Bramy domu umarłych - Anne McCaffrey: 1.04.1926 - 21.11.2011
May - 23 Listopada 2011, 00:02 Temat postu: Anne McCaffrey: 1.04.1926 - 21.11.2011 Wlasnie dostalam informacje Smokow z Pern jakos nigdy nie zmeczylam, ale pamietam, ze jako nastolatka zaczytywalam sie w trylogii "Piesn Krysztalu"
Smutno [']
Fidel-F2 - 23 Listopada 2011, 00:03
[*]
Ziemniak - 23 Listopada 2011, 00:04
[']
shenra - 23 Listopada 2011, 00:06
[*]
merula - 23 Listopada 2011, 00:15
[']
Agi - 23 Listopada 2011, 00:22
[']
Iwan - 23 Listopada 2011, 00:28
[']
Navajero - 23 Listopada 2011, 00:55
[']
Rafał - 23 Listopada 2011, 08:02
[']
dalambert - 23 Listopada 2011, 08:21
[*] smutno - klasyka się sypie, a Smoki z Pern lubiłem /szczególnie pierwsze tomy/ [*]
hijo - 23 Listopada 2011, 08:26
['] Przeczytałem chyba wszystko co mieli w bibliotece na Rybnickiej, Smoki, Trylogię Śpiewaków Kryształu, Statki, Cykl Pegaza, Wieża i UI... smutno
Witchma - 23 Listopada 2011, 08:43
[*]
Adon - 23 Listopada 2011, 08:59
[*]
SithLady - 23 Listopada 2011, 09:14
[']
nimfa bagienna - 23 Listopada 2011, 10:23
[']
Arya - 23 Listopada 2011, 15:35
[*]
mBiko - 23 Listopada 2011, 19:17
[']
Kai - 23 Listopada 2011, 20:41
[*]
aniol - 23 Listopada 2011, 21:20
[']
dziko - 23 Listopada 2011, 22:32
[*]
Smutno. Pamiętam "Jeźdźców smoków" drukowanych dawno dawno temu w Fantastyce...
mawete - 24 Listopada 2011, 12:26
["] ["]
Jotha - 24 Listopada 2011, 15:22
[*]
Lynx - 24 Listopada 2011, 16:17
[']
Chal-Chenet - 25 Listopada 2011, 18:15
[*]
Nitj'sefni - 25 Listopada 2011, 20:46
[*]
gorim1 - 26 Listopada 2011, 08:56
[']
cwany-lis - 2 Grudnia 2011, 22:30
['] - o zmarłych źle się nie mówi więc tyko mimochodem dodam, że przebrnąłem przez pierwsze trzy tomy Jeźdźców Smoków z Pern i starczy
Venzlav - 3 Grudnia 2011, 02:08
Smutna wieść, dopiero dziś się dowiedziałem. Oprócz zwyczajowego "zapalenia świeczki" pozwolę sobie na parę zdań więcej, bo z książką pani McCaffrey wiążą się pewne wspomnienia.
Jeźdźców smoków przeczytałem 20 lat temu (pierwsze polska edycja, wydana przez REBIS) i powieść ta wywarła ogromne wrażenie na mojej - bardzo wówczas młodej - świadomości. To były czasy, gdy niemal każda nowość z szeroko pojętej fantastyki budziła moje zainteresowanie, każda kolorowa, lśniąca okładka kusiła, by po nią sięgnąć. Wielki boom fantastyczny po latach peerelowskiej siermięgi, czas nadrabiania długoletnich zaległości, opuszczenia żelaznej kurtyny i wpuszczenia światła. Były zachwyty, były i rozczarowania, bo przecież nie samą śmietankę literacką nam wówczas zaserwowano. Jednak powieść o smokach i ich jeźdźcach zdecydowanie spełniła moje szczenięce oczekiwania, i to z nawiązką. Obeznany głównie w "howardowszczyźnie" (Conan i inni herosi Howarda, Elak Kuttnera, Thongor Cartera) i niezmiernie nią zachwycony, bodajże pierwszy raz zetknąłem się z czymś zupełnie innym, bogatszym, znacznie lepszym. Okazało się, iż nie trzeba barbarzyńskich wojowników, półnagich księżniczek i hord złych czarnoksiężników, aby pobudzić nastoletnią wyobraźnię. Pamiętam, jakby zdarzyło się to wczoraj - ferie zimowe w małej górskiej wiosce, wokół śnieg po kolana, a ja ze sprecyzowanym rozkładem zajęć: w dzień narty, wieczorem Pern (na alkohol, kobiety i inne używki byłem jeszcze zdecydowanie za młody ) Z perspektywy czasu wiem, iż zrobiłem wtedy ważny krok.
W późniejszych latach straciłem kontakt z twórczością Anne McCaffrey; na pólce pojawiły się inne książki, inni autorzy zawładnęli moim czytelniczym jestestwem (no i pora na wyżej wspomniane używki też nadeszła ), ale gdzieś tam w głowie i sercu pozostał ślad po Jeźdźcach smoków. Przeczytałem parę naprawdę dobrych rzeczy, ("howardowszczyzna" dawno poszła na bok ) , i oczywiście dzisiaj nie mogę być pewien, czy młodzieńcza fascynacja przetrwałaby konfrontację z gustem dorosłego człowieka, niemniej chcę w to wierzyć, mimo wątpliwości.
Do czego zmierza to całe niemożebne przynudzanie? Do konstatacji, że być może pewien mężczyzna byłby dziś uboższy o kilka ważnych lektur, gdyby chłopiec, którym kiedyś był, nie wypatrzył w małomiasteczkowej księgarni powieści ze smokiem na okładce. I dlatego zachowam Anne McCaffrey we wdzięcznej pamięci.
Dzięki, Anne [*]
|
|
|