Spodenki - Szorty "Bałagan pod czapką"
Matrim - 16 Stycznia 2011, 22:02 Temat postu: Szorty "Bałagan pod czapką" Oto przed wami trzynaście świeżych, choć lekko rozkojarzonych lub zabałaganionych szortów. I jeden nadprogramowy, pod kreską. Po uzgodnieniu z Autorem wrzucam go tylko do przeczytania i komentowania - do ankiety poszedł inny tekst.
A zatem! Czytajcie, głosujcie i komentujcie!
******
1. Fryzjer wieczorową porą
Miał zakład na obrzeżach miasta, obsługiwał klientów z osiedla będącego stęchłym blokowiskiem. Tamtego wieczoru już mu się zdawało, że nikt nie zawita, aż nagle zameldował się wysoki, szczupły jegomość w staroświeckiej czapce. Fryzjer skinął na powitanie i wskazał fotel.
- Proszę wszystko skrócić - powiedział basowym głosem klient. A więc szykowało się proste strzyżenie, bez konieczności wykazania się artyzmem. Grzebień i nożyczki poszły w ruch, fryzjer uwielbiał dźwięk wydawany przez narzędzia. Nagle znieruchomiał. Spojrzał we włosy znajdujące się na czubku głowy i otworzył szeroko oczy. Przy odpowiednim usytuowaniu grzebienia i nożyczek widać było napis: "Jutro zginie minister". Fryzjer odczekał chwilę i wrócił do pracy. Klient chyba nie zauważył, że stało się coś dziwnego.
Po powrocie do domu właściciel zakładu długo myślał o zaistniałej sytuacji, aż w końcu wyjaśnił wszystko przemęczeniem, stresem i halucynacjami.
Następnego dnia media przez cały dzień rozgłaszały o kolejnym mordzie politycznym: jakiś psychopata zabił ministra jednego z mniej znaczących resortów. Fryzjer przez wiele dni nie mógł wrócić do równowagi. Mogłem zadzwonić na policję - wyrzucał sobie. Nie, przecież nikt by mi nie uwierzył, mógłbym zostać oskarżony o współudział. Zresztą sam we wszystko wątpiłem - część mózgu odpowiedzialna za racjonalne myślenie w końcu zwyciężyła, powodując kres wyrzutów sumienia.
Minęły trzy miesiące i drzwi zakładu przestąpił ten sam mężczyzna. Tym razem nie miał czapki, a rozczochrane włosy stanowiły dowód wietrznej pogody.
- Proszę wszystko skrócić - powiedział jak wtedy. Fryzjer przełknął ślinę i przystąpił do pracy. Nie musiał długo czekać na kolejny napis. Po odpowiednim ułożeniu narzędzi na czubku głowy pojawiło się kilka liczb. Co one mają znaczyć? - pomyślał. Starał się je zapamiętać, a po wyjściu klienta szybko wszystkie zapisał i zaczął mówić do siebie:
- Skoro dobra wróżka potrafi wróżyć z kart, a kto wie, może jakiś utalentowany herbaciarz z fusów, to dlaczego genialny fryzjer nie mógłby wróżyć z fryzur klientów? - uśmiechnął się do siebie, a po chwili wybuchnął entuzjazmem:
- Przecież to wyniki jutrzejszego losowania!
Nazajutrz był na siebie wściekły:
- Ty sklerotyku! - spoglądał we własne odbicie w lustrze, trzymając w ręce prawie pustą butelkę wódki. Nie wygrał głównej nagrody, ponieważ źle zapamiętał ostatnią liczbę. Za piątkę płacili co prawda nieźle, ale eldorado było na wyciągnięcie ręki.
- Muszę dopaść tego skurczybyka.
Pojawił się po trzech miesiącach:
- Proszę wszystko skrócić.
Fryzjerowi drżały ręce, ale starał się nie dać po sobie poznać zdenerwowania. Nagle jednak serce podeszło do gardła, a grzebień wypadł z rąk. "Jeszcze dzisiaj umrzesz" - napis poraził oczy.
- Co robić? - natychmiast po wyjściu klienta zaczął nerwowo zagryzać kciuki. Po chwili założył coś na siebie i wybiegł na zewnątrz. Zauważył go jakieś sto metrów przed sobą i bez problemów dogonił. Mrok zapewniał bezpieczeństwo. Klient wsiadł do podmiejskiego autobusu, a potem do tramwaju. To nielogiczne - pomyślał fryzjer. Przyjechał do mnie się ostrzyc z tak daleka?
Mężczyzna mieszkał tuż za miastem, skromny dom sąsiadował z podmiejskim lasem. Śledzący wziął do ręki nożyczki i wszedł do środka. Drzwi były otwarte, a wewnątrz panowała ciemność. Nagle poczuł na podłodze wodę, a zaraz potem ujrzał przeskok iskry. Zaciśnięta dłoń nie chciała puścić nożyczek, śmiertelny ból trwał chwilę.
- Kolejne najście i nieudana próba zabójstwa - odezwał się basowy głos. - Czego ci fryzjerzy ode mnie chcą?
******
2. Youtube 2167
[Fragment jakiegoś mało znanego amerykańskiego programu informacyjnego. Polskie napisy przygotował j.f.]
"...na tym kończymy informacje lokalne. A teraz wieści ze świata. Jeff, oddaję ci głos..."
"Dziękuję Ronda. Na początek Europa i wiadomość, która z pewnością ucieszy wszystkich naszych widzów.
W tym tygodniu zakończone zostaną pracę nad kopułą izolacyjną mającą odgrodzić Polskę od reszty świata. Do jedynego otwartego jeszcze wejścia zmierzają właśnie ostanie promy z rozrzuconymi po całym świecie polskimi emigrantami. We wtorek, w późnych godzinach wieczornych, planowane jest uroczyste i ostateczne zamknięcie kopuły. Wbrew rozsiewanym przez niektóre środowiska pogłoskom, sami Polacy dość chętnie przystali na takie rozwiązanie. Kopuła, która na życzenie polskiego rządu, ma kształt olbrzymiej krakuski zwieńczonej gigantycznych rozmiarów pawim piórem, pozwoli wreszcie obywatelom świata odetchnąć od ciągłych pretensji i narzekań, od polskich roszczeń i żądań, od ciągłego obwiniania wszystkich o wszystko...
A jak Polacy poradzą sobie w tej dobrowolnej, wiecznej izolacji? Kogóż to, w gruncie rzeczy, obchodzi..."
******
3. Bałagan to moja specjalność
Zakład mistrza Macieja Piechniczka świecił przed południem pustkami. Okoliczne elegantki obsługiwał wieczorami, klientki z odleglejszych dzielnic korzystały z jego usług sporadycznie, a panowie omijali "Bałagan pod Czapką" z daleka. Może odstraszała ich wystawiona w witrynie kolekcja różnobarwnych peruk?
Kiedy zatem pewnego słonecznego poranka, tuż po umyciu podłogi, Piechniczek usłyszał brzęczyk sygnalizujący nadejście klienta, zerwał się na równe nogi znad świeżo zaparzonej kawy, trącając kubek i zrzucając go na sobie na kolana.
- Niech to cholera jasna! - syknął, lecz zaraz na jego twarzy zagościł profesjonalny uśmiech.
- Mogę przyjść kiedyś indziej, jeśli przeszkadzam - szepnął wysoki, chudy mężczyzna w wysokim cylindrze i czarnym palcie.
- To nic takiego, oparzyłem tylko udo - odrzekł fryzjer. - Czym mogę służyć? Strzyżenie brody? Mycie włosów?
Gość milczał w progu, mnąc w dłoni połę płaszcza.
- Przechodziłem akurat obok i wpadł mi w oko szyld pańskiego zakładu - odezwał się w końcu. - Pomyślałem, że może mógłby mi pan pomóc, ale - rozejrzał się wkoło - chyba jednak źle trafiłem.
- Może jednak się na coś przydam? - zachęcił gościa mistrz.
- Widzi pan, nie mam wprawdzie czapki, ale za to pod kapeluszem mam straszny bałagan i nie umiem sobie z nim poradzić.
Piechniczek uśmiechnął się szeroko.
- Bałagan to moja specjalność. Proszę pokazać.
- Nie, chyba lepiej nie - zawahał się mężczyzna.
- Śmiało, proszę się nie krępować. Jestem tu, żeby służyć swoimi umiejętnościami.
Gość sięgnął do cylindra i uchylił go. W tej samej chwili na podłogę posypały się zmięte gazety, poczerniałe ogryzki od jabłek, kubeczki po jogurcie, kapsle od piwa, a nawet pudełko po prezerwatywach smakowych.
- Sam pan widzi - szepnął zawstydzony, wciskając kapelusz z powrotem na głowę.
Fryzjer stał osłupiały, z półotwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami.
- Ale... - jęknął. - Ale ja przed chwilą myłem podłogę.
- Bardzo mi przykro, pan nalegał.
- Po co pan to tam wszystko nosi? - spytał łamiącym się głosem Piechniczek, spoglądając nerwowo w kierunku schowka na miotły.
- To nie tak. Kiedy odstawię cylinder pod ścianą na czas papierkowej roboty, koledzy podrzucają mi do niego śmieci. One potem wyskakują ze środka kiedy chcą. Nie tak, jak to, co włożę tam osobiście.
- Nie może pan zamykać kapelusza w szafie?
- Spróbowałem kiedyś. Udusił mi się królik. - Oczy mężczyzny zaszły łzami. - Bardzo go kochałem.
- Serdecznie współczuję - powiedział fryzjer. - Przepraszam, ale muszę sprzątnąć.
Rzucił się do schowka, chwycił szczotkę i dokładnie zamiótł podłogę, zgarniając śmieci na zgrabną kupkę.
- Przykro mi, że niepotrzebnie zawracałem panu głowę - powiedział cicho gość.
- Ależ nie! Mam pewien pomysł. O ile ma pan przy sobie dwanaście złotych.
- Powinno się znaleźć. - Mężczyzna sięgnął do kapelusza. - Kiedyś wpadł mi tam banknot stuzłotowy.
- Nie trzeba! Niech będzie na koszt firmy. Proszę tu usiąść - fryzjer wskazał fotel. - I zamknąć oczy, może trochę szczypać.
Gość wypełnił polecenie.
Piechniczek natychmiast złapał obiema rękami rondo kapelusza i z całej siły naciągnął go na głowę klienta, a potem dalej. Mężczyzna rzucał się trochę, zwłaszcza, kiedy fryzjer mocował się z uszami i chwilę później z ramionami, ale w końcu na fotelu zapanował spokój.
Mistrz otarł pot z czoła, odstawił ciężki teraz cylinder pod ścianę, a potem zgarnął na szufelkę śmieci zebrane wcześniej spod nóg gościa i wsypał je do kapelusza.
- I jeszcze tyle błota naniósł! - westchnął ciężko i ruszył w stronę schowka na szczotki.
Mop nie zdążył jeszcze wyschnąć.
******
4. Włosy
- Dziennikarze stają się coraz bardziej odmóżdżeni! - powiedział Roman do żony, spoglądając znad gazety. - Wyobraź sobie, Reniu, jakiś pismak twierdzi, że kołtun jest chorobą i powinno się go obcinać. Przecież każdy człowiek z jakim takim wykształceniem wie, że obcięcie kołtuna powoduje choroby psychiczne, a nawet ślepotę.
Roman, podobnie jak jego małżonka, sąsiedzi oraz koledzy z pracy, szczycił się wspaniałym, długim, hodowanym od wielu lat kołtunem.
- Ale przeprowadzono chyba jakieś badania, z których wynika, że jest to jednak bezpieczne. - Renata podeszła do fotela męża i zajrzała mu przez ramię.
- Rewelacjom prasowym nie warto ufać. Uwierzyłabyś, na przykład, że gdzieś narodziło się prosię z trzema głowami?
- W zeszłym roku coś takiego zdarzyło się u mojej siostry ze wsi, Halinki.
- Brednie! - Zdenerwowany Roman ponownie zajrzał do Kuriera Wieczornego. - No i popatrz, ciągle piszą o tym byłym premierze, który nie może znaleźć sobie nowej pracy. A czy ja nie mam własnych problemów, żeby przejmować się kolesiem, który i tak nieźle już się nachapał?! No nic, pora spać. Dobranoc!
Odłożył gazetę na stolik i poszedł do sypialni.
Poranna prasa nie przyniosła jednak dobrych wiadomości. Ministerstwo Zdrowia zarządziło ogólnonarodowe obcinanie kołtunów. Od następnego miesiąca ich posiadacze nie mogli być już wpuszczani do szkół, zakładów pracy i na baseny. Przez kilka kolejnych dni Roman chodził jak struty, pomstując na rząd i odgrażając się, że woli stracić robotę niż narazić swoje zdrowie, albo nawet i życie. Widział wprawdzie, że coraz więcej kolegów korzysta z usług specjalistycznego fryzjera i nic im się złego nie dzieje, był jednak głęboko przekonany, że nie mieli oni prawdziwych, tradycyjnych polskich kołtunów. W końcu jednak ustąpił. Maszynka ścięła mu pęk zlepionych łojem kudłów, a wprawne ręce fryzjera wmasowały mu w łysinę maść na błyskawiczny przyrost owłosienia.
Roman wrócił do domu. Jego nowe włosy były czyste i modnie uczesane. Rozejrzał się wokół: wszystko było normalne, takie jak zawsze. Poczuł się nawet rozczarowany tym, że nie odczuł żadnych złych skutków operacji. Siadł na ulubionym fotelu, wziął ze stolika gazetę i zabrał się za lekturę. Nagle poczuł, że łzy napływają mu do oczu.
- To straszne, jak u nas traktuje się człowieka - powiedział. - Kiedy pomyślę, że nasz były premier nie dostanie tej dobrze płatnej fuchy w banku, czuję taką złość, jakby to mnie odmówiono tej roboty.
******
5. Wysoko do nieba
Cela jest ciemna, i dodatkowo mała. Nie, żebym do tego wszystkiego był jakimś klaustrofobem, ale mogli dać więcej niż dwa na dwa kroki. Wzdycham, ale westchnienie zamienia się w kaszel. Przeziębiłem się już z tydzień temu, ale co to obchodzi takiego trupa jak ja? Chociaż, nawet trup ucieszyłby się z jakiegoś koca, żeby zasłonić to cholerne okno. Niemiłosiernie po nogach ciągnie, a nocą też po nerkach. Spoglądam na kraty, ale nie trudzili się nawet wystawianiem straży. Świr, heretyk, świr - powtarzali tyle razy, że wreszcie zacząłem sam siebie pytać:
- Czy ty aby nie zwariowałeś?
- Mam nadzieję, że nie - zwykłem wówczas odpowiadać
- Normalny człowiek nie gada sam do siebie - wygarniałem sobie z kolei innym razem.
- To przestań - ripostowałem. To była dobra, kończąca dyskusję odpowiedź.
Nareszcie przynieśli mi pióro i kałamarz, a do tego kilka kartek. Ostatnia wola i te sprawy.
Poprosiłem ich jeszcze o biurko i krzesło, ale tylko dziwnie spoglądali.Świr, heretyk, świr! Dobrze, że chociaż atrament udało mi się wybłagać.
"Ku chwale Pana" - piszę i zaraz skreślam. "Ku chwale Chrystusa Pana" - znowu piszę i znowu skreślam. "Ku chwale Kościoła Jedynego i Chrystusa, Pana waszego" - kreślę. Zamazuję "waszego" i zmieniam na "naszego". Na wszelki wypadek. Szybko uporałem się z ostatnią wolą i znowu biorę się za cyfry. Mam wszystko już w głowie poukładane, teraz tylko to zapisuję (po raz kolejny zresztą).
Kiedy świeca gaśnie, mam już wszystko gotowe. Świr, heretyk, świr. Wynik znowu widzę ten sam.
- Może i nie jestem do końca normalny - zagaduję - ale rację mam.
- Ano - odpowiadam krótko z braku weny.
Wszystko dzieje się nagle. Hałas (łubu-dubu, stuk, zgrzyt) i już prowadzą mnie korytarzem. Spoglądam w prawo - łysy, jednonogi piekarczyk, spoglądam w lewo - jednoręka, owłosiona żona piekarczyka. Sprawdzam dłonie i w jednej z nich znajduję pergamin. Chociaż coś. Wołam Boga
- Boooożeeee!!! - ale nic nie zwiastuje jakiejkolwiek odpowiedzi.
Wychodzimy na zewnątrz, potrzebuję chwili, żeby przyzwyczaić oczy do światła. Zostawiamy za sobą kościół z lochami i kierujemy się do wsi. Domy puste, zapuszczone i w ogóle martwe jak ich właściciele, chociaż nie noszą tak widocznych śladów samej zarazy. Ciekawe, czy spotkam Starego Wilhelma? Oby nie.
Na środku ustawili gustowny stosik. Obok drewniane podwyższenie. Wokół niego ludność wsi, (dwie kobiety, koza, czterech mężczyzn, dziecko) a na nim syn Starego Wilhelma. Dziwnie wygląda w sutannie. Ma w dłoni jakieś dokumenty.
- Czyżbyś nauczył się czytać, mości sędzio? - pytam uprzejmie. Gniewa się, choć nie wiem czemu. Rzuca dokumenty na stos i wtedy widzę, że to moje notatki. Trudno. Patrzę w niebo - słońce zza cienkiej zasłony szarych chmur rozświetla czarny słup dymu, unoszący się gdzieś na horyzoncie. I moja pracownia... Dalej jest jakaś przemowa młodego.
- Tak, wysoki sędzio - odpowiadam czasem uprzejmie. - ale obiecaliście mi ścięcie - dodaję jeszcze na koniec. Młody dziwnie się patrzy. - i że nie spalicie moich notatek ani mojej pracowni - dorzucam, wskazując podbródkiem na czarne dymy unoszące się wysoko, wysoko do nieba. W wiosce panuje cisza i nawet psy nie skomlą. Może dlatego, że wszystkie zjedzono?
- Cisza! - drze się, kiedy pytam o czworonogi. - Niniejszym, w imieniu Pana, skazuję cię na spalenie na stosie! - tłum odpowiada wiwatem. A więc sadzają mnie na stosie, nawet nie przywiązują. Tak, przyznaję, jestem (a raczej byłem - myślę sobie) heretykiem i dziwakiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślałby nawet, że Ziemia może krążyć wokół ...
- SŁOOOOOOOOOOOOOOOOŃCCCCCAAAAAAAAARRRRGHHHH!!!
Dym ze stosu był czarny i wznosił się wysoko, łącząc z ponurą chmurą znad pracowni.
******
6. Bałagan pod Czapką
Czapką, miejscowi nazywali kopułę - przykrywającą blisko trzecią część miasta - pod którą władza zamiatała wszelkie śmieci. Polityka owa, prowadzona z pełnym zaangażowaniem, determinacją i podziwu godną sumiennością, doprowadzić mogła tylko do jednego: zamieszek. O tak, zamieszki pod Czapką odbywały się z niepokojącą regularnością.
Dziś panował tam burdel większy, niż kiedykolwiek. Przedstawiciele wszystkich ras: a to szczwanych elfów, a to chytrych krasnoludów, a to złodziejskich niziołków, a to wszelkiego innego pomiotu byli jednak bezprecedensowo zgodni. Jak robactwo, umykali w najciemniejsze zakamarki. Rada miasta ogłosiła bowiem wiosenne porządki.
Na forum publicznym przedstawiony został Wielki Czyściciel, człowiek nader skrupulatny. "Donosiciel codzienny" jego właśnie obarczał odpowiedzialnością za nowo powstały program segregacji odpadów. Na tym jednak oprawca poprzestać łaskawie nie zamierzał. Blady strach padł na wszystkich, gdy gazeta ujawniła z wiarygodnych źródeł: Odpady raz posegregowane, wymiecione mają zostać poza Czapkę! Wielkie sprzątanie zaczęło się na dobre. Zorganizowano przejściowe wysypiska. Fama niosła również, że "utylizacja odpadów" to nie był zwykły eufemizm w strategii rozwoju miasta.
Zaprowadzenie nowego porządku do najprostszych jednak nie należało. Robactwo trzymało się mocno. Nie pomagały zaklęcia wietrzenia, nie wystarczyły czary odkurzania. Magiczne miotły, choć nie ustawały w szalonym tańcu, nie były w stanie ogarnąć bałaganu. A tenże, choć tępiony z całą stanowczością, wciąż powodował nowe stany zapalne. A wszystko to, ponieważ Wielkie Porządki nie mogły, no po prostu nie mogły, spotkać się z czymkolwiek innym jak opór społeczny. Ludzie, mieszkający poza Czapką, w jakimś szalonym empatycznym odruchu, zaczęli łączyć się w bólu z nie-ludźmi spod Czapki. Tak więc każdy kolejny ruch zaczarowanej miotły, każdy kolejny wymieciony bród, każdorazowe wietrzenie, piętnowane było a następnie rozdmuchiwane choćby przez takie brukowce jak "Donosiciel codzienny". A bezczeszczenie dobrego imienia rady miejskiej, popularności przysporzyć jej nie mogło. Opinia społeczna uzyskała bardzo konkretne środki nacisku. Stąd był już tylko krok do odwołania całej akcji i zwolnienia Wielkiego Czyściciela z nałożonych nań obowiązków.
*
Zwolniony Wielki Czyściciel, już po rozmowie z radą, już ponownie w swoim małym biurze, po porannej prasówce z wściekłością rzucił gazetą o biurko.
- Niech szlag trafi pismaków! - perorował, dając ujście złym emocjom. - Oferuję temu miastu nowy ład, nowy porządek społeczny. A oni i tak przypinają mi łatkę fanatyka, prowadzącego czystki rasowe!
******
7. Fan
18:01
Dakota. Tam mieszka czarownica. Tam urodził się Szatan.
Dobrze to wiem. Tylko, co z tym mogę zrobić? Gdzie pójdę - na policję? Żeby mnie wyśmiali? Niedoczekanie...
Ci skurwiele znają moją przeszłość. Czegokolwiek bym nie mówił, uwierzą aktom, a nie mnie.
Owszem, teraz jestem zdrowy, ale jeśli przyjdę do nich z takimi historiami, nawet nie pomyślą o tym, że mogą być prawdziwe. Z miejsca odwrócą je na moją niekorzyść.
Kto uwierzyłby facetowi, goszczącemu niegdyś w szpitalu psychiatrycznym?
22:07
A czarownica mąci... Ukrywa się za skośnooką maską.
Dobrze się ukrywa. Nikt jej do tej pory nie dostrzegł.
Ale ja widzę. Widzę jej prawdziwą twarz. Skośne oczy są węższe i zasłaniają zło. Wielu dało się omamić, wielu nie zauważyło.
Ale nie ja.
Ja widzę.
22:45
Pistolet ciąży w dłoni. Nigdy dotąd go nie używałem. Boję się, ale wiem, że znajdę w sobie siłę.
Jej nie zabiję. Nawet, jeśli do niej dotrę. Postawiła zbyt mocne bariery. Ale wiem, że mogę uratować kogoś innego. Dobrego człowieka, który znalazł się pod jej wpływem.
Dlatego się zmienił. Dlatego zaczął otaczać się luksusem. Do tej pory był inny, ale parszywa wiedźma ukryła jego dobro, zastępując je moralną zgnilizną.
22:48
Czarownica wyszła, nie zauważyła mnie. Tak pewna swojej mocy, a jednak przeoczyła człowieka, kryjącego się w cieniu!
Muszę działać, inaczej nie wyrwę go z jej szponów. Muszę go zabić. Dla jego własnego dobra.
Czas wyjąć pistolet i wyjść z ukrycia.
Skoro ona opuściła budynek, i On powinien za chwilę tu być...
MDC
08. 12. 1980
******
8. Głowa Gorgony
Włos mój tak skręcony,
Jakby go szalony
Potargał huragan!
Pod czapką bałagan
Fryzury zmierzwienia
Będą dla grzebienia
Śmiertelną pułapką...
Bałagan pod czapką
Mówi do mnie żona:
Łeb masz jak Gorgona
Gdy czapkę wiatr zwieje
Pół miasta omdleje!
Płacze kochanica:
Nie szpeć swego lica
Zróbże coś z tym, błagam!
Pod czapką bałagan
Wszak nie jestem sknera,
Pójdę do fryzjera
A fryzjer: o matko!
Bałagan pod czapką...
******
9. ...w R'lyeh
Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn
- W swym domu w R'lyeh czeka w uśpieniu martwy Cthulhu... Jesteście pewni, że to dobre tłumaczenie? - zapytałem, kierowany dziwnym przeczuciem. W tej ekspedycji od początku coś mnie niepokoiło. Miały być odmęty Pacyfiku, tymczasem penetrowaliśmy groty pod lodową czapą na końcu świata. Fakt, nigdy nie wyobrażałem sobie nawet, aby w antarktycznych lodowcach istniały tak monumentalne kompleksy jaskiń, zupełnie jakby wydrążyła je siła znacznie potężniejsza, niż natura. Ale podświadomie czułem, że coś jest nie tak. Po raz pierwszy, od kiedy wylądowaliśmy w tej śnieżnej krainie, ogarnął mnie strach.
Profesor Arnaud z właściwą sobie pasją wielokrotnie objaśniał nam teksty prastarych przepowiedni. Jego słowa mogły się wydawać przerażające lub niewiarygodne dla przeciętnego odbiorcy, ale w nas budziły przede wszystkim dziwne poczucie obowiązku. Każdy z nas dostrzegał w sennych wizjach jedynie fragmenty tajemniczej układanki. Wspólnymi siłami złożyliśmy je w całość, jednak nikt nie mógł być pewien, że we wszystkich aspektach właściwie je rozumiemy. Mimo to, wśród członków ekspedycji panowała granicząca z fanatyzmem zgoda co do najistotniejszego - takie było nasze przeznaczenie. Ktoś musiał to zrobić. Teraz, przechadzając się korytarzami pamiętającego czasy sprzed narodzin ludzkości miasta R'lyeh, czuliśmy się niemal panami świata. Byliśmy u celu naszej wyprawy.
Dotarliśmy do potężnych wrót z oślizgłego, zielonego kamienia. Według przyrządów, tajemniczy, miarowy dźwięk o niespotykanej częstotliwości, jaki pozwolił nam dotrzeć do zaginionej metropolii, dochodził właśnie zza nich. Upiorne płaskorzeźby zwiastowały to, co mieliśmy zobaczyć w środku. Siedziba wielkiego Cthulhu, śniącego od zarania dziejów. Dziś jednak, w wigilię Święta Zmarłych, kiedy wzejdzie Orion, przedwieczna bestia przebudzi się, by ponownie zapanować nad światem. Ścisnąłem mocniej rękojeść broni. Cthulhu? Prastary bóg czy nie, właśnie wybiła jego ostatnia godzina.
Flary rozświetliły panujące wewnątrz ciemności, roztaczając przed nami przerażający widok. O ile wzniesione z potężnych bloków skalnych miasto wydawało się nietknięte przez upływ czasu, wnętrze grobowca stanowiło prawdziwą ruinę. Zupełnie, jakby miała tu miejsce wojna, albo ktoś, lub raczej coś, zdemolowało wszystko w przypływie niewyobrażalnej furii. Wkrótce jednak naszą uwagę zwróciły dochodzące z głębii odgłosy. Spojrzeliśmy po sobie ze zrozumieniem - nawet Cthulhu nie mógł tak głośno chrapać.
Przesuwaliśmy się do przodu tuż przy ścianie. Drżała od potężnych, rytmicznych uderzeń. To nie wróżyło dobrze. Kiedy jednak przeszliśmy do kolejnej sali, nie mogliśmy uwierzyć w to, co widzimy. Monstrum gnało przed siebie, by wkrótce z całej siły gruchnąć łbem o skałę. Znów rozległ się ten przeszywający dźwięk, od którego głowy bolały nas coraz mocniej. Nie byłem w stanie się poruszyć, podobnie, jak reszta kompanii. Cthulhu dojrzał nas w końcu. Bestia wlepiła we mnie ślepia... Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia. Było w nim coś niepokojąco ludzkiego. Z jej przekrwionych oczu spływał dziwny śluz. Czyżby to były... łzy?
Spomiędzy wyrastających nad paszczą macek wydobył się potworny głos. Nie był to jednak ryk - Cthulhu przemawiał do nas. Rozejrzałem się za profesorem Arnaudem. Zawahał się na chwilę, po czym przetłumaczył boże słowa.
- Błagam, zabijcie mnie, albo wyłączcie ten przeklęty budzik.
******
10. Cuś
- Zenek! Ho no tu!
- Czego?
- Popa, no. Co to takie?
- Skond mnie wiedzieć, kiej trzymasz pod beretko. Zdejm jo, to sie zoboczy.
- Kiej ni moge, bo do dyla.
- Może tam nic ni mo?
- Jak ni mo, kiej czuje jak mnie maca.
- To te cuś to pewnie wsza je.
- Kiej by to wsza była, to by gryzła. A to mnie smyra. Tylko nijak sie podrapać bo dyla do i szukaj wiatru w polu.
- To niech leci i cholera z nio.
- Kiej by ja chciał wiedzieć, co to takie. Siedział ja se pod sklepem i pił wino. Kiej mnie naszło cuś takie i jak nie zacznie swyndzieć pod beretko. Myśle sobie: oho, Cuś! Złapie, to pewnikiem sie da komu opchnońć. Ludzie gupie som, to wezmom z pocałowaniem rynki. Tylko jak to capnońć, by drapaka nie dało? Przygniótł ja na łbie beretkom, co by wiatr nie zwiał i poszedł ja do domu. Mówie babie: chyć i w te pendy do wora. A ona, że ni chu-chu. Stracha chyciła takiego, że zamkła sie w izbie. To ja poszedł na wioske, szukać kogo do spółki. Tyś sie napatoczył. Łap, Zenek, i trzymaj mocno. Bydzie na skrzynke wina, jak nic.
- Tedy puszczaj, Heniek. Na trzy. Trzy!
- I co? Jest?
- Heniek. Ni chu-chu. Jeno kudły, pare rzepów i kogut. Łeb byś se umył.
- Co ty mi tu pierniczysz? Kiej było. Umkło, sieroto jedna.
- Pewnie nic nie było. Swyndzi?
- Ni.
- No widzisz. Siadłeś se i głupoty ci sie we łbie zaczeły rodzić, to i swyndziało. Wiesz co, Heniek? Od myślenia jeno łeb boli.
******
11. F jak Fryzjer
Krzysztof uważał się za profesjonalistę w każdym calu. Doskonałość miał wypisaną na twarzy, pomiędzy wypielęgnowanymi zmarszczkami i hodowanymi z pieczołowitością kurzymi łapkami. Nawet zez rozbieżny, przekazywany w jego rodzinie od pokoleń, dodawał lordowskiego dostojeństwa.
Krzyś nigdy nie narzekał na brak zajęcia. Całe miasteczko dobijało się do drzwi jego zakładu. Telefony urywały się od rana, nie dając wytchnienia biednej pani Krysi, piastującej zaszczytne stanowisko sekretarki, księgowej i sprzątaczki w jednym. Każdy pragnął zasiąść na fotelu przed wielkim lustrem, zostać okrytym fioletowym prześcieradłem, którego Krzyś używał, żeby nie zabrudzić klientów i oddać się w ręce szefa zakładu oraz jego magicznych nożyczek.
W zakładzie fryzjerskim obowiązywała tylko jedna, prosta zasada. U Krzysztofa można było się strzyc tylko raz. Mężczyzna westchnął na wspomnienie łkających kobiet, błagających o jeszcze jedną wizytę, czy mężów wciskających czeki opiewające na bajońskie sumy. Niektórzy tygodniami potrafili koczować przed zakładem w nadziei, że Krzysiowi zmięknie serce.
Umył ręce trzy razy, dokładnie spłukując mydło. Natarł je olejkiem o zapachu lawendy i stanął przed pozłacaną szkatułką. Zimne wieczko wywoływało dreszcze za każdym razem, kiedy je otwierał. W środku zawinięte w szkarłatną chustę spoczywały Nożyczki. Otrzymał je w spadku po dziadku. Pamiętał jak pierwszy raz zajrzał do szkatuły, nie mogąc nadziwić się, ani też zrozumieć, czemuż tak niezwykła miała się okazać mniejsza wersja sekatora. List dołączony do paczki wiele wyjaśniał. Oczywiście Krzyś z początku nie uwierzył w straszną klątwę, o której pisał dziadek, czy też o konsekwencjach, jakie czekają osobę, która ostrzyże się nimi dwa razy. Na Boga! To przecież były zwykłe nożyczki...
Krzysztof uśmiechnął się czule do grawerowanych ostrzy, delikatnie jakby nieśmiało wsunął palce w uchwyty i zamarkował kilka cięć. Uśmiechnął się i szybkim ruchem obciął sobie kosmyk włosów, który od piątku majtał się po twarzy. Zerknął w lustro z zadowoleniem, poprawił krawat i wygładził mankiety. Już miał zaglądnąć do kalendarza i dowiedzieć się kto zostanie jego pierwszą dzisiejszą ofiarą, znaczy klientem, gdy rozległ się potężny huk w części zakładowej. Schował ostrożnie Nożyczki do szkatułki, szepnął naprędce zaklęcie uszczelniające, którego nie używał już od wieków. Wybiegł z zaplecza, przeklinając w duchu idiotę, który śmiał się włamać do zakładu i zakłócić mu rytuał wielbienia ostrzy.
Odsłonił kotarę i wpadł na pucułowatego młodzieńca o imieniu Kacper, który skrywał się pod wielkim płaszczem i kurczowo zaciskał na głowie czapkę.
- Krzysztofie, musi mi pan pomóc! - Jęk wywołał grymas niesmaku na twarzy fryzjera. - Coś się ze mną dzieje. Niech pan spojrzy!
Z niechęcią wskazał Kacprowi fotel, który wcześniej przygotował specjalnie dla potrzeb pani Oli z zieleniaka. Narzucił na siebie śnieżnobiały kitel wiążąc pasek w idealną kokardkę. Zmrużył złowieszczo oczy i spojrzał na chłopca.
- W czym problem, widzieliśmy się miesiąc temu.
- Wcale nie, w zeszły czwartek - drżącymi dłońmi Kacper ściągnął czapkę.
Przednia część głowy była całkowicie pozbawiona włosów, po bokach zwisały tłuste strąki. Ale najlepsze działo się z tyłu. Podstawa czaszki stopiła się tworząc otwór, przez który wypływał różowy, gęsty płyn.
- Paskudny bałagan - skrzywił się Krzyś, a w jego dłoni błysnęły Nożyczki.
Kacper nie zdążył krzyknąć, nim wprawne dłonie zadały ostateczne cięcie. Osunął się na posadzkę jak szmaciana lalka. Fryzjer spojrzał z troską na narzędzie pracy, które wyszczerbiło się na jednym ostrzu.
- Pani Krysiu, proszę zadzwonić do Todda i powiedzieć, że wpadniemy jutro do Londynu na małe ostrzenie - zdjął kitel i odłożył do kosza na pranie, po czym zwrócił się w stronę Kacpra. - Jak można być aż tak tępym?
******
12. Ujarzmiona potęga umysłu
Tuż przed katastrofą mózg Maksa pracował idealnie.
Czapka telekinetyczna działała bez zarzutu.
Mężczyzna jeszcze raz ocenił rozkład kolejnych elementów kosmicznej układanki, kilkaset metrów od Stacji. Mocowanie drugiej baterii słonecznej wyglądało na zakończone, Maks przeniósł więc myśli na następną. Dwudziestometrowy element konstrukcji wisiał w przestrzeni, tuż nad wciąż otwartą ładownią. Masywny dźwigar, zakończony złożoną parasolką elastycznych fotoogniw, poruszył się. Oddalił od włazu i w bezpiecznej odległości rozpoczął dostojną rotację.
Maks obserwował go uważnie spod czapki, oplecionej pulsującą materią psychowzmacniacza. Na twarzy inżyniera skupienie mieszało się z satysfakcją. Pod nieruchomymi oczyma, w kąciku ust pojawił się delikatny uśmieszek.
Kontrolował wszystko!
Siedzący w sekcji głównej Stacji profesor McKenzie był zachwycony.
Czapka działała idealnie. Maks operował psychokinezą z precyzją chirurga, bezpiecznie i spokojnie. Na ekranie monitora, mapa aktywności jego mózgu jaśniała kojącą zielenią. Uchwycone i ujarzmione impulsy przechodziły przez w połowie żywą materię psychowzmacniacza, uderzając precyzyjnie w struny rzeczywistości, zmieniając ją dokładnie wyważonymi naciskami telekinezy, poruszając zawieszone w próżni, masywne elementy.
Od czasu do czasu, jakieś połączenie, któryś splot neuronów, kierowany nieuporządkowaną myślą, zaświecił się na pomarańczowo lub czerwono, jednak system tłumił go automatycznie, wykrywając i niwelując wpływ na materię. McKenzie zawczasu układał w głowie dumne słowa, którymi ogłosi sukces. Które na stałe zapiszą się historii nauki.
To była najpiękniejsza chwila jego życia.
I ostatnia.
Zapalnikiem katastrofy stała się kosmiczna drobinka, niewielki przedmiot, co najwyżej dwucentymetrowy, za to rozpędzony na orbicie do potężnej prędkości. Kosmiczny śmieć przebił poszycie sekcji widokowej, właśnie tam, gdzie przed panoramicznym oknem, znajdował się Maks.
W normalnej sytuacji zagrożenie ograniczyłoby się jedynie do tej części Stacji. Precyzyjnie zadziałały procedury bezpieczeństwa. Zamknięto grodzie, system podtrzymywania życia wtłoczył w zagrożony rejon dodatkowe masy powietrza, dokonano detekcji rozszczelnienia, a mikro-roboty błyskawicznie pokryły je pierwszym płaszczem ochronnym. Wszystko automatycznie, w ciągu zaledwie dwóch sekund. Profesor McKenzie ani nikt inny z piętnastoosobowej załogi Stacji nawet nie zdążył się zorientować.
Maks tym bardziej.
Odłamek wszedł niemal dokładnie w jego lewe oko i wyrzucił fontannę nieważkiej czerwieni na potylicy, tuż pod czapką. W ostatnich sekundach życia mózg inżyniera szarpnął się w gwałtownej eksplozji neuronowego szaleństwa, rozszarpany, niedotleniony, zalewany krwią. Jego schemat na monitorze McKinseya błysnął wściekłą purpurą.
Zagotowały się płyny w przewodach Stacji, iluminatory i szeroka tafla w sekcji widokowej pokryły drobną siatką pęknięć, baterie słoneczne zwinęły się niczym w uściskach niewidocznych, potężnych pięści. Przedmioty oszalały we wnętrzach modułów, wpadając w chaotyczne wiry, rozbijając się, tnąc boleśnie tych, którym chwilę wcześniej niewidoczna siła powykręcała członki, połamała żebra, ścisnęła czaszki. Zagięta przestrzeń zamknęła Stację w lokalnej czarnej dziurze, by po chwili eksplodować nieziemskim światłem.
Nikt nigdy nie dowiedział się jakie myśli, świadome lub nie, przemknęły pod czapką przez niknący umysł inżyniera, na granicy życia i śmierci.
******
13. Short - edycja styczniowa
Marek obudził się w szafie z ostrym bólem głowy, nie po raz pierwszy zresztą. Próba wypełznięcia z niej skończyła się upadkiem. Rozejrzał się: na dworze było ciemno, a mieszkanie wyglądało jak po przejściu tornada. Szybko znalazł głównych winowajców: na stoliku sól morska, limonka i nakrętka w kształcie sombrera, na kuchence garnek z osadem cynamonowym na ściankach, z którego bił aromat grzańca, a prócz tego kilka niezidentyfikowanych butelczyn.
- Co to ja dzisiaj miałem zrobić? - wyburczał. - Porządek, poczta, zakupy i... short, o cholera, short! Zdążę machnąć! Deadline jest o 21:00, wszak słońce jeszcze nie wstaaa... - jego wzrok padł na zegarek, którego diody LED szyderczo pokazywały godzinę 20:40.
Wspomnienie wypłynęło na powierzchnię zmaltretowanego umysłu: nalewka kawowa dawała podwójnego kopa - nie dość, że mocna i gładko wchodziła, to jeszcze rozbudzała, dzięki czemu impreza trwała do popołudnia.
- No to już po ptakach... choć może... - pojawiła nadzieja na złośliwe poprzestawianie godziny na zegarach przez kumpli. O ile ostatnim razem wyklął ich perfidnie, bo spóźnił się na egzamin, tak teraz gotów byłby im pobłogosławić.
Laptop nieprzyjemnie zawarczał, wbijając decybelowe gwoździe w czaszkę cierpiętnika. Po chwili Marek sprawdził godzinę na portalu informacyjnym - 20:44. Zminimalizował firefoxa i ze zdumieniem znalazł na pulpicie plik: "Short - edycja styczniowa.doc". Otworzywszy go ujrzał ścianę tekstu. Zupełnie nie pamiętał, kiedy go napisał, jedyne co wiedział, to fakt, że przed imprezą nie miał choćby pomysłu. Czym prędzej zabrał się do wysłania opowiadania.
- Firefox - bełkotał, jak w transie - forum SFFiH, login jest, hasło fhtagn, Word kopiuj, PW gospodarza wklej... chwila, stop - oprzytomniał.
Kwadrans to szmat czasu - przed wysłaniem postanowił przeczytać, ocenić i zrobić prowizoryczną redakcję.
- Zobaczmyż cóż my tu mamy - rzucił w powietrze. - Jest humor, to pewnie parę osób da punkt, oniryczny nastrój z lekką nutką romantyzmu (aka emo) też powinien zapunktować - komentował na głos. - Kompletny brak odwołań do polityki, mediów, czy sytuacji na świecie neguje możliwość posądzenia o political-fiction. Tajemniczość i niedopowiedzenia tyż pozytywnie wpłyną... jest szansa na wygraną. Spójrzmyż na puentę, od niej najwięcej zależy.
Nie zabrał się od razu do ostatniego akapitu; miał trzy minuty plus prawdopodobny kwadrans akademicki - chciał przez ten czas przemyśleć konstrukcję tekstu. Jednak jego myśli nie skupiły się stricte na napisanym shorcie, a na najbliższych dwóch tygodniach. Po wysłaniu wiadomości do gospodarza, jego priorytetem będzie kefir, jajecznica i prysznic: stary sposób na kaca. Kolejne dni będą monotonne: rano uczelnia, a potem, aż do nocy "Wiedźmin" (wszak za kwartał wychodzi sequel) i przejrzenie nowych komentarzy tuż przed snem. Harmonię zakłócą weekendowe imprezy oraz przyszłoczwartkowe kolokwium do którego przynajmniej przymierzy się do nauki. Niedzielę ogłoszenia wyników zaś spędzi w fotelu, z książką w ręku, odświeżając temat shortowy po każdym rozdziale. Rozsądnie, nie to co kilku nadgorliwców, którzy przez całe dwa tygodnie głosowania, gdy tylko są przed - choćby i wyłączonym - komputerem, neurotycznie masturbują klawisz F5.
Otrząsnął się z przemyśleń i wrócił do puenty. Uśmiech zniknął, w oczach ukazały się kurwiki, ręce rwały się do agresji, gardło do wrzasku.
***
- Halo, policja? - w słuchawce zabrzmiał kobiecy głos. - Sąsiad właśnie wyrzucił przez zamknięte okno laptopa, strasznie klnie i wykrzykuje brednie... Co wykrzykuje? Coś o spodenkach, chomikach ślimakołakach i kotach wampirach... Co? ... Ulica Czapki 24.
******
Bonus poza ankietą
Potargana
Lubiła ten rytuał, a ja nie zamierzałem jej przeszkadzać. Wręcz przeciwnie. Uczestniczyłem w nim za każdym razem, odkąd zaczęła przychodzić.
- Dlaczego nie zdejmiesz czapki? - spytałem.
- Nie… mam tam niezły bałagan. - odpowiedziała.
- Pięknisia z ciebie?
- A tak... - uśmiechnęła się szeroko. Dziecięco, ale i zalotnie. - Poza tym, gdyby ktoś wszedł, a ja tutaj z panem, taka potargana…
Nie mogłem zareagować inaczej. Zaśmiałem się. Szczerze. Dalej robiłem swoje, a ona poddawała się wszystkiemu bez sprzeciwu, właściwie nie zauważając mojej pracy. Zamiast tego, z rozmarzonymi, jakby zamglonymi oczyma, mówiła. Czasami szeptała, a niekiedy podniecenie wyrywało z jej piersi setki wyrazów, całe zdania i opowieści wraz z jednym zaledwie oddechem.
O wszystkim.
Mówiła o rzeźbach z Wysp Wielkanocnych i o kolorze chmur widzianych z góry, ze szczytu Mont Everestu. Jakby tam była. Nuciła piosenki i z radością odtwarzała zasłyszane slogany reklam. Opisywała muzykę z widzianego dzień wcześniej filmu, zachwycając się brzmieniem każdego smyczka symfonicznej orkiestry. Oddawała w słowach piękno uchwyconych w fotografii piorunów i tęczy w mgle kropel u stóp wodospadu. Zachwycała się kształtem i szumem morskich fal. Podziwiała taniec, w chwilach uniesienia, nieporadnie, ale z wdziękiem, naśladując podpatrzonych mistrzów. Od kwiatów i drzew, ku autom i samolotom, jej pasja zdawała się ogarniać świat. Sięgała gwiazd.
Zarażała nią. Dzieliła się ze mną każdym uczuciem, jakby tylko w ten sposób wszystko nabierało znaczenia. Chyba tak musiała - być i współodczuwać z innymi. Z ludźmi, których kochała. Wszystkich i wszędzie. Za to, jakimi są. Z pasją i przejęciem, jakby nigdy wcześniej nikogo nie spotkała, nie znała.
Jakby całe wcześniejsze życie przeżyła w pustce.
Tego dnia, gdy opowiadała o spacerze w niedalekim parku, zaraz po tym, jak zachwyciła się zwinnością wiewiórek i wolnością gołębi, z wypiekami na twarzy wspomniała młodych zakochanych. Podglądała ich, gdy wymieniali pierwszy, nieśmiały pocałunek. Odniosłem wrażenie, że sama składa się do delikatnej pieszczoty. Nie ze smutkiem i tęsknotą, ale spełnieniem. Jakby syciła się ukradkiem skradzionym szczęściem.
- A pan. - przerwała. - Kocha pan żonę?
- Oczywiście.
- To dobrze. Jest piękna, prawda?
- Owszem.
- A ja. Czy ja jestem piękna?
Zaskoczyła mnie.
Właściwie zbierała się już do wyjścia. Podniosłem wzrok i zauważyłem jej uśmiech. Szeroki, zaraźliwy. Nie wykrzywienie ust, ale radość wyrażoną całym delikatnym ciałem, z czającym się w oczach ognikiem zaczepności. To był test. Kolejna żartobliwa gra osoby, która nie potrafiła przechodzić obok innych obojętnie. Kochała i rozkochiwała.
- O, tak. - powiedziałem na koniec. - Jesteś. Jak mało kto.
Naprawdę tak myślałem.
Skinęła głową w progu. Podniosła dłoń do bejsbolówki. Nie zdjęła jej, a ja przez moment odniosłem wrażenie, że nie chce psuć naszych żartów, jakby chroniła mnie przed rzeczywistością.
Ale przecież wiedziałem. Nie była potargana. Na tym etapie naszych spotkań nie miała już włosów. Bałagan pod jej czapką tkwił głębiej.
- Do widzenia, panie doktorze. - powiedziała i uśmiechnęła się.
Z siłą i energią, którą mogła obdzielić świat.
Miała na to rok. Może dwa.
Nie więcej.
***
I to by było na tyle!
Matrim - 16 Stycznia 2011, 22:03
Jeśli coś przeoczyłem, to dajcie znać. To całkiem prawdopodobne w sumie.
lakeholmen - 16 Stycznia 2011, 22:15
To i tak nieźle, że tylko cztery szorty o fryzjerze
shenra - 16 Stycznia 2011, 22:34
Przeczytałam. I muszę ochłonąć. Szkoda, że ostatni pod kreską, bo świetny.
Cytat | To i tak nieźle, że tylko cztery szorty o fryzjerze | Ale każdy inny
Matrim - 16 Stycznia 2011, 22:43
shenra napisał/a | Szkoda, że ostatni pod kreską, bo świetny. |
Miało być "jeden na łebka, chyba że...", a ilość okazała się w normie. Chciałem żeby wszyscy Autorzy mieli jednak równe szanse.
shenra - 16 Stycznia 2011, 22:56
Matrim, nie no jasne. Mówię, że szkoda, bo świetny szort.
Witchma - 16 Stycznia 2011, 23:05
Przeczytałam, najlepszy jest bonusowy... I na co tu zagłosować?
Martva - 16 Stycznia 2011, 23:07
Och, nie wiem który był ten drugi, znaczy pierwszy, ale coś mi się wydaje że podwójny autor będzie sobie pluł w brodę że dokonał takiego wyboru
Mam kilku kandydatów, ale szort spod krechy miałby zdecydowanie pierwsze miejsce. Mimo że się niemal poryczałam.
shenra - 16 Stycznia 2011, 23:08
Zgadzam się. Cóż wybór dokonany osobiście.
dziko - 16 Stycznia 2011, 23:10
No fakt, nadmiarowy bardzo dobry. Podobny problem jak w szortach afrykańskich.
Może prowadzący powinni robić na opak i wystawiać szorty, które Autorzy oznaczyli jako "te drugie"
shenra - 16 Stycznia 2011, 23:50
O i już mamy faworyta
Matrim - 17 Stycznia 2011, 00:09
Postarajmy się skupić na szortach ankietowych, a bonusowy może lepiej czytać po oddaniu głosu? W nagrodę?
shenra - 17 Stycznia 2011, 00:13
Matrim, narobiliśmy im smaka, teraz już się nie da.
Matrim - 17 Stycznia 2011, 00:23
shenra, no ale to żeby tej Trzynastce nie było smutno
brajt - 17 Stycznia 2011, 04:09
Potargana to jeden z najlepszych szortów, odkąd się tu pojawiłem. Jak to szło, o złotym rogu?
baranek - 17 Stycznia 2011, 08:22
jesteście okrutni.
Witchma - 17 Stycznia 2011, 08:24
Sam sobie autor winien... następnym razem niech znajdzie sobie lepszego doradcę.
Zagubiony - 17 Stycznia 2011, 09:19
Pora zabrać się za shortowy obowiązek. Jedziemy z komentarzami.
Fryzjer wieczorową porą - Już pierwsza część nie przedstawia się zbyt dobrze. Odwołanie do Ryszarda C. jest trzecioplanowe, ale jest i to już wystarczyło, by nastawić mnie negatywnie do shorta. I jeszcze myśl przewodnia: Nie przeciwstawisz się przeznaczeniu, uoooo!. Temat rzeka, jak to mówią, dosyć często przedstawiany, a mimo tego czasem wśród nowości pojawi się perełka, która zadowoli moje czytelnicze ego, albo i wręcz zachwyci. Nie tym razem, drogi/a Autorze/rko - Tobie się ta sztuka nie udała.
Youtube 2167 - . Rozwijając pierwotną myśl: narzekanie jest uniwersalne dla Polaków, ale w świetle ostatniego raportu MAK, czy aby na pewno chodziło o tę uniwersalność? Powątpiewam. Wystarczy, że aktualna polityka przewija mi się w portalach informacyjnych - subiektywnie i konsekwentnie nie chcę jej widzieć w formach literackich. Może nadinterpretuję - nie wiem - ale tak właśnie tego shorta odebrałem i oceniłem. Nie sądzę również, by Polacy z takim entuzjazmem przyjęli kopułę. W tekście nie ma żadnej informacji, dzięki której można by obronić logikę takiej postawy. Poza tym co ma tytuł do shorta? Że niby youtube jest "mało znanym amerykańskim programem informacyjnym", a rzecz się dzieje w roku 2167? Ha, ha, ha. Na ostatek wspomnę o formie. Ogólnie popieram eksperymentowanie z nią: lubię być zaskoczony oraz różnorodność przedstawiania tekstów (taki pozytywny przykład: "Scenariusze" Martvej), niemniej serwis informacyjny mnie nie przekonał.
Bałagan to moja specjalność - W przeciwieństwie do jednego shorta z poprzedniej edycji, wrzucenie w tytuł frazy ze stricte tekstu nawet pasowało do opowiadania. Absurdalność tej sytuacji trochę mnie zbiła z tropu. Sceptycznie podchodzę do iluzjonistycznych sztuczek - wszystko jest grą praw fizyki i zabawą na niedoskonałościach ludzkiej percepcji, dlatego też nie dowierzam opisanej sytuacji. Dodatkowo: ten cylinder to był taki elastyczny, że na początku trzymał się na głowie, a potem rozszerzył się na szerokość ramion? Wow! Istnieją oczywiście wytłumaczenia całej sytuacji, jak na przykład to, że cylinder był magicznym przedmiotem, albo fryzjer był czarodziejem incognito, ale one do mnie nie przemawiają, gdyż nie znalazłem w opowiadaniu żadnych wskazówek, które mówiłyby, by interpretować przedstawiony świat, inaczej niż nasz własny. Aha, jeszcze jedno. Nie znalazłem żadnych elementów political-fiction - nie było hattricka, to ważne !
Włosy - Chyba nie lubię przedstawiania świata z przymrużeniem oka w wersji shortowej. Puenta taka mdła, nie wywołująca żadnych pozytywnych emocji, a poza tym to już nie będę się wyzłośliwiał.
Wysoko do nieba - , . A na poważnie: w końcu short, o którym mogę mówić w superlatywach. Bardzo dobrze skrojony, wydaje się, że wszystko pasuje, a każde zdanie ma znaczenie. Dopracowanie szczegółowe (amputacje, zaraza, psy, niepiśmienność, skład wioski, sam kościół), bardzo dobrze oddaje realia i nastrój wieków ciemnych. Mogę nawet powiedzieć, że do pełni rytmiki tekstu zabrakło z jednego refrenu "Świr, heretyk, świr" podczas samej egzekucji. Przeplatanie narracji z myślami głównego bohatera jest płynne, przyjemnie dekoruje tekst: po prostu podoba mi się. Sama postać heliocentryka jest realistycznie przedstawiona, humorzaście, a jego dyskusje samego z sobą są najzwyczajniej piękne. Gratuluję Autorowi/rce przemyślenia opowiadania i nagradzam punktem!
Bałagan pod Czapką - Getto w wersji fantasy. Nie tędy droga. Sapka i tak się nie przebije, a cały tekst nie wyszedł zbyt dobry. Próby zwodzenia czytelnika bardzo nieudolne. Bitwy między Prawem i Porządkiem, a nieludźmi toczono na miotły, a nie na miecze? Zamiast fireballs & magic missiles, rzucano zaklęcia odkurzania & wymiatania? Na koniec najlepsze: całą sytuację udało się załagodzić brukowcem, a tępienie nieludzi nie wywarło żadnych poważniejszych (wręcz śmiertelnych) reperkusji na Czyścicielu i radzie miasta? Opowiadanie strasznie kuluje pod względem logicznym. Jedyną dobrą rzeczą w miniaturze jest gra słów Czyściciel-czystki.
Fan - Po pierwszej części shorta, w połączeniu z pierwszymi przedstawionymi opowiadaniami obecnej edycji, miałem obawy, że to będzie kolejne political-fiction, tym razem o ostatnim mordzie politycznym w Stanach. Całe szczęście, nie na tym to polegało. Myśli pierwszoplanowego szaleńca, są spójne, wewnętrznologiczne. Przyznaję, że nie skojarzyłem daty, ale po wygooglaniu wpadłem w zachwyt. Pochwalę manewr z inicjałami i datą: zmusza potencjalnego czytelnika do skojarzenia/pomyślenia/poszukania. Przekazana informacja nie jest krzykliwa: dobrze, że to są tylko inicjały, a nie pełne miano zabójcy. Ten short to naprawdę dobry kawał literatury. Zasłużony punkt.
Głowa Gorgony - Ni to mierzi, ni zachwyca (tak, tak - lubię ten zwrot). Ot wiersz.
...w R'lyeh - Nie należę do fanklubu Przedwiecznych. W zasadzie to po przeczytaniu tego shorta zastanawia mnie jedno - co było tym nieznośnym budzikiem?
Cuś - Bełkot, przez który ciężko się przebić. Stosowanie fonetyczno-pijackiego języka, było złym pomysłem.
F jak Fryzjer - Krzysztof to bardzo ładne imię jest. Wydaje mi się, że czegoś nie skumałem (ponowna lektura też nie pomogła). Czy Krzysiek, obcinając kosmyk, aktywował klątwę? O co chodziło z absurdalnym stanem Kacpra? Czy Kacper był pierwszą ofiarą, czy to był rytuał (jak w Sweeney Toddzie, ale o tym zaraz)? Jeśli Kacper nie był pierwszą ofiarą, to jakim cudem poprzednie klientki dopominały się kolejnym wizyt, hm? Czyżby zombie? I po kiedy grzyba na koniec nawiązanie do Todda? Dziwne toto, nie podobało mi się.
Ujarzmiona potęga umysłu - Ot zwykła opisana scenka. Nic z niej nie wynika.
Short - edycja styczniowa - Czyżby to była scenka biograficzna Autora/rki ? Przyjemna satyra, hermetycznie wewnątrzforumowa.
Potargana - Niech Autor/rka pluje sobie w brodę. Drugi najlepszy short edycji w moim mniemaniu. Szkoda, że nie mogę dać punktu . Skutecznie chwyta za serce. Bardzo skutecznie.
No to teraz czekam na Wasze komentarze. Nie zawiedźcie mnie .
baranek - 17 Stycznia 2011, 09:24
średnio wyszło tym razem. jest kilka niezłych pomysłów (Fryzjer wieczorową porą - dla naprzykladu), tylko wykonania szwankują. czasem mocno szwankują (Cuś - dla naprzykladu, mocno mnie zmęczyło) no ale jak już kiedyś pisałem - to nie jest konkurs na pomysł, tylko na opowiadanie. aproposik opowiadanie - no jednak raczej prozą powinno być. mimo wszystko, proszę Was.
mój głos poszedł na 'Fana' - zupełnie nie moja bajka i troszkę może szwankuje tu i ówdzie ('uwierzą aktom', czy 'uwierzą faktom', drogi Autorze/Autorko?) - ale to moim zdaniem najlepszy szort edycji.
Witchma - 17 Stycznia 2011, 09:45
Fryzjer wieczorową porą - pomysł był, jednak zakończenie mało mnie przekonało.
Youtube 2167 - nie jestem pewna, czy kopuła może mieć kształt krakuski.
Bałagan to moja specjalność - jedyny z fryzjerskich szortów, który wyróżnię. Szczypta absurdu nie jest zła. Poza tym też nie lubię, kiedy ktoś błota naniesie... PUNKT
Włosy - że niby kołtuństwo...? Nie przekonał mnie ten tekst.
Wysoko do nieba - według mnie zdecydowanie najlepszy tekst edycji (a przynajmniej części punktowanej). Doskonale zbudowany nastrój (świetne rozmowy ze sobą!) nieco siada pod koniec, ale całość się broni. PUNKT
Bałagan pod czapką - bałagan w tekście bym powiedziała.
Fan - mam wrażenie, że już kilka(naście) razy już coś takiego czytałam.
Głowa Gorgony - sympatycznie się czyta, ale na punkt to za mało.
... w R'lyeh - trochę strach nie przyznać PUNKTU, bo mam wrażenie, że Cthulhu wie, gdzie mieszkam
Cuś - cuś trudno było dobrnąć do końca.
F jak Fryzjer - chyba nie zrozumiałam.
Ujarzmiona potęga umysłu - zupełnie minęłam się z tym tekstem.
Short - edycja styczniowa - wiele już takich szortów mieliśmy, a ten niestety nie jest z nich najlepszy.
Potargana - autor zasługuje na uduszenie gołymi ręcami (!) za taką, a nie inną decyzję. Bez względu na to, który z pozostałych szortów wyszedł spod jego ręki, jest zdecydowanie gorszy od tego.
W zasadzie na znak protestu powinnam wybrać "żaden z powyższych", ale autor "Potarganej" (jak już pisałam) sam sobie zrobił źle. Niech cierpi
Arya - 17 Stycznia 2011, 10:10
Fryzjer wieczorową porą, Cuś, F jak Fryzjer i Szort - edycja styczniowa
Matrim - 17 Stycznia 2011, 10:31
Jaki piękny wysyp głosów
Zagubiony, baranek, Witchma, Arya - dziękje pszejmie.
Nie zwalniajcie!
eLAN - 17 Stycznia 2011, 18:22
baranek, raczej "aktom" :)Takim policyjnym, z kartoteki danej osoby :]
Przeczytałem, ale póki co wstrzymam się z głosowaniem. Niech się przetrawi.
BTW. Matrim: no i zwolnili z tego co widzę, to dwóch NNów zagłosowało..?
EDIT: 3 NNów
baranek - 17 Stycznia 2011, 18:45
eLAN, no akt. fakt znaczy.
czterdziescidwa - 17 Stycznia 2011, 19:15
eLAN napisał/a |
BTW. Matrim: no i zwolnili z tego co widzę, to dwóch NNów zagłosowało..?
EDIT: 3 NNów |
Jeden to ja, na Fana.
Matrim - 17 Stycznia 2011, 19:16
czterdziescidwa, dziękujemy za niewstydzenie się
shenra - 17 Stycznia 2011, 19:21
Teraz na prowadzenie wyszło dwóch mężczyzn, czy będzie dogrywka?
dziko - 17 Stycznia 2011, 20:29
Świat się kończy, NNy głosują na początku
Edycja, no, taka sobie.
Potargana - najlepsza, ale poza konkursem.
Punktowe:
Włosy - zabawne i jakże prawdziwe.
Fryzjer wieczorową porą - przydałby się szlif, ale fajne, zwłaszcza lekko absurdalna końcówka.
Wyróżnienie:
Szort - edycja styczniowa – nienajgorszy metaszort, zwłaszcza rozważania o treści opowiadania i zachowaniach piszących. Końcówka niestety raczej słaba.
lakeholmen - 17 Stycznia 2011, 22:09
Youtube 2167 za pomysłowo dosłowne potraktowanie tematu.
Fryzjerzy i psychole też nie są może dosłowni, ale czapka krakuska powala (przynajmniej mnie). Bałagan pod nią też. Szkoda, że to śmieszne, ale co poradzić?
Aisling - 17 Stycznia 2011, 22:33
Bałagan to moja specjalność - dobrze napisane i równe od początku do końca (rzadkość) - PUNKT.
Ujarzmiona potęga umysłu rozbawiła mnie. Biedny inżynier."Niedotleniony, zalewany krwią" mózg brzmi jak oksymoron, ale cóż... Kiedy monitor zalewa wściekła purpura, nawet wylew niedokrwienny jest możliwy. Przynajmniej higienicznie i bez żadnych kołtunów. PUNKT w kategorii "Style Humoru"
Głowa Gorgony - PUNKT za lapidarność stylu. I nic więcej.
|
|
|