wymiaru sprawiedliwości jest jak najbardziej zasadna. Nie ma straty uzyteczności dla tego co kupił i nie ma zysku dla tego co skopiował.
Sytuacja w Australi z Kazaą albo w Polsce z Zaiksem, radiem i np fryzjerami jest tylko żerowaniem przymysłu fonograficznego na czym tylko mogą. Jednak frncuscy socjaliści mają jakieś znikome zalety :)


Jak to, nie ma? W sieci jest Achaja ziemiańskiego. ktos ją kupił, zeskanował i wstawil w sieć. Czytaja setki ludzi - logi pokazują sporo ściągających. Każdy ściągniety egzemplarz, to strata wydawcy i autora. Z jednej strony problematyczna, bo nie wiadomo czy ssach by kupil, a z drugiej nie, bo ssacz ciagnie, gdyz jest tym akurat produktem zainteresowany.

Anonymous - 9 Lutego 2006, 21:30

Ciekawym problemem jest anime w sieci. Występują w necie grupy fansubowe, które przetwarzają seriale z tv na pliki avi i podobne temu. Pliki można ściągać za pomocą specjalnego programu p2p, którego nazwy nie wymienię, żeby nie było że popieram piractwo. Te grupy same też z japońskiego robią napisy w językach francuskim, angielskim hiszpańskim. Wszystko to ma dobrą jakość. Jednakże każdy film ma klauzulę "free funsub. not for sale or rent". Jest tego w sieci multum. Jestem ciekaw co na to prawodawstwo japońskie. Bo o ile Japończycy nie robią szumu o to, to jak tylko jakaś stacja tv z USA wykupi licencję na dany serial to natychmiast film ginie z serwerów.Sam straciłem w ten sposób kilka seriali.
Jeśli ktoś ma pojęcie o tym zjawisku lepsze ode mnie to prosiłbym o wypowiedź, bo to mnie bardzo ciekawi.

Grahf - 10 Lutego 2006, 21:11

krisu napisał/a
Bo o ile Japończycy nie robią szumu o to, to jak tylko jakaś stacja tv z USA wykupi licencję na dany serial to natychmiast film ginie z serwerów.Sam straciłem w ten sposób kilka seriali.
Jeśli ktoś ma pojęcie o tym zjawisku lepsze ode mnie to prosiłbym o wypowiedź, bo to mnie bardzo ciekawi.

Różnie z tym to bywa i to o czym piszesz to najczęściej fikcja. Owszem amerykańskie grupy fansuberskie przestają je seedować, ale "zwykli" hamerykańscy fani już nie i dostanie z sieci nawet zlicencjonowanych w USA anime nie sprawia żadnego problemu.
Całe szczęście że w Polsce na rynku coś się powoli zmienia i za w sumie niewielkie pieniądze można już kupować legalny stuff (vide GITS:SAC).

Argael - 10 Lutego 2006, 21:22

Można kupić w Polsce "Stand Alone Complex" :?: Gdzie? Jak? Ja też chcę! W Japonii był koszmarnie drogi, więc nawet się nie zastanawiałem nad kupnem.
Grahf - 10 Lutego 2006, 21:34

Proszę bardzo 8) :

GITS:SAC info

Argael - 10 Lutego 2006, 21:44

Grahfie, nawet nie wiesz, jaką mi radość sprawiłeś tą nowiną! 19,90 za płytę to duuuużo taniej niż japońskie wydanie (ci bandyci chcą 6000 jenów, czyli przy obecnym kursie ponad 150 PLN, za płytę, też z dwoma odcinkami). Będę musiał złamać swoją zasadę niekupowania europejskich wydań japońskich filmów, ale przy tej różnicy w cenie... :mrgreen:
Iscariote - 10 Lutego 2006, 21:47

Bosz, nawet nie wiecie jaką radośc sprawiło mi czytanie tego. A na ten plakat juz mi ślinka cieknie. Rozumiem, że nie długo bede mógł to zakupic w Empiku...
gorat - 10 Lutego 2006, 21:54

Iscariote napisał/a
Rozumiem, że nie długo bede mógł to zakupic w Empiku...

...jeśli zdążysz.
JWL

Vykosh - 12 Lutego 2006, 11:20

NURS napisał/a
Vykosh napisał/a
Jak dla mnie to interpretacja francuskiego wymiaru sprawiedliwości jest jak najbardziej zasadna. Nie ma straty uzyteczności dla tego co kupił i nie ma zysku dla tego co skopiował.
Sytuacja w Australi z Kazaą albo w Polsce z Zaiksem, radiem i np fryzjerami jest tylko żerowaniem przymysłu fonograficznego na czym tylko mogą. Jednak frncuscy socjaliści mają jakieś znikome zalety :)


Jak to, nie ma? W sieci jest Achaja ziemiańskiego. ktos ją kupił, zeskanował i wstawil w sieć. Czytaja setki ludzi - logi pokazują sporo ściągających. Każdy ściągniety egzemplarz, to strata wydawcy i autora. Z jednej strony problematyczna, bo nie wiadomo czy ssach by kupil, a z drugiej nie, bo ssacz ciagnie, gdyz jest tym akurat produktem zainteresowany.

A jak "Achaję" ktoś pożyczy od kumpla albo z bilblioteki? Zgadzam się, że skala tego "pożyczania" jest niepomiernie różna, ale zasada podobna.

dzejes - 12 Lutego 2006, 11:56

Vykosh napisał/a

A jak Achaję ktoś pożyczy od kumpla albo z bilblioteki? Zgadzam się, że skala tego pożyczania jest niepomiernie różna, ale zasada podobna.


Jeśli pożyczy od kumpla lub z biblioteki to fizycznie zabiera egzemplarz książki, przez co kumpel lub inni użytkownicy biblioteki nie mogą czytać. Poza tym kumpel lub biblioteka musieli kupić egzemplarz. W sieci ściągasz kopię kopii kopii kopii - jak sam zauważyłeś skala jest nieporównywalna.
Jestem jak najbardziej za uregulowaniem tych kwestii, ale podejście francuskie jest lekko absurdalne.

Vykosh - 14 Lutego 2006, 10:20

dzejes napisał/a
Jeśli pożyczy od kumpla lub z biblioteki to fizycznie zabiera egzemplarz książki, przez co kumpel lub inni użytkownicy biblioteki nie mogą czytać. Poza tym kumpel lub biblioteka musieli kupić egzemplarz. W sieci ściągasz kopię kopii kopii kopii - jak sam zauważyłeś skala jest nieporównywalna.
Jestem jak najbardziej za uregulowaniem tych kwestii, ale podejście francuskie jest lekko absurdalne.

Mi chodzi bardziej o zasadę niż o skutek. Patrząc z punktu widzenia kosztu i przychodu krańcowego, dodatkowa kopia na sieci nie jest kradzieżą, bo nie ma kosztu dla autora i przychodu dla czytającego. Co innego z CDkami npna stadionie gdzie kolesie koszą kasę na czyjejś własności.

Prawa autorskie mozna rozpatrywać tylko z punktu widzenia zasad. A wtedy skala nie ma znaczenia.

Czy jeśli sobie zrobie skan "Achai" dla użytku własnego a koledze pożycze książkę to jest kradzież?

Romek P. - 14 Lutego 2006, 10:39

Vykosh napisał/a
dzejes napisał/a
Jeśli pożyczy od kumpla lub z biblioteki to fizycznie zabiera egzemplarz książki, przez co kumpel lub inni użytkownicy biblioteki nie mogą czytać. Poza tym kumpel lub biblioteka musieli kupić egzemplarz. W sieci ściągasz kopię kopii kopii kopii - jak sam zauważyłeś skala jest nieporównywalna.
Jestem jak najbardziej za uregulowaniem tych kwestii, ale podejście francuskie jest lekko absurdalne.

Mi chodzi bardziej o zasadę niż o skutek. Patrząc z punktu widzenia kosztu i przychodu krańcowego, dodatkowa kopia na sieci nie jest kradzieżą, bo nie ma kosztu dla autora i przychodu dla czytającego. Co innego z CDkami npna stadionie gdzie kolesie koszą kasę na czyjejś własności.


Pomijając wydawcę, dla którego takie podejście to czysta rzeźnia, to dodatkowo pominąłeś inny drobiazg: twórcę tego dzieła :) kiedy ściągniesz z sieci, to nie kupisz w księgarni. W ten sposób pozbawiasz autora jego tantiem. Tłumaczenie, że i tak byś nie kupił w ksiegarni, nie ma sensu - nie kupiłbyś, nie przeczytałbyś, owszem. Ale skoro jednak czytasz, to znaczy, że kupiłbyś - być może - gdybyś nie miał tańszej alternatywy :)

To jak z tymi kradzionymi egzemplarzami SFFiH. Gdyby nie były dostępne za pół ceny, część czytelników jednak zdecydowałaby sie wyłożyć całą cenę, jak podejrzewam.

Vykosh - 14 Lutego 2006, 10:59

Romek P. napisał/a
Vykosh napisał/a
dzejes napisał/a
Jeśli pożyczy od kumpla lub z biblioteki to fizycznie zabiera egzemplarz książki, przez co kumpel lub inni użytkownicy biblioteki nie mogą czytać. Poza tym kumpel lub biblioteka musieli kupić egzemplarz. W sieci ściągasz kopię kopii kopii kopii - jak sam zauważyłeś skala jest nieporównywalna.
Jestem jak najbardziej za uregulowaniem tych kwestii, ale podejście francuskie jest lekko absurdalne.

Mi chodzi bardziej o zasadę niż o skutek. Patrząc z punktu widzenia kosztu i przychodu krańcowego, dodatkowa kopia na sieci nie jest kradzieżą, bo nie ma kosztu dla autora i przychodu dla czytającego. Co innego z CDkami npna stadionie gdzie kolesie koszą kasę na czyjejś własności.


Pomijając wydawcę, dla którego takie podejście to czysta rzeźnia, to dodatkowo pominąłeś inny drobiazg: twórcę tego dzieła :) kiedy ściągniesz z sieci, to nie kupisz w księgarni. W ten sposób pozbawiasz autora jego tantiem. Tłumaczenie, że i tak byś nie kupił w ksiegarni, nie ma sensu - nie kupiłbyś, nie przeczytałbyś, owszem. Ale skoro jednak czytasz, to znaczy, że kupiłbyś - być może - gdybyś nie miał tańszej alternatywy :)

To jak z tymi kradzionymi egzemplarzami SFFiH. Gdyby nie były dostępne za pół ceny, część czytelników jednak zdecydowałaby sie wyłożyć całą cenę, jak podejrzewam.


Z punktu widzenia ekonomii wartość dla czytajacego może być tak znikoma, że na pewno by nie kupił książki. A za darmo może przeczyta. Z tym, że to dyskusja czysto akademicka, bo tak na prawdę nie wiadomo, jaka jest wartość przyczytanej książki dla czytającego - to i modelu nie da się zrobić.
Natomiast wydawca i pośrednik hurtowy jak i detaliczny, czy to książek czy muzyki najczęściej jest pasożytem w łańcuchu wartości między twórcą i odbiorcą. Na szczęście Internet pozwala na legalne kupienie i książek i muzyki w formie elektronicznej za cenę znacznie niższą od sklepowej.

O polityce pazerności wydawców niech świadczą 2 rzeczy:
a) Jaką wartość dla twórcy lub wydawcy mają filmy, pokazuje najlepiej fakt publikowania ich w czasopismach za 5-10 PLN? A w sklepie są za 10krtonie większą cenę.
b) Dlaczego cena oryginalnej kasety jest 2-3 droższa od CD? Przecież koszt produkcji kasety jest większy od CD. Kiedyś zastanawiałem się nad legalnością rozwiązania kupienia oryginalnej kasety i skopiowanianielegalnie CD. Cena niższa, prawa do utworu są legelne.

RIAA to milionowa kaska. Dobrze, że Francuzi się przed tym nie ugieli.

Romek P. - 14 Lutego 2006, 11:28

Vykosh napisał/a
Z punktu widzenia ekonomii wartość dla czytajacego może być tak znikoma, że na pewno by nie kupił książki. A za darmo może przeczyta.


Wiele argumentow przeciw Twemu tokowi myślenia masz powyżej, więc nie będę się powtarzać.

Dociągnijmy jednak Twoje rozumowanie do logicznego końca. Czytelnik chce przeczytać - najlepiej za darmo. Wydawca i hurtownik to pasożyty - do piachu. Chociaż nawet to co kupujesz w sieci, zostało przez wydawniczego pasożyta wydane, a księgarnia sieciowa... no cóż, to tez straszny pasożyt.

Jeżeli wszyscy czytelnlicy zbliżą się do ideału, to pisać będą dla nich tylko ci, którzy lubią oddawać swe dzieła innym za darmo. Bardzo korzystnie to wpłynie na ofertę dla tychże czytelników... :)

Duke - 14 Lutego 2006, 11:33

Hi hi a teraz zabije wam gwoździa (albo nie): co sądzicie o abandonware?
Słowik - 14 Lutego 2006, 11:44

Duke napisał/a
Hi hi a teraz zabije wam gwoździa (albo nie): co sądzicie o abandonware?

To jest coś takiego jak ruch "uwolnić książkę" po polsku ?
Moim zdaniem to to samo, co biblioteka, tylko niesformalizowane. Nikt nic nie kopiuje, po prostu bierze, czyta i odkłada w to samo lub inne miejsce (im więcej tych innych miejsc, tym lepiej).

Vykosh - 14 Lutego 2006, 11:50

Romek P. napisał/a
Vykosh napisał/a
Z punktu widzenia ekonomii wartość dla czytajacego może być tak znikoma, że na pewno by nie kupił książki. A za darmo może przeczyta.


Wiele argumentow przeciw Twemu tokowi myślenia masz powyżej, więc nie będę się powtarzać.

Dociągnijmy jednak Twoje rozumowanie do logicznego końca. Czytelnik chce przeczytać - najlepiej za darmo. Wydawca i hurtownik to pasożyty - do piachu. Chociaż nawet to co kupujesz w sieci, zostało przez wydawniczego pasożyta wydane, a księgarnia sieciowa... no cóż, to tez straszny pasożyt.

Jeżeli wszyscy czytelnlicy zbliżą się do ideału, to pisać będą dla nich tylko ci, którzy lubią oddawać swe dzieła innym za darmo. Bardzo korzystnie to wpłynie na ofertę dla tychże czytelników... :)


1) Czytelnik chce jak najtaniej, ale przeczytanie jest dla niego warte X.
2) Jego moralność jest powiedzmy na przyzwoitym poziomie.
3) Twórca chciałby jak najwięcej zarobić.
4) Najtańsza jest księgarnia internetowa - do tego sprzedająca e-booki. Płaci się tylko tantiem - na oko 15-20% ceny książki w księgarni czy empiku - na pewno wiesz lepiej ile dokładnie.

Dlaczego czytelnik, któremu zależy na przeczytaniu książki ma płacić kupę kasy w empiku, jeśli może legalnie kupić e-book i przeczytać sobie albo na kompie albo wydrukować?
Jeśli jest bardziej przyzwoity to zalaci za e-booka, jeśli mniej zrzuci się z kumplami, kupią jedną kopię a reszte se sami zrobią. Jeśli jest niemoralny - ściągnie z P2P za darmo.

Myślę, że twórca wolałby sprzedać taniej więcej książek przez net niż mniej tradycyjnie w księgarni - bo więcej na tym zarobi.

Pozostaje promocja - kto ma promować książki, jeśli nie ma wydawcy? Albo autor, jeśli jest znany pół biedy, jeśli nie musi się dać poznać np. w SFFH :wink: jako dobry autor - to potem ludzie będą chcieli go czytać, albo agent autora dbając o pokazanie autora w mediach, reklamy książki w sieci, etc. Złej literatury ludzie nie przeczytają nawet za darmo :) nawet jeśli będzie mocno promowana - owszem kupią i będą pluć sobie w brodę, że zmarnowali kasę.

Możesz walczyć z wiatrakami, albo próbować zawracać kijem rzekę :wink:

Pozostaje jeszcze kwestia specjalnych wydań, np. skórzanych okładek, limitowanych edycji, specjalnych albumów - te przez net nie pójdą, ale tam nie chodzi o przeczytanie ale o posiadanie mega-cool egzemplarza :)

edit:
Abandonware - to właśnie pokazuje koszt krańcowy oprogramowania - zerowy :)
A przecież taka winda 95 w zupełności wystarczy do przeglądania sieci :wink:



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group