To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Ludzie z tamtej strony świata - Henryk Tur

NURS - 13 Grudnia 2005, 13:08
Temat postu: Henryk Tur
Witamy na pokładzie kolejnego autora. Wprawdzie dawno nie było go na naszych łamach, ale wszystko może się zmienić. Okazja tym wieksza, że poza tym forum z Turem nielatwo stanać oko w oko, nawet z Henrykiem.
Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 13:55

Witam
Uprzedzam, że jestem na forum w róznych godzinach, więc nie zrażajcie się, jeśli odowiedzi nie będzie zaraz i natychmiast.
Debiutowałem na łamach SF w 2002 roku, jak dotąd ukazały się tam 3 moje opowiadania, nadto współpracuję z Magazynem Fantastyczny ( 2 publikacje, trzecia w siódmym numerze) oraz jestem autorem książki DROGA HONORU, która miala wyjśc w Żółtej Serii. (I paru innych też, ale cięzko dziś o wydawcę ).
Ostatnia moja publikacja to opowiadanie BOB CRANE w antologii BEZ BOHATERA. Co ciekawe, cały nakład BB został wyprzedany dwa tygodnie po premierze.
Publikuję nadto i inne rzeczy, wrzucę całą listę jeszcze dziś.

Nivak - 13 Grudnia 2005, 14:06

Teraz będzie offtopicznie :roll:

Kiedy się zagoogluje imię inazwisko Hansag, to pierwszym wynikiem jest to :shock:
Czy to coś znaczy? Czy to przeznaczenie?...

Koniec offtopa i bez urazy mam nadzieję ;)

Czarny - 13 Grudnia 2005, 14:07

Czy do tej powieści nie było współautora/-ki, Toć ja czekałem na tę książkę, na okładce był gość w hełmie (znaczy na teoretycznej okładce)?
Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 14:07

Nie. To po prostu JA.
No nie, nie mam jeszcze takiego ego, żeby pisać o sobie z dużej litery.
Więc po prostu ja.

Czarny - 13 Grudnia 2005, 14:11

Można Cię spotkać na jakimś konwencie, bo nie kojarzę z żadnych list gości?
Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 14:12

Nie, współautora nie było. Ale moja żona - Ewa - także pisuje i coś kiedys machniemy razem.
A być może od marca będę miał swoje wydawnictwo, chciałbym wydawać właśnie jej teksty.
Napisała świetną powieść o wampirach ( jedna z jej wielu w tym temacie ), ponadto pięć (jak na razie ) opowiadań składających się na wspaniałą sagę fantasy. Pierwotnie osadzona była w świecie Warhammera, ale obecnie przenosimy to do mojego świata. Zwie się on Jold. Oprócz historii Jold (coś jak Silmarillion, tylko ciekawszy i bardziej złożony) jestem już na ostatnim etapie tworzenia sysemu JOLD RPG.
Uff.
Muszę lecieć, będę o południu. Sorry :D

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 14:14

Na konwentach nie bywałem, bo ostatnie latya spędziłem w Irlandii Pn. Teraz to zmienię :P
OK, naprawdę muszę lecieć.
Do napisania !

Czarny - 13 Grudnia 2005, 14:20

W SF-ie bywaliście chyba już współautorami, tak mi się coś kołacze, po tej pustej łepetynie, albo to wszy gryzą, aż echo idzie.
Ja uwielbiam fantasy i właśnie po tych opowiadaniach z SF miałem zamiar zakupić książkę, może się jeszcze uda.

NURS - 13 Grudnia 2005, 14:31

Puszczalismy obok siebie opowiadania i meża i zony.
Rodion - 13 Grudnia 2005, 14:40

NURS napisał/a
Puszczalismy obok siebie opowiadania i meża i zony.

Pamiętam! Świetne były!
Zastamawialem się jak w takim duecie wygląda podział pracy? :wink:

mawete - 13 Grudnia 2005, 15:17

Nivak napisał/a
Teraz będzie offtopicznie :roll:

Kiedy się zagoogluje imię inazwisko Hansag, to pierwszym wynikiem jest to :shock:
Czy to coś znaczy? Czy to przeznaczenie?...

Koniec offtopa i bez urazy mam nadzieję ;)

Nie wyświetla mi się facet.... ?? :evil:

Margot - 13 Grudnia 2005, 15:21

Sobie wreszcie przypomniałam te opowiadania, a raczej znalazłam (nie było łatwo, uprzejmie proszę następnym razem podawać źródła, żeby oszczędzić mi grzebania się w starych numerach SF).
I mam antologię "Bez bohatera" => właśnie walczę z recenzją :mrgreen:

A w linku od Nivak nie ma żadnych informacji, zwłaszcza skandalicznych... :(

Nivak - 13 Grudnia 2005, 15:33

Bo nie chodziło o informacje tylko o to na jakiej stronie znajduje się odnośnik do Hansag, co ma związek z naszą wcześniejszą rozmową w innym temacie :)
Teofil - 13 Grudnia 2005, 16:45

Margot napisał/a
A w linku od Nivak nie ma żadnych informacji, zwłaszcza skandalicznych... :(

Jest interesująca reklama pończoch :) .

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 19:42

Hej, ludzie. Odespałem nieprzespaną noc i oto zabieram się do roboty. Oto pełna lista gdzie i kiedy byłem. Czasem pamięć zawodzi i w niektórych terminach mogę się mylić. Więc :

Data Pismo Rodzaj publikacji Tytuł

2000 Łowca Wyobraźni Artykuł Wino duszy
2000 Łowca Wyobraźni Artykuł
2001 Multum In Parvo Wywiad
2002 R’lyeh zine Wywiad
03-2003 Science Fiction Opowiadanie „Armia krasnoluda”
09-2003 Science Fiction Opowiadanie „Zmierzch”
06-2004 Science Fiction Opowiadanie „Oczy Antarktydy”
2004 Nowa Gildia Fantastów Opowiadanie „Jezus w Polsce”
2003 Avatarae Opowiadanie „Z krwi i ognia – Dziecko z lasu”
2003 Avatarae Opowiadanie „Z krwi i ognia – Koszmar...”
2003 Avatarae Opowiadanie "Miasto duchów"
2003 Avatarae Opowiadanie "Jezus w Polsce"
2004 Nowa Gildia Fantastów Opowiadanie "Jezus w Polsce"
11-2004 Magazyn Fantastyczny Opowiadanie „Kolekcjoner”
05-2005 Magazyn Fantastyczny Opowiadanie „Jezus w Polsce”
10-2005 Fakty i mity Satyra „Nasi okupanci”
10-2005 Fakty i mity Felieton „Bezkomórkowce”
10-2005 Fakty i mity Felieton „Na podobieństwo”
10-2005 antologia Bez Bohatera Opowiadanie „Bob Crane”

A, "Oczy Atlantydy" były jeszcze na stronie Gidlii, ale już nie pamiętam kiedy :)
Poza tym chyba jeszcze "Jezusa..." puściło Avatare. W pierwszych numerach pisałem tam recenzje muzyczne.
Obecnie, wczoraj dokładnie, ukazał się moja recenzja gy Civilization : Test of time na łamach Gildii Gier Komputerowych, gdzie dostałem zaszczytną funkcję redaktora. :P

gorat - 13 Grudnia 2005, 19:56

Wrrr, a czemu nikt nie zapytał o "Drogę honoru", no?!? Czemu nie została wydana (o ile są to powody inne niż te, z powodu których stanęła Żólta Seria) oraz czy są szanse na jej wydanie?
Coś chodzi mi po głowie, że swego czasu ostrzyłem sobie na nią zęby a tu **** z makiem...

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 20:00

Hej, Gorat !
Miło mi, że ostrzyłeś sobie zęby. Czemu nie wyszła - pytaj Wszechmocnego Redaktora Naczelnego :D
W każdym razie podczas czekania na publikację ( "Już za miesiąc, panie Henryku") zdązyłem poszerzyć ten tekst o 30 tysięcy znaków.
Kiedyś mam nadzieję ukaże się to na półkach księgarń.
Jak na razie wszystkie polskie wydawnictwa powiedziały mi mniej lub bardziej uprzejmie "fuck off".

Rodion - 13 Grudnia 2005, 23:10

Jako że "progenitura", trochę spokoju mi dała, postanowiłem starsze numery SF "przewętylować" i wzmiankowane teksty sobie przypomnieć.
I korzystając z okazji wrażeniami się podzielić.
A konkretnie chodzi mi o "Armię krasnoluda". Wielbicielem Warmłotka jestem raczej umiarkowanym, ale podoba mi się ten świat. Jest inspirujący i gotycko mroczny, przepełniony poczuciem pewnej "ostatecznej nieuchronności", Niemcy mają na to dobre określenie, lecz w tej chwili niestety nie pamiętam jakie. I takie właśnie było moje wyobrażenie, mroczny las późnej jesieni ciemny i wilgotny, przesycony zapachem gnijącego poszycia. Wokół ścielą się opary i słychać kapanie kropel wody.
I tu pojawia się krasnolud ze swoimi szachami! Mimo tego, że szachy nieodparcie kojarzyły mi się ( sam nie wiem czemu), z Faustem, sceneria ulegla zmianie. Z późnej jesieni zrobiła się późna wiosna! Las stał się jaśniejszy a trawa zieleńsza. Tony Wagnera ustąpiły piszczałkom, bembnom i fletowi (szczególnie podczas walki ). Z powieści gotyckiej zrobiła się skandynawska saga!
I za to wielkie dzięki!
Wiem, że to "marudzenie po nocy", ale nikt mi nie zabronił dzielić się wrażeniami z lektury!
Jeśli nie takie było założenie podczas pisania tego tekstu to przepraszam, w pas się klaniam i znikam! :D

Nivak - 13 Grudnia 2005, 23:15

A ja nadrabiam zaległości z tego biednego Avatarae ;)
Idzie mi dobrze, ale bym się poczepiała, tylko że wiem, że to już zamknięte rozdziały, więc jednak ja też się zamknę :D Ale i tak mi się póki co podoba, więc Rodion nie martw się, nie jesteś odosobniony w swoich wrażeniach z lektury nawet jeśli ja czytałam co innego, bo przecież autor ten sam :)

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:17

Hej, ja jestem bardzo zadowolony, jak ludzie piszą o odbiorze moich opowieści.
A to, że każdy widzi tam co innego, to tym większy plus.
Co do tekstów z Avatare, to zostały zmienione i przeniesione do świata Jold. Między prologiem a Dzieckiem z Lasu są Chmurne Noce, bardzo długi tekst, gdzie wszystko się zaczyna.
Zresztą, zaraz zaserwuję i Tobie i Rodionowi mroczne klimaty :lol:

Rodion - 13 Grudnia 2005, 23:19

Nivak napisał/a
A ja nadrabiam zaległości z tego biednego Avatarae


Spać! NIe czytać bo jutro oczy będziesz miała jak królik! :lol:

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:19

Noc była pochmurna, zanosiło się na deszcz...
Ciemność zalegała całe miasteczko Wargendur, większość z niecałych pięciu setek mieszkańców już dawno spała. Spali też snem wiecznym zmarli na położonym nieco na wschód od miasta cmentarzu. Nocne wiatry kołysały łagodnie źdźbłami traw na ich grobach, szepcząc wieści z dalekich krain, które odwiedziły za dnia.
Ludzie w Talamudzie wierzyli, iż po śmierci dusza udaje się na sąd do Pani Sadii, która ocenia czyny dokonane za życia zmarłego. Surowa Pani szczególnie patrzyła na dwa aspekty – przestrzeganie ustanowionych przez jej boskiego kuzyna Morandora praw oraz miłosierdzia, którego nauczał Leomund, jego brat. Ta Trójca czczona była w Talamudzie od wieków i nikt nie wyobrażał sobie, aby mogło być inaczej.
Jeśli Pani Sadia uznała duszę za prawą i miłosierną, zezwalała jej na wejście do Królestwa Światła. Tam żyć miała wraz z innymi pozytywnie osądzonymi w wiecznym pokoju i szczęściu, co dzień stykając się z obydwoma bogami. Sadia cały czas była zajęta – każdego dnia umierali ludzie, każdego dnia trzeba było dokonywać nad nimi sądu. Dopiero w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, u kresu dziejów, zabraknie dusz do sądzenia. Znaczyć to będzie, iż świat się skończył. Sadia jako ostatnia wejdzie do Królestwa, zamykając za sobą jego bramy. Tak nauczali jej kapłani, zwani Żałobnikami, którzy zajmowali się wszelkimi ceremoniami pogrzebowymi w Talamudzie i mieli pod swą opieką wszystkie cmentarze na jego rozległym terytorium.
Która zaś dusza nie przejdzie pomyślnie sądu, zostanie uznana za niegodną Światła i zepchnięta zostanie do Otchłani Lodowych Czeluści, gdzie błąkać się będzie jako bezrozumny, wiecznie głodny i zmarznięty cień, pokutując przez całą wieczność.
Cóż jednak z ludźmi, którzy wyrażali wątpliwość w istnienie sądu ? Albo, co gorsza, odwracali się od Trójcy i serce swe oddawali demonom, które czcili jako bogów ?
Te dusze nie podlegały jurysdykcji Sadii, bowiem przy przystępowaniu do zakazanych, mrocznych kultów, wyrzekały się specjalną przysięgą prawa do Królestwa Światła. Każdy kult miał swoje wyobrażenia życia po śmierci.
Wyznawcy Wurthora, bożka wojny i boju, wierzyli w Hargaraz, do którego trafiać miały dusze najlepszych wojowników, aby tam szykować się na Czas Ostatecznej Bitwy. Nadto wojowniczy kultyści twierdzili, iż dnia pewnego świat zadrży, a w wielu jego miejscach otwarte zostaną bramy do Hargarazu, poprzez które na świat spadną najlepsze oddziały Wurthora. Wybrańcy jego stanowić będą dowodzone przez potężne demony armie, których wodzem naczelnym będzie sam przeklęty bóg. Zacznie się wtedy bitwa, która zmieni świat w morze krwi i ognia, a pośród ruin wybrani przez Wurthora zadawać będą śmierć wszystkiemu, co żywe.
Dusze czcicieli Arina Lubieżnika, bożka rozkoszy, trafiać miały do Pałacu Żądz, gdzie mogły dowolnie przebierać w ciałach, decydując, w których chcą się ucieleśniać. Następnie w jego salach (których ponoć jest nieskończenie wiele) kopulować mogły i zaspokajać swe żądze po wsze czasy.
Przykładów można by mnożyć, gdyż kultów było wiele. Istnieli jednak ludzie, którzy nie mieli żadnych wyobrażeń o życiu po śmierci. Mówiąc dokładniej - nie wierzyli w żadne przedstawiane zarówno przez zakazane kulty jak i oficjalną religię Królestwa. Starali się dociec, co naprawdę dzieje się z duszą po zgonie ciała, a równocześnie badali też, czy z zimnych objęć śmierci można powrócić do ciepła życia ?
Ludzi tych zwano nekromantami. Uprawiali oni specjalny rodzaj magii, polegający na próbach wskrzeszania zmarłych za pomocą Mocy. Wywoływali też duchy i upiory, ponoć potrafili rozmawiać z widmami i cieniami. Próbowali dowiedzieć się od nich, jak można uniknąć wiecznego snu śmierci, a swą wiedzę spisywali w księgach, które przez im podobnych uważane były za najcenniejsze skarby. Celem nekromancji było przezwyciężenie śmierci i osiągnięcie nieśmiertelności. Jednak im bardziej śmiałe były eksperymenty i większa wiedza nekromanty, tym mniej przypominał on człowieka. Igraszki ze śmiercią odbijały się piętnem na jego ciele i umyśle.
Nekromanci mieli swą hierarchię. Najniżej stali Panowie Cieni, początkujący w magicznej sztuce uczniowie. Potrafili oni jedynie przyzywać duchy i na krótkie chwile wskrzeszać szkielety. Stopień wyżej od nich stali Animatorzy. Ci zdolni już byli wskrzeszać ciała i kości na dłuższy okres czasu. Sterowali nimi za pomocą umysłu, wykorzystując nieraz ożywieńców jako służących bądź eskortę w niebezpiecznych eskapadach. Wiedza na tym poziomie była już zaawansowana. Kto ukończył ten etap swej edukacji, stawał się Wskrzesicielem. Niewielu osiągało ten poziom bez popadnięcia w jakiś rodzaj szaleństwa. Wyżej od nich stali tylko Panowie Dusz. Był jeszcze jeden, najwyższy stopień wtajemniczenia, lecz owiany legendą i tajemnicą. Nekromantów będących na nim zwano Liczami. Podobno sami byli już podobni zgniłym trupom i przez to łatwiej im było zgłębiać mroczną sztukę. I podobno nie imała ich się broń. Według legend, żyć mieli tysiące lat, ukryci w porośniętych trawą kurhanach, gdzie trwali na granicy życia i śmierci.
Oczywiście wszystkie eksperymenty z magią nekromantyczną były zakazane i karane śmiercią. Kapłani Morandora i Leomunda wiedzieli, iż przywoływanie dusz zmarłych zaburza wiarę w pośmiertny sąd Sadii, dlatego też tępili ją za pomocą wszystkich dostępnych środków.
Młoda kobieta, która w chmurną noc wybrała się na wargendurski cmentarz, wiedziała o tym. Lecz miała to za nic.
Ciemność skrywała jej postać, niemożliwe byłoby tej nocy zobaczenie jej twarzy. Za dnia jednak ujrzeć by można, iż ma dwadzieścia parę lat, dumne rysy i ostrzyżone równo przy ramionach ciemne włosy. Z wyglądu nie różniła się niczym od dziesiątek podobnych kobiet. Jednak jej umysł poznał już, co potrafi Moc, a jej usta próbowały już wymawiać skomplikowane, zakazane zaklęcia. Nauczył ją ich jej mentor i kochanek zarazem, który sam był Wskrzesicielem.
Ona dopiero rok temu zaczęła swą przygodę z nekromancją. Na złość swej rodzinie i całemu światu. Nie dopuszczała do siebie myśli, iż może zostać schwytana. Któż by zresztą mógł ją tej nocy zauważyć ?
Ubrana była po męsku, w spodnie, bluzę i wysokie buty. Na co dzień nosiła suknie w niebieskich kolorach, do których to barw czuła słabość. Okryła się peleryną, pod którą dzierżyła małą łopatkę. Oprócz niej ekwipunkiem początkującej nekromantki były skórzany woreczek i ostry nóż.
Po chwili błądzenia znalazła świeżo usypany grób. Zmarłego chłopa chowano tu dzisiaj, ziemia była jeszcze mokra i miękka. Z lubością wciągnęła do płuc jej aromat. Potem pochyliła się i zaczęła kopać. Praca szła jej szybko, obok grobu rósł coraz większy kopczyk ziemi. Potrzeba było ledwie kilku minut, aby dębowa trumna została odsłonięta. Kobieta spociła się solidnie podczas pracy. Otarła wierzchem dłoni pot z czoła, a potem uniosła wieko.
Zmarły był starym człowiekiem, liczył sobie zapewne ponad sześćdziesiąt lat. Mógł w związku z tym mieć wiele do powiedzenia. Nawet po śmierci. Nie liczyła na jakieś rewelacyjne informacje, wezwanie jego ducha miało być dla niej jedynie praktycznym ćwiczeniem.
Twarz w momencie śmierci zastygła z zaciśniętymi ustami. Musiała użyć siły, aby rozewrzeć szczękę. Wprawnym ruchem uchwyciła obrzmiały język zmarłego i odcięła go nożem. Schowała organ do woreczka. Rozejrzała się czujnie, ale na cmentarzu było nadal cicho i spokojnie. Wiatr wzmógł się, zaszumiały drzewa.
Po chwili kobieta znikła z cmentarza. Nie zatroszczyła się o zamknięcie otwartej trumny i przysypanie jej ziemią. Jeszcze tej nocy chciała dokonać eksperymentu.

Rodion - 13 Grudnia 2005, 23:26

ŁAŁ!! A już miałem na wartowni się odmeldować i dobrej nocy życzyć! A tu....
Co to?! :shock: :shock:

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:27

Zaraz inny wyjątek z tej samej powieści
Jej tytuł Z KRWI I OGNIA. Tom I - ROZKŁAD I ROZKOSZ.

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:28

Wielkie, zielone muchy brzęczały głośno w skwarze letniego słońca, a dźwięk ten miły był uszom tego, który zasiadł na powalonym, spróchniałym pniu. Zwał się Dagar. Odchrząknął, zbierając z gardła nagromadzoną w nadmiarze flegmę i splunął siarczyście spieczonymi, wyschniętymi war-gami. Jeden z wrzodów na jego policzku pękł cicho i ciepła, oleista ropa spłynęła po poznaczonej plamami chorób skórze. Muchy zabzyczały radośnie ; kilka obsiadło świeży wyprysk.
Dagar uśmiechnął się z zadowoleniem, patrząc, jak trawa u jego stóp szybko usycha, a z poszycia wypełzają tłuste, białe robaki, przywabione zapachem rozkładającej się skóry jego bosych stóp. Skrzywił się jednak z niesmakiem, gdy przypomniał sobie, po co zapuścił się w ten odrażający, kwitnący życiem i dziką, soczystą zielenią las, zwany przez ludzi Mor Alde.
Szukał młodego, odzianego w żałobną czerń wojow-nika, który uśmiercił jego sześciu „synów”. Lubił tak o nich myśleć, bo choć fizycznie nie było między nimi nawet podo-bieństwa, to on właśnie uczynił ich tymi, kim byli – wiernymi sługami Madiar, Pani Rozkładu. Teraz już ich nie było. A mogli zajść w szeregach kultu bardzo daleko...
Tymczasem padli martwi, a gdy odnalazł ich zwłoki - nad którymi zapłakał rzewnymi łzami ze swych zaropiałych oczu - musiał szybko uciekać przed kręcącymi się w okolicy tirianami. Ostrzegły go gnojne muchy. Przeklęte dziwolągi z Liviv ! I one też kiedyś zamienią się w ścierwo. Tak jak wszystko, co widzimy i słyszymy. Strumienie wyschną, gałę-zie uschną, a ich liście obumrą, zmieniając się w proch i pył. Dlaczego tylko nieliczni są w stanie zrozumieć, iż to w roz-kładzie należy szukać radości ; radości życia właśnie ?! Nie-ważne jest, że skóra odchodzi od mięsa, a mięso od kości - wszak i tak kiedyś nadejdzie ten moment, czy to za życia, czy po zgonie. Dagar westchnął ze smutkiem...
Wiedział niemal wszystko o rozkładzie i zgniliźnie, przeszedł po kolei prawie wszystkie stopnie wtajemniczenia i teraz sam był jednym z największych autorytetów w kulcie. Wiele lat temu stał się jego szeregowym członkiem, potem jeden z kapłanów wybrał go na swego ucznia ze względu na wielką inteligencję młodego, dwudziestodwuletniego Magnu-sa Kelpera.
Magnus Kelper... Jakże dawno odrzucił to imię i na-zwisko! „Dagar” w specjalnym języku używanym w rytu-ałach ku czci Pani Madiar oznaczało „Choroba, na którą nie ma lekarstwa”. Przybrał je, aby w pełni zidentyfikować się z wyznawaną przez siebie filozofią.
Na początku był Nieczystym ; nie mógł myć się czę-ściej niż raz na tydzień, zabronione miał używanie ziół czy też naparów do poprawy zdrowia. Walcząc z chorobami, walczyłby ze znakami Madiar. A te były obfite. Zaczęło się od trądu na twarzy, potem przyszły silne, czerwone biegunki i powtarzające się nudności. Gdy z Nieczystego wprowadzono go na kolejny stopień wtajemniczenia, stał się Siewcą Zarazy. Madiar obdarzyła go kolejnym znakiem – najpierw sczerniały mu paznokcie u stóp, a potem zgniły i odpadły, zostawiając po sobie małe, niegojące się nigdy rany.
Oddawał się sprawie całym sercem – czytał niezli-czone dzieła, napisane przez Braci i Siostry w Rozkładzie. Pochłaniał księgi stare i nowe. Szybko kojarzył fakty i zaczął wygłaszać tak płomienne, żarliwe i przesiąknięte wiarą prze-mowy, że Gnilce, najwyżsi kapłani Madiar, nie wahali się długo z awansowaniem go na Siewcę Rozkładu i wtajemni-czeniem w kolejne arkana kultu zepsucia.
Jako Siewca Rozkładu wędrował po świecie z przy-dzielonymi mu Wojownikami. Wykorzystując zamieszanie w Talamudzie, spowodowane Wojną Chłopską, głosił nauki na ziemiach Królestwa. Korzyści z tego nie były wielkie – wal-czyli z odszczepieńcami z innych sekt, ze strażnikami, z wo-jowniczymi kapłanami Prawa... Z dwudziestu Wojowników Rozkładu ocalało ledwie ośmiu. Inni zginęli w walce o spra-wę. Zrekrutowano dziewięć osób – jedna z nich, młody chło-pak imieniem Glimmar, stała się gorliwym czcicielem Zepsu-cia, choć wyznawała dotąd kult Rozkoszy.
Gdy Wojna Chłopska dobiegała końca, opuścił Ta-lamud i udał się na północny-zachód od niego, ku leżącemu u stóp gór Absai królestwu Krog w nieprzyjaznych życiu Kra-inach Chłodu. Tam Pani obdarzyła go łaską gnijących, smro-dliwych wrzodów, które zaczęły wyskakiwać mu na całym ciele. Jego kał stał się rzadki, wyciekał odbytem w najmniej spodziewanych momentach, nie miał nad tym żadnej kontroli. Zasiadał często w Świątyni Rozkładu i przelewał na papier swe myśli, pisząc w natchnieniu dawanym mu przez Jej wi-zje. Były wielkie i wspaniałe ; widział rzeczy, o których inni nie odważyliby się nawet śnić.
Uczyniono go Siewcą Zepsucia i przydzielono do służenia Akkumarantowi, najwyższemu kapłanowi i przy-wódcy kultu. Gnilec wyglądał już jak parodia człowieka. Nogi zżarła mu gangrena, smród bił od niego na wiele prętów. Miał wielką ranę na brzuchu, żerowały w niej małe robaczki, zwane srebrnikami. Nos i większą część twarzy zniszczył mu trąd, jedno oko wylewało się aż na policzek, zwisając jedynie na cienkiej wiązce drżących nerwów. Czterej Nieczyści nosili go w specjalnej lektyce, a za szczególną łaskę uznawane było, jeśli Gnilec pozwalał komuś przyłożyć dłoń do swej rany.
Tak, w Krog było wspaniale... Nie musieli ukrywać, kim są, całe było ich miasto ruin, porośnięte czarnymi, cho-rymi drzewami i chorobliwie szkarłatnymi pnączami grubych roślin. A tu, w Talamudzie...
Tych, którzy oddali cześć fizycznemu zepsuciu, choć jest ono nieuniknione tak, jak noc po dniu, wyklęto. Ludzie są tacy głupi... Dagar cieszył się, iż odszedł od ich zakłamanej społeczności, porzucając swe poprzednie imię i nazwisko. Znalazł sobie przyjaciół, którzy go rozumieli. Toczona przez zarazę Hilda podobała mu się o wiele bardziej niż księżniczka Natalia Kartzen, którą widywał nieraz w Voliv, a która uwa-żana była za jedną z największych piękności w Talamudzie. Wolał łysą, pokrytą plamami czaszkę Hildy od złotych, dłu-gich włosów Natalii. Przynajmniej wyglądała tak, jak wyglą-da się naprawdę, bez osłaniania głowy zasłoną z włosia. Oczywiście Hilda umarła, lecz sypiał z nią nadal w jednym łożu, aż do momentu, gdy robaki i mrówki pozostawiły z niej tylko kości. Czyż to nie jest wyraz najwyższej miłości ? Na-wet, jeśli obiektem uczucia nie jest dziewczyna piękna, lecz gnijąca ?
Pewnego dnia Akkumarant wezwał go do siebie i nauczył, jak kontaktować się bezpośrednio z Panią. Pokazał, jak wychodzić duchem z pułapki ciała i szybować ku Wiecznemu Królestwu Rozkładu. Rzekł też Dagarowi, że będzie jego następcą, jeśli wypełni specjalną misję.
Miał dobrać najlepszych Wojowników i znaleźć osa-dę w lesie Mor Alde, gdzie żyli głupcy czczący plugawego bożka Arina. Mieli zostać wybici co do nogi, a ukoronowa-niem wyprawy miała być głowa chłopca o imieniu Franz, którego przepełniała Moc tak wielka, iż wydawało się to niemożliwe. Dagar wiedział, o czym mówi Gnilec. Glimmar już dawno powiedział mu o tym. Z radością więc podjęli wyprawę.
A teraz został sam.
I nade wszystko pragnął zemsty.

PS od autora - SMACZNEGO PRZY NAJBLIŻSZYM POSIŁKU

Nivak - 13 Grudnia 2005, 23:33

Jakby co to ja nadal czytam :D

Rodion to miłe, że martwisz się o moje oczęta ;) Ale ja i tak siedzę przy kompie od 9:00 do 01:00 :P

Rodion - 13 Grudnia 2005, 23:40

NO! NO! Niezły klimacik! :twisted: :twisted:
Ilustracje do Warmlota ze starego MiM, mi się przypomniały! :lol:
PS. od czytającego - Dziękuje! 8)

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:43

OK, jutro pokaże wam intro do Skalda - powieści, nad którą pracuję obecnie.
Albo i zaraz wrzucę. Klimaty ju ż całkiem inne.
A co śmieszne, tylko jedno opowiadanie fantasty mam na konice. Opublikowane w piśmie papierowym
Armia Krasnoluda właśnie. A z mojego świata, o któym już w cholerę napisałem - nic.
Nivak, porównaj sobie opis Dagara tutaj, a w Avatarze. Zobaczysz wyraźną różnicę.

Henryk Tur - 13 Grudnia 2005, 23:45

Wiosna tego roku przyszła do Midgardu wcześnie…
Niektórzy kapłani głosili, iż niechybny to znak, że bogowie znów zaczynają na ludzi z niebios spoglądać i krzywdy nijakiej zrobić im nie dadzą. Co bardziej niecierpliwi zaczynali po całym Zachodzie i Południu wędrować, ukazania się Bifrostu oczekując, aby po nim do Asgardu dojść i bogów o protekcję błagać, nikomu jednak chyba się to nie powiodło, gdyż Midgard jakim był, takim pozostał.
A chaos na nim coraz większy zaczynał panować...
Ponoć gobliny ryły pod ziemią coraz to nowe tunele, a gdzie pieczary czy też jaskinie napotykały, zaraz nowe ich siedlisko powstawało, co znakiem niechybnym było, że mnożyły się ponad miarę i starsi, który z opowieści swych dziadów jeszcze wojny z nimi znali, szeptać złowieszczo poczynali, iż dnia pewnego goblińska rasa na powierzchnię wyjdzie i tam miejsca swego szukać będzie. Lecz drwiono ze starczych obaw, gdyż karawany goblińskie do miast i osad ludzkich przybywały, aby tam skarby podziemne na materiały wszelakie wymieniać i nic nie wskazywało na to, aby te niskie, zgrabione stwory o szaroczarnej skórze, świńskich ślepiach i kłach w wielkich pyskach wojny wszczynać chciały.
Nie wiedziano też nic o buteo, skrzydlatych ludziach, którzy wysoko na nieboskłonie żyli, gnieździska wielkie na twardych chmurach, z których nigdy deszcz nie padał, zakładając. Rzadko zjawiali się na dole, aby kawałek takiej chmury czy też tęczy na towar jakiś wymienić. Ptasi ludzie milczący byli i nikt pojęcia nie miał, cóż też za sekrety znają, iż trzymają się z dala od spraw midgardzkich. A wiedza ich dużo by dać mogła, gdyż tylko oni – poza bogami - mogli z góry widzieć wszystko. I być może powód znali, czemuż to Góry Środkowe, dzielące Zachód od tajemniczych krain Wschodu, nieprzystępne się zrobiły, a ktokolwiek wkraczał pomiędzy wysokie szczyty, nigdy już nie powracał.
Nie widziano też od lat alvów, na Wschodzie w gęstych lasach żyjących, którzy ponoć przecudnej urody stolicę na wyspie pośród wód Oceanu Świata mieli i znali podobno mowę drzew i zwierzyny. Żadnych wieści od nich od lat nie było i co niektórzy bajarze domysły snuli, iż alvowie z Midgardu odeszli, przez Bifrost do Krainy Bogów wchodząc. Buteo z pewnością wiedzieli, czy alvowie nadal na Wschodzie żyją, lecz jak się rzekło – nic mówić nie chcieli.
Niewiele mówili też aegirzy, którzy to w głębinach Oceanu Zachodniego i Południowego żyli, siedziby swe tam zakładając. Z rzadka pojawiały się ich łodzie na ludzkich wybrzeżach, a plotki mówiły, iż z krakenami i pomiotami Jormungarda w wodnych otchłaniach się zmagają. Nie chwalili się tym jednak, a wszystko, co ich interesowało, to wymiana muszli i pereł z głębin wód na harpuny i noże z żelaza. Potem wsiadali na swe rybiopodobne statki, zanurzali się nimi na pełnym morzu i tyle było ich widać.
Krakeny i jormungardzkie pomioty przyczyną też były rozejścia się ludzi. Odkąd po morzach nie sposób było żeglować, gdyż draakary znikały pod wodą, wciągane przez ohydne macki, wikingowie zebrali się dnia pewnego na wielkim Althingu i przez dni dwadzieścia siedem radzili, jak dalej żyć, lecz do zgody między nimi nie doszło. Rozeszli się w gniewie, dzieląc na plemiona Zachodu i Południa.
Ludzie Zachodu drakaary swe na brzegi wciągnęli, a potem zabrali się za budowę osad z kamienia, które rychło miastami się stały, gdyż pola Zachodu sama pani Freya błogosławiła i wiele zbóż tam rosło, a lasy w zwierzynę obfitowały. Ostatnie pokolenie tych, którzy z pieśniami na ustach w morze wypływali, odeszło do Valhalli wieki temu. Ich potomkowie stali się rolnikami, kupcami i kowalami. Król Eryk Ognistobrody zjednoczył ich pod swym toporem i tak oto podwaliny królestwu wielkiemu dał, które dwanaście miast liczyło, wiosek zaś wiele razy więcej. Stolicą zaś był Odinberg, największe miasto Zachodu.
Plemiona Południa nieskore były do osiadłego trybu życia. Nie śpieszno było im też do walki z potworami mórz. Brodaci wojownicy zabrali swój dobytek i ruszyli w głąb lądu, poprzez żyzne krainy cieplejszej części świata. Zatrzymali się w końcu na stepach, a gdy zima nadeszła, wybudowali sobie schronienia ze skór zwierzęcych. I tak oto powstała pierwsza osada Jeźdźców, ludzi miłujących otwarte pole i koński grzbiet pod sobą. Z wikingów stali się narodem na poły nomadycznym, a władzę w każdym plemieniu sprawowali Starsi, który raz na dwie wiosny zbierali się na Wielki Zjazd. Lecz i Jeźdźcy zmieniali się z biegiem czasu. Gdy docierali do ziem żyznych, pozostawali na nich, a namioty ustępowały coraz częściej miejsca drewnianym chatom.
Tej wiosny, roku trzeciego panowania króla Ragnara Mocnego w Odinbergu, ciepłe promienie słońca budziły świat do życia. Nie przenikały jednak głębiej, do mrocznych tuneli na lodowej Północy, skąd ród gigantów się wywodzi, a gdzie pod tundrą straszliwi stygianie żyją.
Dziwna to rasa ; wiele sporów toczą miastowi uczeni o to, kim są ci, którzy śmierć okiełznali i jako myślące trupy żywot wiodą. Więcej o nich legend i bajd krążyło po Zachodzie i Południu, niźli prawdziwych wiadomości. Razu pewnego zapuścili się pod Thorvik, a sam ich widok starczył, aby miastowi precz zbiegli, osadę swą na ich pastwę zostawiwszy. Ponoć na Północy wiele potężnych jaskiń było, z których tunele pod świat biegły, gdzie stygianie miasta swe straszliwe mieli. Żaden jednak śmiałek, który ważył się udać na ich poszukiwanie, nie powrócił, a stare baby przy ogniskach gadały, iże stygianie w swego sługę zmieniali każdego, kto drogę do nich odnalazł. Kapłani zaś opowiadali, iż stygianie to plemię wikingów wyklęte, które wiarę w Odyna i Thora utraciwszy na wygnanie pod świat zostało skazane. Inni zaś mówili, że stygianie niczym się od zwykłych ludzi nie różnią, jeno wiedzę mają potężną albo też i układ z jakimś bogiem nieznanym zawarli, aby od wędrówki ku pani Hel się uwolnić.
Tak, w Midgardzie coraz większy chaos panował i nikt przysiąc nie mógł, co przyniesie kolejny dzień…



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group