Mechaniczna pomarańcza [film] - Strzelanie na ostro - Dalamberta potyczki z filmem
Lynx - 10 Grudnia 2008, 20:22
dalambert, czytanie/słuchanie waścinych wspomnień cudne jest jeszcze! jeszcze!!
dalambert - 15 Grudnia 2008, 21:31
Jak raz na "Kino Polska" leci Modrzejewska Jana Łomnickiego , a i okres mamy taki bardziej patriotyczny / 90 lat od Niepodległości, 13 XII niedawno/ więc wspomnę wam jak to we Lwowie zdjecia kręciliśmy / było to w listopadzie 1988 dokladnie 30 lat temu/.
Opera Lwowska za teatr wiedeński robiła, Lwów za Lwów, a Cmentarz Łyczakowski za cmentarz w Czerniowcach na ktorym Modrzejewska pochowala swą córeczke zmarłą w dziecięctwie i przed ucieczką od wrednego Zimmajera / p. Bargiełowski/ poszła się ze zmarlą pożegnać i świeczkę czy inny zniczyk bidulce zapalić.
Co by p. Janda mogla swobodnie duble robić jako dekorator wnętrz tegoż filmu zaodynowalem pp. Rekwizytorom zakup 400 porządnych zniczy i jakoś tak sie złożyło, że po zakończemiu zdjęć / dość szybkim/ część ekipy z Panią Jandą i śp. Jej mężem Edwardem Kłosińskim na czele przez dziurę w płocie przełażąc znalazła się na Cmentarzu Orląt. Górna część jego była cmentarną bazą transportowa, ale dolna cześciowo oczyszczona i z rozbitą płytą smutno lecz jakoś się prezentowała .
I tamże by nie wozić do Polski z powrotem zapaliliśmy starannie na oczyszczonych nagrobkach i nieoczyszczonych miejscach pozostałe 390 pare zniczy.
Cmentarz pięknie rozbłysnął światłami a my obfotografowani dla potomności przez p. Kłosińskiego / za naszą pełną aprobatą/ i z za krzaków przez cholera wie kogo, przez dziurę w płocie na zasłużony odpoczynek się udaliśmy.
dobrze było
Agi - 15 Grudnia 2008, 23:44
Piękna opowieść.
Byłam we Lwowie w 1996 roku. Wybraliśmy się na Cmentarz Łyczakowski. Ileż tam grobów znanych Polaków. Cmentarz Orląt był już dostępny, ale jego stan pozostawiał jeszcze dużo do życzenia, o czym świadczą zrobione przeze mnie zdjęcia.
dalambert - 18 Grudnia 2008, 11:55
Agi, Dzieki za zdjecia , za mojego pobytu Cmentarz Orląt wyglądal dużo gorzej , na górze tam pod kaplicą / ten budyneczek z okrągły - kopułki też mu brak/ była baza śmiecia smochodowego zarządu cmetarnego, jakies półspalone ciężarówki, niebieski autokar z wybitymi szybami ohydny baraczek, beki z ropą / cieknące/ itd.
A pobyt ekipy we Lwowie w 1988 był nad wyraz pouczający,
Nie dość , ze miasto solidnie zwiedzilim, znicze gdzie należy zapalilim to jeszcze i zdolności handlowe wykazalim,
Celnik przed wyjazdem odwiedzil spakowaną ekipę na Chelmskiej celem dokumentów wystawienia i oplombowania samochodów z naszym sprzętem / reflektorki, rekwizyty, kostiumy itp./.
przyjelismy Go serdecznie i gościnnie w rekwizytorni, tak że po jakiejś gdodzince z hakiem omawiania ciżkiej doli filmowca i celnika polskiego oświadczył:
"a co się będziemy, ep, chłopaki szczypać, ep, macie tu plombownicę i zaplombjcie co trzeba ep, a my tu jeszcze po maluchu ...."
Tak że wszystko co wieźlim dla Braci Ukrainców trafiło gdzie trzeba bez zbytnich trudności, a bylo tego troche.
Z ciekawszych rzeczy to 50 alkoholomierzy / gorbaczowowska prohibicja wtedy w Sajuzie szalala/ i pp. Oświetlacze załadowali do swego wozu obok relektorków wszelakich i generatorków , coś z 1000 ezemplarzy " Swierszczyków" ślicznych a kolorowych.
Tak, ze w powrotną drogę, co by się miejsce nie marnowało zbrali jakieś 30 TVkolor Elektron /"Świerszcyki zbyli hurtem w barterze za wspomniane telewizorki/
Zdolne byly chłopaki
dalambert - 21 Grudnia 2008, 19:19
Święta Bożego Narodzenia idą, a mnie się przypomina jak Wigilie w filmie robiliśmy / ekranowe oczywiscie /
pierwszą w dziele p. Grzegorza Królikiewicza "Klejnot wolnego sumienia' - skrzyżowanie poematu "Jan Bielecki" Jula Słowackiego z uchwaleniem konfederacji warszawskiej / szczegółu na stronie GK/
a Wilia odbywała się w skansenie w Zubrzycy Górnej pod Babią Górą i tzw. zdjęcia uciekające na śniegu to w lutym w 1980 byly / rózne obrzędy, zaspy śniegowe , zawieje i zamieci/ a potem w czerwcu to ja musialem tę zamieć powtarzac coby jeden z bohaterów przez Pana Mieczyslawa Voita grany przed straszliwa zadymką do domu się cofa i na Wigilii sam kalwin u katolickich krewniaków zzostawał.
Więc pożyczyłem od chłopa wiejaczkę / wialnię do plewów/ naładowalem mielonym styropianem, z dwu odkurzaczy mialem wiatr dodatkowy a fryzjerski pulweryzator wilgoci dodawal i było piknie - p.Voit pod uderzeniem wichru do chałupy sie cofał , zadymka byla jak cholera - tylko z materiałów zdjęciowych trzeba było usunąc momenty gdy "śnieg" na wargach artysty osiadał, topić się za cholerę nie chcial i artysta zamaszyście nim spluwał w kierunku kamery
Za drugim razem to w halach zdjęciowych wytwórni na Chelmskiej robiłem wigilję z roku mniej więcej 1850, gdzie stęskniona Helenka Mitzel czeka na wyjście z pudła niejakiego Zimmajera co ją później na wybitną artystkę H.Modrzejewską przerobił, ale tam wszystko było prosto jeno choinka nad stolem wisiała, a Pucek w ramach spoleczej produkcji rekwizytów pierniczkow lukrowanych na nią napiekl i zloconych orzechow dorobil - piknie było
iI tak Wszystkim Wam którzy tu zaglądacie Życzę Zdrowych Szczęśliwych i Spokojnych Świąt Bozego Narodzenia
i co by nadchodzący 2009 gorszy nie był, a daj Boze i lepszy dla Nas Wsztstkich
Agi - 21 Grudnia 2008, 21:47
Dzięki dalambercie, Tobie i Puckowi również wszystkiego najlepszego.
Dosiego Roku.
dalambert - 5 Stycznia 2009, 12:56
Witajcie w Nowym Roku, na początek historia równie dramatyczna co autentyczna / przy tm obecny bylem osobiście/:
Krecilismy "puszcz litewskich przepastne ostępy" w jednym z najbardziej filmowych miejsc pod Warszawa, czyli na łęgach i terenach zalewowych starorzecza Wisły od hotelu"Podębami" w kierunku Błot.
Hotel z niezłą knajpą jest usytuowany przy starym przedmościu / most wysadzony w 1939. resztki do dziś sterczą z Wisły/ .
Dzieło filmowe bylo "Królowa Bona", ale tam to i p.Solarz "Balzacka" kręcił/ podróże mistrza na Ukrainę/i "Ojca Królowej"/ cala makieta wilanowskiego pałacu z 1683 była stawiana/ i p.p. Petelscy z "Bołdynem" ganiali bo topole potężne rosną, bajorka starorzecza urokliwe są i jak to na międzywalu żadnych słupów czy budynków nie ma.
Tu Topole i inne drzewka robiły za litewskie ostępy, Zyzio Gucio / p. Zelnik/ mial się w saniach czulić do Basi R./ p. Dymna/
Sanie góralskie na dworskie pięknie adaptowaliśmy / obicia, adamaszki, zlocenia/ , para koni w stosownej uprzęży, a i skory niedźwiedzie do kochanków okrycia się znalazły.
Zasadzono więc PP. Aktorostwo w saniach / po czym okazuję się, że ujęcie jest na zakochaną parkę - więc i koni i górala stangreta w godnej kierezyji widać nie będzie/, za to do sań ładuje się kamera z kamermanem i asystentem, pan oświetlacz z reflektorkiem i akumulatorem do niego, Pan dźwiękowiec z "Nagrą" i Pan Reżyser.
Na ten widok Tomek Biernawski i ja stanowczo zarządaliśmy by zamiast koni do sań zaprząc taksowkę , bo przy tym przyładowaniu dzielne koniki mają dwie możliwości ; albo nie ruszą z miejsca olewając taką robotę, albo ponioną!!!
Reżyserostwo z Kier. Planu oświadczyło nam, że to nie nasz interes, a o przeprzęganiu nie ma mowy!
Cóż jako specjaliści od koni, broni i zaprzęgów oświadczyliśmy uprzejmie,że są durnie , a my udajemy się na zasłużone śniadanko "Pod Dęby"
Zasiedliśmy wygodnie, zmówiliśmy po befsztyczku tatarskim i secie na twarz. Podano.
Wymieszalim i doprawilim "tatarka" stwierdzlismy, że dobry, gruchnęliśmy pierwsze pięćdziesiątki gorzałeczki ,gdy do recepcji hotelu z obłędem w oku wpadl as. reż. w poszukiwaniu ratunku, telefonu i apteczki na początek.
Okazało się, ze dzielne, a przeciążone koniki jednak poniosły i to tak skutecznie, że przemknąwszy przez szosę tuż przed autobusem podmiejskim, w ciągnącym się za nią młodniaku rozwaliły sanie i całe towarzystwo w drobny mak.
Najbardziej poszkodowana była p. Anna Dymna / wstrząs mózgu i żeberka połamane/ i p. Zelnik / złamany palec/ reszta jak gruszki się wyturlała, jeno lekko sprzęt uszkadzają.
My cóż, zamówiliśmy po "tatarku", barszczyk z krokiecikiem i wzięliśmy połówkę bo nakręcić się tego dnia i przez parę następnych nic nie dało.
Literówkę w nazwisku p. Dymnej poprawiłem, zresztą ta znakomita Pani miała wybitnego pecha do wypadków na planie , czy przy wariackim powrocie ze zdjeć na termin do teatru, ale to już inna historia.
Fidel-F2 - 5 Stycznia 2009, 13:01
dalambert napisał/a | bo przy tym przyładowaniu dzielne koniki mają dwie możliwości ; albo nie ruszą z miejsca olewając taką robotę, albo ponioną!!! |
Kruk Siwy - 5 Stycznia 2009, 13:06
dalambercie to one obadwa w ciąży były? A tak w ogle aborcja zakazana jest i wymuszone poronienie do niej się zalicza.
Generalnie to filmowcy tymi "setkami i tatarami" to ciągle nakręceni chodzili, albo i leżeli...
dalambert - 5 Stycznia 2009, 14:03
Kruk Siwy, a no pijało się w tym zawodzie , ale nie tylko w tym. Czasy były znacznie bardziej rozchlane niż dziś, a i aktorostwo pijało oj pijało, jak to w jennej z fraszek o swym koledze ujął Igor Śmiałowski:
"Tu leży Sławek Voit
W domu zwany ptaszek
Żona żyje -
- że sprzedaży flaszek"
Takie to epitafijka mistrzowie sobie pisywali, hi , hi
Adon - 6 Stycznia 2009, 15:45
Dalambercie, weź Ty spisz jakieś pamiętniki, zacna kniga z tego będzie.
dalambert - 6 Stycznia 2009, 19:35
Ależ drogi Adon, przecież czytaz właśnie moje pamiętniki, pisuję je tu sobie od czasu do czasu, jak mi się co przypmni, a jak się lepszego computra dorobię to i trochę zdjęć bedzie, bom je niedawno odnalazł w szuflad czeluściach
Pucek - 9 Stycznia 2009, 20:35
Podłączę się odrobinkę do tego wątku, bo i ja palce maczałam w różnych filmach robiąc rekwizyty czy kostiumy. Właśnie "ALE KINO" wydłubało film S. Różewicza "Nocny gość". Zrobiony 1989. Rzecz była o Villonie - noc z życia poety. Kostiumy p. Maria Wiłun chciała mieć "prawdziwe", znaczy wymięte, zużyte i wyszurgane - jak na bandyterię przystoi. Nawyciągała z magazynów wytwórnianych starych, złachanych kostiumów w burych kolorach i z tego wedle projektów miałam szyć.Pierwsze co zrobiłam - pranie, bo brud wszeteczny, a potem poszyłam kurty i kabaty pikne i w charakterze. Na p. Trelę nawet dwie, bo plan zdjęciowy przewidywał zaciukanie artysty / dziura, krew/ na początku. Przez resztę zdjęć hasał zdrowo. Osobna zabawa była z gorsetem Grubej Małgośki. Najpierw długo szukano młodej aktorki, co by przy kości była albo przynajmniej duży biust miała. Potem było kombinowanie, wypychanie, podkładki, cuda wianki. Wyszło kiepsko, co dziwne, bo na goło panienka wcale obficie się przedstawiała... Mojej roboty nie widać wcale, bo cały czas nocne zdjęcia, a bandziorki jeszcze w różnych pelerynkach i habitach. Normalnie - zawód... Film zresztą nudny okrutnie, co właśnie sprawdziłam - po 20 latach jak obszył.
dalambert - 16 Stycznia 2009, 10:23
AAaapolinary mi sie przypomniał!!
znaczy inż.strzałowy Apolinary Ch. któren jako pirotechnik vel piroman do sztuki filmowej tafił po przejsciu na górniczą emeryturę w 1977, gdy dzieło wspominane tu już G.Królikiewicza "Kronika Polska " pirotechnika gwałtownie poszukiwało. Pan A byl uroczym starszym Panem / tak wtedy *beep* sądziłem/ po pracy w górnistwie z uprawnieniami do materiałów wybuchających itd, więc kwalifikacje posiadał, ale z tej to pracy wyniósł wręcz "genetycznie" zakodowaną OSZCZĘDNOŚĆ , /jak się coś zamiast kilogramem odstrzeliło 300 gramami to premia była/.
Cóż w kinie sprawdzało się to nieszczególnie.
No bo scena we mgłach się kreci i w połowie mgła się rozwiewa, z tyłu wyłażą jakieś nie chciane elementa / co je mgła skrywać miała/ a Apolinary na okrzyk dawaj świece albo oświadcza :
-"przecież już dałem!!!'
albo po opieprzu z rozpaczy czarną puszcza , bo mu się regularnie myliły , i zamglony krajobraz zmienia w "nastojaszczy" pożar.
Ale najwybitniejszym osiągnięciem Apolinarego były zdjęcia w Strzelnie .
Kręciliśmy w nowo odkonsewowanej rotundzie / tam gdzie są cztery wspaniałe romańskie kolumny/ scenę jakiegoś uroczystego pogrzebu książęcego / chyba syna Śmiałego - Mieszka chowalim/. Katafalk wspaniały , cały w kwieciu wszelakim, tłum statystów i aktorów modly wznosi, a wkolo ogniem dostojnym pochodnie / robota Apolinarego/ wspaniale płoną.
Pęklo coś dopiero gdy wokół zaczeły unosić sie pasma dlikatnej i czarnej sadzy, zaś ktoś popatrzywszy w górę na romanskie świeżo zakonserwowane sklepienia krzyknął w głos:
"OQ rrr, ale śmy spierd,,,,, kościół!!"
Całe skepienie było kompletnie zakopcone, gdyż piroman pochodnie porobił ze szmat na drągach maczanych w silnikowym oleju.
Apolinary z Strzelna umknął, na jakieś trzy dni kryjąc się przed Reżyserskim gniewem. Produkcja i TVP koszta znaczne ponownej konserwacji pokryła/ coś ówczesne 100 000 złp/ , a A dalej w PolTelu przez lat ładnych parę działał.
Ale jak w tym że dziele kręcilismy pogoń szukającą B.Śmiałego w jaskini Raj to już pochodnie ja robiłem z malowanej i opalanej waty nasączane spirytusem rektyfikowanym / oj serce bolało na takie marnotrastwo /ale pomnik przyrody ocalał.
i to by było na tyle
choć o przypadkach Apolinarego można by jeszcze sporo, ale to na następne razy sobie zostawiam
edit: parę literówek poprawiłem.
NURS - 16 Stycznia 2009, 10:28
Pucku drogi, a nie można było zaciukać Treli na koniec zdjęć?
Pucek - 17 Stycznia 2009, 12:49
Drogi Ojcze Redaktorze! Jakże miło powitać w tym wątku!
Cóż, niezbadane są wyroki Kierownictwa Produkcji.Co mnie małej myszce wykonawczej wiedzieć w tak odgórnych kwestiach... Może któryś z aktorów niezbędnych w scenie miał czas tylko w tym terminie albo musieli zgrać obiekt / dekorację/ w konkretnym czasie. Filmu nigdy nie kręci się w kolejności akcji.
NURS - 17 Stycznia 2009, 13:29
Ja tu czujnie czuwam.
No wiem, że się nie kreci, dlatego można było na Treli zaoszczędzić
Nocturn - 17 Stycznia 2009, 15:06
Alem się naczytał. Chcę jeszcze Dalambercie i Pucku. Chce jeszcze duuuużo.
Eh pozazdrościć wspomień.
Kruk Siwy - 17 Stycznia 2009, 15:12
I mocnej wątroby.
dalambert - 17 Stycznia 2009, 16:09
Kruk Siwy, co do wątroby to się jutro po SKOFie wypowiem , a wspomnienia Nocturn, to się z wiekiem nabywa parszywiejąc i brzydnąc po drodze więc trochę "skorka za wyprawkę".
Wspomniany przeze mnie Apolinary CH. w niejednym filmie się zasłużył , ot choćby :
Pan Lorentowicz kręcił ostatnie dzieło swego życia górski serial / znany potem jako "Gazda z diabelnej"/ no i wspomniany gazda mial dzielnie łazić po górach wsród mgiel i widoków /czyli pasaże kręcimy/. Miejsce zdjęć dobre 60 km. od bazy w Polanicy, dojazd górskimi drogami w zimie ze dwie godziny, ekipa wyrusza gdzieś koło 7 rano co by o 11 zdjęcia zacząć i o 15 o zachodzie skończyć, jadą, jadą
z trudem bo i zaspy jakoweś na drodze.
Aż AS.Kier. Prod jadący jednym wozem z Apolinarym widząc, ze nie taszczy on szczególnych bagaży ze sobą rzuca pytanie sprawdzające :
"Panie Pirotechnik mgły dzisiaj w gorach robimy?"
"A no " odpowiada Apolinary
"A świece dymne Pan masz ?"
"A no !" odpowiada A.
"Ile ? pokaż Pan!'
Tu Apolinary sięga pod kurtkę z dumą wyciąga DWIE świece i skromnie oświadcza:
"Proszę !!!!"
No i KONIEC ZDJĘĆ - wracamy do bazy Hu, Ha
Agi - 19 Stycznia 2009, 14:52
"Gazdę z Diabelnej" czytałam i oglądałam. Książka, jak to zwykle bywa, bardziej od filmu mnie się podobała.
Prosimy o jeszcze.
dalambert - 19 Stycznia 2009, 17:13
Agi, cóż narazie masz małą "ekonomiczną " anegdotkę, otóż roboczym tytułem "gazdy " w czasie krecenia było" Jan Luszczek" czy Łuszczyk , jakiś narciarz wtedy 1979 coś osiągnął więc nazwisko było popularne.
A dlaczego film? Poprostu zakupy były wtedy mocno reglamentowane i "instytucja" nie mogła otrzymać w sklepie rachunku, więc co było robić ?
Szedł rekwizytor po zakup jakichś potrzebnych szpejów i spokojnie oświadczal iż jako osoba prywatna rachunek dla "Wuja Edzia" potrzebuje,
- A jak się Pan nazywasz ?
- Ano Jan Łuszczek , Łódź ul. Łąkowa 26.
Potem tylko wystarczyło przed Janem literki KP dopisać i nazwisko wziąć w cudzysłów i się zgadza , a bilans wychodzi na zero
Szczytem bezczelności były urocze rachunki wystawione dla niejakiej :
Bony Sforzzy tyz zamieszkałej w Łodzi przy ul. Łąkowej 26
Lynx - 19 Stycznia 2009, 17:28
dalambert, dołączam swoje: jeszcze, jeszcze
dalambert - 24 Stycznia 2009, 22:38
No to jeszcze mała opowieść o Apolinarym i serialu "Gazda z Diabelnej": pierwsze podejście do skrecenia tegoż dzieła robił Pan ST>Lorentowicz przy bazie w kotlinie klodzkiej i zadaniu co by 80% zdjeć do filmu / góry, zima , krajobrazy, obiekty zdjęciowe/ na które się składała fabuła tej opowieści o pionierszczeniu naszych po wojnie na Ziemiach od Wroga Wrednego Odzyskanych, skręcić miedzy listopadem , a kwietniem.
Okazało się jednak że w tym czasie wprawdzie zdolano wydać 90% kasy ale skręcono jeno 10 % zdjeć. Nie tylko Apolinary się zasłużył, ale ekipa bawiła się w Polanicy wspaniale , fejerwerki humoru i życie towarzyskie kwitło / 3 nieslubnych i 3 śluby/
wiec po stosownej aferze Kier.TV odsunęło od realizcji dzieła P. Lorentowicza, kierownika produkcji filmu, scenografa i z obietnicą, ze jak to nakręci de novo, to będzie kręcil co chce,powierzyło ratowanie filmu G.Warchołowi / "Życie Kamila Kuranta""Paziowie króla Zygmunta potem zrobił/.
No i w nastepnym sezonie zimowym , już w kotlinie jeleniogórskiej zaczęły się zdjęcia / PRZY O POŁOWĘ MNIEJSZYM BUDŻECIE/.
W scenariuszu była grupa złych Niemców, SSmanów i inszego werwolfu co po okolicy się włócząc NASZYM PRZESZKADZA W OBJĘCIU I ZAGOSPODAROWANIU.
Apoliary jako Piroman miał dla nich broń dostarczyć.
wyciągnął z magazynów ze 3 mauzery, parę parabelek. ale szmajsera / Mp wz.40/ za cholerę nie było
i w końcu, tuż przed zdjęciami, z dumą dostarcza sturmhgewerh wz. 43 fakt broń ciekawa / acz używana mało/ i co najważniejsze z niej to Tow. Iżn. K. skopiował założenia do Kałasznikowa.
Popatrzyl reżyser na tą wspaniałą giwerę i spokojnie zapytał Pana Pirotechnika :
Panie Apolinary Pan naprawdę sądzisz, ze widzowie nam uwierzą, ze Werwolf czy inne SS w 1945 roku to nie byli Palestyńczyczy
Nosili toto potem aktorzy na plecach, ale i tak nie strzelali, bo i stosownej amunicyji nie było.
feralny por. - 24 Stycznia 2009, 23:42
dalambert napisał/a | sturmhgewerh wz. 43 fakt broń ciekawa / acz używana mało/ i co najważniejsze z niej to Tow. Iżn. K. skopiował założenia do Kałasznikowa | Obawiam się, że to nie takie proste.
dalambert - 25 Stycznia 2009, 00:17
feralny por., jako znawca militariów masz racje, ale na pierwszy rzut oka sturmgewerh cholernie przypomina kałacha więc pokazanie go widzowi w rękach niedobitków SS pętających sie po Sudetach w 1946 roku raczej nie podbudowywało by skojarzeń z przegranymi Niemcami u widzow, ale z pokazywanymi co i raz w TV Palestyńczykami co nieustająco kałachami wymachują .
Reżyser marzył o klasycznym MP wz.40 co to jest z Niemcem równo kojarzony.
dalambert - 25 Stycznia 2009, 12:52
Pucek wspomniała żyjącego w naszym domu Kicusia, otóż i w filmie sie on zasłużył.
Była jesien 1982 r. szykowała się prokukcja filmiku "Na odsiecz Wiednia" no bo za rok niecały przypadała 300 rocznica.
Z moją skromną osobą Kier. Prod. nawiazało kontakt co bym militaria w tym dziele prowadził / szczególy domówione być miały/. Telefony wtedy rzadkością były, więc Kier. prod. przez umyślnych wieści przesyłało.
Siedzę sobie w domku sam /Pucek z dziećmi gdzieś spaceruje/ dzwonek do drzwi. Idę otworzyć, tam As.Kier.Prod. zaczyna wygłaszać kwestię:
"Pan Kier.Prod. filmu chciałby spotkać się z Panem...."
I tu milknie stawiając oczy w słup / ja wyczuwam z ust jego otwartych szeroko znajomy "delikatny" aromat wódeczki/ oglądam się za siebie, a tu w ciemnym korytarzu Kicuś ciekawski jak zwykle gdy ktoś przychodził, słupka stoi i czerwonymi oczkami błyska - normalka.
Więc odwracam sie do młodzieńca i pytam:
"Słucham, co Kier. Prod. ?"
On zaś , wskaując palcem za mnie:
"ZAJĄC!!??"
Tu ja spokojnie:
"JAKI ZAJĄC "
W klijenta jakby pierun strzelił, przetrzeźwiał błyskawicznie, a Kicuś spokojnie odkicał w kierunku kuwetki , zapewne by go olać
Godzilla - 25 Stycznia 2009, 13:15
Hi hi. Pamiętam podobną scenę. Na wstępie dłuższe wyjaśnienie - mieszkaliśmy w dużym bloku, i przyszła pora na wymianę rur. Po tej wymianie (demolka w całym bloku) we wszystkich mieszkaniach pozostały dziury między piętrami, które lokatorzy własnym już przemysłem musieli łatać, bo robotnicy swoją robotę wykonali i poszli. Co tu gadać, te dziury trwały. Mogliśmy sobie zajrzeć do sąsiadów z góry, albo oni do nas. Sąsiadka tymczasem hodowała chomika, ksywa Kubuś. Czasem dawała mu przespacerować się po mieszkaniu.
Przyszedł do nas w gości znajomy taty, dziwny człowiek. Teraz po latach podejrzewamy, że zatrudniony był nie na uczelni, ale w pewnym dobrze znanym urzędzie. Przyniósł butelkę tokaja aby oblać jakąś na prędce wymyśloną okazję (ciekawe po co). My jak to my, w zasadzie nie piliśmy, łyknęliśmy co nieco z grzeczności, za to on w krótkim czasie zatankował chyba pół butelki. Nagle - oczy w słup, i drżącą ręką wskazuje gdzieś w kąt między drzwiami a pianinem: "C-c-c-co to jest?!" Zdążyłam zauważyć rudy chomiczy tyłeczek znikający za rogiem. Idę do dziury w suficie i krzyczę: "Majka! Majka!" - "Co?" - "Chomik ci przypadkiem nie zginął?" - "A tak, wiesz, szukam go od pół godziny!"
Tak to Kubuś zapisał się w historii rodzinnej.
Martva - 25 Stycznia 2009, 13:28
A ja kiedyś miałam myszkę. Białą. Myszka zwiała z akwarium, ojciec wrócił z popijawy w klubie jeździeckim i spotkał ją na schodach...
dalambert - 25 Stycznia 2009, 13:40
Godzilla, Martva, Dzięki za wizytę / opowiastki cudne/
To mi jeszcze przypomina jak przy robieniu "Modrzejewskiej" prowadziłem przez czas jakiś pięknego, duzego bialego szczura / Fredek mu było/ wpadał ze mną do Wytwórni na Chelmskiej / z luboscią w rękawie siedział/ i też mu sie zdarzyło pare razy ,przy pokątnych popijawach w rekwizytorni na stół wyleźć.
Początkwy efekt był piorunujący, ale przyzwyczaiwszy się koledzy dranie usiłowali Fredzia rozpić , więc córce musialem go pod opiekę przekazać.
|
|
|