1. W „Prometeuszu” tak całkowicie brak jest logiki zarówno w skali makro, jak i mikro, że jest to wręcz zabawne. Pojawia się też mnóstwo odgrzewanych pomysłów. Poniżej kilka przykładów:
- makro:
> „Inżynierowie” (dobrze, że nie „Prekursorzy” czy „Proteanie”) z jakiegoś nieznanego powodu postanowili zasiać życie na Ziemi (ewentualnie przyspieszyć ewolucję ludzkości i ukształtować ją na swój obraz i podobieństwo). Z równie nieznanego powodu konieczne było do tego samobójstwo (poświęcenie) jednego z nich... Chyba, że chciał sobie popełnić samobójstwo akurat na odludzi Ziemi - bez żadnego związku z fabułą. Może to być sugestia, że „wspomaganie” ludzkiej rasy było „samowolką” jednego z nich. No, prawie że mit prometejski. Następnie z tajemniczego powodu „Inżynierowie” postanowili zakończyć eksperyment zwany ludzkością (no, chyba byli gorsi od bogów olimpijskich). Na jakimś odludnym księżycu - niewiadomo dlaczego przedstawianym na malunkach naskalnych i w tekstach przez różne starożytne cywilizacje (oczywista kalką Stargate) - umieszczają statki, w których znajduje się specjalnie opracowana broń biologiczna lub nanotechnologiczna o bliżej niesprecyzowanych skutkach. Może ona zarówno rozkładać organizmy, mutować je w różne potworki, jak i tworzyć zombie, czy też wywoływać ciąże (!). Nasi bogowie olimpijscy stają się w tym momencie bezwzględnymi bogami, coś na wzór hinduistycznego Sziwy… Takie skojarzenie nasunęło mi się na widok rzeźb w komorze, w której umieszczono pojemniki z bronią. W trakcie przygotowań do zniszczenia ludzkości z jakiś powodów ginie większość załogi jednego ze statków. Przyczyną zagłady mogą być zarówno Obcy – co sugeruje bieganie po korytarzach hologramów kosmitów (!), jak i po prostu uwolnienie broni. Bądź jedno i drugie. Pod koniec filmu jest oczywistym dla każdego wnioskiem, że w tym samym czasie na innych statkach musiało zdarzyć się coś podobnego… Nagle wszyscy postanowili, że fajnie jest popełnić zbiorowe samobójstwo? No i tak zaawansowana cywilizacja tworzy broń masowej zagłady, która może przypadkowo zostać uwolniona i jest przy tym ekstremalnie niebezpieczna dla nich samych? Dodatkowo - z bliżej nieznanych przyczyn - jeden z nich od tysiącleci spokojnie sobie leży w kapsule kriogenicznej… Tak po prostu, chyba tylko po to, aby ludzie mogli go obudzić i zostać niezwłocznie zabici. Po wyrżnięciu spotkanych ludzi - oczywiście przeżyła jedynie pani archeolog - Inżynier niezwłocznie rusza by zniszczyć ludzkość… I zostaje w ostatniej chwili samobójczo strącony przez kapitana i dwóch członków załogi. Jak się okazuje, mają oni może przyziemne charaktery, jednak w ostateczności są najszlachetniejsi… Rany, jak ja chciałbym, aby kosmitom wreszcie się udało zniszczyć ludzkość. Przynajmniej takie filmy by nie powstawały… ;( Chwilę później zasugerowano, że Inżynierowie zrezygnowali z zamysłu unicestwienia ludzkości… Ratunku!
> Mocno zaakcentowany jest motyw nauka kontra religia. W moim odczuciu film jest ewidentnie antynaukowy (nie mówiąc już o tym, że po prostu anty-rozumowy). Przedstawieni naukowcy to albo dziwaczni i tchórzliwi idioci (geolog i biolog), albo zaślepieni idioci (archeolodzy). Z całej załogi ratuje się praktycznie jedna osoba - bo nie liczę głowy androida (!). Ocalałą ratuje chyba tylko jej głęboka wiara (!). No i zdolność do własnoręcznej „cesarki” (uniknięto słowa aborcja) obcej formy życia. Dokonanej w komorze autochirurga - w trybie manualnym i przy znieczuleniu miejscowym (!). Wspomniana forma życia został poczęta - u wcześniej bezpłodnej kobiety - przez zainfekowanego partnera (!). To chyba kara za seks... Przy tym ewidentna kalka z „Muchy”. Zabijcie!
- mikro:
> Zły i bezwzględny kapitalista Weyland organizuje wspomnianą wycieczkę z „ukrytą” agendą. Jest właścicielem korporacji nazwanej od jego nazwiska, a ponieważ umiera, to oczywiście chce uzyskać od kosmitów nieśmiertelność. Naturalnie przy osobistym spotkaniu rzeczony kosmita prawie natychmiast go zabija. W jego ostatnim dialogu z urwaną głową androida mówi „Tam nic nie ma”. Oczywista sugestia, że ateiści są źli i dla nich nie ma nic po śmierci, nawet piekła. Ugghhhh.
> Córka wzmiankowanego kapitalisty – niekochana przez ojca zimna suka marząca tylko o władzy. Gdy „egoistycznie” próbuje się ratować - nie zważając na dobro ludzkości - kończy przytrzaśnięta (!) toczącym się statkiem Inżynierów… Wierząca pani archeolog oczywiście unika tego losu (o milimetry). O matko!
> Android, który jest bardziej ludzki od niejednego członka załogi. Jeśli robi coś okrutnego, to w efekcie programowania. Wydaje się, że jedynym odstępstwem jest wybór osoby, którą zainfekował - czyli partnera pani archeolog. Bo wygląda na to, że się w niej zakochał i jest trochę zazdrosny... Stosunki pomiędzy androidem, a Weylandem to oczywiście pretekst do pseudofilozoficznych rozważań o relacjach pomiędzy stwórcą, a jego kreacją. Pojawia się też wypowiedź, że nieusuwalną wadą androidów jest brak duszy. W końcówce android pyta wspomnianą archeolog o to, czy po tym wszystkim nadal wierzy... Odpowiedź możecie sami dopowiedzieć. Jejku!
2. Ponieważ nie da się oglądać tego filmu na poważnie, to zalecam podejście do niego jak do parodii. Sceny, które chyba miały budzić grozę, sprawiały że płakałem ze śmiechu.
- Kilka z najzabawniejszych scen:
> Scena „cesarki” pani archeolog… Krew się leje, powłoki brzuszne są cięte, obca forma życia próbuje wyrwać się z uchwytu, macki są wszędzie, no i autochirurg „łączy” rozcięte podbrzusze czymś, co wygląda jak biurowe zszywki… Po prostu piękne.
> Scena dialogu umierającego Weylanda z urwaną głową androida – cóż więcej dodać…
> Scena ataku „zmutowanych” robaków na biologa i geologa… Piękna parodia scen z wojen gwiezdnych…
> Scena ataku geologa zamienionego w „zombie”, który ostatecznie zostaje spalony miotaczem ognia… Klasyk.
> Scena, w której android wyświetla hologramy układów gwiezdnych w centrum sterowania statku Inżynierów. Klasyka.
> Scena znalezienia przez geologa i biologa zgromadzonych w jednym miejscu zwłok Inżynierów… Aaaa.
> Scena „toczenia” się statku kosmitów po taranowaniu i upadku z wielokilometrowej wysokości… Zabawne.
> Scena, gdy wspomniana wyżej para durnych naukowców zostaje poinformowana o odkryciu nieodległych oznak życia… Piękne.
> Scena ożywiania odciętej głowy jednego z kosmitów. Buhahahaha.
> Scena z ucieczką przed burzą piaskową…
> Scena końcowa, gdy z ostatniego Inżyniera wydobywa się Obcy… Łał.
- Kilka zabawnych tekstów:
> Córka Weylanda, mówiąca do kapitana o tym, że chyba nie dla seksu leciała pół miliarda kilometrów (!) od tych wszystkich mężczyzn na Ziemi, po czym w celach dowodowych każąca mu się z nią przespać. Uuuu.
> „Charlie! Głowa!” – gdy w trakcie ucieczki przed burzą piaskową z łazika spadła głowa kosmity…
> „Hej, dziecino…” – biolog do zmutowanego robala…
I wiele, wiele innych.
3. Podsumowując:
Jest to rewelacyjna parodia. Poziom wtórności i braku logiki chyba musi być zamierzony, trudno bowiem uwierzyć, że ktoś zrobiłby taki film na poważnie. Mnóstwo jest nawiązań do innych filmów, wymienię tylko kilka: „Piramida strachu”, „Stargate”, „Star Wars”, „Mucha”, pozostałe filmy z serii Obcy… Warto się pośmiać.