Mechaniczna pomarańcza [film] - Indiana Jones IV - Legenda żyje, czy umiera?
Homer - 22 Maj 2008, 07:47 Temat postu: Indiana Jones IV - Legenda żyje, czy umiera? Pamparapam!
Pamparaaaaa!
Pamparampam!!!
Pamparam! Pam!!!! Pa!!!!
Spieszę donieść, że IV spotkanie z Dr Indy Jones'em to kawał dobrej i wesołej rozrywki (zwłaszcza dla czytelników tego forum).
I to tyle, żeby mnie Spielberg za spoilery nie pozwał...
Pamparampam!
Pamparaaaaaaa!
Pamparara! Parara! Parara!
Paraaaa! Pam! Pa! Ram!
(..raapamparaaa...)
Homer - 22 Maj 2008, 07:50
Ponieważ jednak opinie na filmwebie są podzielone, czekam na dyskusje . Sam miałbym parę uwag, ale póki co nie chce spolerować.
Witchma - 22 Maj 2008, 07:50
dzisiaj się wybieram i się zobaczy
Adashi - 22 Maj 2008, 10:10
My także się dziś wybieramy silną grupą pod wezwaniem
Hubert - 22 Maj 2008, 10:12
Ja się wybieram za kilka dni. Mam nadzieję, że warto było czekać.
Urbaniuk - 22 Maj 2008, 10:34
T O J U Ż D Z I S I A J !!!
Wiem że to moze nie przystoi starszemu panu, ale jestem podniecony jak dzieciak. I jednoczesnie sie boje.
Uwaga spojlery ale tylko dla tych co nie widzieli nawet trailera :
Komunisci zamiast nazistów + (trzeba dowartościowac wszystkie formy socjalizmu )
kryształowa czaszka - (bardzo duzy minus, indiana najlepiej żarł kiedy szukał artefaktów związanych z tradycja judaistyczo - chrześcijanską, osobiscie liczyłem na włócznie przeznaczenia, gwóxdź z krzyża, albo mandylion)
Marion Ravenwood +
syn indiany -/+
scena w "magazynie" - (dranie spalili mi pomysł) +
brak conerr'yego ---
Tak czy inaczej dla mnie na zawsze legenda trwa.
Adashi - 22 Maj 2008, 10:55
Urbaniuk napisał/a | osobiscie liczyłem na włócznie przeznaczenia, gwóxdź z krzyża, albo mandylion) |
Kiedyś liczyłem na Indiana Jones and the Fate of Atlantis...
Stormbringer - 22 Maj 2008, 11:52
Wszyscy pozytywnie nastawieni, więc nie ma co psuć ludziom humoru spoilerami - niech się sami przekonają, na własnej skórze.
ihan - 22 Maj 2008, 13:40
Powiadam ci, dla własnego dobra: nie próbuj nawet żadnych spojlerów. I Wy inni też. Będę jak MrMorgenstern w wątku Howardowskim, wszelkie krytyczne wypowiedzi będą tępione ogniem i biczem. Na wielbłądy.
Stormbringer - 22 Maj 2008, 14:09
To nie będzie polemiki? Damn.
Urbaniuk - 22 Maj 2008, 16:17
Stormbringer-> A z czym tu polemizowac? Indiana rządzi, choc w mojej hierarchii bohaterów ostatnio Anton Gorodetski ostro gryzie go w kostki
ihan - 22 Maj 2008, 16:22
Chłopcy i dziewczęta, wróciłam z kina. Spojlerowania nadszedł więc czas. Stormbringer, ależ oczywiście, że będzie polemika, a nawet ostre spory czy Indiana jest genialny, niesamowicie błyskotliwy czy po prostu najlepszy. Ha, gdyby nie moje obrzydzenie do historii może nawet dzięki Indy'emu bym poszła na archeologię.
Ziuta - 22 Maj 2008, 16:35
To warto iść? Bo ja się trochę boję.
Urbaniuk: coś ty się na Antoszkę uwziął?
Stormbringer - 22 Maj 2008, 17:01
To ja się może wspomogę tym, co już napisałem na forum NF:
Powiem tak: źle nie było, ale jednak lekkie rozczarowanie. Przyznajmy, film ma przebłyski i humoru, i fajnej, jonesowej akcji. Ale ma też np. zepsutą końcówkę i to zostawia takie trochę niefajne wrażenie. Żeby się jednak za bardzo nie wywnętrzać napiszę, że sekwencja poscigu w dżungli (razem z mrówkami i wodospadami zaraz potem) to najlepszy fragment filmu. Bo pokazuje, że jednak się dało. Zresztą Spielberg, co zawsze twierdziłem, jest idealnym reżyserem takich właśnie piętrowych atrakcji. A że reszta nie zawsze wychodzi, coż zrobić? Zatem szacunek za ogólne utrzymanie Jonesa w dawnej stylistyce i brak prób unowocześniania serii na siłę. I jednocześnie żal, że jednak coś w tym wszystkim nie do końca zagrało.
Ale naprawdę, narzekam z bólem, bo co Dżons to Dżons.
ihan - 22 Maj 2008, 17:08
Marudzisz Sztormiaku, scena końcowa jest OK dzięki kapeluszowi. Ja bym tam raczej narzekała na ufoludki. I w pełni zgadzam się, że ZSRR należało zniszczyć. Żeby produkować dla takich kobiet jak Kate Blanchett takie nieatrakcyjne dla figury mundury, to powinno być karane!
Stormbringer - 22 Maj 2008, 17:11
SPOILERY:
Ihan, pisząc o końcówce miałem na myśli także te ufoludki. Widok tego kosmity na koniec kompletnie mnie rozłożył - in minus. W ogóle za dużo, za dosłownie, za efekciarsko, za głośno.
A że kapelusz trochę ratuje scenę ślubu, to akurat jestem się w stanie zgodzić.
ihan - 22 Maj 2008, 17:27
Jakieś tam maleńkie minusy są, bo w końcu robienie doskonałych dzieł jest zarezerwowane jedynie dla Bogów. Jednak dla mnie głównie są plusy: jest trochę goryczy przy okazji amerykańskiej histerii komunistycznej, Indiana też jest zmęczony i zgorzkniały, pozwolono mu się zestarzeć. Bohater kina Nowej Przygody ma prawo być starszym człowiekiem, na innym poziomie niż Connery w Osaczonych z Catherine Zetą, to dosyć ważny sygnał. I osobiście jednak czekałam na powrót Karen Allen, w jakimkolwiek charakterze, bo lubię jej bohaterkę. Jestem gotowa wybrać sie na Indianę V, XX lub nawet C.
Witchma - 22 Maj 2008, 21:06
Indiana obejrzany, jeszcze nie wiem do końca, co o tym myśleć
3/4 pozytywnie mnie zaskoczyło - prawie jak za dawnych czasów, nawet syn mi zbytnio nie przeszkadzał
tymczasem końcówka (wszystko, co po mrówkach) strasznie mnie rozczarowała - świetnie rozumiem ufoli w kontekście lat 50-tych itd., ale jakieś to było zbyt dosłowne
spojlery:
statek kosmiczny był wg mnie przegięciem na maksa, jak się przenosili do innego wymiaru to chyba nie był im potrzebny...? myślę, że niedopowiedzenia lepiej by zrobiły końcówce
tak samo ślub był co najmniej nie na miejscu... przez chwilę miałam nadzieję, że zwieje sprzed ołtarza, bo dostanie jakiś nowy archeologiczny cynk, a tu taka tragedia... ech...
za to totalnie powalił mnie na kolana akcent Cate Blanchett, chętnie obejrzę film jeszcze raz choćby po to, żeby jej posłuchać
mBiko - 22 Maj 2008, 21:33
W moim odczuciu film zdecydowanie przewyższa inne, współczesne produkcje, ale i tak to już nie to samo. Zbyt wiele cytatów, zbyt niewiarygodnie, zbyt efekciarsko. Kilka plusów nie ratuje całości. Chyba po prostu minęło zbyt wiele lat. Indiemu lub mnie.
ihan - 22 Maj 2008, 21:36
mBiko napisał/a | Chyba po prostu minęło zbyt wiele lat. Indiemu lub mnie. |
"It's not the years, honey, it's the mileage".
Comar - 22 Maj 2008, 22:12
Ja także byłem dzisiaj na Indianie Jonesie i Latających Talerzach
Generalnie podobał mi się - sceny akcji świetne (zwłaszcza te wspomniane przez Strombringera), choć czasem przegięte na maksa (scena z lodówką, Mutt - Tarzan). Dobre aktorstwo. Może trochę za dużo efektów komputerowych. Klimat serii faktycznie utrzymany. Jest jednak jedna rzecz, która sprawia, że moja ocena zjeżdża w dół - kosmici. Przy okazji oglądania X-filesów tak mi się szaraki przejadły, że teraz reaguję na nie alergicznie.
Jednak mimo wszystko cieszę się z powrotu Indy'ego i mam nadzieję na więcej
Homer - 22 Maj 2008, 22:23
Jak dla mnie najmocniejszy jest sam początek . Zwłaszcza jeśli chodzi o akcje i montaż . Byłem na projekcji, w której sala biła brawo Indemu gdy wyskoczył z lodówki i pieknie przeszedł przez samochód .
Stormbringer - 22 Maj 2008, 22:23
Jeszcze a'propos scen akcji: pościg po kampusie też był sympatyczny. Taki oldschoolowy - żadnego CGI, sama kaskaderka. No i ta pointa o wychodzeniu z biblioteki.
ihan - 22 Maj 2008, 22:28
Taaak, a widzieliście na końcu listę płac kaskaderów? Sporo ich było. I wśród producentów same sławy.
Witchma - 23 Maj 2008, 08:34
Stormbringer napisał/a | pościg po kampusie też był sympatyczny. Taki oldschoolowy - żadnego CGI, sama kaskaderka |
zgadzam się w pełni, bardzo podobała mi się też scena w barze - świetny klimat
Last Viking - 23 Maj 2008, 08:50
Należę do pokolenia widzów, które miało okazję oglądać poprzednie części Indiany w kinie i tym razem zasiadłem w fotelu w podnieceniu, oczekiwaniu na kolejną przygodę. Czasy się zmieniły i zamiast skrzypiących krzeseł mamy wypasione miękkie siedziska, zamiast charczącego głośnika mono, otoczenie dźwiękiem THX, zamiast niewielkiego prostokąta, olbrzymi ekran, którego niczym stepu szerokiego, wzrokiem nie można ogarnąć. No i wypadałoby, żeby filmy również ewoluowały...
Cóż, i tu jest problem.
Czwarta odsłona Indiego, zdegustowała mnie początkiem. 60-letni Ford biegający, skaczący po skrzyniach w magazynie. Scenę uratowała... arka przymierza. Później już było lepiej. Forda walącego pięścią, prowadzącego pościg samochodem można zaakceptować.
Obawiałem się, że cały urok serii pryśnie, gdy przeciwnikami Indiego nie będą naziści, tylko komuniści, ale zastąpienie adwersarzy odbyło się bez bólu. Sama tajemnica z którą przyszło zmierzyć się bohaterowi tym razem była kiepska i mało chwytliwa. Zgadzam się z Urbaniukiem, że najlepsze motywy w cyklu były związane z tradycją żydowską (arka przymierza) bądź chrześcijańską (święty graal) i włócznia przeznaczenia mogłaby być świetnym rozwiązaniem. Obawiam się jednak, że w obecnych czasach poprawności polityczno-religijnych scenarzyści chcieli zachować neutralność (a nuż znowu ktoś się obrazi).
No a teraz o tym co mi się podobało. Przede wszystkim zawsze genialna i piękna Kate Blanchett udane nawiązania do poprzednich części i w porównaniu z tym co teraz kręci Hollyłódź, to naprawdę kupa dobrej rozrywki i zabawy. Słowem świetny film. Zgadzam się ze Stormbringerem, że scena pościgu w dżungli to najlepszy fragment filmu.
Jednak w porównaniu z poprzednimi częściami cyklu trochę za mało, nie było świeżości, nie było tego błysku w oku Indiany/Forda, krzywego uśmieszku, scen które powalały na ziemię dzięki jego grze aktorskiej.
Pytanie tego topika brzmi: czy legenda żyje, czy umiera?
Ostatnia scena filmu, bardzo symboliczna, na to odpowiada. „Młody” podnosi kapelusz Jonesa, który przywiał wiatr. W jego oczach pojawia się radosny błysk, że oto teraz on będzie jego właścicielem. Zanosi się na pokoleniowe przekazanie pałeczki. Niestety Indy odbiera mu go i uśmiechając się wkłada sobie na głowę. Zdaje się mówić: „Jeszcze nie nadszedł twój czas”.
I chyba możemy się spodziewać piątej części cyklu.
Moje serce się cieszy, ale rozum...
Homer - 23 Maj 2008, 11:09
Propo tego co pisze Stormbringer, odnośnie klimatycznych braków... brakowało mi trochę główkowania i dochodzenia do rozwiązań zagadek. Być może, że to czaszka im wszystko wyszeptywała i dlatego wpadanie na pomysły przychodziło im intuicyjnie. Cmentarz duży, nie wiem skąd Indy wiedział, gdzie i jak się kierować, w którą dziurę wsadzić rękę, mogliby chociaż dodać kawałek, w którym zerka na list od Oxleya i czyta jakieś wskazówki, bo przecież z podłogi tego wszystkiego nie wyczytał. Tak samo gdy wchodzili do ostatecznej komnaty, wszystko takie szybkie. Najdziwnieszsza scena to Mac, leżący na podłodze i mówiący, że sobie poradzi, nie chwyta bata, nie wstaje i nie ucieka, wir porywa jego a stoj ącego 5 metrów dalej Indianę już nie - tak to jakoś stucznym patetyzmem mnie uderzyło. Końcówka mogła być lepsza i to nie dlatego, że byli kosmici (bo w końcu duchy z arki, czy nieśmiertelność z gralla to też rozwiązania fantastyczne) tylko właśnie ze względu na brak główkowania, pośpiech i... wychodzenie Indian ze ścian. Jeszcze gdyby to były żywe posągi to rozumiem .
Tyle jeśli chodzi o narzekanie drobne, bo sam film zapewnił mi kawał solidnej rozrywki . Legenda żyje, też chciałbym być takim dziarskim "staruszkiem".
Gwynhwar - 23 Maj 2008, 12:05
Legenda żyje, ale mam nadzieję, że to już po raz ostatni.
Powiem wam, że się nie zawiodłam. Film naturalnie jest sztampowy, ale sztampowy w sposób który można by zarzucić każdej poprzedniej części: jest Indiana, jest wróg, kobieta, cel, oraz przygody po drodze do celu. Wyszła z kina więcej niż zadowolona, jasne, że kilka przeginek by się znalazło, ale dobrze się bawiłam, uśmiałam się (nawiązanie do Grease i Brando ), a przez chwilę poczułam się jakby kilka lat młodsza
Adashi - 23 Maj 2008, 13:20
Byliśmy wczoraj z ekipą PiwoKonową. Film jest imho bardzo dobry, o wiele lepiej to wyszło niż nowe "Gwiezdne Wojny", w ich przypadku cały klimat uleciał a czar prysł. Natomiast jeśli idzie o "Królestwo kryształowej czaszki" to legenda nadal żyje
Świetny jest początek filmu i od razu szybkie tempo, akcja KGB brawurowa, pieski preriowe powalające, sceny na poligonie bombowe (lodówka rulez!). Potem też jest całkiem ok, fajne wykorzystanie dänikenowskich teorii, widowiskowe pościgi, klimat przygody A całość okraszona rodzynkami do widza:
-arka przymierza
-Roswell 1947
-Mutt a'la Brando/Dean
-zwłoki ufoka (za drugim razem, już w Ameryce Pd) przez moment wyglądające jak ET z charakterystycznym paluchem
Zakończenie faktycznie nieco gorsze, ale nie jest źle. A scena z epilogu, kiedy JR podnosi kapelusz symboliczna, tak jak wspomniał Viking, ale można ją też interpretować inaczej, właśnie jako zapowiedź zmiany pokoleniowej...
Jaden Kast - 23 Maj 2008, 14:02
Właśnie wróciłem z kina. Cały film to wielkie i dobrze zrobione kino akcji, pasujące do poprzednich części. Indianie wciąż towarzyszą nieodłączny bicz i kapelusz i mimo wieku nadal wie jak sie bić (podczas pościgu w dżungli w pewnym momencie zastanawiałem się, czy twórcy nie przesadzili z ilością uderzeń i towarzyszących im odgłosów, ale nie można było nad tym długo rozmyślać, szczególnie, że to też pewien 'znak rozpoznawczy' serii). Zmiana nazistów na komuchów też dobra (zresztą w innym wypadku biedny Ford musiałby podkolorować sobie włosy )., a przy okazji nadal można pozostać przy kobietach - schwarz charakterach. Na duży plus zaliczyłbym też nawiązania do poprzednich filmów (od początku się zastanawiałem, czy to nie jest ten magazyn z "Poszukiwaczy zaginionej Arki').
Natomiast na minus zapisałbym samą idee Spacemenów i innych latających talerzy. Zmiana z wątków judaistyczno-chrześcijańskich była dobrym pomysłem, ale mogli pozostać jednak w sferze bogów Majów, Inków czy Azteków. Brakowało mi też (i widzę, że nie tylko mnie) większej ilości zagadek, dochodzenia do celu i 'ślepych zaułków' (kiedy Trzeci wręczył Indianie listy od Ox'a, miałem nadzieję na ich większe wykorzystanie jak było z pamiętnikiem Seniora w "Ostatniej krucjacie").
Ogólnie jednak, ze względu na akcję, humor i ogólnie jonesowski klimat uważam, że legenda nadal żyje
|
|
|