To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Kaszanka z grilla czy wściekły pies? Wybór należy do Ciebie.

Margot - 10 Grudnia 2005, 23:37

Rodion napisał/a
Mam rozumieć, że zmuszona jesteś święta u rodziny spędzać? Pechozol..!

Życie rodzinne kwitnie raz do roku. Przetrzymam, choć brak mięsa wzbudza we mnie nieuzasadnioną agresję :twisted:

Rodion - 11 Grudnia 2005, 00:10

Na odstresowanie polecam rybkę i coś do tego! :P
Pako - 11 Grudnia 2005, 09:59

Na odstresowanie się, to jest dobra jatka, jak znam Margot :P
A karpik pyszny jest. A że błotkiem leci? Cóż, taka natura tej pysznej rubki, że błotko wpieprza :) ale na zimę, jak się świeżego,żywego kupi, to już tak błltkiem nie leci bardzo, bo już tego błotka nie szama. Więc jest dobrze.
A wczoraj na obiadek fasolka po bretońsku była.. albo nie, nie po bretońsku, tylko po bretońsku+mój ojciec (a ten to mi zawsze coś dobrego umie wysmarzyć). Jak ojciec dopada garów, to obiad pycha musi być. I dużo mięska :)

Rodion - 11 Grudnia 2005, 10:31

No widzisz! Bardziej chodziło o , coś do tego. :wink:
A mowa o popularnych "płynach" do zmiękczania rzeczywistości. Ma które, jak mam nadziję, jeszcze się nie załapujesz?!! :mrgreen:

Pako - 11 Grudnia 2005, 11:31

"Coś do tego" - to jest dobre, ale w dobrym towarzystwie. Tak samemu, to nie wypada A ze starszymi to się pewnie "coś do tego" obali na święta :)
Rodion - 11 Grudnia 2005, 12:06

Oj! Oj! Byle nie za wiele. Bo potem to, odnienne stany świadoności, rozmowy z "białym tygrysem" i myśli samobójcze. :wink:
Pako - 11 Grudnia 2005, 12:11

E no - białego tygrysa jeszcze nie spotkałem :) A ze starymi jak się pije, to zawsze jest umiar, nei wypada się z ojcem uchalć.
A najgorzej to jest, jak potem przychodzi pora na spowiedź u wielkiego białego ucha. Raz mi się zdarzyło, nie zamierzam powtarzać :P

Rodion - 11 Grudnia 2005, 12:40

Pako napisał/a
A najgorzej to jest, jak potem przychodzi pora na spowiedź u wielkiego białego ucha.


I co było kłamać, że białego tygrysa nie spotkałeś? A głośno ryczał? :lol:

Margot - 11 Grudnia 2005, 12:47

U mnie święta, w myśl tradycji - w Wigilię bezmięsne i na twardej rzeczywistości, bez zmiękczania, niestety. Jatki też nie uchodzą, bo tradycja nie zezwala. Znaczy, ciągle się muszę pilnować :mrgreen:

Ale za to są kolejne dni, a wtedy... No, różnie to bywa => zmiękczanie idzie pełną parą, chęć przelewu krwi rośnie, a biały tygrys ryczy głośno. Znaczy: wszystko jest normalnie, po bożemu... :mrgreen:

Rodion - 11 Grudnia 2005, 12:55

Margot napisał/a
zmiękczanie idzie pełną parą, chęć przelewu krwi rośnie, a biały tygrys ryczy głośno. Znaczy: wszystko jest normalnie, po bożemu...

I to zaprawdę słusznym jest i sprawiedliwym.!!!! :bravo :bravo :bravo

Pako - 11 Grudnia 2005, 13:01

No, ryczał tak przeciętnie, mruczał raczej :) Ale nie zrozumiałem z początku :) bardziej tego tygryska z białymi myszkami i różowymi słonikami wązałem, niż z Wielkim Białym Uchem :)
A święta fakt - wigili amusi być bez mięska i do tego post ścisły, na ile się da. A potem kolacja wigilijnajak smakuje :)

Margot - 11 Grudnia 2005, 18:14

Bez mięsa, to słabo smakuje. Zwłaszcza, że przed Wigilią czeka mnie jeszcze długotrwały pobyt w kuchni w charakterze specjalisty od prac ręcznych: siekania warzyw, ucierania maku i lepienia uszek. Do gotowania mnie nie można zagonić, bo nie znam się na potrawach bezmięsnych, ale do paru rzeczy matka mnie jakoś przyuczyła... Ech, czarno widzę...
elam - 11 Grudnia 2005, 18:36

o, w koncu mam cos wspolnego z Margot :) u mnie wigilia tez bez miesa i na twardo, zmiekcza sie dopiero w 1szy dzien swiat; uszek nie mamy, na szczescie, w wigilijnym menu, ale moja mama jest specjalistka od wszelkiego rodzaju wypiekow, a ja - chcac nie chcac - od ubijania recznie piany. i 8 bialek na keksa! i 8 na cwibaka! i 5 do hiszpana! i 4 do snikersa! i jeszcze do sernika, do piernika... a w tym roku mam zamiar blagac o karpatke. mmmmmmm, karpatka...... :lol: :lol: :lol:
a dzwonilam dzis do domu, karpie juz plywaja w piwnicy, w wielkiej metalowej balii. 13 kilo... :D

Anonymous - 11 Grudnia 2005, 20:04

elam napisał/a
moja mama jest specjalistka od wszelkiego rodzaju wypiekow, a ja - chcac nie chcac - od ubijania recznie piany

:bravo :mrgreen:
Ubijania powiadasz...

elam - 11 Grudnia 2005, 20:18

:mrgreen: powiadam, powiadam :mrgreen:
a co, chcesz sie przekonac??
... a te 13 kilo ryb, to na 5 osob. niezla srednia, nie?

Rodion - 12 Grudnia 2005, 11:22

elam napisał/a
a ja - chcac nie chcac - od ubijania recznie piany.


OJ znam to! Co prawda ciast mniej, ale dochodzi wygniatanie ciasta na pierogi/uszka oraz makaron. Męka!! :cry:

Czarny - 12 Grudnia 2005, 11:27

Ha, a ja jadę do teściów na gotowe. Wpadam, zjadam i wypadam, bo ja jestem szybki wiatr :mrgreen:
Rodion - 12 Grudnia 2005, 11:35

Czarny napisał/a
Ha, a ja jadę do teściów na gotowe.


Wygodniś!! Dla mnie świeta to ponadnormatywna doza sprzątania, pucowaniai zmywania.
A do tego tortura typu: patrz, podziwiaj, nie dotykaj, slinę łykaj! :cry: :cry:

Duke - 12 Grudnia 2005, 11:52

Czarny napisał/a
Ha, a ja jadę do teściów na gotowe. Wpadam, zjadam i wypadam, bo ja jestem szybki wiatr

w tym roku też jade do teściów w myśl zasady: "Odwiedź teściową, zanim teściowa Ciebie odwiedzi". I niestety tradycja rządzi, ale po północy juz mozna, więc z teście zasiądziemy do łąckiej i zagryziemy (jak każe tradycja) sarenką albo dzikiem :lol: A jak wszem i wobec wiadomo polędwica z dzika szybko z talezy znika ;)

Anonymous - 12 Grudnia 2005, 20:02

elam napisał/a
.. a te 13 kilo ryb, to na 5 osob. niezla srednia, nie?


Ło matko! To po 2 kilo z hakiem na osobę!

elam - 12 Grudnia 2005, 21:23

bo u mnie na swieta sie gotuje olbrzymi gar zupy rybnej, jemy ja z grzankami az do sylwestra :)
poza tym, rybka smazona. mama przez 3 dni nic potem nie robi :)
a ja tez sie mam fajnie w tym roku, przyjezdzam do domu 24go rano. wszystko juz bedzie gotowe

Lu - 13 Grudnia 2005, 12:01

Margot napisał/a
Życie rodzinne kwitnie raz do roku. Przetrzymam, choć brak mięsa wzbudza we mnie nieuzasadnioną agresję


przypominam ze zabijane zwierzę wydziela całe mnóstwo adrenaliny , którą to adrenalinę następnie spożywasz. Tak więc to nadmiar mięsa powoduje niczym nie uzasadnioną agresję.

a co do śledzika to najlepsze podają za wschodnią granicą - bez dodatku wybielaczy.
Przeważnie nasze centrale rybne robią chemicznie ze zwykłych śledzi bałtyckich poszukiwany gatunek śledzia a'la matjas.

A prawdziwy śledź z beczki jest koloru ciemnobrunatnego, zupełnie "niehandlowy", ale genialny w smaku. W porcie można czasem dostać śledzie wędzone (ważne: świeżo wędzone). Wiem bo jem. obawiam się jednak ze nasi koledzy nie znad morza pozbawieni są tych rarytasów :cry:

Duke - 13 Grudnia 2005, 12:38

Margot napisał/a
E, mięczaki

A SzPani była kiedyś przy zabijaniu cielaka? Jego beczenie jest podobne do płaczu dziecka, plus jeszcze zwyczaj podrzynania gardła świni lub cielakowi i picie ciepłej jeszcze krwi w charakterze popitki do samogonu (tzw chrzest rzeźnika). Dla kilku znanych mi osób przygoda ze świniobiciem zakończyła przygodę z mięchem

Margot - 13 Grudnia 2005, 12:48

Koleżanki z Twierdzy, którą od morza dzieli wielkopolska i co tam jeszcze, również są pozbawione :(
Na wakacjach nad Bałtykiem często kupowałam i napychałam się różnego rodzaju rybami takimi jeszcze ciepłymi i one były dobre, wyjątkowo smaczne, mniam.

A co do mięsa, to wiem, bo sprawdziłam doświadczalnie na sobie. Mianowicie, nie jadłam przez rok mięsa wcale - same warzywka, grzybki, owoce, mleko, sery, jajka. Ryb nie jadłam również (bo nie byłam pewna, czy to mięso, czy nie), a jajka jadłam - choć to mięso chyba (ale tylko jedna komórka, to może sie tak bardzo nie liczyło?). W każdym razie => żadnego tradycyjnego mięsa - wieprzowiny, drobiu, wołowiny, dziczyzny, etc. Celem eksperymentu było sprawdzenie, czy poziom agresji mi spadnie. Niestety, efekt był odwrotny. Z choleryczki przemieniłam się w furiatkę. Zatem: nie, Lu, musi być mięso, bo inaczej ogarniają mnie napady nieuzasadnionej agresji :twisted:

Margot - 13 Grudnia 2005, 12:54

Duke napisał/a
Margot napisał/a
E, mięczaki

A SzPani była kiedyś przy zabijaniu cielaka? Jego beczenie jest podobne do płaczu dziecka, plus jeszcze zwyczaj podrzynania gardła świni lub cielakowi i picie ciepłej jeszcze krwi w charakterze popitki do samogonu (tzw chrzest rzeźnika). Dla kilku znanych mi osób przygoda ze świniobiciem zakończyła przygodę z mięchem

Osobiście nie podrzynałam, bo za mało siły w nastolatce było. Ale uczestniczyłam trzymając sznurek. Świniobicie, znaczy. Cielaka - nie zdążyłam, było już po wszystkim, jak przyjechałam - brałam tylko udział w porcjowaniu mięsa. Chrztu rzeźnego nie przeszłam, za młoda byłam, aby pić alkohol.
W czasach, gdy jatki w kolejce po mięso na kartki wydawały się straszniejsze od obrazów z katastroficznych filmów SF, jatka przy uboju wydawała mi się zupełnie uzasadniona...

mawete - 13 Grudnia 2005, 13:07

Zabijałem kiedyś i świniaka i cielaka.... i nawet umiem fachowo dzielic... i jem miecho na tony.... Jakiś chyba kurcze niewrażliwy jestem... :mrgreen:
Rodion - 13 Grudnia 2005, 14:15

A u mnie teraz, topowa książka "Bliny, cepeliny, kołduny i...". Będzie się działo!
Mara - 13 Grudnia 2005, 14:35

Ja też jadę na święta do teściowej, ale jak mam być szczera, to wolałabym już posiedzieć w kuchni i odpuścić sobie tę wizytę...
Czarny - 13 Grudnia 2005, 14:39

Każdy by chciał, nie jechać oczywiście bo robić w kuchni to też nie :mrgreen:
Duke - 13 Grudnia 2005, 14:45

Margot napisał/a
Osobiście nie podrzynałam, bo za mało siły w nastolatce było. Ale uczestniczyłam trzymając sznurek. Świniobicie, znaczy

mawete napisał/a
Zabijałem kiedyś i świniaka i cielaka.... i nawet umiem fachowo dzielic... i jem miecho na tony.... Jakiś chyba kurcze niewrażliwy jestem...

Hi hi bratnie dusze - a to o mnie mówą, że jestem inny :mrgreen:



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group