To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mistrzowie i Małgorzaty - Alicja Pawłowska

shenra - 14 Maj 2011, 18:46

Zapis dokładnie taki jak obrazy przepływające mi przez głowę. Tak, wiem, powinnam zmienić dilera. :wink:


Mieszkanie babci, znajomi rodzina w środku. Nagle dzwonek domofonu, nikt się nie podnosi. Leżę w łóżku i nie mogę się ruszyć, jakby mnie ktoś zablokował, przywiązał, albo po prostu nie jestem w stanie wykonać żadnego ruchu. Dźwięk nasila się. W końcu walcząc z własną ułomnością udaje mi się wygrzebać z łóżka i kołdry, które chcą mnie pochłonąć. Pytam, czy nikt nie słyszał, że dzwoniło, ale kręcą przecząco głową. Czyżby mi się wydawało? Wyglądam przez okno, ale mam trudności z przejrzystością widzenia, jakby oczy nie przystosowały się jeszcze do tego, że mają widzieć. Jednak dostrzegam uciekające spod bramy moje przyszywane siostry i ciotkę. Krzyczę za nimi, ale mnie nie słyszą. Mówię do stojącego koło mnie znajomego, że ich mieszkanie jak się wychyli przez okno, to doskonale widać w prawym, górnym rogu wystającego ponad inne, budynku. Wpatruję się we skazaną przez siebie lokalizację i faktycznie widzę moją siostrę, jak otwiera wielkie drzwi balkonowe, która łączą się z oknem z drugiego pokoju i powstaje wielka dziura łącząca dwa pokoje. Balkonu brak. Widzę, jak siada na parapecie, którego nie ma i rzuca do ciotki linę z mopem, żeby mogła umyć szybę. Macham do nich jak oszalała, ale mimo że patrzą w moim kierunku, to mnie nie widzą.
Nagle ich mieszkanie przybliża się i obniża. Teraz są na parterze dwie kamienice bliżej, wygląda to jak wielka szyba wystawowa, one stoją na chodniku i myją ją specjalnymi szczotami. Zrywam się, żeby pognać do nich i zapytać, co się dzieje. Po co przyszły i czemu uciekły. Wychodzę z mieszkania, otwieram drewniane drzwi windy. Wchodzę do środka i spadam na sam dół, bo winda nagle znika. Otrzepuję się z kurzu i kawałków cegły, które zleciały wraz ze mną. Wychodzę na ulicę i zapada ciemność.
Budzę się w jakimś obskurnym, zasyfionym i zagraconym mieszkaniu. Nie, to raczej przytułek dla żuli i kloszardów. Rozglądam się dookoła, ale nie znajduję żadnego punktu zaczepienia, który pomógłby mi zrozumieć jak się tu znalazłam i dlaczego. Z pomieszczenia obok wychodzi dwóch chwiejących się na nogach kolesi i zaczynają do mnie mówić, że jestem niezniszczalna, że jak można tyle wypalić i stać, że wyjarałam ich miesięczny zapas i powinnam teraz go oddać. Nie rozumiem nic z tej paplaniny. W końcu dostrzegam znajomą twarz. Chłopak, którego nie widziałam od prawie dziesięciu lat. Łapie mnie za ramię i pociąga pod okno. Mówi, że znalazł mnie leżącą w parku i przyprowadził tutaj, próbował się dowiedzieć, co robiłam w parku, zanim dałam popis odporności na trawę i zniknęłam gdzieś.(tu prawdopodobnie wróciłam do łóżka, z którego nie mogłam wstać)
Wychylam się przez okno i okazuję się, że jestem w budynku, w którym mieszkają moje siostry z tym, że gdzieś na poziomie chodnika. Zerkam w górę. Imponujący widok, blok ciągnie się z tej perspektywy tak wysoko, jakby dotykał chmur. Coś z nim jest nie tak. Jest bardziej odrapany i zaniedbany niż powinien. Nie ma też sklepu, który normalnie znajduje się w miejscu, gdzie wystaje moja głowa. Chowam się z powrotem do środka, próbując zrozumieć, po pierwsze, jakim cudem się tu znalazłam, po drugie, dlaczego, i po trzecie, czemu wszystko jest nie tak, jakby wycięte z innej rzeczywistości.
Znajomy znów łapie mnie za kurtkę(kiedy założyłam kurtkę?) i mówi, że musimy iść, bo reszta na nas czeka. Jaka reszta? Chwytam w biegu torbę i pozwalam się wyciągnąć na zewnątrz. Na zewnątrz okazuje się być korytarzem piwnicznym. Wchodzimy w pierwsze drzwi z brzegu. Szatnia. Zardzewiałe ławki wyrwane z posad, poprzewracane szafki, zgniłe ubrania walające się po podłodze. Przede mną trzy pary drzwi. Po prawej, po lewej i na wprost. Wybieram te po prawej i wchodzimy do kolejnej szatni, tym razem normalnej, zadanej, czystej. I tak przez strasznie długi czas. Aż wreszcie czuję się tak zakręcona, że nie dam rady przejść przez kolejne drzwi. Czuję się, jakbym przeżywała wszystko podwójnie. Panikę, zmęczenie, fizjologię, lekki haj, niepewność, przeczucie, że coś jest wyjątkowo nie tak, że z jakichś powodów nie powinno mnie tu być. Mój znajomy zauważa, że coś się ze mną dzieje, że siedzę wciśnięta w kąt zasyfionej szatni i mamrotam coś do siebie.
Wyciąga mnie na siłę przez kolejne drzwi i trafiamy do przedsionka starego kina. Siadam wygodnie w fotelu i piję coca colę. Bileter spoglada na nas z rezerwą, bo jesteśmy brudni, potargani, niepasujący do tego miejsca. Nagle znów przebiegają mnie dreszcze i dałabym sobie głowę uciąć, że ktoś kto wcześniej mnie gonił(gonił?) właśnie wpadł na nasz trop i jest za kotarą. Zrywam się z fotela, pociągając znajomego do najbliższych drzwi do sali projekcyjnej. Bileter krzyczy, że tam nie wolno. Za drzwiami - schody, z których spadamy się jak szmaciane lalki i znów lądujemy w matni szatnianych korytarzy. W pewnej chwili czuję, że jak nie znajdę najbliższego kibla, to narobię sobie wstydu. Otwieram kolejne drzwi. Sala gimnastyczna wypełniona ławkami, krzesłami i ludźmi, którzy schodzili się do niej jak do ostatniej świątyni na ziemi. Z sufitu zwisają dekoracje z jakiegoś balu. Serpentyny i ochłapy baloników walają się w morzu stóp. Zwracam się do jakiejś starszej pani z pytaniem, czy nie wie, gdzie jest toaleta. Odpowiada, że oczywiście w końcu to jej dom. Wskazuje mi miejsce. Drzwi się nie domykają, bo zasuwa jest tak stara i zardzewiała, że nie chce nawet drgnąć. W toalecie jest tak ciasno, że z trudem jestem w stanie odkopać kibel spod kopy brudnych ubrań wylewających się z pralki Frani, zlew sino-zielony żyje własnym życiem. Z plastikowych półek zwisają resztki papieru toaletowego i zużyte papiloty, skręcone w długi, kolorowy sznur. W międzyczasie do auli wchodzi trzech policjantów i zaczyna przeszukiwać wszystkich w poszukiwaniu alkoholu, jakiegoś dziwnego narkotyku i papierosów. Każą ludziom stanąć z rękoma na głowach pod ścianą, a tym, co siedzieli nie ruszać się i trzymać ręce tam, gdzie będą je widzieć. Każą również opróżnić kieszenie. Mają ze sobą jakieś urządzenie wykrywające to, czego szukają. Pod toaletą robi się tłumnie, kilka osób chce się wcisnąć i tam schować. Walczę z klamką, żeby nie odskoczyła. W końcu się wkurzam i mówię, że nie zamierzam sobie ulżyć publicznie. Po chwili za drzwiami robi się cicho. Profilaktycznie wyciągam paczkę papierosów z rękawa(dlaczego to były pall malle super lighty, skoro nieznoszę tych fajek?). Wychodzę z kibla i spoglądam na ludzi. Wyglądają jakby ktoś ich wprowadził w trans. Patrzą w przestrzeń. Macham do jednego z policjantów, który tak jak pozostali okazuje się być kobietą i chcę również zostać przeszukana. Olewa mnie, jakby już znalazły to, czego szukały. Pytam pierwszego lepszego gościa siedzącego w ławce, czy ktoś zapytał co się dzieje? Stojąca obok laska powiedziała, że nie, że przecież nie mogą tak robić, kto im dał prawo?! Spoglądam na nią z politowaniem. Skoro tak żywo na to reaguje, to czemu sama nie zapytała. Wzdycham i podchodzę do najbliższej funkcjonariuszki. „What the fuck is going on? What the hell are you doing? Who the fuck gave you the right to do such a thing?” (czemu po ingliszu, nie wiem)
Blondyna miesza się i w końcu mówi, że to taki żart był. Mówię jej, że takie żarty nie są śmieszne i że chyba wszystkie trzy są nienormalne. Macham ręką z politowaniem i odwracam się do wyjścia, w którym stoi Zgaga i rzuca, że mój znajomy pojechał po brata, który chyba znów sobie coś zrobił, i że zdaje się policja go zgarnęła. Pytam, jak to zgarnęła? No zgarnęła ze stolika na górze. Spoglądam przelotnie na aulę. Facet, do którego wcześniej mówiłam dziękuje mi za interwencję. Śmieję się i mówię, że następnym razem sam zareagował, a nie czekał na zasrane zbawienie. Wychodzę ze Zgagą zdjęta kolejną paniką, że zabrali jednak mojego znajomego, a przecież bez niego się z tego labiryntu nie wydostanę. Po dwóch krokach przypominam sobie, że zostawiłam gdzieś torbę. Zdaje się, że w poprzedniej szatni. Zawracamy ze Zgagą, ale już po trzecim pomieszczeniu domyślam się, że znów padłam w matnię i nie znajdę ani torby, ani stąd nie wyjdę, chyba, że nagle pojawiłby się mój znajomy.

Matrim - 14 Maj 2011, 20:16

Martva napisał/a


Virgo C. napisał/a
Idę na jogę,


Ale uważaj na czakramy!

Przeczytałem "czyraki" i dziwnym mi się wydało, bo joga podobno "zdrowa" :roll:


[quote="shenra"]Tak, wiem, powinnam zmienić dilera. :wink:
Nie. Podziel się :)

shenra - 14 Maj 2011, 20:26

Matrim napisał/a
Podziel się
Weź przestań, bo mnie zamkną :mrgreen:
Agi - 14 Maj 2011, 20:27

Za sny jeszcze nie zamykają. :wink:
shenra - 14 Maj 2011, 20:29

Agi, ale za dzielenie się dilowanymi już tak :mrgreen: (jak coś wy nic nie wiecie, a ja będę zaprzecząć 8) ... Nikt nas nie podsłuchuje? Hę? Jest tam ktoś? Tak, za tymi drzwiami.)

Agi słyszałaś coś? :shock:

Agi - 14 Maj 2011, 20:30

shenra napisał/a
ale za dzielenie się dilowanymi już tak :mrgreen:

To sny już są dilowane? :shock: :mrgreen:

shenra - 14 Maj 2011, 20:30

Agi napisał/a
To sny już są dilowane?
Przekonasz się sama, sasasasa :twisted:
Mara - 15 Maj 2011, 10:00

Agi napisał/a
To sny już są dilowane? :shock: :mrgreen:

China Mieville wpadł już na taki pomysł bodajże w Dworcu Perdido ;-)

Agi - 15 Maj 2011, 20:20

Pytałam o życie, nie o literaturę. ;P:
shenra - 16 Maj 2011, 11:13

Dilowanie część następna. :mrgreen: Skąd mi się to bierze? :shock:

Pojechałam na jakąś konferencję(konwent). Spotkanie, na które poszłam odbywało się w wielkiej sali, niemal hali sportowej. Mnóstwo kolorowych ludzi, rozmowy, chaos. Zostawiłam plecak obok stołu prowadzących i razem z takim kolesiem(ważnym dla tego konwentu) mieliśmy iść pojeździć na rowerach :D W międzyczasie przyłączyło się do nas kilka osób. Rowery były jakieś poskręcane i powyginane, zupełnie nie przypominające normalnych rowerów. Do tego mój miał zepsuty jeden hamulec i wygiętą w nieodpowiednią stronę kierownicę. W trakcie jazdy musiałam ją naprostować, co zaskutkowało powyginaniem się drogi. Nagle zrobiło się ciemno i postanowiliśmy wrócić, bo miała się zacząć następna prelekcja. Plecaków nie było w sali. Zapytaliśmy, gdzie poszła nasza grupa i czy wzięli je ze sobą, ale nikt nic nie wiedział. Poszliśmy w końcu do innej sali bez plecaków. Prelekcja, zajęcia, czy jak to nazwać polegały na tym, że trzeba było jakieś refleksje napisać o, nie wiem, ukradzionych wspomnieniach czy jakoś tak. Nabazgrałam parę zdań, po czym okazało się, że trzeba było pisać opowiadanie. Zezłościłam się i powiedziałam, że baba nie umie nawet instrukcji przekazać w jasny sposób, to kazała mi swoje przeczytać. Stwierdziłam, że nie potrwa to długo, bo wcale nie mam na kartce tego, co chciała. Wstałam i naburmuszona zaczęłam czytać, koleś który siedział koło mnie, szturchał mnie i podśmiechiwał się. Odpowiadałam najpierw na pytania tej kobity(zdaje się, że jakieś definicje to były), a potem zaczęłam opowiadać z głowy jakąś historię. Przed oczami pojawił mi się zrujnowany dom, z wyłamanymi drzwiami, odpadającymi okiennicami, cały pokryty mchem. Usytuowany na skraju ponurego lasu. W środku było coś, czego nie chciałam oglądać. Wiedziałam, że zdarzyło się tam coś makabrycznego, że jeśli przestąpię próg i zanurzę się w ciemność już z niej nie wrócę. Otrząsnęłam się z tego i powiedziałam kobicie, że pierdzielę takie zajęcia. Gość, który ze mną był też wyszedł. Poszliśmy na przystań, która była zlokalizowana koło trawiastej skarpy, zbiegającej od lasu. Drewniany pomościk uginał się niebezpiecznie, ale przeszliśmy. Na dolnym pokładzie łodzi, która była zacumowana obok znalazłam kobitę z malutkim dzieckiem. Pochyliłam się nad dziewczynkę i powiedziałam, że już jestem. Uśmiechnęła się do mnie i zasnęła mi na rękach. Nagle przyszedł jakiś mężczyzna, poczułam, że muszę uciekać z tym dzieckiem, bo jak nie zrobi mu krzywdę. Przed oczami znów pojawił mi się zamszony dom, który przyzywał pustymi oczodołami okien. Plecak! Mój plecak! Musiałam odnaleźć mój plecak!

Nina Wum - 25 Maj 2011, 16:47

Shenra, zwana Tą, Która Śni.
To chyba najsposobniejsze miejsce, by Ci pogratulować przetrwania pierwszego dnia w nowej pracy?

shenra - 25 Maj 2011, 20:26

Nina Wum, dzięki słońce. Dzisiaj też przeżyłam, jutro mogę polec w gruzach szczęścia, zapowiada się 14h :mrgreen:
Witchma - 25 Maj 2011, 20:36

shenra, dasz radę, co to 14 godzin dla Wielkiego Kosmicznego Chomika :)
shenra - 25 Maj 2011, 20:46

Dla Chomika nic, nie wiem tylko czy jego łapki o tym wiedzą ;P:
No i w pt trza by coś lyteraturę odświeżyć.

Witchma - 25 Maj 2011, 20:47

shenra, na pewno WKC bez łapek ma +500 do samozaparcia :twisted:
shenra - 25 Maj 2011, 20:50

Chyba do samopełzania :mrgreen: Taż to nie dżdżownica.
Matrim - 25 Maj 2011, 20:50

Ale jak się zapierać bez łapek? :shock:
Witchma - 25 Maj 2011, 20:52

Matrim, wątpisz w moc WKC :?: :twisted:
shenra - 25 Maj 2011, 20:54

Matrim napisał/a
Ale jak się zapierać bez łapek?
Nie powiem Ci jak bo mi wstyd :oops:
Matrim - 25 Maj 2011, 20:56

Witchma napisał/a
Matrim, wątpisz w moc WKC :?: :twisted:


Cytat
Ale jak się zapierać bez łapek? :shock:


[oświecenie_mode_on]Siłom (i godnościom) woli![oświecenie_mode_off]

No ja wiem, że WKC potężny jest :)

Agi - 25 Maj 2011, 20:56

Matrim napisał/a
Ale jak się zapierać bez łapek? :shock:

O stół, dla naprzykładu ;P: :mrgreen:
shenra, dasz radę! :)

Matrim - 25 Maj 2011, 20:57

Ja się jeszcze dużo muszę nauczyć ;)
shenra - 25 Maj 2011, 21:03

Jak nie dam, to bendem was nawiedzać. Muahahahahahaha :twisted: :mrgreen:
shenra - 8 Czerwca 2011, 12:09

Najnowszy szorcik(jakby kogoś interesiło) w moim blogu(chomik w świecie). Szortalowo to już pewnie wsie wyklikali, także się nie będę powtarzać :D
Chal-Chenet - 8 Czerwca 2011, 16:37

shenra napisał/a
Szortalowo to już pewnie wsie wyklikali

Niekoniecznie.

jewgienij - 8 Czerwca 2011, 17:26

Dawaj, Shenra, tutaj.

Panienskie krygi i inne ściemy zachowaj dla tych, co Cię nie znają :D

shenra - 9 Czerwca 2011, 10:39

jewgienij, specjalnie dla Ciebie(nieudolny klikaczu w linki) :wink:

Spotkanie

Natura obdarzyła ją nieskazitelnym wyglądem. Mieniącą się tęczowymi refleksami, gładką, wręcz śliską skórą, przepięknym, aczkolwiek mrożącym krew w żyłach uśmiechem i nienaganną postawą. Jednym słowem, Kr'aa była sztywna. Poznawszy ją bliżej, bardziej, intensywniej, natychmiast zmieniało się o niej zdanie. No może nie zdanie, ale na pewno stosunek do niej. Pod dotknięciem jej lodowatych palców życie zamierało. Dosłownie. Zahibernowani pocałunkiem niedoszli kochankowie, spoczywali jeden obok drugiego w niszy między jej udami. Kr'aa lubiła na nich patrzeć, na ich twarze zastygłe w zdziwieniu, gdy chłód jej namiętnych warg spowijał wiecznym snem. Czasami żałowała drobnych istot, które z przepełnionymi uwielbieniem sercami, traciły dla niej głowę. Ale głównie gardziła nimi za zuchwałość, jaką okazali sądząc, że mogłaby należeć do któregoś z nich.
Pewnego dnia Kr'aa postanowiła zostać podróżniczką. Świat domu rodzinnego znała na pamięć. Każde niezmienne wgłębienie w ścianie, uskok z którego sączyła się woda, rysy na twarzach najbliższych. To wszystko przestało mieć dla niej znaczenie. Zapragnęła czegoś nowego, czegoś czego do tej pory nie potrafiła nazwać. Zapragnęła przygód.
Pomysł sam w sobie godny pogratulowania, ale wcielenie go w życie wymagało drastycznych posunięć. Kr'aa wiedzą, że lodowi szamani nigdy się nie zgodzą, by opuściła zbocze, uciekła się do sztuczki, którą podpatrzyła od jednego ze swych zmrożonych kochanków.
Każdego ranka, przez ciągnące się w nieskończoność miesiące i lata, przesuwała się nieznacznie wzdłuż zmarszczki, jaką rysowała subtelnie na jej twarzy, wypływająca z niewielkiego źródełka, woda. Obracała się tak długo, aż poczuła, że krępujące ją więzy rodzinne, zaczynają ustępować. Wierciła się wtedy jak kwoka na grzędzie. Z każdym westchnieniem była bliżej otwartej przestrzeni oceanu.
Aż wreszcie nastąpił wyczekiwany dzień. Kr'aa uwolniła się od zazdrosnych, zawistnych spojrzeń znajomych i rodziny. Wydęła dumnie wargi, odepchnęła się energicznie i z głośnym pluskiem osunęła w wodę.
Dryfowała wiele dni, podziwiając bezkres zielonkawego oceanu, śmiejąc się, gdy przepływające obok wieloryby łaskotały ją w kostki. Wdychała słone podmuchy wiatru, chłodzące jej spaloną słońcem twarz...

- Kapitanie góra lodowa na horyzoncie! - krzyknął starszy oficer wpadając do kajuty przełożonego - Nie wyminiemy jej! Trzeba zarządzić ewakuację!
- Panikujesz jak pierwszy lepszy majtek – kapitan E. J. Smith ziewnął przeciągle i przekręcił się w fotelu na drugi bok. - Weź mi nie zawracaj głowy takimi pierdołami. Oczekujesz, że powiem tym bufonom na dole, że impreza skończona, bo kawałek lodu wystaje z oceanu? Heniu, odpuść sobie tym razem to twoje czarnowidztwo.
- Ależ Edziu... - mężczyzna zasępił się. - Jak w nią pier.dolniemy to rozpadniemy się na kawałki!
- Zrobimy tak – kapitan skrzyżował ręce na piersi. - Zmobilizujesz swoje cztery litery, skoczysz na mostek i z łapkami na sterze będziesz manewrował, jak na mojego zastępcę przystało. A ja w międzyczasie złożę kogoś Posejdonowi w ofierze, zgoda?
- Yyy... Kogo zamierzasz złożyć w ofierze?
- Heniu, nie przeciągaj struny.
- Taaa jest, kapitanie! Posłusznie udaję się nie zatopić nam statku.
- Grzeczny chłopiec, odmaszerować!

Kr'aa spostrzegła go jeszcze zanim pokazał się w całej krasie. Zaciekawiły ją cztery wyrastające mu z grzbietu otwory, z których wydobywała się inna mgła. Mgła, której zapach szczypał ją w nos. Jednak ciekawość sprawiła, że zamiast schować się przed nieznanym stworzeniem, płynęła dumnie wprost na spotkanie. Możliwość zapoznania się z nową istotą z jednej strony napełniała ją lękiem, a z drugiej była podniecona jak nigdy. Gdy odległość między nimi pozwalała już na swobodną konwersację, spojrzenie Kr'yy przyciągnął dziwaczny napis na boku tej ciemnej istoty: „Titanic, jeśli możesz to przeczytać, jesteś zdecydowanie za blisko.” Uśmiechnęła się, nie mając pojęcia co znaczą te szlaczki, ale zdecydowanie zamierzała się tego dowiedzieć.

Chal-Chenet - 9 Czerwca 2011, 14:19

shenra napisał/a
jewgienij, specjalnie dla Ciebie(nieudolny klikaczu w linki) :wink:

A dla mnie już nie? :( Toż ja pierwszy pisałem, że niekoniecznie wsie wyklikali...

shenra - 9 Czerwca 2011, 18:40

Chal-Chenet, (głask) no już nie płakusiaj. Wierzyłam w Twoje zdolności klikackie :wink:
Chal-Chenet - 9 Czerwca 2011, 19:04

Tobie jestem w stanie wybaczyć. ;)


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group